Trust me - rozdział 20
Przepraszam, za nieobecność. Posty będą przez jakiś czas pojawiać się nieregularnie, niekoniecznie jak wybije 6 komentarzy to tego samego dnia... jest to spowodowane ciężkim okresem w życiu ale w żadnym wypadku nie chcę tego porzucić czy zmieniać! Po prostu nie czuję się psychicznie na tyle dobrze i sama myśl o tym, że mam siąść przed komputerem i coś napisać albo sprawdzić czasem przyprawia mnie o mdłości... więc sami rozumiecie. Ale nie opuszczę Was, po prostu... żebyście się nie wkurzali, że nie ma postów... przepraszam.
6 kom = kolejny rozdział
Pozdrawiam,
Neko
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dni mijały nam spokojnie. Zrezygnowaliśmy ze szkoły pomaturalnej, zaczęliśmy myśleć o studiach i pracy - chcieliśmy się wyrwać z domu tak szybko, jak to możliwe, by uniknąć możliwości przyłapania przez kogokolwiek. Wciąż nie pozwalałem na bliższe rzeczy, chociaż minęło już półtora miesiąca, ale ty nie naciskałeś, cierpliwie czekałeś. Pozwalałem się przytulać, z pocałunkami było różnie, na szczęście bezbłędnie wiedziałeś, kiedy możesz a kiedy nie. Natomiast pieszczoty nie wchodziły w grę, za żadne skarby. Bałem się nawet przy tobie rozebrać, chociaż byłem już w stanie przebywać przy tobie w samych bokserkach. Ale ty po prostu mnie wspierałeś, jak zawsze i prosiłeś, bym do niczego się nie zmuszał, bym się nie spieszył, że poczekasz ile będzie trzeba. Mimo to wiedziałem, że masz przecież swoje potrzeby i zaspokajasz je w stary sposób - ręką. Było mi głupio z tego powodu, ale mimo wszystko nie umiałem się przełamać. Przez pierwsze tygodnie miałem koszmary, z których budziłem się z krzykiem, a które były dokładnym "nagraniem" mojego gwałtu. Nawet to czułem. Zawsze, gdy już się uspokoiłem, dzięki tobie, szedłem do łazienki i myłem się przez godzinę, próbując zmyć z siebie ten brud, który czułem na ciele i na duszy, mimo, że minęło tak wiele czasu od tamtych wydarzeń. A może nie tak dużo? Dwa miesiące... jak szybko powinienem się pozbierać? Kto mi powie? Ty mówisz, że rozumiesz, a ja ci wierzę. To była sobota, siedzieliśmy przy śniadaniu. Ja w długim, szarym swetrze, który sięgał mi aż za pośladki i zakrywał wciąż nie zagojone rany z próby samobójczej, czarnych rurkach i czarnym t-shircie na ramiączkach, a czarne skarpetki ogrzewały moje zimne jak lód stopy. Ty natomiast paradowałeś w krótkim rękawku koloru khaki i szarych dresach, na boso, bo tobie ciepło. Błagam cię! Jest.. jest... zaraz grudzień, no! W każdym razie... jedliśmy grzanki, ja z dżemem truskawkowym a ty z morelowym i piliśmy kawę, kiedy usłyszeliśmy chrzęst kluczy w zamku i zaraz w kuchni pojawiła się mama a za nią stał wysoki mężczyzna, którego w życiu nie widziałem. Automatycznie się spiąłem, ale żaden z nas nie oderwał od nich wzroku. Mama trzymała jego dłoń w swojej z szerokim uśmiechem na ustach a drugą ręką poprawiała swoje blond włosy nerwowym ruchem.
-Kochani... chciałabym wam kogoś przedstawić. To jest Gordon, to z nim się spotykam. - powiedziała, a na moją twarz wpłynął sztuczny uśmiech, którym uraczyłem naszego gościa. Oczywiście tylko my dwaj zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Cieszyłem się, że mama sobie kogoś znalazła po tak długim czasie, ale w cale mu nie ufałem. Z resztą nie ufałem nikomu. Usiedli przy stole tuż po tym, jak mężczyzna uścisnął dłoń każdemu z nas. Markowe ubrania dawały znać, że jest przy kasie, ale wiedziałem, że mama na to nie poleciała. Przystojny... dosyć. Prawdopodobnie pokochała go najbardziej za charakter, ale nie potrafię jeszcze go ocenić. Uśmiechał się lekko zestresowany.
-Mówiłaś, że twoje dzieci cały czas gadają, a tymczasem nie odezwały się jeszcze ani słowem. - zaśmiał się w końcu Gordon, a ja skrzywiłem się w duchu. Faktycznie, obaj cały czas próbowaliśmy go ocenić. Na policzki mamy wpłynął rumieniec a ja musiałem ratować sytuację.
-Wybacz. Cieszę się, że mama kogoś sobie znalazła, nie powinna być sama a nie ma partnera od na prawdę długiego czasu. Próbujemy jedynie ocenić, czy dobrze wybrała. - grałem. Tak doskonale grałem... bo inaczej mama zorientuje się, że coś jest nie tak. Z ledwością panowałem nad głosem i mową ciała. Spojrzałeś na mnie przelotnie.
-Tak, bo wiesz... jeśli skrzywdzisz naszą mamę... - zawiesiłeś głos, a ja pokiwałem głową, zgadzając się z tobą. Mama popatrzyła po nas błagalnie, a ja zacząłem się śmiać.
-No ale w porządku. Jestem Bill. - odparłem. Tego dnia zrobiłem sobie mocny makijaż, więc pewnie zdziwiło go, że jednak jestem mężczyzną, no ale...
-A ja Tom. - dodałeś i uśmiechnąłeś się. Mężczyzna pokiwał głową.
-Wiecie... chcieliśmy właściwie was o coś zapytać. - powiedziała w końcu nasza rodzicielka, a my spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. -Chciałabym, abyśmy spędzili te święta w domu Gordona. Wszyscy. Macie coś przeciwko? - popatrzyła na nas z nadzieją, ale ja jedynie pokręciłem głową.
-Mam jeden warunek. - powiedziałem, na co spojrzeli na mnie oboje, ale to ty dokończyłeś zdanie.
-Chcemy mieć wspólny pokój. - oboje roześmiali się, co oznaczało zgodę, a my spojrzeliśmy po sobie. Chyba się dogadują całkiem nieźle. Czuliśmy, że w święta ogłoszą nam coś ważnego, prawdopodobnie zaręczyny.
-Okey, macie szczęście, bo przygotowałem wczoraj ciasto, więc się załapiecie. - powiedziałeś, gdy zaczęliśmy sprzątać po śniadaniu.
-Wybaczcie, że tak was na śniadaniu złapaliśmy... - zreflektowała się nasza rodzicielka, ale machnąłeś tylko ręką i musnąłeś mnie nią delikatnie w ramię.
-Nie szkodzi, chociaż mogłaś zadzwonić, posprzątałbym. - odpowiedziałem, na co z kolei ona machnęła ręką. To na pewno odziedziczyłeś po niej, ten gest. Ja z reguły wzruszam ramionami. No ale nie ważne. Przeszliśmy do salonu, ale wtedy rozdzwonił się twój telefon. Nie zważając na nic, posadziłeś mnie sobie na kolanach i odebrałeś.
-Halo? - zapytałeś, a w odpowiedzi usłyszeliśmy głos Geo.
-No, stary, żyjesz? - złapałeś się za czoło.
-O jeny, zupełnie zapomniałem! Wybaczcie, zająłem się... paroma sprawami. - no tak, przy mamie nie możesz mówić w prost, bo będzie dopytywać.
-Spoko, spoko. Martwiliśmy się po prostu. - odparł ze śmiechem, a ja zabrałem ci słuchawkę.
-Możecie wpaść w poniedziałek o 17. Będzie pizza. Ale picie musicie sami kupić, bo nie wiem, co chcecie, u nas tylko Coca-Cola albo woda. - powiedziałem, na co zachichotałeś cicho. Uśmiechnąłem się.
-Spoko, Coca-Cola nam starczy. Będziemy.
-To na razie. - rzuciłem i rozłączyłem się a na tapecie twojego telefonu ujrzałem... mnie. Mnie, gdy śpię. Spojrzałem na ciebie, ale ty tylko "mówiłeś", że mogę spytać później. Oddałem ci telefon i spojrzałem na naszych gości. Gordon był wyraźnie trochę zmieszany, ale mama próbowała go rozluźnić, masując kciukiem zewnętrzną część jego dłoni. Dopiero, gdy postukałeś palcami w moje ramię zorientowałem się, jak bardzo spięty jestem. Wziąłem jeden głęboki wdech i spróbowałem się nieco rozluźnić.
-Jak wam mija czas, skarby? - zapytała w końcu mama. No tak, trzy miesiące jej w domu nie było... ups? Spojrzałem na ciebie, nie chciałem odpowiadać.
-Ano wiesz, jak zwykle. Spędzamy razem czas, ale zrezygnowaliśmy ze szkoły pomaturalnej. Myślimy o jakiejś pracy i studiach. - byłeś rozluźniony, jak zawsze, ale to nie na tobie skupiał się mój wzrok, a na naszym gościu.
-Możecie pracować u mnie. - oznajmił partner mamy. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, nasza rodzicielka z resztą też. Uśmiechnął się i zaczął wyjaśniać.
-Mam dużą firmę, wytwórnię muzyczną. Tom, Simone mówiła, że jesteś dobry z finansów i matematyki. Mógłbyś mi pomagać w dziale głównym. Natomiast Bill podobno ma wyobraźnie i lubi sztukę i pisanie. Mógłbyś pomagać kreować wizerunek zespołów i poprawiać piosenki. - spojrzałem na ciebie. Pomysł nie był w cale taki głupi. Nasze oczy się spotkały. Potrzebowaliśmy tylko dwóch sekund.
-W porządku. - powiedziałeś w końcu za nas oboje. Skinąłem głową.
-Jednak chciałbym póki co pracować w domu. Ostatnio podupadłem na zdrowiu i nie czuję się na siłach, by pracować wśród ludzi. - Gordon pokiwał głową i uśmiechnął się ciepło. Był to uśmiech, któremu można ufać.
-W porządku. Prześlę ci w poniedziałek materiały na maila i wszystkie wytyczne. Tobie, Tom, też. Jeśli uznacie, że chcecie się tego podjąć, wyślijcie mi gotowe materiały na określony termin. Jeśli będę zadowolony z waszej pracy, podpiszemy umowę. Myślę, że początkowo będziecie zarabiać 2-2,5 tysiąca na miesiąc od osoby. To normalne stawki, więc nie martwcie się, że zawyżam wam, bo jesteście dziećmi mojej lubej. - zastrzegł, grożąc palcem jak małym dzieciom z zaczepnym uśmiechem na ustach. Nasza matka też się uśmiechała. Spojrzałem na ciebie. To może być dobry początek.
6 kom = kolejny rozdział
Pozdrawiam,
Neko
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dni mijały nam spokojnie. Zrezygnowaliśmy ze szkoły pomaturalnej, zaczęliśmy myśleć o studiach i pracy - chcieliśmy się wyrwać z domu tak szybko, jak to możliwe, by uniknąć możliwości przyłapania przez kogokolwiek. Wciąż nie pozwalałem na bliższe rzeczy, chociaż minęło już półtora miesiąca, ale ty nie naciskałeś, cierpliwie czekałeś. Pozwalałem się przytulać, z pocałunkami było różnie, na szczęście bezbłędnie wiedziałeś, kiedy możesz a kiedy nie. Natomiast pieszczoty nie wchodziły w grę, za żadne skarby. Bałem się nawet przy tobie rozebrać, chociaż byłem już w stanie przebywać przy tobie w samych bokserkach. Ale ty po prostu mnie wspierałeś, jak zawsze i prosiłeś, bym do niczego się nie zmuszał, bym się nie spieszył, że poczekasz ile będzie trzeba. Mimo to wiedziałem, że masz przecież swoje potrzeby i zaspokajasz je w stary sposób - ręką. Było mi głupio z tego powodu, ale mimo wszystko nie umiałem się przełamać. Przez pierwsze tygodnie miałem koszmary, z których budziłem się z krzykiem, a które były dokładnym "nagraniem" mojego gwałtu. Nawet to czułem. Zawsze, gdy już się uspokoiłem, dzięki tobie, szedłem do łazienki i myłem się przez godzinę, próbując zmyć z siebie ten brud, który czułem na ciele i na duszy, mimo, że minęło tak wiele czasu od tamtych wydarzeń. A może nie tak dużo? Dwa miesiące... jak szybko powinienem się pozbierać? Kto mi powie? Ty mówisz, że rozumiesz, a ja ci wierzę. To była sobota, siedzieliśmy przy śniadaniu. Ja w długim, szarym swetrze, który sięgał mi aż za pośladki i zakrywał wciąż nie zagojone rany z próby samobójczej, czarnych rurkach i czarnym t-shircie na ramiączkach, a czarne skarpetki ogrzewały moje zimne jak lód stopy. Ty natomiast paradowałeś w krótkim rękawku koloru khaki i szarych dresach, na boso, bo tobie ciepło. Błagam cię! Jest.. jest... zaraz grudzień, no! W każdym razie... jedliśmy grzanki, ja z dżemem truskawkowym a ty z morelowym i piliśmy kawę, kiedy usłyszeliśmy chrzęst kluczy w zamku i zaraz w kuchni pojawiła się mama a za nią stał wysoki mężczyzna, którego w życiu nie widziałem. Automatycznie się spiąłem, ale żaden z nas nie oderwał od nich wzroku. Mama trzymała jego dłoń w swojej z szerokim uśmiechem na ustach a drugą ręką poprawiała swoje blond włosy nerwowym ruchem.
-Kochani... chciałabym wam kogoś przedstawić. To jest Gordon, to z nim się spotykam. - powiedziała, a na moją twarz wpłynął sztuczny uśmiech, którym uraczyłem naszego gościa. Oczywiście tylko my dwaj zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Cieszyłem się, że mama sobie kogoś znalazła po tak długim czasie, ale w cale mu nie ufałem. Z resztą nie ufałem nikomu. Usiedli przy stole tuż po tym, jak mężczyzna uścisnął dłoń każdemu z nas. Markowe ubrania dawały znać, że jest przy kasie, ale wiedziałem, że mama na to nie poleciała. Przystojny... dosyć. Prawdopodobnie pokochała go najbardziej za charakter, ale nie potrafię jeszcze go ocenić. Uśmiechał się lekko zestresowany.
-Mówiłaś, że twoje dzieci cały czas gadają, a tymczasem nie odezwały się jeszcze ani słowem. - zaśmiał się w końcu Gordon, a ja skrzywiłem się w duchu. Faktycznie, obaj cały czas próbowaliśmy go ocenić. Na policzki mamy wpłynął rumieniec a ja musiałem ratować sytuację.
-Wybacz. Cieszę się, że mama kogoś sobie znalazła, nie powinna być sama a nie ma partnera od na prawdę długiego czasu. Próbujemy jedynie ocenić, czy dobrze wybrała. - grałem. Tak doskonale grałem... bo inaczej mama zorientuje się, że coś jest nie tak. Z ledwością panowałem nad głosem i mową ciała. Spojrzałeś na mnie przelotnie.
-Tak, bo wiesz... jeśli skrzywdzisz naszą mamę... - zawiesiłeś głos, a ja pokiwałem głową, zgadzając się z tobą. Mama popatrzyła po nas błagalnie, a ja zacząłem się śmiać.
-No ale w porządku. Jestem Bill. - odparłem. Tego dnia zrobiłem sobie mocny makijaż, więc pewnie zdziwiło go, że jednak jestem mężczyzną, no ale...
-A ja Tom. - dodałeś i uśmiechnąłeś się. Mężczyzna pokiwał głową.
-Wiecie... chcieliśmy właściwie was o coś zapytać. - powiedziała w końcu nasza rodzicielka, a my spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. -Chciałabym, abyśmy spędzili te święta w domu Gordona. Wszyscy. Macie coś przeciwko? - popatrzyła na nas z nadzieją, ale ja jedynie pokręciłem głową.
-Mam jeden warunek. - powiedziałem, na co spojrzeli na mnie oboje, ale to ty dokończyłeś zdanie.
-Chcemy mieć wspólny pokój. - oboje roześmiali się, co oznaczało zgodę, a my spojrzeliśmy po sobie. Chyba się dogadują całkiem nieźle. Czuliśmy, że w święta ogłoszą nam coś ważnego, prawdopodobnie zaręczyny.
-Okey, macie szczęście, bo przygotowałem wczoraj ciasto, więc się załapiecie. - powiedziałeś, gdy zaczęliśmy sprzątać po śniadaniu.
-Wybaczcie, że tak was na śniadaniu złapaliśmy... - zreflektowała się nasza rodzicielka, ale machnąłeś tylko ręką i musnąłeś mnie nią delikatnie w ramię.
-Nie szkodzi, chociaż mogłaś zadzwonić, posprzątałbym. - odpowiedziałem, na co z kolei ona machnęła ręką. To na pewno odziedziczyłeś po niej, ten gest. Ja z reguły wzruszam ramionami. No ale nie ważne. Przeszliśmy do salonu, ale wtedy rozdzwonił się twój telefon. Nie zważając na nic, posadziłeś mnie sobie na kolanach i odebrałeś.
-Halo? - zapytałeś, a w odpowiedzi usłyszeliśmy głos Geo.
-No, stary, żyjesz? - złapałeś się za czoło.
-O jeny, zupełnie zapomniałem! Wybaczcie, zająłem się... paroma sprawami. - no tak, przy mamie nie możesz mówić w prost, bo będzie dopytywać.
-Spoko, spoko. Martwiliśmy się po prostu. - odparł ze śmiechem, a ja zabrałem ci słuchawkę.
-Możecie wpaść w poniedziałek o 17. Będzie pizza. Ale picie musicie sami kupić, bo nie wiem, co chcecie, u nas tylko Coca-Cola albo woda. - powiedziałem, na co zachichotałeś cicho. Uśmiechnąłem się.
-Spoko, Coca-Cola nam starczy. Będziemy.
-To na razie. - rzuciłem i rozłączyłem się a na tapecie twojego telefonu ujrzałem... mnie. Mnie, gdy śpię. Spojrzałem na ciebie, ale ty tylko "mówiłeś", że mogę spytać później. Oddałem ci telefon i spojrzałem na naszych gości. Gordon był wyraźnie trochę zmieszany, ale mama próbowała go rozluźnić, masując kciukiem zewnętrzną część jego dłoni. Dopiero, gdy postukałeś palcami w moje ramię zorientowałem się, jak bardzo spięty jestem. Wziąłem jeden głęboki wdech i spróbowałem się nieco rozluźnić.
-Jak wam mija czas, skarby? - zapytała w końcu mama. No tak, trzy miesiące jej w domu nie było... ups? Spojrzałem na ciebie, nie chciałem odpowiadać.
-Ano wiesz, jak zwykle. Spędzamy razem czas, ale zrezygnowaliśmy ze szkoły pomaturalnej. Myślimy o jakiejś pracy i studiach. - byłeś rozluźniony, jak zawsze, ale to nie na tobie skupiał się mój wzrok, a na naszym gościu.
-Możecie pracować u mnie. - oznajmił partner mamy. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, nasza rodzicielka z resztą też. Uśmiechnął się i zaczął wyjaśniać.
-Mam dużą firmę, wytwórnię muzyczną. Tom, Simone mówiła, że jesteś dobry z finansów i matematyki. Mógłbyś mi pomagać w dziale głównym. Natomiast Bill podobno ma wyobraźnie i lubi sztukę i pisanie. Mógłbyś pomagać kreować wizerunek zespołów i poprawiać piosenki. - spojrzałem na ciebie. Pomysł nie był w cale taki głupi. Nasze oczy się spotkały. Potrzebowaliśmy tylko dwóch sekund.
-W porządku. - powiedziałeś w końcu za nas oboje. Skinąłem głową.
-Jednak chciałbym póki co pracować w domu. Ostatnio podupadłem na zdrowiu i nie czuję się na siłach, by pracować wśród ludzi. - Gordon pokiwał głową i uśmiechnął się ciepło. Był to uśmiech, któremu można ufać.
-W porządku. Prześlę ci w poniedziałek materiały na maila i wszystkie wytyczne. Tobie, Tom, też. Jeśli uznacie, że chcecie się tego podjąć, wyślijcie mi gotowe materiały na określony termin. Jeśli będę zadowolony z waszej pracy, podpiszemy umowę. Myślę, że początkowo będziecie zarabiać 2-2,5 tysiąca na miesiąc od osoby. To normalne stawki, więc nie martwcie się, że zawyżam wam, bo jesteście dziećmi mojej lubej. - zastrzegł, grożąc palcem jak małym dzieciom z zaczepnym uśmiechem na ustach. Nasza matka też się uśmiechała. Spojrzałem na ciebie. To może być dobry początek.
Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej tylko Ty ;')
UsuńBardzo fajny odcinek...
OdpowiedzUsuńpoprawia humor po ciężkim tygodniu... roku... życiu.
Pozdrawiam
Co się stało?
UsuńA wiesz, przychodzą czasem takie dni, gdy niestety ktoś nas na tej ziemi opuszcza...
UsuńWiem ;-;
UsuńCo tak wolno komy cisną??? :(
OdpowiedzUsuńNastepny chece!! :(
/Aga
Nie mam pojęcia
UsuńCzekam czekam xD
OdpowiedzUsuńCzekamy*
OdpowiedzUsuń#pandowa ��
I ja czekam :D
OdpowiedzUsuń~Andry
Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuń