Sekret - 4


Malfoy! Hej, Malfoy!

Chłopak słyszał wołający go głos, ale nie był w stanie odpowiedzieć. Patrzył na martwą twarz swojej matki i 
nie potrafił poruszyć się nawet o milimetr.

-Draco, obudź się!

Słyszał to. Słyszał każde słowo. Ale co to znaczy - obudzić się? Przecież on w cale nie śpi...

-Widzisz, Draconie... Twoja matka chciała mi się sprzeciwić. Chciała mnie zdradzić, więc musiała ponieść karę.

Na dźwięk tego głosu przeszły go ciarki. Dobrze wiedział, do kogo należy...

-Draco!

Obudził się tak gwałtownie, że aż uderzył się w głowę o ścianę.

-Żyjesz?

Usłyszał. Otworzył oczy i wciąż trzymając się za głowę spojrzał w górę, natrafiając niemal od razu na szmaragdowe oczy, okalane czarnymi cieniami. Okulary odbijały delikatne, pierwsze promienie wyłaniającego się zza horyzontu słońca.

-Tak...

Powiedział niepewnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Jednak po chwili zdziwił się, bo o ile wczoraj z bólu błagał o śmierć, dzisiaj nic go nie bolało. Nawet Likantropia nie dawała mu się we znaki.

-Dlaczego nic mnie nie boli?

Zapytał, patrząc podejrzliwie na Harry'ego, domyślając się odpowiedzi.

-Nie ważne.

Stwierdził chłopak, wzruszając ramionami i uśmiechając się ciepło.

-Cieszę się, że już ci lepiej.

Dodał, patrząc prosto na swego nowego sprzymierzeńca.

-Zastosowałeś magię reinkarnacji! To zakazana magia! Dlaczego to zrobiłeś?!

Wydarł się Malfoy, od razu trzeźwiejąc i spoglądając gniewnie na swego dotychczasowego rywala.

-Voldemorta nadchodzi. W nocy, gdy się obudziłem, połączyłem się z nim. Omawiali plan. Przyjdzie dzisiaj... a moi przyjaciele potrzebują cię, byś ich poprowadził. Jako ja. Dlatego musiałem cię uzdrowić. Oddałem za to całą pozostałą mi część życia, gdybym dzisiaj przeżył. Będziesz ich prowadził do zwycięstwa, Draco.

Powiedział, patrząc się w podłogę. Chociaż na jego ustach gościł uśmiech, oczy pozostawały bez wyrazu. Chłopak wstał i otrzepał swoje spodnie z niewidzialnego kurzu.

-Idę powiadomić dyrektora. Trzeba ewakuować dzieci, zanim Voldemort nadejdzie, a będą tu wkrótce. Musimy być gotowi. Zaklęcia są zdjęte. Możesz wyjść w każdej chwili.

Powiedział i przez krótką chwilę stał, po prostu wpatrując się w siedzącego przed nim blondyna. Uśmiechnął się szeroko, odwracając jednak wzrok.

-Wygląda na to, że nasza współpraca była krótka, ale jakże owocna! Daj z siebie wszystko, Draco. Nie tylko ja na ciebie liczę.

Po tych słowach wyszedł, nim skołowany nastolatek zdołał mu jakkolwiek odpowiedzieć. Blondyn westchnął cicho i na moment schował twarz w dłoniach. Nie miał pojęcia, jak długo tak siedział, ale gdy wyszedł zauważył, że wszyscy zmierzyli do w kierunku Wielkiej Sali, mimo, że do śniadania pozostało jeszcze trochę czasu. Postanowił podążyć za nimi i po chwili stał w całkowicie pustej sali, opierając się o ścianę nieopodal drzwi. Sam był niewidoczny w tym miejscu, ale on doskonale widział całą kadrę nauczycielską i stojącego przy samym Dumbledore Harry'ego.

-Kochani... jest pewna rzecz, o której muszę wam powiedzieć. Niestety, ale prawdopodobnie dzisiaj nasza szkoła zostanie zaatakowana... przez Lorda Voldemorta.

Starzec przemówił jako pierwszy, a w jego głosie pobrzmiewał smutek. Czarnowłosy wystąpił na  przód i odszukał wzrokiem swego następcę, po czym odchrząknął.

-Dowiedziałem się... że Voldemort ma uderzyć dzisiaj, za godzinę. Przede wszystkim, jego celem jest zabicie mnie. Ale później będzie próbował zabić tych z was, którzy nie będą chcieli przejść na jego stronę. Możliwe, że będzie chciał oczyścić krew i zabije każdego mugolskiego pochodzenia i półkrwi. Możliwe, że zabije wszystkich. Ale jest też możliwe, że na mnie poprzestanie. Bardzo chciałbym, aby żadnemu z was nie stała się krzywda, ale niestety, nie mogę. Dwa lata temu wstąpiłem do Zakonu Feniksa, jako najmłodszy jego członek. Ustalaliśmy plany i nie tylko. Szukaliśmy horkruksów. Czyli przedmiotów, w które wszczepiona została cząstka duszy Voldemorta. Dopóki istniały, był nieśmiertelny. Dlatego nie zginął gdy jako dziecko pozbawiłem go mocy. Dlatego się odrodził.

Po sali rozeszły się szepty niepokoju, jednak gdy mówca odchrząknął, oczy wszystkich znów skierowały się w jego stronę.

-Chyba większość z was wie, lub nawet należy, do utworzonego przeze mnie naszego szkolnego pododdziału Zakonu Feniksa. Przygotowywaliśmy się do tego miesiącami. Dzisiaj wasze umiejętności zostaną zweryfikowane. Voldemort jest teraz śmiertelny. Proszę, zabijcie go, jednak poczekajcie aż umrę. Ponieważ to ja jestem jego ostatnim horkruksem.

Wszyscy zamilkli. Do tego stopnia, że słychać było, jak mały robaczek pełzł po ścianie.

-Nie wiem, co się wydarzy, gdy zginę. Dlatego aby zapewnić przyszłość Szkolnego Zakonu Feniksa i abyście byli prowadzeni przez osobę silną, odpowiedzialną i gotową zrobić wszystko, by wygrać, wybrałem swojego następcę. Dla wielu z was moja decyzja będzie kontrowersyjna, ale proszę was o zaakceptowanie tego. To jest najlepsza osoba do tej roli i moje ostatnie życzenie.

Każdy obecny na sali od razu się zgodził, mimo, że nie wiedzieli, kto to jest.

-Dopóki mamy jeszcze trochę czasu, przekażę tej osobie moje przywództwo, idee i umiejętności. Zrobimy to za pomocą rytuału przysięgi, którą przeprowadzi profesor Dumbledore. Chociaż z reguły jest to stosowane podczas ślubu, jest to jedyne, co mogę zrobić. Draco, proszę, podejdź.

Powiedział a wszyscy zamarli. Oczy wszystkich powędrowały za wzrokiem zielonych oczu i śledziły go z niedowierzaniem, gdy kroczył przez całą salę, by w końcu stanąć obok Pottera na podwyższeniu. Jednak nikt nie śmiał się odezwać, chcąc uszanować ostatnią wolę ich bohatera, nawet, jeśli wbrew sobie. Dłoń Chłopca, Który Przeżył, połączyła się z bladą dłonią nowego sojusznika i stanęli niezwykle blisko siebie. Draco nie mógł się skupić. Ale wiedział, że już czas, gdy ich dłonie otoczyła czerwono-zielona aura. Spojrzał w szmaragdowe oczy, które były zaskakująco spokojne.

-Draconie Lucjuszu Malfoy. Wybrałem cię na mojego zastępcę, a właściwie następcę, i z tego tytułu chcę przekazać ci wszystkie moje idee i umiejętności, razem z przywództwem. Czy zgadzasz się na to?

Przez chwilę nie mógł mówić. Zapomniał języka w gębie, dosłownie. W końcu jednak skinął głową i zaraz się poprawił.

-Tak, zgadzam się.

Harry wyraźnie odetchnął i uśmiechnął się lekko.

-W ramach naszej nierozerwalnej aż do śmierci jednego z nas lub obojga, przekazuję ci moje umiejętności. Mowę węży. Umiejętność rzucania zaklęć niewerbalnie i bez różdżki. Moją magię. Moją odwagę. I moją wiarę. Przekazuję ci też idee poprowadzenia naszych przyjaciół do walki, by pokonać człowieka o imieniu Tom Marvolo Riddle. Przekazuje ci przywództwo nad zakonem. Przyjmujesz to?

-Przyjmuję.

Odpowiedział niemal automatycznie, po chwili skupiając się na ustach, które zbliżały się do niego. Po chwili ich wargi zetknęły się delikatnie, niczym płatki róż, a po chwili rozdzieliły się, zatwierdzając przysięgę. Patrzył oszołomiony na Wybrańca, po czym spuścił wzrok.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Draco jak widać bardzo przejmuje się Harrym, Voldemort się zbliża, ale właśnie ciekawe, Harry przekazał przywódctwo Draco, zastanawia mnie właśnie bo przeżyć to przeżyje zginie tylko cząstka duszy, ale czy na przykład nie będzie charłakiem bo poświęcił część swojego życia..
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty