Dlaczego? - Rozdział 13


 BILL

Nasz drugi dzień w Monachium, oczywiście oprócz pieszczot, które Tom zapewnił mi zaraz po przebudzeniu, zaczął się całkiem przyjemnie i taki też się zapowiadał. Chociaż śniadanie hotelowe nie było jakoś wybitne, to przynajmniej mieli całkiem dobrą kawę i postanowiliśmy dzisiaj rozejrzeć się za lokalem, do którego pójdziemy jutro na śniadanie - szczególnie mój bliźniak był o wiele bardziej wybredny niż ja, więc tym bardziej zależało mu na jakimś porządnym posiłku. Ja z kolei na jego prośbę wmusiłem w siebie miskę musli oprócz kawy, jednak kategorycznie odmówiłem zjedzenia kanapki, którą przygotował z resztą dla siebie - głupek zrobił sobie za dużo kanapek i nie mógł ich dojeść, ale że obaj nie lubiliśmy marnować jedzenia, to w końcu wmusił ją w siebie, mając przy tym minę cierpiętnika, przez co nie mogłem przestać się śmiać. Co prawda rzucał mi przy tym wkurzone spojrzenia i zdecydowanie go tym irytowałem ale jakoś... widząc jego nieszczęśliwą minę nie potrafiłem się powstrzymać. 

W końcu jednak ruszyliśmy na miasto, bez absolutnie żadnego planu, więc oczywiście zaciągnąłem Toma do punktu informacji turystycznej, którą mijaliśmy po drodze, żebyśmy zabrali chociaż kilka ulotek. Co prawda bardzo chciałem zwiedzić zamek - Neuschweinstein - który znajdował się w okolicy, jednak zdawałem sobie sprawę, że tego typu rzeczy nie były ulubionymi sposobami spędzania czasu mojego bliźniaka, więc omijałem temat szerokim łukiem. Tym bardziej zdziwiłem się, gdy po wspólnie spędzonym obiedzie Tom zasłonił mi oczy swoją bandaną. 

-Uhm... Tommy? Co ty robisz?

Zapytałem niepewnie, kurczowo chwytając jego dłoń i nie chcąc go puścić. W końcu nie chciałem się zgubić ani upaść ale serce podchodziło mi do gardła, gdy nie mogłem nic zobaczyć. On z kolei ujął mnie za obie dłonie i przez chwilę jedynie gładził je swoimi kciukami, chcąc mnie uspokoić. Nie zdawał sobie chyba sprawy, że niewiele to dawało. 

-Mam dla ciebie niespodziankę. Pójdziemy powoli pod rękę, dobrze?

To mówiąc, chwycił mnie pod rękę i wciąż nie puszczając mojej dłoni zaczęliśmy iść w kierunku, którego nie byłem w stanie określić. Szedłem powoli i niepewnie chociaż ufałem bliźniakowi i miałem świadomość, że mnie nie skrzywdzi... dlatego starałem się odganiać od siebie wszelkie czarne myśli, chociaż niemal się rozpłakałem podczas tej kilkunastominutowej wędrówki. 

-Jesteśmy.

Szepnął mi do ucha po czym pocałował mnie w policzek a ja niemal krzyknąłem, gdy puścił moje dłonie. Zagryzłem jednak wargi, nie chcąc się przed nim upokorzyć i próbowałem jak najmniej się trząść, chociaż w cale nie było to łatwe. Czułem piekące mnie pod powiekami łzy, szczególnie gdy bandana zniknęła z moich oczu i oślepiło mnie światło popołudniowego słońca. Zamrugałem, nie bardzo wiedząc czy chciałem bardziej odgonić cisnące mi się do powiek łzy czy też przyzwyczajając się do tej nagłej jasności. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że stoję u wrót... zamku! Zaskoczony spojrzałem na Toma, który szczerzył się do mnie jak głupi do sera. 

-Tom, co ty...

-Chciałeś tu przyjść, prawda? Widziałem, jak ci się oczy świeciły gdy widziałeś informacje i zdjęcia tego zamku. Więc jesteśmy.

I w tym momencie czułem się jak skończony kretyn, że kiedykolwiek w ogóle zwątpiłem w mojego bliźniaka. Bo przecież to Tom... więc on nigdy by mnie nie skrzywdził, prawda?

TOM

Chociaż sam zamek i wycieczka po nim niezmiernie mnie nudziły, to nie mogłem oderwać wzroku od szczęśliwej twarzy mojego braciszka i wiedziałem, że było warto. Zafascynowanie, szczęście, zainteresowanie, pasja... tyle emocji, ile widziałem na jego twarzy, nie widziałem u niego już dawno i szczerze mówiąc nie sądziłem, że kiedykolwiek znowu będzie mi dane je zobaczyć. Zdecydowanie warto było ponudzić się te kilka godzin, chociaż muszę przyznać, że ten zamek był nawet całkiem ładny i wycieczka nie była taka zła, jak się spodziewałem. 

Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu wyszliśmy z tego zamku i zaczęliśmy na powrót szlajać się po mieście, kierując się już w okolice naszego hotelu - chociaż nie mieliśmy zamiaru jeszcze tam wracać, w końcu dochodziła dopiero 18. Spacerowaliśmy, trzymając się za ręce i wygłupiając się, czym doprowadzałem mojego brata do śmiechu - i szczerze mówiąc niezmiernie cieszył mnie fakt, że w końcu widziałem w nim tyle życia i szczęścia. Był to najpiękniejszy obrazek, jaki mogłem kiedykolwiek zobaczyć. 

W końcu wciągnąłem go do jednego z barów decydując, że powinniśmy chociaż chwilę odpocząć - poza tym, szczerze mówiąc, nie chciało mi się już chodzić i z ulgą usiadłem na jednym z drewnianych krzeseł, zajmując miejsce naprzeciwko mojego bliźniaka. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy, pogrążeni w nic nieznaczącej rozmowie. Miło jednak było spędzić czas na takich głupotach. W końcu jednak przerwałem rozmowę i wyszedłem na moment do łazienki. Nie było mnie dosłownie dwie minuty a gdy wróciłem, to co prawda na stoliku stało nasze zamówienie, jednak Czarnego nigdzie nie było. Zdziwiony zatrzymałem jedną z kelnerek, chcąc go jak najszybciej znaleźć.

-Przepraszam, wie pani gdzie poszedł czarnowłosy chłopak, który ze mną siedział?

-Pana chłopak? Wyszedł przed chwilą z jakąś dwójką chłopców. 

Poczułem, jak serce podeszło mi do gardła. Billy nie był naiwny i zawsze zachowywał największe środki ostrożności, jakie tylko się dało - jednak z jakiegoś powodu wyszedł z dwójką nieznajomych, nie informując mnie o tym. Ogarnięty złymi przeczuciami wybiegłem z lokalu i nerwowo rozglądałem się za bratem. Odetchnąłem z ulgą, chociaż tylko częściowo, gdy po chwili zauważyłem go na rogu ulicy - jednak widząc jakiś dwóch typów z niezbyt przyjemnymi mordami, nie mogłem ukryć mojego niepokoju. Gotowy do boju ruszyłem w ich stronę, po chwili obejmując bliźniaka od tyłu.

-Coś się stało, Billy?

Zapytałem, siląc się na spokój i całując brata w policzek. Gdy w podstawówce i wczesnych klasach gimnazjum zaczepiali nas chuligani, był to nasz znak umowny - ja cię osłaniam a ty uciekaj. Miałem nadzieję, że Czarny o tym nie zapomniał. On jednak ścisnął moją dłoń w odpowiedzi, co znaczyło mniej więcej tyle, co "nigdzie bez ciebie nie idę". Zacisnąłem zęby jednak starałem się dalej zachować spokój - w końcu wciąż nie miałem pewności, co tu zaszło.

