Rodzieleni - 13



Bill nerwowo stukał paznokciami w oparcie fotela, na którym siedział, jednocześnie mając ochotę rzucić się na swoją matkę i wyrwać jej bijące serce prosto z przesiąkniętej jadem piersi. Miał ochotę krzyczeć, ale siedział w milczeniu i wsłuchiwał się w deszcz padający za oknem.

-Bill... nie denerwuj się. Potrwa to trochę dłużej, ale wyciągniemy Toma. Nie martw się o to.

Poprosił chłopaka prawnik, przygotowując jednocześnie papiery. Matka bliźniaków podważyła wniosek o zwolnieniu Toma z więzienia, argumentując to niepoczytalnością młodszego z braci, przez co zarówno Simone jak i on mieli jutro wziąć udział w rozmowie z psychologiem, który oceni ich poczytalność.

Jeden dzień dalej od wolności Toma. Ale nie można się poddawać, prawda? Westchnal cicho i tak, jak radzil mu prawnik, staral sie nie irytowac, chociaz przychodzilo mu to z trudem. No bo jak tu sie nie irytowac, kiedy ktos staje na drodze Twojej milosci? Chyba wie, jak czuli sie Romeo i Julia z Shakespeareowskiego dramatu.* Ale rowniez zakazany owoc smakuje najlepiej. A on juz poznal jego smak i nie chcial go oddawac. Ulozyl sie wygodnie na fotelu i skoncentrowal na blizniaku. Musial mu jak najszybciej przekazac zle wiesci.

Tom byl akurat na spacerniaku i gdy tylko zauwazyl brata, zlapal go za reke i poprowadzil do miejsca otoczonego z trzech stron siatka, skad straznicy nie mogli ich widziec. Zdziwil sie, bo z reguly Czarny pojawial sie wieczorem, w nocy lub rano, nim zaczynalo sie sniadanie. Wiedzial, ze cos sie musialo stac. Widzial to po wyczerpanej i zmartwionej twarzy blizniaka. Nawet mocny makijaz nie byl w stanie ukryc jego zmeczenia. Tom chwycil drobna twarz w swoje cieple dlonie.

-Bill? Billy, co sie stalo?

Zapytal zmartwiony. Nie chcial nawet myslec, jakie pieklo w zewnetrznym swiecie musi przechodzic jego brat. Mlodszy braciszek, zawsze slabszy od niego, duzo bardziej chorowity. A jednak nie mogl go wspierac wystarczajaco, chociaz bardzo tego chcial.

-Mama podwazyla wniosek o twoje wczesniejsze zwolnienie. Oboje musimy przejsc testy psychologiczne. Dopieor wyrok psychologa stwierdzi, czy jestem poczytalny i czy moj wniosek moze trafic do sadu. Wyciagniecie cie stad bedzie trwalo dluzej, niz zakladalem, ale wyciagne cie stad. Obiecuje.

Powiedzial na jednym wdechu. Tom pokiwal glowa i spojrzal na niego z nieukrywana miloscia i czuloscia.

-Spokojnie, Billy, damy sobie rade. Nie dzieje mi sie tu krzywda, nie szalej, prosze.

Powiedzial i pocalowal blade czolo. Drobne cialo wtulilo sie w niego, szukajac jego ciepla i oparcia najwazniejszej dla niego osoby.

-Geo na pewno ci opowiadal, gdy tu byl. Ona przekroczyla granice, Tom. Zniszcze ja w sadzie. Doprowadze jej zycie do istnej ruiny. Poprzysiaglem to sobie.

Powiedzial cicho, a jednak w jego glosie byla pewnosc i moc, ktora przerazala nawet samego Dredziarza. Ale wiedzial, ze nie ma co odwodzic chlopaka od tego pomyslu. Zawzial sie i zrobi to, nawet, jesli straci przez to swoje zycie.

-Co chcesz zrobic?

Zapytal, troche z ciekawosci a troche z obawy, ze Bill przesadzi.

-Zniszcze suke.

Uslyszal lodowata odpowiedz. A potem blizniak pocalowal go i zniknal, zostawiajac go samego z jego myslami.

-Bill! Bill! Co zes tak odplynal?

Chlopak slyszal glos managera, ktory bardzo go w tym momencie irytowal.

-Zostaw go, przez matke nie spal cala noc.

Uslyszal pomruk przyjaciela, ktory doskonale wiedzial, ze Bill w tym momencie kontaktuje sie ze swoim blizniakiem. Otworzyl oczy a ich managera, ktory sie nad nim nachylal, zmrozilo. W orzechowych oczach widzial grozbe, determinacje, chlod i nienawisc.

-Zniszcze suke.

Powiedzial cicho i wstal, wychodzac z pokoju i zostawiajac wszystkich w szoku. Skierowal sie do podziemnego parkingu i wylaczyl telefon, ktory zaraz zaczal dzwonic. Wiedzial, ze sie o niego martwia, ale nie mial teraz dla nich czasu. Wsiadl do srebrnego Audi i odjechal z piskiem opon, kierujac sie na dobrze znana mu droge. Wiedzial, ze jego ojczym czesto pracuje z domu i tam tez kierowal swoje auto. Nie czul juz ani wyrzutow sumienia, ani niepewnosci. Pragnal zemsty. Pragnal cierpienia kobiety, ktora odebrala mu wszystko.
Zatrzymal sie pod rodzinnym domem i siegnal do schowka. Wyciagnal gruba, ciezka koperte i pewnym krokiem poszedl do drzwi wejsciowych, nie zawracajac sobie glowy zamykaniem auta. Tutaj i tak nikt go nie ukradnie. Zapukal.
Nie musial czekac dlugo, az otworzyl mu usmiechniety ojczym.

-Bill! Jak milo, ze wpadles! Przypomniales sobie w koncu o staruszkach, co?

Zapytal wesolo, ale jego usmiech zagsl, gdy zobaczyl powazna twarz swojego pasierba. Przepuscil go w drzwiach i chlopak od razu skierowal sie do kuchni, gdzie usiadl przy blacie, kladac przed soba koperte. Po chwili mezczyzna siedzial przed nim i nalewal mu szklanke wody.

-Co sie stalo? Wiesz, ze mozesz mi o wszystkim powiedziec.

Mezczyzna zatroskal sie o nastolatka. Praktycznie go wychowal, byl dla niego niczym rodzony syn, to jemu i  jego bratu chcial przekazac swoja firme, gdy bedzie zbyt zmeczony by sie nia zajac.

-Gordon... jest cos, o czym musze ci powiedziec, chociaz wolalbym tego nie robic. Ale nie moge dluzej tego ukrywac.

Glos chlopaka zalamal sie. Nie chcial niszczyc zycia ojczymowi, ktoremu tyle zawdzieczal. Ale wiedzial, ze nie moze pozwolic mu zyc w klamstwie.

-Opowiadaj.

Poprosil mezczyzna, upijajac lyk wody. Stresowal sie juz przez sama postawe Czarnego.

-Nie znienawidz mnie za to.

Orzechowe oczy wpatrywaly sie w poorana zmarszczkami twarz, ktora tak dobrze znal.

-Bill, nie ma rzeczy, przez ktora moglbym znienawidzic ciebie lub twojego brata.

Uslyszal pewny glos i westchnal cicho.

-Przepraszam, ze ci o tym mowie. Liczylem, ze matka sama to w koncu zrobi, ale widze, ze to nigdy nie nadejdzie. Nie chcialem ci tego mowic, ale jestes wspanialym ojcem i nie moge pozwolic ci zyc w klamstwie... Mama zdradza cie od szesciu lat. Miala i nadal ma licznych kochankow. Bawi sie toba, bo jej z toba wygodnie, ale nie kocha cie.. Chyba nigdy nie kochala. W tej kopercie znajduja sie dowody jej zdrad. Wszystkie z przeciagu ostatnich dwoch lat. Nie chce, zeby ona dalej cie wykorzystywala i ranila.

