Wspólne mieszkanie - rozdział 2

Hey Wam~!
Na początek chciałabym podziękować Izu-chan, która pomagała mi i tymczasowo sprawdzała moje rozdziały. ^.^
A teraz chcę podziękować za komentarze od Was, bo jak zwykle bardzo mnie cieszą i mam nadzieję, że pod tym postem też się ukażą~!
No, a teraz nie chcę przedłużać. 
Zapraszam~!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dopiero się obudziłem, a już jestem wkurwiony. To drugi dzień gdy mieszkam z tą cholerną pchłą, a już nie wytrzymuję. I jak ja mam to wytrwać przez te cholerne 6 dni?! Co się stało, że pomimo iż jest niedziela, dokładnie 7:48 jestem wkurzony i nie śpię? Bo oczywiście nasz samozwańczy Bóg musiał coś rozwalić na dole, akurat kiedy śpię! Cholera by go. Idę to sprawdzić, przy okazji zrobię sobie śniadanie. Zdjąłem biały, wymięty t-shirt i rzuciłem go byle jak na podłogę. Zszedłem na dół w samych dresowych spodniach, w których zazwyczaj śpię. Na schodach przeczesałem jeszcze włosy palcami i wszedłem do kuchni.

-Oi, pchło... - zacząłem, ale nie skończyłem, bo aż mnie zamurowało. Ta wesz całowała się na stole z jakimś facetem! Kątem oka zobaczyłem rozbitą szklankę obok stołu na którym się całowali i trzy przewrócone krzesła. Więc stąd ten huk. 

-Mówiłem ci, że mam gościa. - powiedział cicho Orihara do całującego go szatyna, który teraz zsunął usta na jego szyję. 

-W nosie to mam. Chcę to zrobić. - zamruczał szatyn. Orihara odchylił głowę do tyłu, dając mężczyźnie większy dostęp do swojej szyi. Wydawało mi się, że jego oczy były lekko zamglone, ale nie jestem pewien. Widziałem je tylko przez sekundę lub dwie.

-Daj znać jak skończycie. - w końcu się otrząsnąłem i wyszedłem z kuchni. Wszedłem z powrotem na górę i do swojego pokoju, po drodze do łóżka wygrzebując z walizki MP3 i słuchawki. Przypuszczam, że będą dosyć głośno. Położyłem się na łóżku i włożyłem słuchawki do uszu. Wcisnąłem PLAY na urządzeniu i w uszach rozbrzmiały mi dźwięki "Lost November". Westchnąłem, ułożyłem się wygodniej na łóżku i zamknąłem oczy. Ciągle jestem w głębokim szoku. Ten wielki Orihara Izaya jest gejem! Nie mogę uwierzyć. Ale w sumie dlaczego mnie to dziwi?
On zawsze robi wszystko na odwrót, nie? Nie chcąc już o tym myśleć, wsłuchałem się w "Whataya want from me". Uśmiechnąłem się lekko. Tę piosenkę śpiewała dziewczyna Kasuki na jakimś konkursie. Wygrała go. Pewnie dlatego teraz robi karierę. Ma talent, muszę przyznać. Po jakimś czasie, ktoś zdjął mi słuchawki z uszu, ale usłyszałem jeszcze nuty Roxete... a to jest na końcu spośród kilkudziesięciu piosenek na mojej mp3! Przysnąłem? Możliwe... Otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz bruneta, niebezpiecznie blisko mojej. Uśmiechnął się kpiąco widząc, że nie śpię.

-Możesz już wstać. - powiedział i wyszedł z pokoju. Przez chwilę nie ruszyłem się z miejsca, ale potem żołądek przypomniał mi, że jeszcze nic nie jadłem. Podniosłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki, aby się oporządzić. Gdy mi się to w końcu udało, zszedłem na dół i wszedłem do kuchni. Spojrzałem na zegarek przy piekarniku. 9:57.... Zajrzałem do lodówki. No jasne, nie ma mleka, bo po co? Wkurzony jeszcze bardziej niż wcześniej ruszyłem do drzwi wyjściowych.

-Wychodzę. - oznajmiłem, ubierając buty.

-W takim stroju? - usłyszałem kpiący głosik. Przejrzałem się w lustrze. Mam na sobie zieloną koszulę i jeansy.

-Co z nim nie tak? - zapytałem w odpowiedzi.

-Jak to co, Shizu-chan? - zapytał z wielkim zdziwieniem kleszcz - Nie ubrałeś stroju clowna~! - zawołał ucieszony jak małe dziecko, które właśnie udowodniło komuś, że ma rację. Czując, że zaraz wybuchnę, czym prędzej wyszedłem trzaskając drzwiami i wręcz zbiegłem na dół. Wyżyłem się na pobliskim automacie. Gdy już trochę się uspokoiłem, ruszyłem w stronę Ikebukuro do mojego ulubionego sklepu. Tak, mam swój ulubiony sklep, i co? Szedłem z głową w chmurach wypalając papierosa za papierosem. O mało znów nie wpadłem pod furgonetkę... Co ja mam do nich takie szczęście?! W końcu dotarłem pod drzwi ulubionego supermarketu i  zdeptałem papierosa. Wszedłem do środka, chwyciłem koszyk i zacząłem krążyć między regałami, biorąc kolejno mleko, mleko czekoladowe, płatki śniadaniowe, truskawki, jakieś ciastko, ryż, warzywa i jabłka. Z pełnym koszykiem ruszyłem w stronę kasy. W sumie był tak pełny, że ludzie patrzyli na mnie ze wzrokiem mówiącym "Jakim cudem ten koszyk się jeszcze nie popsuł?!". Też nie wiem, jakim cudem, no ale jakimś musiał. Trochę już rozluźniony, wyszedłem z siatkami w rękach ze sklepu. Szedłem już w stronę Shinjuku, gdy usłyszałem wołanie.

-Oi, Shizuoooo-saaan!! - usłyszałem radosny głos i podeszli do mnie dwaj licealiści - brunet i jakiś blondyn. -Shizuo-san, dawno się nie widzieliśmy, ne? - zapytał z wielkim uśmiechem.

-Yo. Faktycznie dawno. - kojarzę ich. Ale skąd?

-Dzień dobry, Shizuo-san. - brunet odezwał się nieśmiało.

-Shizuo-san, idziesz z nami? Idziemy na spacer do parku! - zaproponował wesoło wyższy chłopak, zakładając ręce za głowę.

-Jasne, czemu nie. - odparłem. W sumie spacer dobrze mi zrobi. Przynajmniej wrócę później do domu tej cholernej mendy. Ruszyliśmy w stronę parku, a blondyn nawijał jak najęty. Słuchałem tylko niektórych z jego słów...

-Oi, Shizuo-san, a wiesz, że ludzie jak cię widzą to uciekają albo chcą stać się niewidoczni? W sumie to w zeszłym roku przeprowadziłem test z kolegą twojej postury, założył strój barmana, perukę i okulary, każdy na jego widok udawał, że go tu nie ma! To naprawdę zabawne, bo bez powodu nic nikomu nie robisz. Tylko jak cię wkurzy, a idąc nie można cię wkurzyć. - opowiadał.

-Kida-kun, to nieuprzejme z twojej strony. - upomniał go niższy chłopak.

-Mikado, nie przejmuj się. Shizuo-san się za to nie obrazi, prawda? - aha, czyli ten mały to Mikado, a ten wyższy to Kida.

-Nie, skądże. - w sumie tak go słuchałem, że nawet nie wiem, o czym mówi...

-No widzisz? I nie strzelaj takiego rumieńca, Mikado, jakby to Anri tutaj była! O, a może ty teraz myślisz o niej i jej ero-ero cycuszkach, i dlatego się tak rumienisz, co? - zapytał lekko złośliwie Kida. Na jego słowa brunet zarumienił się jeszcze bardziej.

-Ni-nieprawda! - zaprzeczał tak gorąco, że aż zacząłem się śmiać. Zaraz potem obaj dołączyli do mnie.

-Hahaha, oi, Shizuo-san, haha, wybacz, ale my już musimy lecieć, hahaha. - powiedział blondyn,  próbując przestać się śmiać.

-Jasne, do kiedyś. - odparłem i ruszyłem w stronę Shinjuku. Po godzinie byłem w domu pchły. -Wróciłem. - powiedziałem.

-Tak, tak, widzę. - kleszcz siedzi przed swoim laptopem, a na nosie ma czarne okulary. Podniósł swoje oczy na mnie. - Kupiłeś ootoro? - zapytał.

-A miałem? - zgłupiałem. Przecież nic nie mówił jak wychodziłem. Westchnął.

-Tak myślałem, że komórka ci padła. - wzruszyłem na te słowa ramionami. Wszedłem do kuchni i rozpakowałem zakupy. Z salonu usłyszałem głos Izayi.

-Yo, Simon. Przyniósłbyś mi ootoro i coś dla bestii? Dzięki. - rozłączył się szybko i po minucie, znów słyszałem jak stuka w klawiaturę laptopa. Gdy chowałem mleko do lodówki, zauważyłem sok, a że chciało mi się pić, wyjąłem zielony kartonik. Gdy tylko go otworzyłem, doszedł mnie ostry zapach. Ile on tu trzyma ten sok.

-Oi, pchło, ile tu leży ten sok? - warknąłem, wchodząc do salonu. Popatrzył na mnie zdziwiony.

