Roppi x Tsuki - One more Time

Siedziałem, jak zawsze, w moim ulubionym miejscu - na zimnym parapecie w moim wielkim, zimnym pokoju. Spoglądałem za okno nieobecnym wzrokiem, tak naprawdę obserwując, jak ludzie wyniszczają się wzajemnie. Chociaż.. tylko ja to tak postrzegałem. Wszyscy inni twierdzili, że rozwijają się. Twierdzili... ale czy tak było? Mój wzrok znów natrafił na zdjęcie, zawieszone krzywo na ścianie nad wielkim łożem, posłanym czarną satyną. Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętego, skrywającego lekkie skrępowanie i różowe policzki blondyna, wiecznie noszącego długi, biały szalik i okulary-zerówki, by zakryć barwę swych intensywnie czerwonych oczu - dokładnie takich, jak moje. Zawsze miał czerwony bilecik zamiast papierosa. Był nieśmiały, ale cudowny. Traktował mnie jak największy skarb i pokazywał życie w całkiem innym świetle. Tak... był niezastąpiony.
Heiwajima Tsukishima.
Tak brzmiało nazwisko najwspanialszej osoby jaką poznałem - Anioła, który bez skrzydeł plątał się po naszym marnym świecie, co rusz gubiąc drogę do wymarzonego raju. Znajdowałem ukojenie w jego ramionach, ostoję w jego niepewnym głosie o przyjemnie niskiej barwie i kochałem go z całego serca. Nigdy nikogo tak nie kochałem. Nigdy zapewne też już nie pokocham. 
Z cichym westchnieniem zszedłem z zimnego kamienia i podszedłem do regału. Jest tu jeszcze tyle nowych książek, których nie czytaliśmy. Tyle nowych światów do odkrycia... Po raz kolejny jednak zrezygnowałem z ujęcia w dłonie którejkolwiek z tych drogocennych ksiąg. Chciałem, by pozostały tak, jak w dniu Twojego odejścia. Utrzymywałem ten czas tak, jak właśnie w tym dniu. Nie zmieniłem nic, jedynie ocierałem wspomnienia wspólnych chwil z cieniutkiej warstwy kurzu. Pokój wyglądał, jakby czas zatrzymał się, wraz z Twoim zniknięciem.
Położyłem się na miękkim łożu. Pamiętasz jeszcze? Wybraliśmy je razem gdy stare zniszczyłeś przy pomocy swojej ogromnej siły. Do dziś żyje we mnie to wspomnienie. A obraz nad naszymi głowami, skrzywiliśmy naszej ostatniej, wspólnej nocy. W pewnym momencie uderzyłem głową w ścianę i przekrzywił się. Nie myśleliśmy wtedy jednak o tym. Było nam zbyt dobrze. 
Zamknąłem oczy i powróciłem do tamtych wspólnych, radosnych chwil. Chciałem przeżyć je jeszcze raz, jeden, ostatni raz. Choćby ceną miało być moje własne życie. Chciałem znów poczuć duże, ciepłe dłonie na mojej chłodnej skórze, ciepły oddech łaskoczący mój kark, usta tak łapczywie wpijające się w moje, jakby miały się już więcej nie połączyć w tej cudownej pieszczocie. Wszystkie Twoje gesty, ruchy były delikatne, zważone i doprowadzały mnie do szaleństwa. Tylko Ty potrafiłeś doprowadzić mnie do takiego stanu. Znałeś wszystkie moje czułe punkty. Uszy, szyję, sutki, podbrzusze, uda... wszystkie te miejsca, u mnie wrażliwsze niż u większości ludzkości, pieściłeś zawsze swoimi dłońmi w nieporównywalnej do niczego rozkoszy. 
W nozdrzach wciąż miałem zapach nowych książek, które zawsze czytałem na głos, opierając się plecami o Twój tors i wsłuchując potajemnie w zmieniający się rytm bicia Twego serca. Twoje dłonie spoczywały na moich, tak żałośnie drobnych, trzymając mnie przy Tobie.
Chciałbym przeżyć to jeszcze jeden, ostatni raz.
Przy przeciwległej ścianie, koło odtwarzacza, leżą rozrzucone płyty, których razem słuchaliśmy. Na samym wierzchu leży szczególna płyta, oprawiona w piękny, czerwony futerał. Przy słuchaniu tych utworów, zawsze delikatnie ujmowałeś moją dłoń i prowadziłeś w tajemniczym, ale jednocześnie czułym, spokojnym tańcu, nie zważając na melodię, tańczyliśmy w rytmie bicia naszych serc. Wtulałem się, wtedy w Twój tors, a Ty, wciąż prowadząc mnie za rękę, nuciłeś mi najpiękniejszą melodię o miłości jaką znam.
Za oknem rośnie zasadzone przez nas dwa lata temu drzewko. Powiedziałeś, że nie tylko będzie symbolem naszej wiecznej miłości, ale również początkiem mojego nowego spojrzenia na świat. Wtedy widziałem tylko jaskrawe barwy. Twoja miłość, troska, wsparcie... pozwoliły mi zobaczyć coś, czego wcześniej do siebie nie dopuszczałem. Otworzyłeś mi oczy.
W kącie pokoju siedział ogromny, jasnobrązowy miś. Kupiłeś mi go na nasze trzecie wspólne Walentynki. Upiekliśmy wtedy ciasto truskawkowe, i cali biali od mąki podziwialiśmy nasze dzieło, po czym wzięliśmy długą, relaksującą kąpiel z bąbelkami. Umiałeś być stanowczy ale... tylko przy mnie. Podobała mi się ta część Ciebie. Każda część Ciebie mi się podobała. Nie znałem wcześniej tego uczucia. 
Ty mnie nim obdarzyłeś, Ty mnie go nauczyłeś, Ty mi je zabrałeś.
Pewnej nocy tak po prostu zniknąłeś, zostawiając mnie i wszystko, na czym mi zależało za sobą. Zostawiłeś tylko karteczkę:

Potrzebuję oddechu i zmian.
Nie czekaj na mnie - nie jestem pewien, czy wrócę.
Tsukishima

Czytając to, moje serce zamarło. Przeczytałem to jeszcze trzy razy, nim w pełni dotarło do mnie znaczenie tych słów. Poczułem się tak, jakby ktoś ćwiartował mnie na kawałki. A potem... nastąpiła pustka. I nie czułem już nic, poza przejmującym chłodem i samotnością. Moje rozdarte serce na nowo zaczynało umierać, wraz z moją zepsutą duszą. 
Samotność i chłód.
Jedyne uczucia, jakie jeszcze mi pozostały. Nic poza tym nie potrafię czuć. Proszę wróć, chociaż na moment. I przed zakończeniem mojego życia, pozwól mi to przeżyć...
...jeszcze jeden raz.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No więc mamy pierwszą część opowiadania o Roppim c:

Komentarze

Popularne posty