Zapisane w gwiazdach - Rozdział 20


*pov. Tom*

Oczywiście, że gdy już było ciężko - musiało zrobić się ciężej. Drugiego dnia naszej ucieczki i niemal nieustannego marszu Bill zachorował i bałem się, że prędzej trafimy do szpitala nim do Heerenveen. Droga miała trwać co prawda tylko 18 godzin, ale ponieważ szliśmy o wiele bardziej pobocznymi drogami i staraliśmy się pozostać nie zawuażonymi, trwało to o wiele dłużej. Choroba Billa też nas spowalniała i nie wiedziałem, czy nie będę musiał zaraz wzywać do niego pogotowia. Przeklinałem się w duchu że wyrzuciłem wtedy ten telefon, ale nie mogłem już cofnąć czasu. Obserwując, jak osłabiony i rozpalonu od gorączki Bill próbuje zebrać siły do dalszego marszu zastanawiałem się, czy to na pewno był dobry pomysł. Nie mogliśmy się teraz wycofać. 

Bill spojrzał na mnie z przepraszającym uśmiechem na ustach, po czym chwyciłem go za rękę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Zostało nam jeszcze niecałe 20 km... musieliśmy dać radę, już tak wiele za nami! Musieliśmy też szybko wykombinować jakieś mieszkanie albo coś... cokolwiek, gdzie Bill będzie mógł dojść do siebie.

Zatopiłem się w swoich myślach tak bardzo że zatrzymałem się dopiero, gdy poczułem ciągnięcie za bluzę. Spojrzałem na czarnowłosego i zauważyłem, że wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej. Przekląłem pod nosem i przykucnąłem przy nim, przykładając mu dłoń do twarzy. Był mocno rozpalony. Wyciągnąłem z plecaka jakąś szmatkę i namoczyłem ją odrobinę w wodzie, która swoją drogą też nam się kończyła, po czym przyłożyłem mu ją do czoła i rozejrzałem się dookoła. Gdzieś niedaleko musiała być jakaś stacja, cokolwiek... Musiałem ją znaleźć i musiałem znaleźć pomoc dla Billa.

-Przepraszam.

Spojrzałem z zaskoczeniem na Billa, który niemal odpływał. Ciężko oddychał i widziałem, że nie ma już sił, by iść dalej. Poderwałem się na równe nogi i podbiegłem do głównej drogi, którą cały czas mieliśmy na widoku - musiałem wezwać pomoc. Wbiegłem na autostradę i zacząłem machać. Chociaż o tej porze nie było tu zbyt wiele aut - ktoś musiał się pojawić i się w końcu zatrzymać. Kilka aut mnie zignorowało, przez co denerwowałem się jeszcze bardziej. Doskonale wiedziałem, że mam coraz mniej czasu. Bill bardzo źle przechodził choroby i był już w stanie, w którym musiałem zapewnić mu pomoc medyczną, inaczej może się to skończyć tragicznie. W końcu zatrzymał się przy mnie jakiś samochód i zauważyłem wysiadającą z niego kobietę, która wyglądała cosik niepewnie ale nie mogłem jej się dziwić - autostopowicze w naszych czasach to rzadkość. 

-Er is iets gebeurd? /Coś się stało?/

W tym momencie modliłem się w myślach do wszelkich istniejących bądź nie bóstw, żeby kobieta znała angielski, bo inaczej mogliśmy się pożegnać z jakąkolwiek pomocą.

-My friend need help. Please, help us. /Mój przyjaciel potrzebuje pomocy. Proszę, pomóż nam./

Chyba załapała, bo pokiwała głową i zamknęła auto, pozwalając mi się prowadzić. Niemal biegiem wróciłem do Billa - dzięki drzewom od strony ulicy byliśmy niemal niewidoczni, więc nic dziwnego że zaskoczył ją widok leżącego na ziemi nastolatka.

