Sługa - rozdział 1






Spojrzałem w szybę, w której mogłem się odrobinę przejrzeć i westchnąłem, zwieszając głowę. Na szyi miałem bandaże, z resztą tak samo, jak na rękach, plecach i klatce piersiowej. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Ale w sumie jestem wdzięczny... pan Ackermann zadbał o to, by opatrzono moje rany i zrobił to osobiście, a potem dał mi czyste ubranie i pozwolił się wykąpać, po czym zawiązał bandaże na moim ciele. Wygładziłem białą koszulę, którą od niego dostałem i odwróciłem się plecami do szkła. Spojrzałem na korytarz, na którym stałem, uważnie przyglądając się każdemu szczegółowi. Ściany pomalowane były na biało i powieszono na nich kilka obrazów. Pomiędzy obrazami stały w doniczkach wysokie, zielone rośliny, których doniczki stały na ciemnej, drewnianej podłodze. W oknach zawieszone były szmaragdowe zasłony, które ładnie komponowały się z wnętrzem.

-Eren?

Usłyszałem czyiś głos. Odwróciłem się w prawo i moje spojrzenie spoczęło na moim nowym właścicielu. Uśmiechnąłem się delikatnie i podszedłem do niego, czując ból żeber przy każdym ruchu. Gdy do niego dotarłem uniósł dłoń i odgarnął moje włosy, sprawdzając bandaże na mojej szyi.

-Jesteś pewien, że nie powinieneś zostać jeszcze w łóżku?

Zapytał miękkim głosem. Mimo to jego twarz pozostała bez wyrazu. I tak samo jego oczy. Te piękne, kobaltowe oczy, które urzekły mnie od pierwszej chwili. Uśmiechnąłem się i spuściłem wzrok na swoje własne, wygodne, czarne buty, wiedząc, że nie powinienem patrzeć w twarz swojego pana.

-Jest w porządku, jestem gotów by spełniać pana życzenia.

Powiedziałem, a jego długie, zimne palce uniosły mój podbródek, zmuszając, bym spojrzał mu prosto w oczy. Nie wiem, co wyczytał w mojej twarzy, ale uniósł jedną brew w górę, chociaż nie byłem w stanie stwierdzić, dlaczego.

-Skoro tak twierdzisz. Chodź za mną.

Oznajmił, odwracając się i nie czekając na mnie ruszył przed siebie. Szybko się zreflektowałem i podążyłem za czarnowłosym, próbując jak najlepiej zapamiętać drogę. Po chwili dotarliśmy do schodów i skierowaliśmy się na dół, by zaraz później skręcić w lewo i wejść do obszernego salonu. Zaparło mi dech, widząc prosty, a jednocześnie bogaty pokój, utrzymany w niesamowitej czystości.  Rozglądałem się ciekawie, jednak zaraz się zreflektowałem i stanąłem przed moim panem.

-Posprzątasz tutaj. Wyczyścisz każdy jeden kont. Masz na to trzy godziny. Po tym czasie wrócę i sprawdzę, jak ci idzie. Pod schodami jest komórka, są tam schowane wszystkie potrzebne ci rzeczy. Gdy skończysz, sprawdzisz, co z obiadem i nakryjesz do stołu, będziesz mi asystował w trakcie posiłku. Wtedy będziesz mieć pół godziny, by samemu zjeść. Potem zameldujesz się u mnie i wtedy powiem ci, co dalej.

Wyliczył, a ja skinąłem głową i uśmiechnąłem się radośnie. Taki grafik to niemal luksus! W poprzednim domu musiałem tyle robić w przeciągu dwóch godzin. Ruszyłem do wspomnianej komórki i zabrałem rzeczy. Zacząłem sprzątać, mimo, że niespecjalnie wiedziałem, co w sumie mam sprzątać, bo przecież było tu bardzo czysto. Ale dla pewności wyczyściłem każdy jeden kont i każdą jedną rzecz, by mój nowy pan i władca był zadowolony, ale mogłem jednocześnie pogrążyć się we własnych myślach. W sumie dziwiłem się, że tak bardzo polubiłem tego człowieka w ciągu mniej niż jednego dnia. Wcześniej, za każdym razem, już od dziecka, pałałem nienawiścią do moich właścicieli od pierwszych sekund, gdy tylko ich poznawałem, ale teraz tak nie było. On był jakiś inny. Tylko nie jestem pewien, jaki dokładnie. Lubię go, ale jednocześnie przeraża mnie i nie wiem, co mam o tym sądzić. Westchnąłem cicho i zorientowałem się, że skończyłem już sprzątać. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i pochowałem z powrotem wszystkie rzeczy, po czym skierowałem się do kuchni. Pomieszczenie to było obszerne i proste. Podobało mi się tu, można było się tu czuć jak w domu. Przy piecu zauważyłem czyjąś czarnowłosą postać, więc tam podszedłem i odchrząknąłem. Zobaczyłem śliczną, czarnowłosą dziewczynę w moim wieku. Jej cera była delikatnie opalona a oczy były niczym dwa węgliki. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem i wytarła ręce w przewiązany w pasie fartuszek.

-Kim jesteś?

Spytała, oglądając mnie od góry do dołu. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem do niej rękę.

-Eren Jeager. Nowy sługa pana Ackermanna.

Przedstawiłem się. Zawiesiła dłużej wzrok czarnych tęczówek na moich bandażach widocznych na szyi nim ujęła moją dłoń.

-Mikasa Ackermann. Mamy takie samo nazwisko, ale pochodzimy z dwóch różnych rodów.

Odparła, rozwiewając od razu wszelkie wątpliwości. Spojrzałem jej przez ramię na pysznie wyglądającą potrawę.

-Co to będzie?

Zapytałem, rozkoszując się przyjemnym zapachem. Kucharka uśmiechnęła się i zamieszała łyżką w garnku.

-To akurat jest zupa krem z pomidorów. W piekarniku dochodzi łosoś, ryż jest już ugotowany i odcedzony. Starczy dla wszystkich, a gdybyś był jeszcze głodny, coś ci ugotuję. Obiad będzie za jakieś dziesięć, piętnaście minut, zdążysz?

Padło kolejne pytanie, tym razem skierowane do mnie. Skinąłem głową i podszedłem do wielkiej szafy w której, jak się domyślałem, miałem znaleźć nakrycie stołu. Oczywiście miałem racje. Takie szczegóły były bardzo podobne w większości posiadłości. Przeszedłem do jadalni i zacząłem układać. Na stół położyłem śnieżnobiały obrus, przełożyłem ciemnoszarym bieżnikiem. Ułożyłem prosty, biały podtalerz, na którym będą podawane dania i obok ułożyłem sztućce. Kryształowy kieliszek do wina i drugi na wodę wylądował przy nakryciu, a na talerzu ułożyłem czerwoną serwetkę, która dodawała koloru, a którą ułożyłem w różę. Srebrny świecznik z utkwioną w nim białą świeczką wylądował na przeciwko talerza. Przyciąłem lekko knot i odsunąłem się trochę, by przyjrzeć się swojemu dziełu. Brakowało tylko jednego. Wróciłem do kuchni, gdzie wcześniej widziałem drzwi na zewnątrz i wszedłem do ogrodu. Rozejrzałem się po nim i gdy zauważyłem czerwone róże, podszedłem tam i ściąłem kilkanaście z  nich scyzorykiem, który zawsze miałem przy sobie. Wróciłem do pomieszczenia, po którym roznosiły się coraz bardziej smakowite zapachy i ułożyłem kwiaty na blacie.

-Mikasa, gdzie są wazony?

