Umieram w ciszy - rozdział 14


TOM

Kolejne dni mijały nam jak w bajce. Miałem wrażenie, że jesteśmy na dobrej drodze, by Bill wyzdrowiał i byśmy do końca życia byli razem. Jednak jakoś trzy miesiące po tym, jak wypisano mnie ze szpitala, mój bliźniak zaczął dziwnie się zachowywać. Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. Zaczął bać się własnego cienia, znikał gdzieś, unikał mnie, ale niezbyt otwarcie, wydawał się spięty, zamknięty w sobie i miałem wrażenie, że jest gorzej niż było. Nie wiedziałem jedynie, o co chodziło. Nie mówił zbyt wiele. Z nikim nie chciał rozmawiać. Odciął się zupełnie od tego świata. Martwiłem się, ale gdy tylko go o to pytałem, stwierdzał, że wydaje mi się. Nie chciałem więc ciągnąć go dalej za język i starałem się jakoś na nowo go otworzyć. Jednak tego dnia od rana miałem złe przeczucia, co było kompletnie irracjonalne. Bill tryskał energią, uśmiechał się i jadł ze smakiem. Poszliśmy razem na spacer do parku, obejrzeliśmy film, wygłupialiśmy się, rozmawialiśmy, gotowaliśmy razem, uprawialiśmy seks i wykąpaliśmy się wspólnie. O co tu się martwić, prawda? Jednak zmiana Billa z apatycznego i skrytego na pełnego energii i radosnego była dziwna. Starałem się z tego cieszyć, ale nie potrafiłem. W środku nocy obudziłem się z najbardziej przerażającym uczuciem, jakie kiedykolwiek czułem. Tak samo czułem się, gdy Bill po próbie samobójczej trafił do szpitala. W łóżku byłem sam, więc wstałem i szukałem bliźniaka. Pamiętałem, że zasypiałem ściskając go w ramionach.

BILL

Obserwowałem wszystko. Uśmiech Toma, barwę jego głosu, jego zapach, fakturę jego ciała. Chciałem to zapamiętać. Gdy miałem pewność, że zasnął, po cichu wyszedłem z jego pokoju i zamknąłem się w naszej piwnicy. Byłem pewien, że minie trochę czasu, nim mój brat zorientuje się, że mnie nie ma i zacznie mnie szukać. Zamknąłem oczy i wróciłem myślami do momentu, gdy trzymał mnie w ramionach. Byłem szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. Nie potrafiłem tego nawet wyrazić w słowach. Westchnąłem cicho i upewniłem się, że na stoliku obok, który kiedyś tu wstawiliśmy, leżał mój list pożegnalny. Bardzo długi list. Z ciężkim sercem wstałem z podłogi, na której siedziałem i wspiąłem się na piramidę, którą zrobiłem. Spojrzałem jeszcze raz na to, co przygotowałem i nie czułem strachu. Wiedziałem, że tak musi być. Po moich policzkach popłynęły łzy, gdy zakładałem pętlę na szyję. Upewniłem się, że mnie utrzyma. Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech i wykopałem dwa krzesła spod moich stóp. Poczułem szarpnięcie i pochłonęła mnie ciemność.

TOM

Usłyszałem huk w piwnicy i z najgorszymi przeczuciami skierowałem się tam biegiem. Chwilę zajęło mi wyważenie zamkniętych na klucz drzwi.

-Bill! Bill, otwórz! - darłem się. W końcu jednak udało mi się je otworzyć i zamarłem, widząc scenę przed moimi oczami. Po podłodze walały się stare krzesła, częściowo połamane. Obok stał stolik, który kiedyś się zepsuł, a na nim jakaś kartka. Obok tego wszystkiego był Bill... mój ukochany bliźniak. Przeraźliwie blady, z otwartymi na oścież oczami. Dopadłem go i ściągnąłem z belki noszącej na ziemię i sprawdziłem puls, ale jego serce już nie biło a skóra była lodowata. Powietrze przeciął mój pełen rozpaczy i bólu krzyk. Moje serce i dusza momentalnie rozpadły się na kawałki a ból przeszywający mnie na wylot był najgorszym uczuciem na świecie. Płakałem rzewnie, wtulając się w martwe ciało mojego kochanka. Krzyczałem, błagałem, żeby się obudził, ale wiedziałem, że to nie nastąpi. Uczucie straty, które mi towarzyszyło, było przytłaczające. Nic się nie liczyło. Mój świat się skończył. Niemal nie rejestrując swoich ruchów, pocałowałem go po raz ostatni i poszedłem na górę. Wsiadłem w samochód i jechałem przed siebie na najbliższe odludzie. Dociskałem gaz do dechy, nie zwracając uwagi na znaki drogowe ani inne samochody. W końcu zostałem sam na jakiejś leśnej drodze. Pedał gazu docisnąłem tak, że bardziej się nie dało i czułem pęd samochodu. W moich myślach było tylko to, że Bill nie żyje a ja nie chcę żyć bez niego. Skierowałem się na jedno z solidnie wyglądających drzew i zamknąłem oczy. -Poczekaj na mnie, Billy. - poprosiłem i poczułem uderzenie. Przez chwilę byłem jeszcze przytomny, ale potem pochłonęła mnie kompletna i kojąca ciemność.

Komentarze

Popularne posty