Umieram w ciszy - rozdział 11


BILL

Ocknąłem się gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, więc poderwałem się i zdezorientowany spojrzałem na Gus'a. Obaj z Geo siedzą ze mną w szpitalu, czekając, aż Tom się obudzi. Spojrzałem na brata. Z woreczka wciąż ciekła resztka krwi do jego ciała, jego skóra lekko zaróżowiła się, co cieszyło mnie, bo nie był już tak upiornie blady. Wyciągnąłem dłoń i odgarnąłem warkoczyki z jego twarzy, po czym poprawiłem kołdrę tak, by kończyła się na linii ramion. Odwróciłem się i sprawdziłem, czy okno jest uchylone, bo w pokoju było dusznawo, ale na szczęście nikt go nie zamknął. Dopiero wtedy spojrzałem na zegarek. Minęło sześć godzin, odkąd siedzę przy łóżku brata i czekam, aż się obudzi. W ciągu tych sześciu godzin nie odezwałem się ani razu. Nie przełknąłem też nic oprócz paru łyków wody. Tom by mnie za to zabił.
Westchnąłem. Tom. Tak bardzo czekałem na to, kiedy się obudzi. Łzy znów popłynęły mi po policzkach i nie chciały przestać. Spuściłem głowę i wziąłem głęboki wdech, co nie pozwoliło mi się uspokoić, a wręcz przeciwnie - zacząłem jeszcze bardziej płakać. Położyłem głowę na brzuchu bliźniaka i po prostu zacząłem histeryzować.

-Tom, ty idioto! Nie możesz mnie zostawić. Nie po tym wszystkim.. - łkałem, pozwalając, by szloch roznosił się po pokoju. Kiedy poczułem ciepłą dłoń wplątującą się w moje włosy aż podskoczyłem na krześle i szeroko otwartymi, zapłakanymi oczami wpatrywałem się w...
 ...
...
...
 ...
...w Toma!
Patrzył na mnie lekko zamglonym wzrokiem i uśmiechał się delikatnie, a moje oczy wyglądały jak spodki. Na moment moje serce zaprzestało pracy a potem...

-TOM! - wrzasnąłem i rzuciłem mu się na szyję, łącząc nasze usta w czułym, i słonym od moich łez, pocałunku, po czym przytuliłem się do niego. Zwabieni krzykiem lekarz, pielęgniarki i przyjaciele wpadli do pokoju, zobaczyć, co się dzieje, a ja płakałem mu w pierś ze szczęścia i z ulgi, podczas gdy smukłe palce przeczesywały moje włosy. Pielęgniarka odciągnęła mnie od niego i podała Geo, ponieważ się wyrywałem, a lekarz zaczął badać mojego bliźniaka. Ulga zalała mnie taką falą, że aż się nią zachłysnąłem. Gdy tylko lekarz skończył i stwierdził, że wszystko jest w porządku, znów przykleiłem się do brata. -Ty idioto! Gdy ktoś celuje w kogoś bronią, to należy się wycofać, a nie kozakować! Boże... martwiłem się, nawet nie wiesz, jak! Bałem się, że cię stracę, masz tak więcej nie robić! - wrzeszczałem, wciąż płacząc z nieopisanej ulgi. Jego palce starły ciecz z moich policzków i pocałował mnie w czoło, po czym przyciągnął do swojej piersi.

-Przepraszam. - szepnął. Zachlipałem.

-Nie przepraszaj. Tylko więcej nie strasz mnie tak. - poprosiłem już ciszej a chłopaki znikli mówiąc, że przyniosą jedzenie i picie. Byłem im wdzięczny. Spojrzałem bratu w oczy i przestałem płakać. Wyglądał prawie, jakby nic się nie stało, był tylko bledszy niż zwykle. -Boże... tak bardzo cię kocham a mogłem cię stracić. - wyszeptałem, a on uśmiechnął się, przyciągnął mnie do siebie i pocałował czule.

-Też cię kocham. - szepnął mi do ucha. Ułożyłem się na łóżku obok niego i zaraz weszli Geo z Gusem, niosąc picie, jedzenia dla wszystkich i... kosz prezentów? Zdziwieni zgodnie spojrzeliśmy na nich.

-Wszyscy obecni w sklepie w ramach podziękować dla Toma złożyli się na kosz i kwiaty, które dojdą jutro. - wyjaśnił basista, a ja ułożyłem z powrotem głowę na piersi bliźniaka tak, że słyszałem bicie jego serca, a silne ramię objęło mnie w talii. Zdziwiłem się i spojrzałem na niego, gdy przykrył mnie kołdrą.

-Prześpij się. - poprosił cicho. Miał rację, byłem wykończony. Nie czekając dłużej - zasnąłem.

TOM

Patrzyłem na śpiącego bliźniaka i głaskałem go po jego miękkich włosach. Geo i Gus usiedli na krzesłach obok nas i podali mi szklankę Coli do ręki. Uśmiechnąłem się i wypiłem łyk.

-Dzięki, że się nim zajęliście. Długo byłem nieprzytomny? - zapytałem. Chłopaki spojrzeli po sobie.

-Nie licząc prawie trzy godzinnej operacji to sześć godzin. Bill ani razu nie zmrużył oka. Odkąd wwieźli cię na blok operacyjny, nie odezwał się i prawie się nie ruszał, jakby ktoś go wyłączył. - pokiwałem głową i na moment znów zerknąłem na brata. Westchnąłem.

-Dlaczego się naraziłeś? Wiesz, jak Bill cię potrzebuje. - zapytał Gus. Spojrzałem mu w twarz, siląc się na szczerość.

-Czułem się zmęczony tym, że nie ma żadnej poprawy... - ...jak myślałem do teraz. -Poza tym nie mogłem pozwolić, żeby zastrzelił tą kobietę. - wyjaśniłem. Nasi przyjaciele wymienili między sobą spojrzenia.

-Nie ryzykuj tak więcej. Jeśli zginiesz, Bill od razu popełni samobójstwo. - tym razem głos zabrał nasz basista. Spuściłem głowę.

-Wiem. - szepnąłem cicho. Bill wiele razy to mówił, nawet, jeśli go raniłem. Nie będzie żyć na tym świecie ani dnia dłużej, jeśli mnie już nie będzie. Przytuliłem go mocniej do piersi i uśmiechnąłem się pod nosem. Kocham tego wariata.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty