"Kocham cię" nie zawsze jest zgubne - rozdział 4

 
Cześć~!
Nie wiem, którą ja już część tego dodaję, ale należy Wam się :)
Zapraszam~!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęły 3 tygodnie, a Shizuo nadal nie przyszedł do Izayi. Nie zadzwonił, nie napisał, nie sprawdził. 
Brunet pogrążał się z dnia na dzień. Obiady Namie pozostawały praktycznie nietknięte, telefonów nie odbierał od nikogo, a ze swojej sypialni wychodził tylko do  łazienki.
 
-Namie... odwołaj Shikiego. Niech tu nie przychodzi. - Izaya wyszedł ze swojej sypialni. Był przeraźliwie blady, miał ciemne cienie pod oczami, czerwone i zapuchnięte oczy, rozczochrane włosy i pomięte ubranie. Zupełnie nie przypominał dawnego siebie. Blask w jego oczach zgasł. Wraz z nim zgasła w jego sercu nadzieja, że Shizuo wróci.
 
-Izaya, tak nie można. Popatrz, co z siebie zrobiłeś. - sekretarka naprawdę zaczynała się o niego martwić. Czy tak zachowuje się najlepszy informator Ikebukuro?
 
-Nie przejmuj się. - odparł tylko i wrócił do swojego pokoju. Po jego policzkach spłynęły łzy, pierwszy raz, od tamtego dnia.
 
Spojrzał na nożyk, który trzymał w ręce. Nie ma Shizuo, więc nie ma też jego. Już zdecydował.
 
-Izaya, co ty do cholery robisz? Wyłaź z tego pokoju! - Namie coraz bardziej się denerwowała. Ile można? -Wchodzę! - krzyknęła i otworzyła drzwi. 
 
Na dwie lub trzy sekundy zamarła. Izaya leżał na ziemi i powoli się wykrwawiał. Był przytomny, ale blady jak trup. Sekretarka padła obok niego i zatamowała krwawienie. Wybrała numer.
 
-Shinra? Izaya podciął sobie żyły, kiedy będziesz? - posłuchała chwilkę. - Ok. - rozłączyła się. 
 
-Co Ty najlepszego robisz? - westchnęła i przyłożyła dłoń do policzka informatora. Był lodowaty.
W tym czasie Shizuo był w domu. Czuł się okropnie. Sądził, że powinien porozmawiać z Izayą, a nie dał mu się nawet wytłumaczyć. Nagle zadzwonił mu telefon.
 
-Halo? - spytał.
 
-Shizuo, nie wiem, co zaszło między Tobą, a Izayą, ale musisz do mnie przyjechać! - w słuchawce rozległ się gorączkowy głos doktora. - On próbował się zabić. Nie chce się poddać leczeniu. - ale Shizuo już go nie słuchał. Blondyn wybiegł z mieszkania i pognał do przyjaciela.
Wpadł do mieszkania bezgłowej dziewczyny i lekarza jak burza, zaledwie kilka minut po telefonie.
 
-Nie, Shinra, nie chcę. Po co? - usłyszał cichy głos bruneta. -Shizuo mnie nie chce. Po co? - zapytał znowu.
 
-Izaya, posłuchaj, rozumiem, że Cię to boli... no ale nie możesz być jak zombie. Nic nie jadasz, siedzisz cały czas w swoim pokoju.
 
-Bo już nic nie ma sensu.
 
-Izaya... -Shizuo wszedł do pokoju. Shinra i Celty wyszli, a czerwone oczy spojrzały na przybyłego. 
 
Blondyn aż zamarł. W jego oczach nie było nic. Kompletnie. Był wycieńczony i wychudzony. Spojrzał na jego zabandażowany nadgarstek. - Co Ty najlepszego zrobiłeś... - spytał. Wiedział, że to jego wina. - Podobno nie chcesz, aby Shinra Ci pomógł.
 
-Bo to nie ma sensu.
 
-Dlaczego tak sądzisz?
 
-Bo mnie nienawidzisz. - blondyn przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. Zastanowił się i już chwilę potem wiedział, że musi powiedzieć mu prawdę.
 
-Izaya. Tak, byłem wtedy zły i musiałem kilka spraw przemyśleć, ale tęskniłem za Tobą. Ja Cię naprawdę kocham. - przytulił bruneta.
 
-Shizu-chan... 
 
-Kocham Cię.
 
-Ja Ciebie także. - czerwonooki wtulił się w blondyna.
 
-Więc? Pozwolisz, by Shinra Ci pomógł? Będę tu czekać.
 
-Dobrze, Shizzy. - uśmiech wykwitł na twarzy Izayi po raz pierwszy od wielu dni.

Komentarze

Popularne posty