W ciemną noc - Rozdział 8
Siedziałem z pałeczkami w jednej ręce, pudełkiem makaronu z warzywami w drugiej i z otwartą księgą na kolanach, którą wertowałem w trakcie jedzenia. Wiedziałem, że jest jakiś sposób na skontaktowanie się z Archaniołami, na ściągnięcie ich tutaj - czułem to w kościach, czułem, że to ma szansę się udać - ale najpierw musiałem znaleźć odpowiednie zaklęcie. Przeklinałem w myślach bo jedynym sposobem, który poza rytuałem przychodził mi do głowy było coś, co było nam obu z James'em bardoz znane z opowieści a czego nie chcieliśmy robić. Rozlanie odpowiedniej ilości krwi śmiertelników przyniosłoby oczekiwany skutek - jednocześnie sami zostalibyśmy skazani na śmierć.
Westchnąłem ciężko i poderwałem wzrok, gdy poczułem ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Tom przyglądał mi się z wyraźnym zmartwieniem, chociaż starał się uśmiechać.
-Wszystko okay? Powinieneś na chwilę oderwać się od tych książek. -zacząłem kręcić głową jeszcze nim skończył zdanie.
-Nie rozumiesz, Tom. -odłożyłem swój na wpół zjedzony posiłek i przetarłem twarz dłońmi -Czym dłużej ta mała jest w niebie z Archaniołami, tym mniejsza szansa na to, że uda nam się ją odzyskać. Archanieli uwielbiają robić pranie mózgu każdemu, komu mogą. Poza tym nie można zapominać, że są oni też szaleni i bardzo mściwi. Nawet, jeśli to jest małe dziecko, jeśli stwierdzą że stwarza dla nich zagrożenie, mogą ją torturować albo nawet zabić. W przeciwieństwie do nas, oni nie poniosą za to konsekwencji.
Przez moment obaj milczeliśmy, zastanawiając się nad tym wszystkim, jednak żadne z nas nie wpadło nagle na jakieś cudowne rozwiązanie. Widziałem coraz większe przerażenie na twarzy chłopaka i zastanawiałem się, czy jest ono spowodowane porwaniem małej dziewczynki, czy też samym faktem że na własne życzenie wpakował się do tego pokręconego, magicznego świata.
-Jak się kontaktujesz ze swoim ojcem? -Tom tak nagle zmienił temat, że w pierwszej chwili nawet nie zrozumiałem, co on do mnie mówi. Dopiero po chwili wskazałem na moją dłoń.
-Są różne sposoby. Najszybciej jest, jak rozleję swoją krew, wtedy momentalnie się pojawia niezależnie od tego, co właśnie robi. Mogę po prostu go wezwać inkantacją, to zazwyczaj zajmuje chwilę. Mogę wzywać go patrząc w lustrzaną powierzchnię, gdy nie chcę żeby fizycznie pojawił się przy mnie. Mogę też po prostu skupić się i rozmawiać z nim, jeśli wypowiem w myślach inkantację i on odpowie. Ojciec często też pojawia się sam z siebie, lubi sprawdzać jak mi się żyje, szczególnie że obecnie jestem jego jedynym dzieckiem na Ziemi. -wytłumaczyłem cierpliwie. Tom kiwał głową, starając się za mną nadążyć.
-Dlaczego jesteś jedynym? Inne demony mają więcej dzieci? -spojrzałem na chłopaka podejrzliwie, nim zacząłem mówić.
-Czarodziejem można się stać na kilka sposobów. -zacząłem. -Przede wszystkim trzeba być spokrewnionym z demonem, albo raczej trzeba dzielić z nim krew. Niektóre demony lubią przebywać na Ziemii i mają wiele dzieci ze śmiertelnikami, to taki tradycyjny sposób. Sporo demonów również lubi po prostu zakraść się w nocy do pokoju dziecka, które sobie upatrzyli, i nakarmić je własną krwią. Dziecko nie ma traumy, bo tego nie pamięta. Są też inne sposoby, na przykład wstrzyknięcie krwi demona komuś, przy tym jednak trzeba aby demon wypowiedział odpowiednie zaklęcie. Czarodziej może również sam podzielić się ze śmiertelnikiem swoją krwią, jednak moc takiego śmiertelnika będzie słabsza w porównaniu z mocną pełnokrwistego czarodzieja.
-W jaki sposób ty zostałeś czarodziejem? -próbowałem dojść do tego, o co może chodzić Dredziarzowi.
-Moja matka była w związku z Lucyferem. Sama również była czarodziejką, więc mam w sobie też trochę krwi innego, pomniejszego demona. -westchnąłem, przyglądając mu się badawczo. -Tom, wiesz, że zawsze chętnie odpowiadam na wszystkie twoje pytania, jednak w tym momencie mamy inny problem na głowie, wiesz?
-Wiem o tym. -przytaknął, zabierając mi książkę z kolan i zamykając ją. -Przejrzałeś tą książkę już trzy razy i wiesz, że nic w niej nie ma. -przerwał na chwilę, przyglądając mi się tak, jakby się nad czymś zastanawiał. -W jaki sposób powstają zaklęcia i inkantacje, o których mówisz?
Zamrugałem kilkukrotnie, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
-Czarodziej lub demon wymyśla inkantację w łacinie, próbuje i patrzy, jakie są skutki i potem je zapisuje. Zazwyczaj stwarza się je w razie po... -to, co sobie w tym momencie uświadomiłem, rąbło mnie jak piorun z najwyższego nieba. -O cholera!
Zerwałem się z miejsca i pobiegłem po zeszyt i długopis, z którymi zasiadłem przy stole. Gorączkowo zacząłem myśleć, co mogę zrobić, jednak w pierwszej kolejności musiałem spisać sobie słowa kluczowe aby o niczym nie zapomnieć.
-Archanieli to Archangeli. Niebo to caelum. Ziemia to telluris. Przybyć to advenire. Natychmiast to statim. -mruczałem pod nosem, spisując słowa. Czułem Tom'a pochylającego się nade mną, jednak nie zwracałem na to teraz uwagi. Starałem się spisać jak najlepszą inkantację, która miała jak największe szanse na zadziałanie. -JAMES! Możesz przygotować piwnicę na Archaniołów?! -krzyknąłem w pewnym momencie ale nie zarejestrowałem jego odpowiedzi. Miałem nadzieję, że to wypali.
W końcu po dłuższym czasie miałem gotowych kilka wersji inkantacji, więc chwyciłem zeszyt w jedną rękę a dłoń Tom'a w drugą i pociągnąłem go za sobą na dół. James przeszedł samego siebie - przygotował wszelkie amulety i symbole, które mogą ochronić nas przed Archaniołami, przygotował na nie z pewnością efektywną pułapkę, porozstawiał wszędzie świece o zapachu cynamonu - coś, co bardzo osłabia Archaniołów - a gdy pojawiliśmy się na dole spojrzał na mnie z tak ogromną nadzieją, że coś mnie aż ścisnęło w żołądku. Odgoniłem jednak to uczucie.
-James, nic ci nie obiecuję, jednak spróbuję. -obiecałem i chciałem już się zabrać za pierwszą z inkantacji, gdy uświadomiłem sobie coś ważnego. Odwróciłem się do Tom'a i przez chwilę tylko mu się przyglądałem, nim zdecydowałem, co zrobić. Poprowadziłem go do konta pomieszczenia i gestem przywołałem przyjaciela. -Masz tu stać i go bronić. -zaznaczyłem. -W razie konieczności uciekacie razem. -rozkazałem, wciskając mu woreczek z proszkiem do ręki. -Dzięki temu Archanieli nie namierzą, dokąd się przenieśliście. -wyjaśniłem, nim zdjąłem jeden z amuletów ze ściany i wcisnąłem go Tom'owi w ręce. -Nie puszczaj tego. Ochroni cię. -obiecałem ale nie odważyłem się spojrzeć mu w oczy. Szczerze mówiąc trochę bałem się tego, co się może za chwilę stać.
W pomieszczeniu zapanowała idealna cisza. Czułem przeszywający mnie chłód, pomimo ciepła które roztaczały porozstawiane dookoła świece. Zerknąłem na moje notatki i przez moment zastanawiałem się, nim w końcu zacząłem mówić.
-Archanieli, najwyżsi słudzy niebios, usłyszcie me wołanie i przybądźcie na Ziemię, poświęćcie mi swoją uwagę. -wyszeptałem i poczułem przeszywający mnie chłód. Był okropny do tego stopnia, że aż zabrakło mi tchu i musiałem wziąć kilka głębszych wdechów, nim znów mogłem oddychać. Jednak poza tym, nic więcej się nie stało.
-Przyzywam najwyższych sługów nieba, żołnierzy armii niebieskiej. Niech pojawią się gdy jest potrzeba, skorzystają z natury boskiej. Żądam aby pojawili się przede mną, powietrze skrzydłami rozetną. -spróbowałem innej wersji i poczułem skurcz w żołądku. Wszystkie świeci na moment zgasły, nim znów rozbłysły a ja poczułem przeokropny ból przeszywający moje ciało, odbierając mi oddech i posyłając mnie na kolana.
-Bill! -usłyszałem zmartwiony głos za plecami, ale gestem dałem znać, by się nie zbliżali. Nie byłem pewien, co się może zdarzyć. Miałem stuprocentową pewność, że Archanieli mnie słyszą ale nie mogę być pewien, że ich nie zranią. To co przeżywam to ich ostrzeżenie, nie chcą żebym ich przyzywał.
-Rozkazuję wam, Archanieli, pojawić się przede mną! -krzyknąłem, podskórnie czując, że mnie słyszą i że jestem blisko przyzwania ich. -Rozkazuję wam, Archanieli, pokazać mi wasze twarze! Rozkazuję wam, Archanieli, odpowiedzieć na me wezwanie!
Krzyczałem, chociaż głos wiązł mi w gardle. Archanieli nie chcieli, żebym ich przyzywał i robili wszystko, by związać mi usta. W pokoju zapanował zamęt, lodowaty wiatr mknął po pomieszczeniu i przeszywał mnie nawet pod skórą, świece migały ale na szczęście nie gasły a moje słowa wiązły ginęły w chaosie. Czułem ogromny ból w sercu - znana mi oznaka, że używałem zbyt wiele mocy, jednak nie mogłem teraz przestać. Musiało mi się udać, musiało mi się udać ich przyzwać, to mogła być nasza jedyna szansa. Poczułem nagle coś mokrego na mojej twarzy i podświadomie wiedziałem, co to jest, jednak nie chciałem na to zwracać uwagi. Musiałem dokończyć to, co zacząłem.
-Archanieli, rozkazuję wam, ujawnijcie się! -zakrztusiłem się własną krwią przy ostatnim słowie i zacząłem kaszleć, jednak nie chciałem przerywać.
-Bill, przestań, zabijesz się! -głos James'a przebił się do mnie, jednak kompletnie go zignorowałem. Nie mogłem go tak zostawić, nie mogłem go zawieść.
-Archanieli, rozkazuję wam, odpowiedzcie na moje wezwanie! -huk. Ogłuszający i zupełnie oszałamiający huk, który rozległ się w pokoju. Czułem tylko przeszywający ból w całym ciele, piszczało mi w uszach a oddech nie chciał wypełnić moich płuc. W jednym momencie wszystko się skończyło - a moją ostatnią myślą było to, że zawiodłem człowieka, któremu zawdzięczałem życie.



Komentarze
Prześlij komentarz