O krok od przepaści - rozdział 1



Harry obudził się w dormitorium Gryffindoru, w swoim własnym łóżku, zlany potem i z sercem bijącym tak szybko, jakby właśnie przebiegł maraton. Rozejrzał się po pomieszczeniu pogrążonym w półmroku, Słońce dopiero powoli wychylało się zza jeziora. Wszyscy jego współlokatorzy pogrążeni byli w smacznym śnie. Najwyraźniej nałożenie zaklęcia ciszy na swoje łóżko przed pójściem spać było dobrym pomysłem. Inaczej już drugiej nocy w tym roku szkolnym obudziłby swoich kolegów, a oni nie byliby zbytnio zadowoleni. Przetarł oczy i wziął w dłoń okulary, chwycił kocyk i książkę, którą ostatnio zaczął czytać, w rękę i usiadł na kamiennym parapecie okna na zostawionej tam wcześniej poduszce, opatulił się kocem i zaczął czytać przy jaśniejącym świetle dnia. Wiedział, że ma jeszcze przynajmniej 2 godziny, nim inni współlokatorzy zaczną wstawać, więc zatopił się w lekturze. Jednak zanim zdążył zupełnie odpłynąć do krainy fantazji, w szybę okna zapukała Hedwiga. Otworzył okno i wziął od niej małą karteczkę, głaszcząc ją przez chwilę nim znów odleciała, tym razem do sowiarni. Rozwinął mały rulonik i odczytał:

Wiem, że nie śpisz. Przyjdź do Zakazanego Lasu. Czekam. Ł

Westchnął i odłożył książkę, po czym założył szaty i cieplejszy sweter. Wiedział, że gdy wróci, będzie miał tylko czas na przebranie swetra, więc przygotował jeszcze swoje rzeczy potrzebne na dzisiejsze zajęcia i cicho wyszedł z dormitorium, zmierzając do miejsca, w którym miał się spotkać z Łapą. Było chłodno, więc zakrył szalikiem również swoje usta i nos, wdychając ciepłe powietrze. Lekko drżał, ale zdawał się tego kompletnie nie zauważać.

Nawet, jeśli zachoruję, to co z tego? Mogłem się cieplej ubrać, ale o tym nie pomyślałem. Teraz już wszystko mi jedno.

Myślał, wchodząc na teren zakazany dla tutejszych uczniów. W sumie nikt się tu nie chciał zapuszczać, nawet Dumbledore unikał tego miejsca jak ognia. No ale co mógł zrobić? Jego ojca chrzestnego wciąż ściga Ministerstwo, łaknące jego krwi. A przecież ten człowiek był niewinny! Dlaczego nikt nie chciał mu uwierzyć? W Harrym za każdym razem burzyła się krew, gdy myślał, jakie życie musi prowadzić jego krewny. Przecież niczym sobie na to nie zasłużył! Głupi Knot i głupie Ministerstwo. Wystarczyłoby podać przecież Syriuszowi Veritaserum by wiedzieć, że to nie on zabił tego szczura, Petera. Szczura dosłownie i w przenośni. No ale cóż, łatwiej im jest uwierzyć w wygodniejszą dla nich wersję wydarzeń, aniżeli chociaż spróbować coś z tym zrobić.
Idąc krętą ścieżką w końcu zaczął zauważać świeżo odciśnięte ślady psich łap. Wiedział, że idzie w dobrym kierunku. A jednak coś mu w tym nie pasowało. Powinien być już w stanie wyczuć zapach papierosów, palonych przez zbiega z Azkabanu, a nie czuł nic, oprócz świeżego powietrza poranka.

-Syriusz?

Zapytał niepewnie, zagłębiając się coraz bardziej w las. W końcu dotarł do charakterystycznego drzewa, przy którym zawsze się spotykali, a ślad łap się urywał. Jednak nie widział swojego chrzestnego. Ba, nie widział nikogo. Z niepokojem rozglądał się, czując narastający strach.

-Proszę, proszę, proszę.... pan Potter zaszczycił nas swoją obecnością.

Zza pleców chłopca wyłoniły się trzy postacie. Bardzo dobrze znane mu postacie.

-Co zrobiłeś Syriuszowi?!

Wrzasnął, sięgając do kieszeni po różdżkę. Czarny Pan jednak wycelował już własną w jego serce, więc nie było w tym sensu.

-Ty... psie! Jak śmiesz zwracać się tak do Czarnego Pana?!

Wysoka, czarnowłosa, z pewnością kiedyś piękna, jednak po pobycie w Azkabanie wyraźnie zmizerniała kobieta, niemal rzuciła się na czarnowłosego, jednak zatrzymał ją nieznaczny gest stojącego pomiędzy nimi mężczyzny.

-Spokojnie, Bella. Pan Potter wyznaje inne wartości, niż my. Nic więc dziwnego, że tak bardzo martwi się o swojego... ojca chrzestnego. Nie martw się, Harry. Nic mu nie jest. Nigdy go tu nie było. To był bardzo dobry pomysł, by wysłać Ci list w jego imieniu.

Zaśmiał się czarnoksiężnik, a jego śmiech przypominał syk węża. Harry odetchnął cicho i wyprostował się.

-Chcesz mnie zabić, tak? Więc na co czekasz?

Zapytał, siląc się na obojętny ton i minę. Założył ręce na piersi i patrzył hardo w oczy swego wroga.

-Nie, Harry. Widzisz... wpadłem na o wiele lepszy pomysł.

Powiedział mężczyzna, a w jego oczach pojawił się taki sam blask, który towarzyszy dzieciom, gdy rozpakowują gwiazdkowe prezenty.

-Co..?

Harry nie zdążył nic powiedzieć, bo wycelowano w niego zaklęcie i stracił przytomność.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniale, o nie co z Harrym, zrozumiem że wysłali list w imieniu Syriusza, ale hlHedwiga dała się zmanipulować, gdyby to była jakaś inna sowa, było by zrozumiałe, bo jak się ukrywa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty