Wspólne mieszkanie - rozdział 5

Hej, hej~!
W tej części przeniesiemy się trochę w czasie~!
Tak dokładniej to o 3 dni do przodu. :)
Proszę o komentarze. :3
Zapraszam~!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Shizuo:

Obudziłem się z jedną myślą: To już dzisiaj. Tak, bardzo się cieszę, że w końcu po tygodniu wyprowadzam się od pchły. Co prawda nie było tak źle, zachowywał się dość normalnie, ale to nie znaczy, że przestałem go uważać za wroga. Po prostu stwierdziłem że ma coś z człowieka. W sumie nie wiem, czemu tak mnie to dziwi. Gdzieś tam w głębi od początku to wiedziałem. To było oczywiste. Ale jakoś i tak mnie to dziwi. Nic mi dziś nie popsuje humoru. Jak tylko Celty tu przyjdzie, wracam do siebie. Wczoraj zapowiedziała, że będzie wieczorem. Ten jeden dzień wytrzymam. Co prawda nie mam mleka, bo się popsuło... no ale szczegół. Nie chcę mi się iść do sklepu. Wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do łazienki pod prysznic. Ogoliłem się, ubrałem, uczesałem i zszedłem na dół do kuchni. Izaya siedział przy kuchennym stole z kubkiem kawy w ręce. Nawet nie zdenerwował mnie tak bardzo swoim "Shizu-chan" na dzień dobry. To najlepszy dzień.

Izaya:

Wstałem o 4:00. Za nic nie mogłem zasnąć. Przez chwilę przewracałem się z boku na bok, ale widząc że nic z tego, poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, uczesałem się i zszedłem do kuchni. To będzie najgorszy dzień w moim życiu. Shizu-chan się dzisiaj stąd wynosi. Jak wstanie to pewnie będzie się cieszył jak małe dziecko. A jutro wszystko wróci do normy. Westchnąłem i nalałem sobie szklankę wody. Wypiłem ją duszkiem i usiadłem przy stole. Schowałem twarz w dłoniach. W pewnym momencie wstałem i przyrządziłem sobie kubek kawy. Wypiłem go do połowy i zapatrzyłem się w okno. Zamyśliłem się tak, że nie zauważyłem, gdy minęły dwie godziny. Uświadomiłem to sobie dopiero, gdy Shizuo zszedł na dół.

-Cześć, Shizu-chan~! - powitałem go radośnie. Może nie byłem szczęśliwy, ale umiem nad sobą panować. W tej chwili bardzo się cieszę z tej umiejętności.

-Hej, pchło. - odparł. Kawa mi wystygła... Podszedł do lodówki i wyciągnął marmoladę i masło, po czym położył je na blacie i wyjął chleb z szafki. Sięgnął do szuflady po nóż. - Też chcesz? - usłyszałem pytanie. Przez chwilę patrzyłem się na niego nic nie mówiąc. Jak idiota. Shizu-chan pytający się, czy zrobić mi śniadanie?! Nie mogę uwierzyć!

-Możesz mi zrobić. - odparłem, na pozór obojętnie. Ale w środku skakałem z radości. Zjem dzisiaj śniadanie robione przez Shizusia~! Yatta~! Po kilku minutach postawił przede mną talerz pełen kanapek, a taki sam postawił przed sobą. Spojrzałem na niego zdziwiony -Ale, Shizzy, ja tyle nie zjem.... - powiedziałem. Wzruszył tylko ramionami.

-Jak nie zjesz to dojem albo schowam je do lodówki. Będziesz miał na kolację. - odparł tak po prostu. Zamyśliłem się na moment. Co ja się dzisiaj tak zamyślam? Zaraz jednak zabrałem się za jedzenie. Mimo, że to tylko jakiś tam chleb ze zwykłą marmoladą, to dziś kanapki smakowały mi bardziej niż zwykle. Ale nie. Nic mu nie powiem. Jedliśmy w ciszy. Nawet się nie zorientowałem, jak wsunąłem 2/3 kanapek. Dał mi o tym znać wypchany po brzegi żołądek. Odsunąłem od siebie talerz. Shizzy już zjadł.

-Shizu-chan, wygląda na to, że musisz za mnie zjeść. - powiedziałem z uśmiechem. Pokręcił tylko głową.

-Nie, już się najadłem. Schowam ci do lodówki. - powiedział po czym wyjął folię z szuflady, nałożył na talerz i schował go do lodówki.

-Dzięki. -odparłem i oparłem łokieć o blat, a głowę na dłoni. Patrzyłem, jak zmywa naczynia i chowa po sobie wszystkie rzeczy, których potrzebował, do zrobienia śniadania. Szkoda, że jutro już go tu nie będzie.

Shizuo:

Po śniadaniu pozmywałem i pochowałem wszystkie rzeczy. Starałem się ignorować wzrok pchły, który cały czas podążał za mną. Gdy skończyłem poszedłem do salonu i siadłem na kanapie. Na stole leżała książka, którą aktualnie czytałem. Sięgnąłem po nią i zanurzyłem się w świat lektury, jednak i tak rejestrowałem wszystko wokół. Izaya przechodzący do gabinetu. Stukanie w klawiaturę. Tykanie zegara. Izaya przechodzący do kuchni. Izaya robiący sobie kawę. Skończyłem czytać w chwili, gdy Izaya wszedł do salonu, usiadł na fotelu obok i włączył telewizję, z kubkiem gorącej kawy w ręce. Włączył jakąś dramę. On lubi takie rzeczy? No, ale zacząłem oglądać z nim. W sumie i tak nie mam nic innego do roboty. Przez dwie godziny oglądaliśmy zaplątaną historię miłosną. Dziewczyna kochała jego, ale wiedziała że nigdy nie będą razem. Więc nic mu nie mówiła. Jakoś  tak się stało że on po pewnym czasie też się w niej zakochał. Przez przypadek dowiedzieli się o swoich uczuciach i zostali parą. Bujdy na resorach. Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Wywróciłem oczami i spojrzałem na zegarek. 14:03. Czas dzwonić do Simona, żeby przyniósł nam obiad. Wstałem i podszedłem do blatu kuchennego po swoją komórkę. Wykręciłem numer restauracji.

-Halo? - usłyszałem głos w słuchawce.

-Yo, Simon. Chcę zamówić Sushi. To co zwykle. - powiedziałem.

-Jasne, Shizuo. Ja być za 40 minut. - odparł wesoło rosjanin i rozłączył się. Usiadłem z powrotem na kanapie i wpatrzyłem się w telewizor. Leciała jakaś beznadziejna telenowela. Ale i tak nic nie jest mi w stanie popsuć tego dnia.

Izaya:

Gdy zauważyłem, że Shizzy kończy książkę, wszedłem do salonu i włączyłem telewizor. Obejrzeliśmy razem historię miłosną. Stwierdziłem, że nawet jedna rzecz się zgadza. Zakochałem się w Shizuo, ale nic mu nie mówię, bo wiem, że nigdy nie będziemy razem. On się we mnie nie zakocha, nie będziemy ukrywać swoich uczuć, nie wyznamy ich sobie i nie zostaniemy razem na zawsze. To się po prostu nie zdarzy. Nie i koniec. Miałem skopany humor. Na szczęście Shizzy wyszedł zadzwonić po obiad zaraz po dramie, więc miałem chwilkę, żeby się uspokoić. Dzięki temu, gdy wrócił mogłem zachowywać się normalnie.

-Zamówiłem obiad. - oznajmił. Skinąłem tylko głową, i dalej oglądałem telewizję. Nawet nie zwracałem uwagi na to, co się dzieje w tej głupiej telenoweli. Po prostu bezmyślnie wgapiałem się w telewizor, myślami będąc gdzieś daleko.

Shizuo:

Co mnie najbardziej zdziwiło? Że Izaya po tym, jak skinął mi głową, nie poruszył się, nawet o milimetr, dopóki nie usłyszał dzwonka do drzwi. Wgapiał się w ekran telewizora, myślami będąc, chyba jednak gdzieś daleko. Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi oznajmiający przybycie Simona, zauważyłem, że drgnął. Wstałem i podszedłem do drzwi, czując na sobie wzrok czerwonych oczu.

