Umieram w ciszy - rozdział 1
Obudziłem się słysząc syk jakiejś maszyny. Miałem coś w gardle i okropnie przeszkadzało mi w oddychaniu. Czułem się, jakbym się dusił, dosłownie nie mogłem zaczerpnąć powietrza. Próbowałem, ale nawet wtedy wydawało mi się, że się duszę. To momentalnie obudziło mnie z tego otępienia, w którym byłem odkąd zacząłem cokolwiek czuć. Ale zaraz... czy ja nie powinienem był umrzeć? Czy to kara za to, że próbowałem się zabić? Czy tak już będę się czuł zawsze? Niezdolny do zaczerpnięcia oddechu który nie boli? To mi przyszło teraz przeżywać? Pisk. Boleśnie wwiercający się w czaszkę pisk, zagłuszający nawet ten nieznośny szmer. Proszę, niech to zniknie! Klik! Pisk ucichł i znów pozostał tylko szmer. Cichy, miarowy, jak te pompy co wtłaczają powietrze. Widziałem kiedyś taką i chyba brzmiała podobnie. Dźwięki. Kroki? Kto tu jest? Czego ode mnie chce? Czy po śmierci nie zostaje się samemu? Ktoś coś mówi. Nie potrafię rozróżnić głosów ani pojedynczych słów, ale coś mi mówi, że to znam. Szmer. Próbuje wziąć w płuca powietrze i znów rozbrzmiewa ten straszny pisk. Kulę się w sobie chociaż moje ciało, o ile w tym wymiarze jakieś mam, nie drgnęło ani odrobinę. Ktoś albo coś złapało mnie za gardło i czoło. Czuję tylko lateks dotykający mojej skóry. To coś jest wyjmowane z mojego gardła. Niezbyt delikatnie. W końcu mogę normalnie zaczerpnąć powietrza i od razu to robię. Szmer ustał. Jednak w pokoju nie panuje cisza. Rozróżniam kilka słów. "Oddycha" "W porządku" "Proszę się nie martwić". Czy to znaczy, że mi się nie udało? Wciąż żyję? Na tym świecie, gdzie jestem nikim więcej jak seks-zabawką własnego brata? Zebrało mi się na płacz gdy o tym pomyślałem ale jestem zbyt słaby, by płakać. Poczułem, jak moje ciało zrobiło się nagle ciężkie i wyraźnie już czułem, że leżę na twardym łóżku pod niezbyt ciepłą kołdrą i jest mi zimno a w dodatku o jakimkolwiek ruchu nie ma nawet mowy - to zbyt duży wysiłek dla moich bezwładnych mięśni. Leżę nieruchomo, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu i próbuję skupić się na tym, by móc w końcu rozróżnić słowa i głosy osób dookoła mnie. Co nieco już słyszę, na szczęście.
-Ale dlaczego on to zrobił? Tom, do cholery, jesteś jego bliźniakiem, powinieneś wiedzieć takie rzeczy! - męski. Niski. Zdenerwowany. Jost?
-Skąd mam wiedzieć, człowieku! Powtarzam ci po raz kolejny że nie wiem! - Tom... głos ci zadrżał. Kłamiesz. Jost tego nie wyłapie ale mnie nie umknie tak ważna sprawa. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie potrafię żyć będąc tak traktowanym. Że nie umiem żyć będąc czyjąś kukiełką. Chciałem być wolny, pragnąłem wolności odkąd pamiętam, dzieliłem z tobą to marzenie, i chyba najgorsze jest to, że to właśnie ty, powiernik moich marzeń i strachów, najlepszy przyjaciel, najbliższa mi osoba, odebrała mi to, co było dla mnie najcenniejsze - siebie, mnie i wolności. Zaczerpnąłem w końcu powietrze pełną piersią i umilkliście. Kroki.
-Bill? Słyszysz mnie? - pytasz cicho, jednak nie mam siły odpowiedzieć a boję się otworzyć oczy. Czuję cię obok siebie. Dobrze wiesz, że już nie śpię. Dotykasz mojego policzka. Dobrze, że mam jeszcze bezwładne mięśnie, bo bym chyba uciekł od twojej dłoni. Na pewno oberwałoby mi się wtedy. -Nie bój się, Bill. - poprosiłeś z jakąś nutą żalu w głosie. Zacisnąłem na moment powieki by po chwili je unieść i spojrzeć prosto w twoje czekoladowe oczy. Jest w nich niepokój. Zdziwiło mnie to, ale nic nie powiedziałem. Po prostu patrzyłem ci w oczy. Chwyciłeś mnie za dłoń, na co wciągnąłem gwałtowniej powietrze. Zobaczyłem ból w twoich oczach na moją reakcję, ale dlaczego? Świadomie i z lubością do tego doprowadziłeś, czemu teraz karzesz mnie tak bolesnym spojrzeniem? Usłyszałem, jak Jost wychodzi i zostajemy sami. W moich oczach zbierają się łzy. Co mi teraz zrobisz? Uderzysz mnie? Zgwałcisz? Nakrzyczysz? Jednak ty po prostu przyłożyłeś moją dłoń do swojego policzka i przymknąłeś oczy.
