Wspólne mieszkanie - rozdział 9



Hejo Wam~!
Otóż mamy już 10 rozdział tego opowiadania... ciekawe ile jeszcze będzie? :)
A kto się cieszy że jest rozdział~?
Może być trochę nudno, ale... to tylko tymczasowo~! :)
Okey, nie będę przedłużać, proszę jeszcze tylko o komentarze~!
Ja ne~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Shizuo:

Czekałem niecierpliwie, aż doktorek w końcu skończy badać Izayę. O dziwo, strasznie się martwiłem o tego kleszcza. O dziwo... w ciągu kilku dni znów był tu Shinra i znów próbował się dowiedzieć co mu jest. Naprawdę, w dodatku ściany są białe, więc zaczynam się coraz bardziej czuć jak w szpitalu.

-Celty! - dało się w pewnym momencie słyszeć z góry. Bezgłowa poderwała się i pobiegła do sypialni pchły. W pierwszym odruchu wstałem i chciałem pobiec za nią, ale wiedziałem że będę tylko przeszkadzał. Splotłem ze sobą dłonie i zacisnąłem je mocno. Denerwowałem się. W końcu opiekowałem się nim tak dobrze, jak umiałem, a teraz co? Niby dlaczego miało mu się pogorszyć?! Zagryzłem wargę i zaraz poczułem na języku metaliczny posmak krwi. Podszedłem do ściany i uderzyłem w nią. Została dziura... ups? Ale przynajmniej poczułem się lepiej i byłem pewien, że nikomu nic nie zrobię. Czyli są jakieś zalety rozwalania ścian. Muszę to zapamiętać.
Nie jestem pewien, ile czasu minęło, ale chyba z pół godziny. Wtedy drzwi na górze się otworzyły i z sypialni wyszli doktorek i jego narzeczona. Zeszli na dół i zobaczyłem jak lekarz przygląda się miejscu, gdzie w ścianie pozostał ślad po mojej pięści. Podniósł lekko brwi.

-I co mu jest? - zapytałem, o dziwo spokojnie. Nie posądzałbym się o umiejętność zachowania takiego spokoju. Oni chyba też nie, bo oboje zwrócili się w moją stronę i przez chwilę nic nie mówili.

-No wiesz.. jednak Izaya ma słabszą odporność. Wtedy, kiedy go znaleźliśmy było naprawdę zimno. I nabawił się zapalenia płuc, więc nic dziwnego że zemdlał. - słuchałem słów pseudo lekarza i przez chwilę myślałem nad nimi.

-Ale po co wołałeś Celty? - zapytałem. Skoro to nic takiego? Szatyn podrapał się w tył głowy.

-No widzisz... charakterystyczną objawom zapalenia płuc są drgawki. Dostał ich nagle. Więc chciałem, żeby pomogła mi go przytrzymać, póki mu nie przejdzie. Trzeba tak robić. Nie powinien dostać kaszlu. Jakimś cudem on nigdy go nie ma.  Ale na pewno będzie miał drgawki i będzie wymiotował. Oddech też będzie miał ciężki. Może mieć też duszności i zaburzenia świadomości. Jeśli dostanie drgawek, staraj się go przytrzymać, by nic sobie nie zrobił. Mogą być silniejsze lub słabsze, ale lepiej uważać. Podłączyłem mu kroplówkę i zostawiłem tam wszystko czego trzeba, byś się nim zajął. Na opakowaniu każdego leku jest napisane jak często masz mu go podawać. Za tydzień przyjdę zobaczyć co z nim. Zostawiłem ci tam też coś na uspokojenie. - oznajmił lekarz wychodząc z apartamentu. - A teraz wybacz, Shizuo, ale muszę się spieszyć. Dzwonili do mnie, mam pilne wezwanie. Cześć. - powiedział i usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwi. Wszedłem powoli na górę i niepewnie zajrzałem do sypialni. Izaya spał. Podszedłem do niego. Faktycznie, oddech miał dziwny - przyspieszony i płytki. Zdawało mi się, że każdy oddech go boli. Siadłem obok niego i powiodłem wzrokiem po pokoju. I w coś Ty się wpakował, pchło? Było się puszczać z byle kim? Ja bym o Ciebie zadbał i nie byłbyś teraz chory. Zaraz, co? Wróć... co ja właśnie pomyślałem? Potrząsnąłem gwałtownie głową. Nie nie nie. To nic nie znaczy. Pomyślałem tak tylko dlatego, że mi się go zrobiło żal. Właśnie tak. Uspokoiłem się i sięgnąłem po książkę, która leżała na stoliku obok leków. Usadowiłem się wygodnie na łóżku obok tej pchły i zerknąłem na tytuł. "O miłości". Huh? Co? Spojrzałem na opis na tylnej okładce. "Chcesz zrozumieć, co to za dziwne uczucia? Kołatanie serca, rumieńce, motyle w brzuchu, niepewność? Ta książka pomoże Ci zrozumieć co czujesz. Przede wszystkim zrozumiesz, co to miłość. Nie bój się zrobić pierwszego kroku do wymarzonej osoby!" Heeeeeeee? Izaya czyta takie coś? Otworzyłem okładkę. Był tam podpis: "Ta książka należy do Mairu i Kururi Orihary". Uff... czyli to po prostu jego siostry były tutaj i zostawiły książkę. Albo pożyczył od nich, bo on nie rozumie większości ludzkich uczuć. Ale zaraz, czy on nie mówił że kogoś kocha? Więc może po prostu chce, jednak spróbować mu wyznać uczucia? Ciekawe, jak ten facet by zareagował.
Usłyszałem ciche mruknięcie obok, więc zerknąłem na bruneta. Wciąż spał. Dobrze więc. Otworzyłem pierwszy rozdział i zacząłem czytać.

