Bez nadziei - rozdział 6


Nez, po wyjściu z mieszkania jego byłego chłopaka, siedział jeszcze przesz chwilę na kanapie, wpatrując się w ziemię. Po jego policzkach popłynęły powolnym strumieniem łzy, ale z jego gardła nie wydobył się żaden szloch. Po prostu przejrzyste krople skapywały kolejno, powoli na jego dłonie. Nie rozumiał do końca sam siebie. Z jednej strony był szczęśliwy. Chciał, by Ruki wrócił. Marzył o tym od tak dawna. A jednak teraz nie potrafił nawet patrzeć mu spokojnie w oczy. Chociaż i tak poszło mu lepiej, niż się spodziewał. Bał się, że wczepi się kurczowo w kurtkę wyższego chłopaka i spróbuje go zatrzymać przy sobie.

Mimo wszystko ulżyło mu, gdy usłyszał te wszystkie rzeczy, chociaż jednocześnie narastała w nim złość, że tak go okłamywali i że Ci wszyscy mężczyźni mieli przez ten czas Ruki'ego dla siebie. Zacisnął lekko dłonie w pięści i w końcu otarł oczy, sięgając po leżącą na stoliku książkę. Kupił ją już jakiś czas temu ale jeszcze nie miał okazji jej przeczytać. Starał się skupić myśli na tym, co czyta, jednak co chwilę łapał się na tym, że myślał o czymś zupełnie innym. O Ruki'm. O tym, jak było kiedyś i jak może jeszcze być. O jego słowach. O tym, jak widział go z tamtym mężczyzną. O Akirze.

Westchnął cicho i w końcu odłożył książkę, ostatecznie nie będąc w stanie nic przeczytać. Wstał z kanapy, założył stare, czarne trampki i chwytając w rękę kluczę i kurtkę wyszedł na dwór. Zimne powietrze na pewno będzie działać na niego lepiej niż duszność w mieszkaniu. Narzucił na siebie kurtkę i ruszył w miasto, nie patrząc, gdzie idzie i  oglądając pobieżnie witryny sklepowe. Liczyło się dla niego to, że może się przejść, przebywać między ludźmi, za którymi normalnie niezbyt przepadał i dopieścić swoją bladą jak kartka skórę na jesiennym słońcu.

Chodząc bez celu po mieście, mijał mu czas na przemyśleniach. Zdecydowanie lepiej mu się myślało w trakcie spaceru. Kazał Ruki'emu czekać, prawda? To oczywiste, że szarowłosy najchętniej nie wypuściłby chłopaka z mieszkania, ale nie chciał też wybaczać mu i tak od razu pozwolić mu wejść w jego życie. Potrzebował trochę czasu. Zawsze tak było. Na wszystko potrzebował więcej lub mniej czasu. Nie podejmował ważnych decyzji z marszu. Chciał to wszystko sobie uporządkować i zastanowić się, jak ma od nowa zbudować relację z byłym chłopakiem. Chciał stopniowo wejść z powrotem w jego życie, prawda? Tylko jak to "stopniowo" miało wyglądać? Najlepiej chyba byłoby, aby Ruki spotykał się co jakiś czas z Nez'em raz na jakiś czas, tak, jak to robią przyjaciele. A potem zobaczyć jak to się rozwinie. Tak, to chyba byłoby najlepsze wyjście.

Już wyjął telefon by omówić to z brunetem, ale wtedy coś go tknęło. Jeśli to zrobi, nie dość, że zachowa się jak nastolatka która jest wielce zaaferowana że jakiś chłopak się nią zainteresował, to jeszcze pokaże jaki jest żałosny i że każdy może go zmieszać z błotem a on i tak mu wybaczy. A tego nie chciał. Z ciężkim sercem schował urządzenie z powrotem do kieszeni kurtki i postanowił, że zadzwoni do niego w tej sprawie... za dwa dni. Tak, tak będzie idealnie. Z resztą Ruki chyba nie spodziewał się tego telefonu szybciej?

Nez jednak nie chciał wracać tak szybko do pustego domu, więc powędrował pod jeden z bloków na obrzeżach miasta i zadzwonił domofonem pod numer 48.

-Halo? 

Odezwał się dziewczęcy, wesoły głos.

-Aki, wyjdziesz? Zjemy coś i w ogóle...

Zapytał szarowłosy.

-Jeny, Nez... czy ty nigdy nie możesz zadzwonić trochę wcześniej, żebym się przygotowała? 

Spytała z udawanym wyrzutem dziewczyna.

-Daj mi pięć minut! 

Dodała i odłożyła domofon. Nie minęło nawet pięć minut, gdy z klatki wyskoczyła ubrana w intensywny błękitny T-shirt i ciemne jeansy dziewczyna z szarą torbą przewieszoną tylko przez ramię.

-No, to gdzie zabierasz mnie na obiad?

Zapytała wesoło, stając naprzeciwko Nez'a. Ten uśmiechnął się tylko nikle w odpowiedzi i pokazał w stronę, w którą zaraz ruszyli.

-Jeszcze nie wiem...

Mruknął wymijająco, chociaż miał już parę pomysłów.

Szli znaną sobie drogą do chińskiej restauracji, która często odwiedzali i lubili. A może to jest tajska restauracja? Albo wietnamska? Nez nigdy nie pamiętał. Po prostu smakowało im jedzenie, więc chodzili tam i jedli kurczaka, kaczkę, indyka, wołowinę... Rzadko kiedy mięso inne niż rybę.
Gdy otworzyli drzwi rozległ się charakterystyczny dźwięk małego dzwoneczka, oznajmiający przybycie gości. Kucharze jednak nie przerwali swojej pracy, podobnie jak kelnerzy odbierający zamówienia.

Para przyjaciół siana przy ostatnim wolnym stoliku w kącie sali. Sięgnęli po drodze po karty dań i zaczęli je przeglądać.

-Ja stawiam.

Oznajmił Haruki, wyrywając swoją przyjaciółkę z zamyślenia.

-To miło, Nezumi.

Uśmiechnęła się do niego szeroko.

-Przygotuj się na bankructwo!

Roześmiała się i przeniosła spojrzenie na kelnera, który dopiero co do nich podszedł.

-Poproszę kaczkę w sosie curry, tylko żeby była ostra, do tego zestaw sałatek, dzbanek zielonej herbaty z dwoma filiżankami a po tym wszystkim na deser... jakąś niespodziankę, poproszę!

Zamówiła w takim tempie, że mężczyzna ledwo nadążał za notowaniem i o mało mu długopis nie wypadł z ręki.

-A dla pana?

Zapytał po chwili, zwracając się do szarowłosego.

-Kurczak w cieście kokosowym, połówka i zestaw surówek.

Zamówił i podchwycił spojrzenie Akiry.

-No co?

-Czyżbyś zamawiał tak mało z obawy przed bankructwem?

Zażartowała, unosząc jedną brew lekko w górę. Chłopak też się roześmiał i otarł wyimaginowaną łezkę.

-Musimy porozmawiać.

Oznajmił, gdy minął im ten atak wesołości. Gdy dziewczyna skinęła głową, kontynuował.

-Co i jak dużo wie? Co mu mówiłaś?

Padło z jego ust a przedszkolanka z cichym westchnieniem oparła głowę na dłoni.

-Wszystkiego nie pamiętam... mówiłam mu kiedy się ciąłeś...

Na te słowa szarowłosy automatycznie naciągnął rękawy bardziej na nadgarstki.

-Mówiłam mu o rzeczach nie codziennych jak na przykład wtedy gdy upiłeś się na imprezie. Opowiadałam o studiach, o tym jak zafarbowałeś włosy na blond, głównie tego typu rzeczy.

Skończyła swoją wypowiedź i zerknęła niepewnie na przyjaciela. On jednak spoglądał na swoje dłonie, splecione na stole.

-Rozumiem.

Powiedział w końcu i zaraz później pojawił się ich obiad. Chwycił pałeczki w dłoń i zaczął jeść.

-Smacznego.

Szatynka widząc, że chłopak nie ma jej tego za złe, z uśmiechem wzięła się do pałaszowania.

***

Nie wiedzieli, ile czasu zajął im ten... obiad, ale bawili się przednio, rozmawiając o różnych ważnych i mniej ważnych rzeczach. Czas mijał szybko, jak zawsze, gdy byli razem. Było już dobrze po 14, gdy wyszli z restauracji. Ku ich zdziwieniu, na ulicach nie było specjalnego ruchu. Może to dlatego że większość osób było w pracy, a może dlatego że był długi weekend i niektórzy wyjechali z rodziną poza miasto. Postanowili pójść jeszcze na spacer.

-Hej, Nez?

Zapytała w pewnym momencie Akira.

-Hmmm?

-Co się stało gdy mieliście 14 lat? Ruki coś wspomniał i się zaciął...

W tym momencie z twarzy chłopaka natychmiast znikł uśmiech.

-Przypomniało mi się coś... muszę już iść.

Powiedział i odszedł w stronę swojego mieszkania, dopiero za zakrętem zaczynając biec z całych sił. Gdy w końcu znalazł się w swoim mieszkaniu, padł na kanapę i schował twarz w poduszkę.

***

W tym czasie pozostawiona na ulicy dziewczyna wyjęła i wykręciła numer.

-Ruki-san?

Zapytała.

-Akira? Co się stało?

Mężczyzna najwyraźniej od razu wyczuł jej zdenerwowany głos.

-Co się stało gdy mieliście 14 lat?

-Dlaczego o to pytasz?

-Bo Nez dziwnie zareagował.

-Spytałaś go o to?

Chłopak po drugiej stronie telefonu się spiął.

-Tak. Zrobiłam coś złego?

-Nie...

Westchnął chłopak.

Ojciec Nez'a rzadko bywał w domu i gdy mieliśmy 11 lat, zabrał go na wycieczkę, by spędzić z nim trochę czasu. Pojechali do wesołego miasteczka. Gdy wracali do domu, na parkingu rozpoczęła się strzelanina. Jakiś szaleniec zabijał wszystkich wokół. W pewnym momencie wycelował prosto w Nez'a. Ojciec zasłonił go przed strzałem i zginął. Strzał prosto w serce. Mama Nez'a była wtedy wraz z jego starszym bratem za granicą na jakimś konkursie naukowym. Tak więc to ja i moi rodzice pojechaliśmy po niego. To było straszne. Siedział wystraszony na krześle, cały we krwi, ściskając rękach maskotkę, którą tego dnia dostał od taty. Jego matka wróciła zaraz po telefonie od nas. Załamała się ale pomagaliśmy im i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Przez te lata miała chwile załamania, ale zawsze dobrze się kończyło. Jak mieliśmy 14 lat, byliśmy na pięciodniowej wycieczce. Wróciłem do domu i dokładnie 15 minut później, do naszych drzwi zapukał przerażony Haruki. Nie mógł powiedzieć co się stało, więc mój tata tam poszedł. Znalazł swoją matkę powieszoną na strychu. Brat już z nimi nie mieszkał więc nic nie wiedział.

Zakończył mężczyzna. Nie słysząc jednak odpowiedzi aż się zdziwił.

-Akira, jesteś tam?

-T-tak...

Padła zachrypnięta odpowiedź. Dziewczyna ręką otarła łzy.

-To okropne... czuję się strasznie! Jak mogłam mu to zrobić, byłam taka głupia!

-Akira, spokojnie...

-Przecież powinnam najpierw ciebie zapytać a nie ranić go!

Krzyknęła. Była zła na siebie.

-Akira!

Mężczyzna po drugiej stronie telefonu podniósł głos.

-Uspokój się  w tej chwili!

-A-ale ja..

-Żadne ale! Nie mogłaś wiedzieć, więc nie zrobiłaś nic złego.

-A jeśli on coś sobie...

-To wtedy będziemy się martwić.

-Pójdę do niego...

Powiedziała dziewczyna, chcąc już ruszyć do mieszkania przyjaciela.

-Nie, nie idź!

Zatrzymał ją stanowczy głos czarnowłosego.

-Sam do niego pójdę, sprawdzę czy wszystko w porządku.

Zarządził stanowczo.

-Ale..

-Nie protestuj! Nie idź do niego, daj mu ochłonąć. Pójdę do niego później, ale musi mieć chwilę żeby się uspokoić. Jestem pewien że nie chciałby, żebyś widziała go w takim stanie. Idź do domu i nie przejmuj się.

Powiedział Ruki i się rozłączył.

-Łatwo powiedzieć, nie przejmuj się...

Skwitowała dziewczyna, wchodząc do kawiarni i zamawiając największe lody, chociaż pewnie ich nie zje. Chciała tylko się pocieszyć.

-Haruki! Haruki, wiem że tam jesteś!

Czarnowłosy mężczyzna od kilku minut dobijał się do drzwi jednego z mieszkań w centrum miasta. W końcu drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.

-Ruki?

Komentarze

Popularne posty