Rette mich - rozdział 6

Wstałem dosyć późno. Było już dobrze po 12, gdy przewracając się na drugi bok uderzyłem ręką w szafkę i obudziłem się. Przetarłem oczy i zgasiłem wciąż palącą się lampkę nocną. Więc zasnąłem przy czytaniu? Odłożyłem na stolik książkę, która spadła na ziemię gdy spałem i wygramoliłem się z łóżka.
-Zimno. - mruknąłem niezadowolony i podszedłem do szafy. Trzeba się jakoś ubrać, ne? Wziąłem ciepły sweter i poszedłem do łazienki, żeby się ogarnąć, kolokwialnie mówiąc. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem twarz człowieka bez życia. Albo raczej zombie. Matko, byłem nawet bledszy niż zwykle. Przemyłem twarz, zęby i wziąłem prysznic. Nie byłem pewien czy poprzedniego wieczoru się myłem, czy nie. Chyba jeszcze w połowie śpię.
Prysznic trwał tak długo, aż usłyszałem pukanie do drzwi. Zakręciłem wodę, owinąłem się ręcznikiem i uchyliłem lekko drzwi.
-Co? - zapytałem, zły. Przez powietrze z zewnątrz zrobiło mi się zimno i dostałem gęsiej skórki.
-Ah, chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku. Od pół godziny lejesz wodę w łazience. - powiedział niskim, trochę zatroskanym głosem blondyn w biało-niebieskiej yukacie.
-Jak widzisz żyję,  -odparłem trochę oschłym głosem. - Coś jeszcze? - zapytałem.
-Tak. Psyche prosi żebyś przyszedł do kuchni jak skończysz. - powiedział i zaczął odchodzić.
-On się zaraz przeprowadzi do tej cholernej kuchni. - mruknąłem zamykając drzwi i zacząłem się wycierać. Wyjątkowo ubrałem mój czerwony sweterek z długimi rękawami. Najważniejsze, że jest całkiem ciepły, a mnie jest zimno. Wyszedłem z łazienki i ruszyłem na dół, do kuchni, gdzie siedziała ta przesłodzona para. Tęcze i jednorożce, nie dobrze mi się robi.
-Roppi~! - pisnął mój różowooki kuzyn, siedząc na kolanach Tsugaru. Skinąłem głową i podszedłem do okna spoglądając na termometr. Zaledwie 8 stopni... Zimno.
-Chcesz coś zjeść? - zapytał się mnie Heiwajima, pokazując na talerz z kanapkami. Pokręciłem głową i nalałem sobie zaparzonej już kawy. Upiłem łyk i poczułem, jak parzę sobie nie tylko język ale i przełyk. Odetchnąłem cicho i szybko dopiłem kawę.
-Może chcesz gdzieś wyjść? - zapytał mnie kuzyn, gdy miałem wychodzić z pomieszczenia.
-Nie, dzięki. Jestem umówiony. - odparłem, przystając w drzwiach. Różowe oczy zabłysły, a te błękitne patrzyły na mnie z zaciekawieniem.
-Serio~? A z kim~? - pisnął chłopak, klaskając w dłonie.
-Z Tsuki'm. - mruknąłem, a kuzyn rozpromienił się jeszcze bardziej, jakby dostał cukierka.
-Waaaaa~! Kiedy? - spytał.
-O piątej. Wychodzę o 16. Tam gdzie ostatnio. - uprzedziłem jego kolejne pytanie i wyszedłem szybko z pomieszczenia, wychodząc na balkon. Sięgnąłem wcześniej jednak do kieszeni wiszącej tam kurtki i wyjąłem papierosa i zapalniczkę. Rzadko palę. Ba. Prawie w cale. Paczka starcza mi na kilka miesięcy. Palę tylko, gdy chcę poczuć ten ucisk w płucach i przydusić się lekko. Naprawdę źle znoszę palenie, ale nie przejmuję się tym.
Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się trującym dymem. Niemal od razu zacząłem kaszleć. Ale nie odpuszczałem. Tłumiąc kaszel zaciągnąłem się jeszcze kilka razy. Odciągnąłem papierosa od ust dopiero, gdy zgiąłem się w pół i dostałem odruchu wymiotnego. Przez kilka chwil nie mogłem oddychać. Na przekór mojemu ciału, zaciągnąłem się jeszcze dwa lub trzy razy razy i pomiędzy duszący kaszel wplotłem psychopatyczny wręcz śmiech. Poczułem jak ktoś łapie mnie za ramiona. Kątem oka dojrzałem za mną szatę Tsugaru i zmartwioną twarz Psyche. Odepchnąłem od siebie te silne ramiona i odsunąłem się trochę.
-Zostaw. - wysapałem, powstrzymując się przed kaszlem.
-Ale trzeba Ci pomóc... - zaoponował Psyche. Tsugaru stał niepewnie, lekko nachylając się w moją stronę.
-Idźcie. - warknąłem kaszląc i złapałem się za szyję. Czułem się, jakbym miał zaraz wypluć płuca. Zakręciło mi się w głowie od tego kaszlu. Przytrzymałem się barierki by nie upaść. Wziąłem kilka głębszych wdechów  i uspokoiłem się. Odetchnąłem i przymknąłem na moment oczy. Odkaszlnąłem jeszcze raz i wyprostowałem pomału. Czułem się lepiej.
-Już w porządku? - zapytał blondyn. - Nie wiedziałem że zacząłeś palić. - dodał. Machnąłem ręką.
-Zdarza się, że zapalę. - mruknąłem. Co ich to obchodzi? Sam bym sobie poradził.
-Roppi, nie strasz nas tak! - zawołał płaczliwie różowooki. Zgromiłem go spojrzeniem i zgasiłem papierosa. Podszedłem do drzwi.
-Nie wasz interes. - mruknąłem i wszedłem do ciepłego mieszkania. Na polu faktycznie jest zimno. Poszedłem do pokoju rozcierając sobie dłonie. Zatrzasnąłem drzwi do mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Wtuliłem twarz w poduszkę i zamknąłem oczy. Głowa mnie trochę rozbolała. Ale Izaya regularnie zabiera mi wszystkie leki jakie mam. Nic nie mogę zażywać, bo jeszcze przedawkuję, tylko pod ścisłą kontrolą. Westchnąłem ciężko i przewróciłem się na plecy. Spojrzałem w sufit. Widać było na nim różne kształty, stworzone przez światło wpadające do pokoju. Westchnąłem po raz kolejny tego dnia i wstałem. Psycholog zalecił mi tworzenie czegoś. Spojrzałem na zegarek. Dopiero 12:49. Mam jeszcze dużo czasu. Wyciągnąłem pędzle, farby i biały, gruby kubek. Włączyłem jeszcze komputer i wyszukałem jakiś ładny obrazek. Misie. Dobrze, niech będzie. Zabrałem się za malowanie. Powoli, dokładnie, rysowałem linię po linii, najpierw czarną farbą rysując kontury, a potem kolorem widocznym na rysunku. Dokończyłem powoli, dbając o każdy szczegół. Spojrzałem zadowolony i odstawiłem na biurko, by wyschnął. Wcześniej jeszcze tylko dopisałem datę i że zrobiłem to przed spotkaniem z Tsuki'm. Ale takie długie zdanie by się nie zmieściło, więc po prostu napisałem 'Tsuki' i odłożyłem kubeczek do góry nogami. Spojrzałem na zegarek. Długo mi to zajęło. Było już dobrze po 16. Wstałem. Trzeba już wychodzić, jeszcze się spóźnię. Zszedłem na dół, ubrałem czarny szalik i moją ukochaną kurteczkę, po czym nie odzywając się ani słowem wyszedłem z domu.
Szedłem ulicą, nie pilnując nawet zbytnio czasu. Doszedłem dosyć szybko pod Russia Sushi, ale wiedziałem, że i tak już byłem spóźniony. Chłopak stał tam, chowając pół twarzy w szaliku i nerwowo memłając w dłoniach krwistoczerwoną różę. Podszedłem do niego.
-Przepraszam, spóźniłem się. - powiedziałem.
-N-nic nie szkodzi, Ro-Roppi-kun. - powiedział niepewnie, lekko piskliwym głosem i wręczył mi różę. Chwyciłem ją w dłonie i popatrzyłem mu w twarz. Zauważyłem, że kwiat miał taki sam kolor jak jego oczy. Spuściłem wzrok na różę i obracałem ją przez moment w palcach.
-Dziękuję. - powiedziałem cicho. - Gdzie idziemy? - zapytałem, przenosząc z powrotem wzrok na niego.
-Uhm... a gdzie byś chciał, Ro-Roppi-kun? - zapytał. Wzruszyłem lekko ramionami.
-Może do parku? - zaproponowałem. Skinął głową i ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku. Szedłem tuż obok niego, dłonie wciąż trzymając na róży, na którą z resztą co chwilę spoglądałem. Była piękna.
-Roppi-kun...? - zaczął niepewnie. Spojrzałem na niego wyczekująco. - Uhm... jak się czujesz? - zapytał.
-Dobrze. Dziękuję, że wtedy mi pomogłeś. - mruknąłem cicho i spuściłem wzrok z powrotem na podarek.
-N-nie ma za co. - zarumienił się lekko i schował bardziej twarz w kremowy szalik.
-Twoje ciasto... smakowało mi. - powiedziałem, bo dość długiej chwili ciszy. Obserwowałem, jak chłopak jednocześnie rozpromienił się i zawstydził.
-Dzię-dziękuję, - powiedział cicho i zobaczyłem, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Sam lekko uniosłem kąciki ust w górę. Zauważył to, ale nie skomentował.
-Oh, chodź, zobaczy tam. - powiedział i złapał mnie za przedramię. Syknąłem z bólu. Złapał za rany, te świeższe. Spojrzał na mnie zaskoczony. - Co się stało? - zapytał, nagle zmartwiony.
-Nic, nic. Po prostu zabolało. - od razu zmarkotniał, gdy to usłyszał.
-Czyli... nie panuję nad tym... przepraszam. - powiedział cicho i puścił moją rękę.
-To nie przez to. - zaoponowałem. Nie wiem, dlaczego, ale źle mi było, gdy miał taki smutny wyraz twarzy. Z wahaniem zdjąłem kurtkę.
-Ro-Roppi-kun, co Ty robisz? Przeziębisz się! - zaoponował.
-Spokojnie, To tylko na moment. - tam gdzie staliśmy, podwinąłem rękawy swetra. Zobaczył rany. Te świeże i te stare. Jego czerwone oczy rozszerzyły się, a potem zaszkliły. Opuściłem rękawy z powrotem i założyłem kurtkę, czując cały czas na sobie jego wzrok.
-Dlaczego...? - zapytał cicho, niepewnie.
-Bo kocham ból. - powiedziałem od razu. Pewnie nie będzie chciał mnie znać. On jednak tylko mnie przytulił.
-Nie zadawaj sobie bólu, Roppi-kun. Proszę... - szepnął mi do ucha drżącym głosem. Zaczął płakać? Odsunąłem się od niego tak by widzieć jego twarz. Płakał. Starłem mu łzy i odsunąłem się, wyswobadzając się z jego objęć.
-Nie lubię dotyku. - wyjaśniłem, a on mruknął coś w stylu 'zapomniałem'. - Czuję się dobrze, gdy to robię. To uzależnia. - powiedziałem i spuściłem wzrok. Podniosłem różę z ziemi, gdzie wcześniej ją położyłem.
-Ale.. - widać, że chciał coś powiedzieć. Jednak nie skończył. Najwyraźniej się rozmyślił. Zerknąłem na niego niepewnie.