-Yo, Simon. - przywitałem się, gdy otworzyłem drzwi.

-Shizuo! Sushi dobre ludzia! - powiedział czarnoskóry i podał mi pakunek. Zapłaciłem mu.

-Dzięki, Simon. Cześć. - zamknąłem drzwi i podałem jedno pudełko Izayi, drugie kładąc sobie na kolanach po tym, gdy z powrotem znalazłem się na kanapie.

-Dzięki. - powiedział i zaczął jeść. Jadł strasznie wolno, nawet, jak na niego. No ale cóż, nie bardzo mnie to obchodzi. Zabrałem się za swoje sushi i zjadłem je szybko. Nie wiedzieć czemu, byłem głodny jak wilk. Oglądając telewizję, siedzieliśmy w ciszy. Nawet nie zauważyłem, gdy wybiła 18:00. Wtedy też rozległo się pukanie do drzwi. Izaya wstał i je otworzył. Do pokoju weszła Celty.

-Cześć Shizuo, Izaya. Minął tydzień. - napisała na swoim PDA. Oboje skinęliśmy głowami.

-To ja idę po torbę. - powiedziałem i pobiegłem do pokoju, który zajmowałem przez ten tydzień. Już wczoraj wszystko przygotowałem. Chwyciłem torbę i zszedłem na dół. -Pa. - powiedziałem i wyszedłem za Celty trzaskając drzwiami.

Izaya:

Gdy usłyszałem trzask drzwi, myślałem że zaraz moje serce rozpadnie się na miliony malutkich kawałeczków. Westchnąłem i wróciłem do oglądania telewizji. Włączyłem program muzyczny i trafiłem na Lamberta "Never close our eyes". Lubię te piosenkę. Ale teraz nie miałem ochoty nucić melodii. Kto by pomyślał, że tak zdołuje mnie wyjście Shizusia? Na pewno nie ja. Wyłączyłem telewizor i wyszedłem z mieszkania. Poszedłem do klubu, gdzie najczęściej łowiłem kochanków. Chcę zapomnieć. Chociaż na chwilę. Zatracić się w czyichś ramionach i na moment zapomnieć o tym, że to nie osoba, którą tak bardzo kocham. Gdy uprawiałem seks z kimkolwiek, zatracałem się i przez chwilę nie myślałem. Gdy wszedłem do klubu, mimo wczesnej pory, już był tam tłok. Podszedłem pod ścianę, skąd zawsze obserwowałem i łowiłem kandydatów. Czekałem dosyć długo, ale po jakiś 40 minutach mignęła mi blond czupryna. Podszedłem do jej właściciela. Był sam.

-Cześć. Zabawisz się ze mną? - pytanie prosto z mostu. Tak albo nie. Był już lekko wstawiony i chętnie się zgodził. Wyszliśmy z klubu i skierowaliśmy się do ciemnego zaułku niedaleko. Nie czekał na nic. Zerwał ze mnie spodnie i bokserki i od razu, przytrzymując mnie, włożył we mnie twardą już męskość. Krzyknąłem, więc szybko zasłoniłem usta dłonią. Drżałem na całym ciele. Bolało jak diabli. Na policzkach poczułem coś mokrego. Łzy. Zacząłem płakać. Nieznajomy blondyn poruszał się coraz szybciej i mocniej. Gdy w końcu doszedł, miałem nadzieję, że mnie puści. Jednak on tylko zaczął wszystko na nowo. Nie wiem, ile razy doszedł we mnie, ale gdy w końcu ze mnie wyszedł i poszedł w swoją stronę, nie byłem w stanie się ruszyć.

-Cholera. - zrobiło się zimno, a ja nie byłem w stanie się ruszyć. Pierwsze minuty były przyjemne, ale potem gość przesadził. Zachowałem się jak dziwka. Uświadomiłem sobie, że cały czas płaczę. Zrobiło mi się czarno przed oczami i zemdlałem.

Komentarze

Popularne posty