-To ja mam sok? Pewnie Namie przyniosła...

-To ty nie wiesz, co masz we własnej lodówce? Czy ty w ogóle serio coś wiesz?

-Wiem dosyć sporo, szczególnie o tobie.

-Tak? A niby co takiego? - zapytałem. Serio byłem ciekaw, co o mnie wie.

-Chociażby to, że nigdy nie uprawiałeś seksu. - odparł ze złośliwym uśmieszkiem. Zgniotłem kartonik w rękach.

-Co cię tak interesuje moje życie prywatne, co?! - wrzasnąłem. Znów westchnął.

-Po pierwsze obchodzi mnie, bo jesteś moim wrogiem, po drugie dlatego, że jestem najlepszym informatorem. - odparł, wlepiając wzrok w ekran komputera. Już miałem go walnąć, ale przypomniałem sobie, co obiecałem Celty i Shinrze. Cholera... Nie chcąc go zabić, wróciłem do kuchni. Umyłem rękę i otworzyłem okno by zapalić.

-Nawet nie waż się tu palić. - odwróciłem się i w drzwiach zobaczyłem kleszcza.

-Bo co? - spytałem zaczepnie.

-Bo nie możesz. To szkodliwe. - odparł i podszedł do drzwi wyjściowych, bo w tym momencie rozległ się dzwonek.

-Witaj, Izaya! Sushi dobra ludzia! Jeść dużo. - dobiegł mnie głos Simona.

-Dzięki, Simon~! Na razie~! - pchła zatrzasnął mu drzwi przed nosem i przyniósł paczki do kuchni. Zajrzał do obu i wziął swoje ootoro. Nie patrząc nawet na to, co jest w drugim pudełku, zabrałem się za jedzenie obiadu. Spojrzałem na zegarek. 15. Program z udziałem Kasuki będzie emitowany za godzinę. Wolno przeżuwając danie, zatopiłem się we własnych myślach.

-Shizu-chan!! - usłyszałem wrzask. Odskoczyłem jak oparzony, przewracając krzesło.

-Czego chcesz, kleszczu?! - wrzasnąłem. Zrobił niewinną minkę i popatrzył na mnie smutno.

-Wiesz, nie reagowałeś jak cię wołałem. - wytłumaczył się. Spojrzałem w stronę mojego obiadu. Skończyłem już jeść. Wzruszyłem ramionami i ignorując kleszcza wyrzuciłem pudełko, po czym udałem się do salonu i siadłem na kanapie. Włączyłem stację na której za pół godziny miał się pojawić Kasuka. Akurat była końcówka jakiegoś koncertu. Kleszcz przysiadł się koło mnie i siedział w ciszy. Przez 10 minut. Potem zaczął się wiercić. Cholera by go. Po kolejnych 10 minutach, nie wytrzymałem.

-Mógłbyś przestać się wiercić? - poprosiłem zaciskając zęby.

-Zmuś mnie. - odparł zaczepnie.

-Na pewno chcesz żebym cię zmuszał? - zapytałem groźnie, na co wzruszył ramionami i przestał się kręcić. Właśnie zaczynał się program Kasuki. Bez żadnych przeszkód ze strony kleszcza obejrzałem cały program. Jak zwykle, wypadł świetnie.

-Oi, Shizu-chan, zamierzasz przez resztę wieczoru gapić się w telewizor? - zapytał w pewnym momencie Izaya. Spojrzałem na zegarek. 19:30.

-Może tak, a może nie. A co? - zapytałem. Byłem rozluźniony, więc było to pytanie nawet uprzejme. Spojrzał na mnie.

-Bo muszę iść do klienta, a chcę wiedzieć, czy mogę cię zostawić czy gdzieś idziesz. - odparł, spoglądając na mnie.

-Co, znowu idziesz na seks? Mało ci po tym rano? - zapytałem zaczepnie. Nawet nie wiem, czemu zadałem to pytanie. Zauważyłem jak wyraz jego twarzy się zmienia. Ale ja mówiłem dalej. Dlaczego? Nie wiem. - Nie wystarczy ci jeden gość?

-Starczyłby ten, z którym chcę być, ale nigdy z nim nie będę! - wybuchnął, poderwał się z kanapy i czym prędzej wybiegł z mieszkania. Zamurowało mnie. Izaya ma kogoś, kogo kocha? Tak na serio kocha? I oni nigdy nie będą razem? Aż mnie zaczęła zżerać ciekawość, kto to jest. Zastanawiałem się nad tym w czasie filmu, w czasie gdy cztery godziny potem brałem prysznic, jak i wtedy gdy kładłem się spać. Byłem serio ciekaw, ale nikt mi nie przychodził do głowy. "Może jutro coś wymyślę?" - z taką myślą zasnąłem.

Komentarze

Popularne posty