Proszę, żyj! - rozdział 3




Konbanwa~!
Tak więc moje opowiadanie powraca~!
Zapraszam~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęły dwa dni. Dzisiaj możemy odwiedzić Roppi'ego. Wedle tego, co powiedział nam ostatnio lekarz, dzisiaj się obudzi. Cieszę się z tego. Ale... z Izayą i resztą nie ustaliliśmy nic. Czy idziemy teraz, czy po lekcjach? Spojrzałem na zegarek. 6:54. Nasi rodzice, czyli rodzeństwo Heiwajima i rodzeństwo Orihara wiedzą, że Roppi leży w szpitalu. Przejęli się tym, jednak nie chcą wierzyć w to, że mama Roppi'ego to zrobiła.

Dlaczego dorośli nigdy nie wierzą dzieciom? 

Zapytałem sam siebie, jednak nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Usłyszałem sygnał oznaczający przyjście sms'a i sięgnąłem szybko po telefon.

Nadawca: Orihara Izaya
Temat: Szpital.
Treść: O 7:30 tam gdzie ostatnio. Pójdziemy jeszcze po prezent dla niego. Nie spóźnij się.
Uśmiechnąłem się smutno, delikatnie. Wszyscy cały czas martwiliśmy się o Roppi'ego. Było to po nas widać. W szkole byliśmy nieobecni, jak nie my. Do tego byliśmy bardzo cisi i wszyscy siedzieliśmy cały czas u Izayi w mieszkaniu. Mimo, że byliśmy razem, żaden z nas nic nie mówił. Odrabialiśmy lekcje i siedzieliśmy w ciszy, od czasu do czasu tylko o czymś rozmawiając. Szczerze mówiąc, to nasze rodziny są dziwne. Każdy z nas zakochał się w swoim najlepszym przyjacielu. No właśnie, w facecie. A myślałem, że spośród nas to tylko ja mam taki defekt. No i oczywiście Roppi. Ale nie. Izaya jest w bardzo dziwnym związku z Shizuo, Delic chodzi z Hibiyą mimo iż musi mu służyć, a Psyche i Tsugaru zostali parą jako pierwsi z naszej ósemki. Są najbardziej otwarci i nie bali się tego, więc w sumie nic dziwnego, że są razem od dwóch lat. Najpierw myślałem, że robią sobie ze mnie żarty. Teraz jednak, gdy spędzam z nimi więcej czasu widzę, że byli wtedy z nami całkowicie szczerzy.

Zebrałem się powoli i wyszedłem z mieszkania, żegnając się z mamą. Gdy dotarłem do zaułka, wszyscy już tam byli. Zerknąłem na zegarek. Równa 7:30.

-Cz-cześć Wam. - przywitałem się, jak zwykle chowając twarz w szalik.

-Cześć. - odpowiedzieli wszyscy zgodnym chórem.

-Idziemy? -zapytał Izaya, odczekał aż wszyscy skiniemy głowami i ruszył w stronę kwiaciarni. Była po drodze do szpitala. Weszliśmy do środka, a staruszka uśmiechnęła się do nas promiennie.

-Witajcie, chłopcy. - powiedziała, odkładając robienie koszyka.

-Dzień dobry. - uśmiechnął się Izaya i podszedł do niej. No tak, tylko on  mógł chociaż by udawać uśmiech w takiej sytuacji. Dlatego to on wszystko załatwiał. - Poprosimy bukiecik białych róż. - powiedział. Trafił w dziesiątkę. Roppi kocha białe róże. Kobieta skinęła głową i przygotowała bukiecik, przewiązując go szkarłatną wstążką. Podała go Izayi, a on zapłacił jej, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.

-Chłopcze, ale to za dużo! - krzyknęła, biorąc do ręki banknoty. Izaya podał kwiaty mi i uśmiechnął się do niej.

-Reszty nie trzeba. - powiedział i wyszliśmy za nim z małego sklepiku. Skierowaliśmy się w stronę szpitala. 7:59. Więc już się zaczynają odwiedziny. Po pięciu minutach byliśmy w szpitalu i szybko skierowaliśmy się do pokoju numer 307, gdzie leżał Roppi. Właśnie wychodził od niego lekarz, ten sam, który ratował go ostatnio. Uśmiechnął się widząc nas.

-Wasz kolega dochodzi do siebie. Myślę że za tydzień go wypiszemy. - oznajmił. Ulżyło mi. Weszliśmy do pokoju szpitalnego i padło na nas czujne spojrzenie czerwonych oczu, bliźniaczo podobnych do moich, a jednocześnie zupełnie innych.

-Ro-Roppi... - powiedziałem. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się delikatnie.

-Tsuki. - przywołał moje imię słabym głosem. Podszedłem do niego i wstawiłem kwiaty do pustego wazonu stojącego na szafce obok. -Wszyscy... przyszliście. - dodał. - Dziękuję.

-Nie dziękuj. - powiedział Psyche.

-To oczywiste, że cię nie zostawimy. - dodał Shizuo.

-Zawsze razem, w każdej walce. Pamiętasz? - powiedział Izaya. Po policzku Roppi'ego spłynęła łza. Te słowa powtarzaliśmy zawsze, gdy byliśmy dziećmi. Pomagaliśmy sobie nawzajem, ale i innym, zawsze trzymaliśmy się razem. W sumie do tej pory tak jest, ale nie robimy już takich spotkań jak kilka lat temu. Ale racja, organizacja nadal działa. Przysięgliśmy krwią, że dopóki jesteśmy rodziną, dopóty będziemy pomagać sobie i tym podobne. Poczułem zimną dłoń na swojej. Spojrzałem na brunetka i jego ciepły uśmiech. Od dawna tak się nie uśmiechał. Poczułem ciepło wypełniające serce. Cieszę się, że Roppi dobrze się czuje.

-Ne, Tsuki. - zwróciłem wzrok na niego. - Nie martw się aż tak o mnie. Wy też nie. - jego wzrok powędrował po kolei, na każdego z nas. Czy będzie tak jak kiedyś? Może.... Roppi znowu będzie taki jak dawniej? I znowu wszyscy będziemy się uśmiechać.

Komentarze

Popularne posty