-To moja wina. - szepnąłeś. Co mam ci odpowiedzieć, Tom? A może w cale nie oczekujesz mojej reakcji? Twoje powieki powoli się unoszą i ukazują światu zmartwione oczy. Wyglądasz, jakbyś się nad czymś zastanawiał, ale nie powiedziałeś ani słowa. Spuściłem wzrok, bojąc się patrzeć dłużej w twoje tęczówki i skupiłem się na suficie. Westchnąłeś cicho. Nagle drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi jedna, dwie, trzy... trzy osoby. Obracam powoli głowę a ty przystajesz obok mnie. Georg i Gustav stali tuż przy łóżku a obok nich Jost. Perkusista już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale wtedy rozbrzmiał dzwonek twojego telefonu. Przekląłeś szpetnie i położyłeś powoli, delikatnie moją rękę z powrotem na łóżku po czym wyszedłeś. Wtedy nasz przyjaciel się odezwał.
-Nie wiem, czemu to zrobiłeś, ale wiem, że to wina twojego bliźniaka. - powiedział. Spojrzałem na niego zaskoczony. Co wie? Ile wie? Gardzi mną? Powie prasie? Zadzwoni na policję? Pobije cię? Sam mnie wykorzysta? -Kiedy zawieźli cię do szpitala wykonał kilka nerwowych telefonów. Ręce mu drżały, chodził w kółko i krzyczał. "Nic złego miało mu się nie stać!" "Byłem głupi, że w przypływie wściekłości zostawiłem go dla was!" "Nie chcę was więcej znać, odkupię teraz swoje winy!" I tym podobne. Co on ci zrobił, Bill? - padło pytanie, na które nie umiałem odpowiedzieć. Spuściłem wzrok tak, by patrzeć na swoją pościel. Wziąłem kilka drżących wdechów.
-Nic. Po prostu... pokłóciliśmy się i długo ze sobą nie rozmawialiśmy a wtedy on znalazł nowych przyjaciół. - powiedziałem cicho. Geo już wskazywał na mój, zapewne siny, policzek, w który uderzyłeś mnie dzisiejszego ranka. Zacząłem nerwowo miąć pościel w dłoniach i uśmiechnąłem się niepewnie.
-Nie ładnie tak obgadywać kogoś gdy wyjdzie z pokoju. - powiedziałeś, wchodząc do pokoju. Zamarłem. Przez kilka sekund nie mogłem z siebie wydusić słowa. Jednak po chwili lub dwóch roześmiałem się cicho. Spojrzenia wszystkich były w tej chwili utkwione w mojej fałszywie roześmianej twarzy.
-Haha, wiecie... to nie tak, że chciałem się zabić. Po prostu ta trasa mnie wykańcza i nie mogę spać... mogło się zdarzyć, że wziąłem za dużo tabletek nasennych. - wyjaśniłem kulawo, co w cale nie było prawdą. Widziałem, jak twój wzrok świdruje mnie. Ani na moment nie uwierzyłeś w to, co właśnie powiedziałem. Pozostaje pytanie, czy to dobrze czy źle? Nie chcę teraz o tym myśleć. Chłopcy popatrzyli po sobie i w końcu skinęli głowami a Jost tylko pomasował skronie. W końcu się odezwał.
-Niemniej otarłeś się o śmierć. A właściwie to byłeś martwy prawie dwie minuty. W każdym razie... trasa zostaje zawieszona. Przesuniemy terminy, podam do prasy, że się rozchorowałeś i nie jesteś w stanie wyjść na scenę. Lekarz mówi, że do końca tygodnia minimum cię nie wypuszczą, nie podobają mu się twoje wyniki. - powiedział i spojrzał na mnie z uśmiechem dodającym otuchy. Odwzajemniłem gest, chociaż fałszywie. Podszedł do ciebie i położył ci dłoń na ramieniu a twój wzrok ze mnie przeniósł się na naszego managera.
-Będziesz mu teraz porcjował te tabletki, okay? Nie chcę znów takiej sytuacji. - powiedział i gdy pokiwałeś głową, wyszedł z pokoju, wyjmując już telefon. Jak zwykle ma dużo pracy. A ja już widzę, jak wydzielasz mi leki. Prędzej je wyrzucisz albo będziesz kazał robić upokarzające rzeczy, żeby je dostać. Na chwilę zgasłem, jednak zaraz znów uśmiechnąłem się blado. Przecież nie mogę pozwolić, by ktoś zauważył.
Nie wiem nawet sama co mam powiedzieć... Szkoda mi Billa ale czekam ze zniecierpliwieniem na następny odcinek �� ciekawe jak się Tom zmieni i czy w ogóle ta zmiana sprawi, że Bill mu znowu zacznie mieć zaufanie. Mam nadzieję że dodasz szybko kolejny bo nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńWeny życzę ❤
Pracuję nad kolejnym odcinkiem, pojawi się dziś albo jutro :)
Usuń