Powiedzial cicho i spokojnie, a jednak pewnie. Wyraz jego twarzy nie zmienil sie - byl po prostu pusty, gdy to mowil. Jakby matka dla niego juz od dawna nie zyla. Po czesci tak bylo.
Duze dlonie siegnely po szara koperte i wyciagnely z niej zdjecia. Dowody zdrady z conajmniej trzydziestoma mezczyznami. To byl dla niego wielki cios. Dluga chwile po obejrzeniu zdjec milczal i trzymal twarz w dloniach, ale nie plakal. Po niekonczacym sie milczeniu, spojrzal na swojego pasierba. Zastanawial sie, ile musialo go kosztowac donoszenie na wlasna matke. Jak wiele musial sie wyrzec, by powiedziec mu prawde? Wzial blade dlonie chlopaka i ukryl w swoich, czekajac, az ten spojrzy mu w oczy.

-Dobrze zrobiles, ze mi powiedziales. Wiem, ile to musialo cie kosztowac, w koncu jestes tak blisko z Simone. Dziekuje ci za to. Rozwiode sie z twoja matka, ale chcialbym miec kontakt z toba i z Tomem. Jestescie moimi synami i czyny tej kobiety tego nie zmienia.

Powiedzial, usmiechajac sie lekko, smutno. Bill skinal glowa i pozwolil, by pojedyncza lza splynela mu po policzku.

-Zawsze mozesz na nas liczyc.

Obiecal, chociaz wiedzial, ze to nie do konca prawda. Za jakis czas beda musieli z Tomem upozorowac swoja smierc, by ukryc fakt, ze sie nie starzeja, i uciec. Ale ma jeszcze mnostwo czasu, zanim bedzie musial o tym myslec.
Trwali tak przez chwile, gdy uslyszeli przekrecany w drzwiach klucz.

-Billy, synku, wreszcie zrozumiales i wrociles do domu!

Do pomieszczenia wpadla rozpromieniona kobieta, ktorej usmiech zgasl, gdy zobaczyla nienawisc w spojrzeniu syna i obrzydzenie w oczach meza. Na stole dostrzegla zdjecia i zbladla.

-Gordon, ja... ja moge to wyjasnic!

Krzknela, ale mezczyzna uniosl dlon, by jej przerwac.

-Nie ma o czym mowic, Simone. Jutro skontaktuje sie z prawnikiem w sprawie naszego rozwodu.

Oznajmil, patrzac hardo w oczy swojej zonie. Nie spodziewal sie tego po niej. Kochal ja, a ona tak go potraktowala.

-Ale... prosze, nie! Blagam!

Krzyczala ze lzami w oczach.

-Trzeba bylo pomyslec o tym wczesniej, gdy pchalas sie tym fagasom do lozek.

Powiedzial lodowatym glosem jej... syn. Spojrzala na niego i spoliczkowala go.

-Jak mogles zniszczyc mi zycie!

Wrzasnela rozsierdzona. Bill wstal i w mgnieniu oka przygwozdzil ja do sciany, duszac ja przedramieniem.

-Tak samo, jak ty zniszczylas moje i Toma. Bede cie gnebic i niszczyc az nie zostanie po tobie nawet proch. Bede twoim najgorszym koszmarem za to, co nam zrobilas.

Wysyczal jej do ucha i spojrzal jej w oczy, ukazujac jasnoczerwona barwe swoich. Potem rozchylil usta i pokazal ostre niczym zyletka kly. Przerazona Simone zaczela krzyczec.

-Pozalujesz, ze sie urodzilas. Zabawa, czas, start!

Powiedzial i puscil ja. Usciskal ojczyma na pozegnanie i wyszedl z domu, jednak nie odjechal zbyt daleko.

*Ciekawostka: Podobno sam William Sheakespeare nie wiedzial, jak sie pisze jego nazwisko i zapisywal je na kilka sposobow.

Komentarze

Popularne posty