-Zabraliśmy tylko twoją dziewczynę na małą wycieczkę krajoznawczą. W końcu nie jesteście z tej okolicy, prawda?

Zaśmiał się jeden a ten drugi wturował mu, niczym idiota nie mający swojego zdania. W sumie pewnie zbytnio się nie pomyliłem ale wolałem zachować ten komentarz dla siebie. Chwyciłem brata za rękę i zacząłem powoli wracać z nim w stronę kawiarni, w której byliśmy.

-Dzięki ale nie potrzebujemy przewodnika. 

Bill dźgnął mnie lekko kciukiem w dłoń i przejechał w prawą stronę. Zazwyczaj oznaczało to nauczyciela po naszej prawej. Tym razem raczej oznaczało to policję. Mogłem więc być spokojny. Nic nam się stać nie mogło. 

-Ale my chętnie was oprowadzimy... no nie dajcie się prosić, znamy kilka ciekawych miejsc.

-Nie wątpię, ale jednak odmówimy. Kawa nam stygnie.

-Kawa nie zając, nie ucieknie.

-Może i kawa nie zając ale nie przepadam za zimną. Dzięki, że się nim zajęliście, chłopcy.

Odwróciłem się i szybkim krokiem poprowadziłem Billa w stronę kawiarni, jednak ta dwójka nie zamierzała odpuścić - najwyraźniej faktycznie byli na to za głupi - i z dzikimi okrzykami rzucili się w naszą stronę. Czarny zawsze umiał szybko biegać, więc puściłem jego dłoń w ostatniej chwili a on doskonale zrozumiał. Nie musiałem się oglądać by wiedzieć, że aż się za nim kurzy gdy biegnie po stojący nieopodal patrol policji. Całe szczęście że ich reakcja była szybka, bo mógłbym nieźle oberwać a nie chciałem martwić Billa - co nie znaczy, że bym sam sobie z nimi nie poradził! Po prostu byłbym pokiereszowany a mój brat by się za to obwiniał i zamartwiał. Odetchnąłem z ulgą, gdy po zaledwie kilku minutach te podejrzane typy zostały od nas odciągnięte a Bill wtulił się we mnie mocno, jakby bał się, że mnie też zamkną. Ustaliliśmy z policjantem, że poczekamy na nich w kawiarni, w której wciąż na stoliku stało nasze zamówienie - i całe szczęście - więc szybko tam wróciliśmy a ja chwyciłem w dłoń kubek z kawą, starając się uspokoić. Dopiero po dłuższej chwili odważyłem się spojrzeć na bliźniaka - nie tknął ani swojego latte, ani ciasta które zamówił, siedział jedynie ze spuszczoną głową a czarne włosy zasłaniały dokładnie jego twarz. Widziałem tylko, jak nerwowo bawi się trzęsącymi się dłońmi. Aż poczułem rosnącą w gardle gulę i przez chwilę nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa.

-Billy? Wszystko w porządku? Coś ci zrobili?

Zapytałem cicho, jednak mój brat nie zareagował. Już chciałem wstać i go przytulić, gdy jak spod ziemi wyrósł przed nami policjant, z którym rozmawiałem kilka minut wcześniej. Musiałem więc przełożyć to na później. Nie wiedziałem jednak, dlaczego mój bliźniak aż tak nerwowo zareagował - w końcu w przeszłości nigdy tak się nie zachowywał, nawet po bójkach. 

Składanie zeznań minęło nam szybko a jednocześnie zbyt wolno, jak na mój gust. W końcu jednak się zakończyły a nim zdołałem się odezwać - Bill zniknął, wybiegając z tej przeklętej kawiarni. Przeklinałem w duchu fakt, że mój bliźniak potrafi tak szybko biegać i że musiało się to stać akurat teraz, gdy nasza więź nie była jeszcze odbudowana i nie mogłem do końca przewidzieć jego ruchów. Spojrzałem na chylące się ku zachodowi Słońce i załamałem ręce. Co ja teraz zrobię?

Komentarze

Popularne posty