Zapytałem, rozglądając się. Po chwili w moich dłoniach wylądował szklany, pomalowany na biało, niski wazon w kształcie kuli. Przyciąłem róże na odpowiednią długość i zacząłem je układać, formułując kształtną kulę. Zadowolony spojrzałem na efekt swojej pracy, wyrzuciłem niepotrzebne resztki i zabrałem wazon do jadalni, układając go pomiędzy świecznikami. Usłyszałem kroki i po chwili zauważyłem swojego pana, który obrzucał stół wciąż nic niewyrażającym spojrzeniem.

-Dobra robota.

Pochwalił, podchodząc i zajmując swoje miejsce przy stole.

-Dziękuję. Zaraz przyniosę pierwsze danie.

Odpowiedziałem, wycofując się cicho do kuchni. Mikasa wcisnęła mi w ręce dzbanek z wodą, do której wrzuciła pokrojoną cytrynę, miętę i ogórka. Wróciłem się i zaczęło się moje krążenie pomiędzy pokojami. Najpierw woda, potem zupa, wino, drugie danie, drink, deser... Prawie dostałem kręćka, mimo, że przecież byłem do tego przyzwyczajony. Gdy skończyłem już sprzątać, padłem na stołek w kuchni i padłem na niego.

-Zmęczony?

Usłyszałem dziewczęcy głos i spojrzałem na Mikasę, która podawała mi szklankę wody i zajmowała miejsce naprzeciwko mnie.

-Trochę. Ale nie jest najgorzej.

Odpowiedziałem, uśmiechając się. Dziewczyna wstała i po chwili wróciła z dwoma talerzami pachnącej zupy. Spojrzałem na nią z wdzięcznością i zacząłem jeść.

-Świetnie gotujesz.

Skomplementowałem ją, gdy skończyłem i spojrzałem na zegarek. Czas iść do pana Ackermanna. Odłożyłem wszystko do zlewu i wstałem, idąc do wyjścia. Wbiegłem po schodach, w pewnym momencie niemal potykając się, ale wzruszyłem na to ramionami i spokojniejszym już krokiem podążyłem do gabinetu mojego właściciela. Zapukałem do drewnianych drzwi i gdy usłyszałem zaproszenie wszedłem do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Nie rozglądałem się w obecności mojego pana, wpatrywałem się więc w piękną, drewnianą podłogę.

-Spójrz na mnie a potem zajmij miejsce przy biurku.

Poprosił, co niezwłocznie wykonałem. Zauważyłem, że rozpiął delikatnie kołnierz swojej koszuli a w rękach trzymał jakieś papiery.

-Mam do ciebie kilka pytań. Niestety, ale twój poprzedni chlebodawca nie chciał przesłać mi całej twojej historii i jest to dla mnie trochę niejasne, a chcę wiedzieć o tobie możliwie jak najwięcej.

Kontynuował, kładąc papiery na blat i spoglądając na mnie, a ja pokiwałem głową. Jeśli chce coś wiedzieć, powiem mu niezwłocznie.

-Najpierw powiedz mi, gdzie i kiedy się urodziłeś, kim są twoi rodzice, gdzie oni są.

Wyliczył, biorąc do ręki pióro i zawisając dłoń nad papierem.

-Eren Jeager, urodziłem się w Dystrykcie Shiganshina na południowym krańcu muru Maria 30 marca 835 roku. Moja mama to Carla Jeager, kiedyś była barmanką, potem gospodynią domową. Zginęła w 845 roku od strzału w tył głowy. Zabił ją mężczyzna, który chciał ją wykorzystać seksualnie w domu jednego z naszych właścicieli. Mój ojciec to Grisha Jeager, z zawodu lekarz, zginął w 840 roku, zaraz po tym wzięto moją matkę i mnie do niewoli. Niestety, nigdy nie dowiedzieliśmy się, jak zginął.

Odpowiedziałem, wciąż się uśmiechając, chociaż te wspomnienia bardzo bolały i napawały mnie smutkiem. Jednak przecież właściciele nie chcą, by ich służący okazywali negatywne emocje, więc muszę się uśmiechać. Obserwowałem, jak pan Ackermann zapisywał każde moje słowo ładnym pismem, po czym spojrzał na kartkę obok.

-Z tego, co widzę, w pierwszej kolejności, gdy miałeś pięć lat, trafiliście do posiadłości Kirschtein? Co było pomiędzy?

Tutaj musiałem się przez chwilę zastanowić. To było dawno i nie byłem do końca pewien.

-Wydaje mi się, że przez dwa miesiące byliśmy najpierw w jakiejś piwnicy, potem pan Kirschtein nas zabrał i dał pracę. Moja matka była służącą a ja pomagałem na tyle, na ile mogłem. Czasem bawiłem się z synem pana Kirschteina, Jean'em, był w moim wieku. Po około dwóch latach trafiliśmy do domu rodu Reiss, również mieli dzieci, starsze i młodsze ode mnie. Mama miała pomagać przy młodszych dzieciach, ale pan Reiss któregoś dnia ją zgwałcił. Bardzo się go bała. Trzy lata później zorganizował bal. Mama była w ciąży, ale nikomu o tym jeszcze nie powiedziała. Znalazłem mamę na tarasie, jakiś mężczyzna ją szarpał. Gdy mnie zauważyła, dała mi znak, żebym się schował. Nie chciała pójść z tym mężczyzną i krzyczała, ale nikt nie zwracał na to zbytniej uwagi. Z resztą zabawa była w salonie, a nie w jadalni, więc nie mogli słyszeć. W pewnym momencie zmusił ją by uklękła i strzelił jej w tył głowy.

Opowiedziałem, znów wracając myślami do tego dnia, a jednocześnie zmuszając się, by uśmiech nawet na chwilę nie zniknął z mojej twarzy. Słyszałem szelest pióra sunącego po papierze.

-Wtedy pan Reiss oddał mnie do domu rodu Hoover. Państwo Hoover stwierdzili, że mając 10 lat powinienem już służyć jak każdy inny służący i bardzo chętnie karali mnie za każdy, nawet najmniejszy błąd. Byłem u nich przez jakieś.... niecałe 4 lata. Wtedy wykupił mnie pan Bodt. Na początku bardzo dobrze mnie traktował, jednak wkrótce zaczął mnie bić i znęcać się nade mną. Trwało to sześć lat, aż trafiłem tutaj.

Zakończyłem swoją opowieść. Po chwili pan Ackermann również zakończył spisywanie jej i spojrzał na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.

-Masz dzieci?

Zapytał, na co pokręciłem głową.

-Uprawiałeś seks? Jeśli tak, zadzwonię po doktora, by cię zbadał. Moja służba musi być zdrowa.

Znów zaprzeczyłem i miałem wrażenie, że na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, jednak nawet, jeśli, to było tam zbyt krótko, bym mógł być pewien.

-Preferencje seksualne?

A ja znowu pokręciłem głową, nic tylko się śmiać z tego obrazka.

-W porządku. Nie mam nic przeciwko kontaktom seksualnych moich poddanych, jednak masz uważać, przede wszystkim nie możesz związać się z nikim spoza posiadłości, przynajmniej na razie. Wiem już o tobie wszystko, co chciałem. Idź do siebie i odpocznij, wykąp się. O szóstej przyjdę zawiązać ci nowe bandaże. Kolację zjem poza domem, więc na resztę dnia masz wolne. Możesz się przejść po posiadłości, ale nie możesz wyjść poza nią. Wrócę późno, ale masz być wtedy w swoim łóżku.

Powiedział a ja podniosłem się z krzesła i dziękując panu Ackermannowi za rozmowę wyszedłem, czując, jak to dziwne napięcie w końcu powoli ze mnie uchodzi.

Komentarze

Popularne posty