Trust me - rozdział 17
Po trzech godzinach wyszedłeś do kantorka po wypis. Gdy wróciłeś pielęgniarka odpięła te wszystkie, dziwne rzeczy a ty pomagałeś mi się ubrać, a potem podtrzymywałeś mnie, gdy wychodziłem ze szpitala. Wsiedliśmy do taksówki i przemilczaliśmy całą dwudziestominutową drogę do domu. Tam pomogłeś mojemu słabemu organizmowi dotrzeć do mojego pokoju i ułożyłeś mnie w łóżku, przykrywając kołdrą.
-Bill... - zacząłeś, a ja spojrzałem na ciebie. Czekałem, co mi powiesz. -To nie było tak, jak myślisz. Nie chciałem cię zostawić... wciąż nie chcę. Kocham cię. Najbardziej na świecie. Nie, jak brata. Jak kochanka, Bill. - powiedziałeś, ale w cale mnie to nie przekonało. Westchnąłeś cicho. -Gdzieś koło piątej nad ranem, w nasze urodziny, do pokoju wpadł tata. Zobaczył, co robiliśmy... - uniosłem jedną brew. Okey... o co chodzi? -Obudził mnie i powiedział, że mamy z tym skończyć albo wsadzi nas do więzienia. Jesteś za słaby na takie miejsce, nie dałbyś rady. - słuchałem cię z uwagą. Wciąż nie wyjaśniłeś jednego... -Nie chciałem cię ignorować ani zostawiać, ale gdybym nie wychodził, nie wytrzymałbym tak bez ciebie. Tyle razy pragnąłem cię przytulić, pocałować, zasnąć z tobą w ramionach, ale wciąż przerażała mnie wizja ciebie w więzieniu. - wstrzymałem na chwilę oddech. -Kocham cię, uwierz mi, błagam. I nie próbuj więcej odebrać sobie życia, wróć do mnie, proszę. Znajdę inne rozwiązanie, nie będziemy musieli się kryć, tylko daj mi trochę czasu, już prawie je mam, proszę, wytrzymaj jeszcze trochę i wróć do mnie. - spojrzałeś na mnie oczami przepełnionymi smutkiem, bólem i... szczerością. Czułem je. Po twoim policzku spłynęła pojedyncza łza. Starłem ją, czym cię zaskoczyłem.
-I... ty... nie nienawidzisz mnie? - zapytałem cicho, wciąż nie do końca mieściło mi się w głowie, co zgotował nam nasz ojciec.
-Nie, Billy. Ja cię kocham. - odparłeś i ucałowałeś wewnętrzną część mojej dłoni.
-W szpitalu... modliłem się tylko, żebyś przeżył i się obudził. Wymyślałem różne sposoby, w które zabiję siebie, jeśli cię stracę. - wyznałeś a mnie aż zamurowało. -Nie umiem żyć bez ciebie, daj mi jeszcze czas, proszę. - spojrzałeś mi błagalnie w oczy. Moje powieki na moment opadły, by szybko wszystko przemyśleć.
-Zgoda. - powiedziałem wreszcie, gdy znów spojrzałem w twoje czekoladowe oczy. Uśmiechnąłeś się i pocałowałeś w nadgarstek, traktując jak najdelikatniejszą i najcenniejszą rzecz.
-Dziękuję. - szepnąłeś i uśmiechnąłeś się do mnie tym cudownym uśmiechem. Odwzajemniłem go blado.
-Zaufaj mi. - poprosiłeś.
-Ufam. - odparłem zgodnie z prawdą. Bo ci ufam, Tom. Najbardziej na świecie.
Jak słodziutko 😍😙 ciekawe , jaki pomysł ma Tom, bo to wszystko musi się dobrze skończyć
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to chujek z ojca Toma i Billa... Jestem ciekawa pomysłu Toma. Czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuń~Andry
Śliczny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńPoprosimy kolejny słońce ;))
OdpowiedzUsuńI jak zwykle, SWIETNY! :)
czekam na tę ludzką maszynę...
ciekawe się zapowiada;)
Pozdrawiam!