-He has fever and he needs to get to the hospital. Can you take us to the hospital in Heerenveen, please? /Ma gorączkę i musi dostać się do szpitala. Możesz zabrać nas do szpitala w Heerenveen, proszę?/

-Sure, but what are you doing here? /Jasne, ale co wy tutaj robicie?/

-I'll explain in the car. Let's move him. /Wyjaśnię w aucie. Przenieśmy go./

Wziąłem Billa na ręce i poszedłem za nią z powrotem do SUV'a, do którego wpakowałem Billa na tylne siedzenie a sam usiadłem z przodu, co chwilę się do niego odwracając i kontrolując jego stan. W tym momencie Czarny ledwo coś kontaktował, mrucząc od czasu do czasu pod nosem ale nie mogłem być pewien, kiedy straci przytomność.

-How old are you? /Ile wy macie lat?/

-We're 17. /17/

-Why were you there? /Dlaczego tam byliście?/

-A man who adopted us has tried to... to kill us. So we decided to run away and start somewhere else a new life, but... he's not in the best shape right now and this long walk wasn't the best idea for him... I don't know how to thank you, noone wanted to stop and help, he needs help immediatly. /Mężczyzna, który nas zaadoptował, próbował... nas zabić. Więc zdecydowaliśmy się uciec i zacząć gdzieś indziej od nowa, ale... on nie jest teraz w najlepszej formie a ta długa wędrówka nie była dla niego najlepszym pomysłem... Nie wiem, jak ci dziękować, nikt nie chciał się zatrzymać i pomóc a on potrzebuje natychmiastowej pomocy./

-Where are you from? /Skąd jesteście?/

-Germany.

-What exactly happend? You could've got back to Germany and tell them all about it... /Co się stało? Mogliście wrócić do Niemiec i o wszystkim opowiedzieć.../

-The thing is... We've met like not even a year ago. There was this strong bond between us from the first sight. We fell in love. After a few months, when he almost died and we were together for a while already, my mother told me we're brothers and that she has decided 17 years ago to separate us. After that she has threathed us, that we will go to jail, if we won't break up. We've tried to break up, we've tried to not be lovers but brothers but... it almost killed us. But still it's forbidden in Germany to be together, if you're related. We've decided to run away. After a while we've found a man in France, that told us he would adopt us untill we're 18, so we can be together and don't live in anxiety, that our mother will report us and everything... A friend of him should take us to France, so it'll be easier for all of us. But then we've foung out that we're not going to France, that she wants to kill us and God knows, what will they do with our dead bodies. So we decided that we have to run away. And we did. Now I'm not sure if it was the best idea, he's sick now and I feel like it's all my fault... /Chodzi o to, że... Spotkaliśmy jakoś rok temu. Między nami była silna więź od pierwszego wejrzenia. Zakochaliśmy się w sobie. Po kilku miesiącach, kiedy on prawie umarł i już od jakiegoś czasu byliśmy razem, moja matka powiedziała nam, że jesteśmy braćmi i że 17 lat temu zdecydowała się nas rozdzielić. Potem groziła nam, że jeśli nie zerwiemy, wyśle nas do więzienia. Próbowaliśmy się rozstać, próbowaliśmy nie być kochankami tylko braćmi, ale... to prawie nas zabiło. Ale w Niemczech związek z osobą, z którą jest się spokrewnionym, jest zabroniony. Zdecydowaliśmy się uciec. Po jakimś czasie znaleźliśmy mężczyznę, który zaproponował nam, że się nami zaopiekuje dopóki nie skończymy 18 lat i możemy zamieszkać u niego we Fracji, żebyśmy nie musieli żyć w strachu, że nasza matka nas zgłosi i w ogóle... Jego znajoma miała nas zabrać do Francji ale po drodze dowiedzieliśmy się, że nie jedziemy do Francji a ona chciała nas zabić i Bóg wie, co chciała zrobić z naszymi martwymi ciałami. Więc zdecydowaliśmy się uciec i uciekliśmy. Teraz nie jestem pewien, czy to był dobry pomysł, on teraz choruje a ja czuję się winny.../

Sam nie wiem, dlaczego dostałem takiego słowotoku. Ta sytuacja chyba za bardzo mnie przytłoczyła i nic nie mogłem na to poradzić. Potrzebowałem wsparcia, potrzebowałem wyrzucić z siebie to wszystko, co tkwiło we mnie od momentu, gdy wezwaliśmy karetkę dla tamtej porywaczki... teraz sam nie wiedziałem, czy mądrze postąpiłem, ale było już za późno by się wycofać.

-Oh, dear... it seems difficult. But you did the right thing. Noone should live in fear. I'll see what I can do for you to help you two. /Och, mamo... wygląda to kiepsko. Ale dobrze postąpiłeś. Nikt nie powinien żyć w strachu. Zobaczę, co będę mogła dla was zrobić, żeby wam pomóc./

-Taking us to the hospital is more than enough. Once again, thank you. /Zabranie nas do szpitala to więcej, niż wystarczająco. Jeszcze raz, dziękuję./

Zerknąłem na leżącego z tyłu Billa. Miałem złe przeczucia co do jego stanu zdrowia i nie wiedziałem, co mogę jeszcze zrobić, żeby mu pomóc. W tym momencie mogłem się tylko modlić, żebyśmy na czas dotarli do szpitala.

-We'll be there in ten minutes. /Będziemy tam za 10 minut./

Powiedziała w końcu kobieta, a ja pokiwałem głową. Czułem, że to będzie ciężka przeprawa... i że może się nie skończyć dobrze.

W szpitalu lekarze od razu zajęli się Billem, nawet o nic mnie nie pytając. Zauważyłem, że kobieta która nas tutaj przywiozła zniknęła, ale nie miałem jej tego za złe. Sam nie wiem, co bym zrobił na jej miejscu a i tak oczekiwałem od niej tylko dostarczenia nas tutaj. Z jednej strony mogłem odetchnąć bo wiedziałem, że Bill znalazł się pod odpowiednią opieką medyczną, a z drugiej... Opadłem na krzesła, nie mogąc już dłużej ustać i czekałem, chyba na jakiś cholerny cud. Musiałem jakoś przeczekać, aż w końcu lekarze powiedzą mi, co się dzieje z Billem i będę mógl w jakikolwiek sposób zareagować. Pewnie byłbym w takiej stagnacji jeszcze przez jakiś czas gdybym nie zauważył, że ktoś podaje mi wodę. Zerknąłem w górę i z zaskoczeniem zauważyłem przed sobą tamtą kobietę. Przyjąłem napój.

-I've wanted to call you, but I don't know your name. /Chciałam cię załować, ale nie znam twojego imienia./

-Tom. I'm Tom. He's Bill. /Tom. Jestem Tom. On Bill./

-So Tom and Bill. Nice to meet you. I'm Rene. /Więc Tom i Bill. Miło was spotkać. Jestem Rene./

Kobieta usiadła przy mnie, układając dłoń na moim ramieniu i pocieszając mnie. Tylko że ta gonitwa myśli w cale nie chciała mnie opuścić i nic nie wydawało mi się być łatwiejsze, nawet pomimo jej ogromnej pomocy i obecności, która jakoś mnie uspokajała.

-I've talked to the doctors. They'll help you. I'll help you too. I'm working in a social systhem and we've met already some cases like this. I'll make sure, that you'll get help today. /Rozmawiałam z lekarzami. Pomogą wam. Ja wam pomogę. Pracuję w systemie socjalnym i już spotkaliśmy się z takimi przypadkami. Upewnię się, że jeszcze dziś dostaniecie pomoc./

-What do you mean? /Co masz na myśli?/

Spojrzałem na nią kompletnie zagubiony nie wiedząc, do czego zmierza. Było mi dziwnie z tym wszystkim i na prawdę bałem się, że odeślą nas z powrotem do Niemiec. A wtedy to wszystko na marne a nasza matka nas dorwie i będzie bardzo, bardzo źle...

-We have some free flats for kids that needs help. You'll get the asil passports untill the end of the week. I'll get the flat for you today. You can stay there untill you're both 21, but you don't have to. After we'll be sure that you're okay and you can take care of yourself, we'll suggest you language courses and some other offers, that will help you take care about your future. We'll help you get through this. You'll see. /Mamy kilka wolnych mieszkań dla dzieciaków potrzebujących pomocy. Dostaniecie paszporty na azyl do końca tygodnia. Dzisiaj załatwię wam mieszkanie. Możecie w nim zostać, aż oboje skończycie 21 lat, ale nie musicie. Kiedy będziemy pewni, że możecie sami o siebie zadbać, zaproponujemy wam kursy językowe i inne oferty, które pomogą wam zadbać o waszą przyszłość. Pomożemy wam przez to przejść. Zobaczysz./

Czułem, jak coś ciężkiego spada mi z serca. Nie wytrzymałem i po prostu się rozpłakałem, chowając twarz w dłoniach. Poczułem dotyk, który bardzo dobrze znałem ale wiedziałem, że nie dzieje się on w świecie realnym. Nawet nie podniosłem głowy, po prostu dalej płakałem.

-Dobrze zrobiłeś. Ona wam pomoże. Dajcie sobie czas na poukładanie własnych spraw. William czuwa nad Billem, nic mu nie będzie. Jesteśmy z wami, zawsze. Ostrzeżemy was przed niebezpieczeństwem.

Aż zaparło mi dech, gdy o tym usłyszałem. Sir Thomas doskonale wiedział, jak może mnie w tej chwili najlepiej pocieszyć. Westchnąłem cicho i przetarłem oczy wiedząc, że nie mogę się teraz rozklejać. Wciąż wiele pracy przed nami. Spojrzałem na moment w oczy Sir Thomasa, który zniknął moment później niczym mara. Wiedziałem, że ma rację. Mogłem zaufać tylko im. Bill, William i Sir Thomas. Tylko im mogłem zaufać i mogłem być pewien, że mnie nie zawiodą. 

Nie wiem, ile tak siedziałem razem z Rene i rozmawiałem z nią cicho o różnych sprawach, nim lekarz w końcu wyszedł z pokoju, w którym przetrzymywali mojego bliźniaka dając znać, że mogę do niego wejść. Ja jednak zawahałem się w drzwiach.

-He's feeling better now. You can sit with him untill Rene comes back to take you to your new flat. Bills life isn't in danger anymore, you don't need to worry. /Czuje się lepiej. Możesz z nim siedzieć aż Rene wróci zabrać was do waszego nowego mieszkania. Życie Billa nie jest już zagrożone, nie martw się./

Odetchnąłem jeszcze raz i wszedłem do pokoju brata. Leżał na łóżku, wciąż był niezwykle blady i osłabiony ale wyglądał o wiele lepiej, niż jeszcze chwilę temu. Widziałem lekkie zagubienie w jego oczach ale nie mogłem mu się dziwić. Był praktycznie nieprzytomny, gdy to wszystko się działo. Nie miał prawa o niczym wiedzieć. Podszedłem i uściskałem go mocno, po czym złapałem go za podbródek i złożyłem namiętny ale bardzo krótki pocałunek na jego ustach. Zamruczał cicho co oznaczało, że wracał do zdrowia. 

-Powiedziałem im. Powiedziałem im o wszystkim i wiesz co? Pomogą nam. Dostaniemy tu azyl. Ta kobieta, Rene, przywiozła nas tu, jest pracownikiem socjalnym i będzie nam pomagać, dopóki się nie usamodzielnimy. Powiedziała, że jeszcze dzisiaj dostaniemy mieszkanie.

Wyrzuciłem z siebie jednym tchem widząc, jak przez jego twarz przebiega cała gama emocjo ale w końcu zaczął kiwać głową ze zrozumieniem. Przez chwilę patrzył na mnie po prostu w milczeniu, nim w końcu uśmiechnął się lekko.

-Cóż, to wyjaśnia dlaczego lekarz kazał mi się nie denerwować i zapewnił, że maszyna już została ruszona i dostaniemy odpowiednią pomoc. Trochę się bałem, co im nagadałeś. 

Przytuliłem go do siebie mocno, kołysząc się tak z Czarnym w ramionach aż w końcu zasnął a ja czułem, że nareszcie jesteśmy na dobrej drodze i będziemy w stanie sobie poradzić. Tak ogromnego uczucia ulgi nie zapomnę do końca swojego życia.

Komentarze

Popularne posty