-Nie jest Ci zimno? - zapytałem i ruszyłem do kawiarni, gdy zauważyłem, że trochę się trzęsie. Słyszałem jego kroki. Podążał za mną. Zamówiłem kawę dla siebie i gorącą czekoladę dla niego, po czym zaniosłem to do stolika. Wytarł sobie policzki po niedawnym płaczu.
-Dziękuję. - powiedział i wziął kubek w ręce. - Kawa? - zapytał, patrząc na mój napój. Skinąłem głową w odpowiedzi. Była taka, jak lubię, czyli mocna, czarna, bez cukru. Najlepsza. Upiłem łyk i poczułem, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele.
-Ne, Roppi-kun? - spojrzałem na niego. Wpatrywał się w swój pusty już do połowy kubek. - Dlaczego to robisz..? - zadał niepewne pytanie.
-Lubię to. Uzależniłem się od tego. Ból mi pomaga żyć. - wyjaśniłem po chwili najlepiej, jak umiałem. Skinął niepewnie głową. Najwyraźniej już przestał liczyć na odpowiedź. Myślał o czymś przez chwilę.
-A... nie chciałeś z tym walczyć? - gdy skinąłem głową, kontynuował. - Więc dlaczego..?
-Dlaczego nie przestałem? Brak motywacji. - zasmucił się. Co ja robię?
Gdy już dopił swoją czekoladę, wstałem. - Nie będę Cię już męczyć. - powiedziałem. Nie odzywał się od dłuższego czasu. Jego też do siebie zraziłem, co? Czułem jego wzrok na sobie, ale nic nie zrobił. Wyszedłem z ciepłego lokalu i od razu poczułem, jak obejmuje mnie zimno, zarówno to w środku jak i to spowodowane temperaturą powietrza. Nie zdążyłem odejść zbyt daleko, gdy usłyszałem szybkie kroki.
-Roppi-kun! - przejęty głos dotarł do moich uszu, a duża dłoń delikatnie złapała mnie za nadgarstek. Obróciłem się przodem do zarumienionego blondyna. - Nie odchodź, proszę. - powiedział cicho i schował nos w swoim kremowym szaliku. Odczekałem moment aż puścił moją rękę i podszedłem do niego.
-Mówiłem Ci, żebyś nie zakrywał twarzy. - odsłoniłem jego uroczo zarumienioną twarz i zastanowiłem się chwilę. Chwyciłem go za dłoń i poprowadziłem za sobą.
-Chodź. - poprosiłem i zaprowadziłem go do mieszkania. Całą drogę trzymałem jego ciepłą dłoń. Nie chciałem jej puszczać, nie wiem czemu, a on także tego nie zrobił.
Nie zdejmując ani butów, ani ubrań wierzchnich zaprowadziłem go do swojego pokoju. Rozglądał się ciekawie po domu.
-Roppi-kun... - w jego głosie słychać było niepewność. Spojrzałem na niego. W twarzy widziałem zagubienie. Puściłem jego dłoń dopiero w moim pokoju. Podszedłem do biurka na którym leżał suchy już kubek. Zastanowiłem się chwilę...
-Masz. - powiedziałem wręczając mu przedmiot. Nie patrzyłem na niego. Ujął ostrożnie naczynie w dłonie i obejrzał, uważając by go nie zniszczyć.
-Jest bardzo ładny... - szepnął i ujął go troszkę pewniej w dłonie.
-Jest Twój. - powiedziałem i zdjąłem buty i kurtkę. Popatrzył na mnie, potem na kubek i kątem oka dostrzegłem, jak się rumieni.
-Dz-dziękuję. - szepnął i ostrożnie owinął kubek szalikiem, po czym schował go do torby. - Pójdę j-już. - szepnął i podszedł do drzwi.
-Dziękuję za dzisiaj. - powiedziałem, gdy był w drzwiach i wyszedł. Usłyszałem jego kroki i trzask drzwi. Westchnąłem i obróciłem się na bok. Spoglądając na padający śnieg poczułem, jak odpływam.

Komentarze

Popularne posty