Siedziałem tak do momentu, gdy zadzwonił mój telefon, czyli jakieś dwie godziny. W sumie była to nudna książka dla nastolatek, ale że nie chciało mi się ruszyć z łóżka, nie miałem nic innego do czytania. Lekko już przysypiałem, więc podskoczyłem na dźwięk dzwonka. Orihara też drgnął.

-Halo? - odebrałem.

-Shizuo? - usłyszałem głos okularnika po drugiej stronie aparatury.

-Nie, Święty Mikołaj. - odparłem z lekkim rozbawieniem. - Shinra, kto inny mógł odebrać mój telefon? - zadałem retoryczne pytanie.

-No tak, racja. W każdym razie nie po to dzwonie. Daj mu już leki, okey? Pierwszą dawkę. - doktorek lekko się zaśmiał.

-Jasne, już sprawdzam które mam dać i zabieram się do roboty. - odparłem i rozłączyłem się. Wstałem niechętnie z łóżka i podszedłem do szafki na której stały leki. Przyjrzałem się im. Z bazgrołów Shinry wynikało, że mam mu podać dwie tabletki... okey. Zszedłem na dół po szklankę wody i wróciłem na górę. Potrząsnąłem nim lekko, aby go obudzić. Mruknął coś niewyraźnie i zmarszczył zabawnie nos. Muszę przyznać, chociaż niechętnie, że wyglądał, wtedy uroczo. Potrząsnąłem nim jeszcze raz. Tym razem obudził się.

-Co jest, Shizu-chan? - zapytał sennie, przecierając oczka. Jego głos był słaby. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że ciągle jest strasznie blady.

-Musisz wziąć leki. - odparłem i pomogłem mu się oprzeć o zagłówek w pozycji siedzącej. Ręce mu się trzęsły, więc włożyłem mu tabletkę do buzi i podstawiłem mu pod usta szklankę. To samo zrobiłem z drugą. Potem pomogłem mu się ułożyć z powrotem w łóżku.

-Zrobię coś na kolację i ci przyniosę, dobrze? - zapytałem. W końcu musi coś zjeść.

-Okey. - odparł cicho i zamknął oczy. Westchnąłem cicho. Martwiłem się o niego. Wbrew sobie, ale tak było. Zszedłem na dół i postawiłem pustą szklankę na blacie. Na szczęście Celty wraz z moimi rzeczami przywiozła zakupy. Zrobiłem naleśniki. Zaniosłem mu talerz naleśników z serem i szklankę z sokiem jabłkowym. Znowu spał. Mimo to jego twarz nie była spokojna. Znów lekko nim potrząsnąłem. Obudził się niemal od razu. Nie wiem, czemu, ale gdy nie widziałem tego błysku w jego oczach, miałem wrażenie, że on umiera. Cała jego postawa była tak krucha, wyglądał jakby, w każdej chwili miał się rozpaść.
Gdy go w końcu usadziłem, zacząłem go karmić, jednak nie zjadł, nawet połowy swojej porcji.

-Nie chcę. - odparł. Co mam zrobić? Nie wmuszę w niego jedzenia. Zostawiłem talerz na szafce i położyłem go. Znów szybko zasnął. Pogłaskałem go po głowie. Zdrowiej szybko. Pomyślałem.

Komentarze

Popularne posty