Trust me - rozdział 21


Mama z Gordonem wyszli koło 14, a my wróciliśmy do salonu. Usiedliśmy na kanapie - ty na środku, ja na twoich kolanach. Objąłeś mnie w pasie a ja bawiłem się twoimi dredami.

-Co myślisz? - spytałem. Wiedziałem, że masz rozbiegane myśli. Myślisz o wielu rzeczach, prawda?

-O tym wszystkim. Czy praca będzie dobra. Czujesz się na siłach? - zapytałeś, muskając dłonią mój policzek. Wtuliłem w nią policzek, chłonąc twoje ciepło.

-Nie do końca... ale nie mogę w nieskończoność uciekać przed wszystkim, bo nie będę nigdy czuć się na siłach. A tak... może jak zacznę pracę to mi się polepszy? - zapytałem, spoglądając ci w oczka. Skinąłeś głową i wtuliłeś twarz w zagłębienie mojej szyi. Twój ciepły oddech na mojej skórze przyprawiał mnie o dreszcze. Siedziałem nieruchomo, tuląc się do ciebie i chłonąc twoje ciepło, twój zapach, twoją bliskość. Jedna z twoich dłoni leżała na moim krzyżu a druga powoli wędrowała po moim boku. Westchnąłem cicho. Przyjemnie... chciałbym tak zostać, albo nawet pójść dalej, ale.. wciąż nie wiem, czy dam radę.

-Nie wiem, czy mogę... - szepnąłem smutno, patrząc ci po chwili w zaskoczone oczy. Domyśliłeś się, o co mi chodzi i uśmiechnąłeś, po czym pocałowałeś mnie w usta, delikatnie, krótko.

-Nie denerwuj się, Billy. Nic nie zrobię. Chcę cię po prostu mieć blisko. - odpowiedziałeś, gładząc dłonią mój policzek.

-Ja na prawdę chcę... - zacząłem, ale nie pozwoliłeś mi skończyć.

-Wiem, Billy. Nie spiesz się. To było straszne przeżycie dla ciebie. Nie możesz się do niczego zmuszać. - powiedziałeś, całując mnie opiekuńczo w czoło.

-Ale też nie możesz cały czas się zaspokajać ręką... powinieneś znaleźć dziewczynę, albo chłopaka, którzy byliby lepsi ode mnie... którzy nie baliby się panicznie bliskości, którzy nie sprawiali by kłopotów. - stwierdziłem a w moich oczach pojawiły się łzy. Wziąłeś moją twarz w dłonie.

-Bill. Dla mnie nie ma nikogo lepszego niż ty i nikogo innego nie chcę. Nie sprawiasz problemów i wszystko, co robisz, jest zrozumiałe. Poczekam, bo wiem, że warto, bo cię kocham, głuptasie. - szepnąłeś, patrząc mi w oczy. Wiedziałem, że nie kłamiesz. Rzuciłem ci się na szyję i wtuliłem w ciebie.

-Tak bardzo cię kocham. - wyznałem, zduszonym głosem. Uśmiechnąłeś się i przytuliłeś mnie mocno.

-Wiem, ja ciebie też. - odparłeś, po czym wziąłeś mnie na ręce i poszliśmy na górę. Położyłeś się ze mną w moim łóżku. Patrzyłem ci w oczy a ty w moje, wciąż mnie tuląc i dając poczucie bezpieczeństwa. -Powinieneś się przespać. - stwierdziłeś, całując mnie delikatnie.

-Dlaczego? Jest wcześnie. - może powinienem się obruszyć, że traktujesz mnie jak dziecko, ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Lubiłem czuć się dla ciebie najważniejszy i takim twoim skarbem.

-Ale widzę, że jesteś zmęczony. Poza tym przez to nachodzą cię głupie myśli. - odpowiedziałeś, a kiedy uniosłem brew, uśmiechnąłeś się. -Że niby miałbym cię zostawić dla kogokolwiek. - wyjaśniłeś, a ja zarumieniłem się lekko. Pocałowałeś mnie w czoło. -Ty się prześpisz a ja przygotuję obiad. Przez te ciągłe koszmary nie wysypiasz się. Obudzę cię, gdy skończę. - obiecałeś, na co skinąłem głową. Faktycznie. Ostatnio chodzę ciągle zmęczony, bo nie sposób się wyspać, gdy wciąż męczą cię koszmary. Zamknąłem oczy i poczułem, jak okrywasz mnie kołdrą a potem całujesz w czoło i odgarniasz delikatnie włosy z czoła. -Kocham cię. - szepnąłeś i wyszedłeś. Spałem, ale budziłem się co chwilę. Można to opisać taką falowaną linią. Raz śpię a za chwilę nie. I tak w kółko. Czułem zapachy z dołu i słyszałem, jak gotujesz a nawet ciche nucenie radia, ale nie byłem w stanie nic zarejestrować, bo mój otępiały mózg na nic nie zwracał uwagi. W pewnym momencie wyczułem czyjąś obecność w pokoju i dopiero po chwili zorientowałem się, że to ty. Siedziałeś na łóżku i gładziłeś mój policzek, przyglądając mi się. Otworzyłem po chwili oczy i przetarłem je nieprzytomnie.

-Dobrze się czujesz? - spytałeś, wyraźnie zaniepokojony. Czułem się jakoś dziwnie ciężki. Spojrzałem na ciebie i uśmiechnąłem się, po czym wyciągnąłem w twoją stronę ręce. Przytuliłeś mnie mocno, a ja wtuliłem się w ciebie.

-Jesteś, Tommy... - szepnąłem a ty głośniej wciągnąłeś powietrze. Mimo, że wiedziałem, że to oznacza twój niepokój, nie zwróciłem na to uwagi, nie rejestrując pewnych rzeczy.

Komentarze

  1. Coś się dzieje z Billem? Nie dobrze. Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekają wszyscy :-)
    // Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny - jak zwykle.
    Ale w kolejności, to opowiadanie jest dla mnie na ostatnim niestety miejscu...
    Także czekam na LM <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba juz mozesz dodac nowy odcinek:-)!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty