Prowadź mnie - rozdział 4


-Hinata, spokojnie, oddychaj!

Nerwowy głos Sugawary w cale nie pomagał pomarańczowowłosemu chłopakowi w uspokojeniu się. Spojrzał czerwonymi, pełnymi łez oczami na zastępcę kapitana i pociągnął nosem, czując, jak dłonie mu się trzęsą a niewidzialna lina ściska gardło.

-To miałem być ja, Suga... To miałem być ja! Przyjął to na siebie, obronił mnie, a teraz... teraz nie wiadomo, co z nim będzie...

Na koniec wypowiedzi głos mu się załamał i znów się rozpłakał, chowając twarz w ramieniu obejmującego go przyjaciela, który próbując go uspokoić głaskał rytmicznie jego plecy.

-Hej, Hinata, będzie dobrze... lekarze się nim zajmują, pomogą mu.

Zapewnił po raz kolejny przyjaciela z drużyny, patrząc po kolei na jej pozostałych członków. Wiedział, że jest źle. Z tego, co się dowiedzieli, ich rozgrywający oberwał dość mocno rżącym kwasem prosto w oczy. Mieli świadomość, że ich przyjaciel nie wyjdzie z tego cało, ale starali się zachować spokój, by w jakikolwiek sposób pomóc ich środkowemu blokującemu, który kompletnie się załamał. Jako świadek całej sytuacji przeżył największą traumę z nich wszystkich. Noya spojrzał na łkającego mu w ramię i moczącego jego koszulkę nastolatka i przypomniał sobie tamten moment.
Czekali już przy busie, ale nikogo z ich wybuchowej dwójki nikogo nie było. Zniknęli zaraz po meczu i nie wiedzieli, gdzie się podziali. Zastanawiali się, co ma zrobić, aż w końcu Daichi i Sugawara postanowili wrócić do budynku hali sportowej i ich poszukać. Dopiero po kilku minutach usłyszeli syrenę karetki i radiowozu a po chwili sanitariusze wynieśli na noszach wijącego się z bólu Kageyamę, podczas gdy drugi zespół ratowników wyprowadzał za ramiona jego partnera w ich niezwykłym duecie. Shoyo był blady i roztrzęsiony, nigdy w życiu nie widzieli go w tak złym stanie. Posadzili go w karetce i podali mu tlen oraz coś na uspokojenie, rozmawiając z nim i próbując odgonić nachalnych policjantów, których dopuszczono do niego dopiero po dłuższej chwili. To wtedy dowiedzieli się, co się tak naprawdę stało. Hinata powiedział tylko jedno zdanie. "Jedna z dziewczyn chlusnęła mi czymś w twarz, żebyśmy nigdy więcej nie wygrali z Seijo, ale Kageyama mnie zasłonił." Potem tylko ich kapitan opowiedział, że chwilę po wejściu do budynku usłyszeli przerażający krzyk Krewetki, który błagał o pomoc i pobieli w tamtą stronę, a gdy tam dotarli zauważyli leżącego na podłodze i zdecydowanie cierpiącego rozgrywającego i klęczącego nad nim, wyglądającego niczym śmierć rudzielca.

Nie tak to miało być. Wygrali mecz po to, by móc grać dalej, razem, w niezmienionym składzie. Jednak najwyraźniej los zdecydował inaczej.

-Hej, Hinata, spokojnie. Będzie dobrze.

Powiedział cicho Yuu, przeczesując pomarańczowe loki i starając się zabrzmieć pewnie, mimo, że nie mógł wiedzieć, jaka będzie ostateczna diagnoza lekarzy. Westchnął i spojrzał prosto w oczy ich trenerowi. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co łączy ich niesamowity duet, mimo, że usilnie starali się to przed wszystkimi ukryć. Teraz wiedzieli jedynie, że muszą zatroszczyć się o ich własnego Małego Giganta, bo inaczej może być jeszcze gorzej.

-Państwo są rodzicami Kageyamy Tobio?

Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w stronę rodziców ich rozgrywającego, do których podszedł lekarz i zamarli, chcąc dowiedzieć się diagnozy. Nawet Hinata podniósł wzrok i spojrzał na stojące kilka kroków dalej postacie.

-Tak, co z naszym synem?

Roztrzęsiona kobieta opierała się o opiekuńcze ramię swojego męża i ściskała w dłoniach jedwabną chusteczkę, którą co chwilę wycierała oczy, próbując się opanować.

-Kwas, którego użyła napastniczka był silnie żrący i mocno poparzył okolice oczu państwa syna. Większość uda nam się zaleczyć i pozostaną po tym jedynie niewielkie blizny. Jednak... niestety, zbyt wiele substancji dostało się bezpośrednio  do oczu.

Lekarz upiornie zawiesił głos a cała drużyna zamarła, przestając nawet oddychać, czego sami nie byli świadomi.

-Przykro mi, ale państwa syn stracił wzrok i na ten moment nie ma leczenia, które mogłoby mu pomóc.

Komentarze

Popularne posty