Dla Ciebie - Alternativ - Rozdział 7


 BILL

Było cicho. Bardzo cicho i zdecydowanie za cicho, co ani trochę mi się nie podobało. Miałem cholernie złe przeczucia ale modliłem się, że będą oznaczać tylko jedno - moją śmierć, czyli ucieczkę od tej cholernej męki, jaką mi tu zgotowali. Nie miałbym jednak nigdy odwagi powiedzieć tego głośno. Mimo, że byłem zapewne tysiące kilometrów od domu i mimo, że było to kompletnie irracjonalne to byłem jakoś dziwnie pewien, że gdybym wypowiedział te słowa Tom by je usłyszał i ukatrupił mnie za to na miejscu, bo tak bardzo bym go tym zranił. Ironia, prawda? W każdym razie tak, jak do tej pory po prostu leżałem i czekałem na śmierć, tak teraz ni z tego ani z owego zacząłem się cholernie niepokoić. Skąd się wzięło moje nagłe zdenerwowanie? Przecież nic się nie wydarzyło, oprócz tego że było cicho. Nie byłem pewien, może tu zawsze było tak cicho? Może mój powoli umierający mózg po prostu karmił mnie teraz jakimiś urojeniami i stąd to wrażenie, że coś jest nie tak i że powinienem to sprawdzić? Zabawne, bo przecież nie miałem nawet sił żeby ruszyć palcem a miałbym się zdobyć na tak duży wysiłek, jakim jest myślenie, nasłuchiwanie, podniesienie się i podejście do drzwi z nadzieją, że usłyszę coś jeszcze?

Jednak moje złe przeczucia z chwili na chwilę tylko przybierały na sile, a mojej panice ani trochę nie pomagał fakt mojej fizycznej niemocy. Miałem ochotę krzyczeć, ale przecież nie mogłem. Miałem ochotę płakać, ale nawet na to brakowało mi sił. A przecież nie miałem ku temu żadnych konkretnych powodów - nic od dnia mojego porwania się tu nie zmieniło, więc dlaczego..?

Nie zdążyłem nawet sam sobie zadać tego pytania, gdy usłyszałem na korytarzu zamieszanie. Już dobrze wiedziałem, że moje najczarniejsze przypuszczenia się sprawdziły i tak o to znalazłem się w jakiejś kolejnej, niebezpiecznej sytuacji w której nie miałem szans, żeby sobie poradzić. Słyszałem głosy - ludzie na korytarzach coś krzyczeli, jednak nie miałem pojęcia co takiego, bo najzwyczajniej w świecie nie rozumiem tego języka. Drżałem więc wewnętrznie ale już całkowicie straciłem nadzieję, gdy usłyszałem strzały. Strzały z broni palnej. Wiedziałem, że stało się coś bardzo złego i wiedziałem, że moje szanse na wyjście cało z tej sytuacji są żadne.

Wbrew sobie, swojemu organizmowi i chyba absolutnie wszytskim znakom na niebie i ziemi - podniosłem się ze swojego materaca na tyle, by móc ustać na czworakach. Z jakiegoś powodu moje ciało poruszało się samo, nie miałem na to absolutnie żadnego wpływu - a przynajmniej tak mi się zdawało. Otworzeniu oczu towarzyszył ogromny ból, gdyż światło - nawet niewielka jego ilość, jak ta wpadająca do mojej celi - najzwyczajniej w świecie mnie oślepiło. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mógłbym się bronić, jednak oczywiście nic takiego nie znalazłem. Mój wzrok spoczął na drzwiach - tych metalowych, ciężkich drzwiach które dało się otworzyć tylko od zewnątrz. Nie mam pojęcia, czy to odglosy strzałów, adrenalina czy co innego jeszcze zmusiło mnie, bym w końcu podniósł się na nogi i szykował na moment, gdy te drzwi zostaną otwarte - bo miałem jakąś irracjonalną pewność, że zostaną one otwarte. Opierając się o ścianę schowałem się w koncie tuż przy drzwiach i czekałem, czekałem, czekałem...

Po kilku minutach sam już nie wiedziałem, na co czekałem. Kręciło mi się w głowie, wizja mi się rozmazywała a każdy mięsień w moim ciele palił żywym ogniem. Spróbowałem wziąć głęboki oddech, żeby się uspokoić ale to poskutkowało tylko i wyłącznie napadem kaszlu - a nie był to niestety zwykły kaszel. Z przerażeniem patrzyłem, jak podłoga pode mną robi się czerwona od krwi, która kapała mi z ust. Zrobiło mi się jeszcze słabiej niż chwilę temu. Chciałem wrócić na materac, na ten względnie bezpieczny skrawek tego miejsca i czekać, co się wydarzy ale nie zdołałem. W momencie, gdy zrobiłem pierwszy krok w stronę materaca, straciłem równowagę i runąłem na ziemię. Ostatnim, co pamiętam był huk i przeszywający ból w głowie, gdy uderzyłem o ziemię a potem nie było już nic.


TOM

Czułem się źle. Chociaż nie, czułem się masakrycznie. Słyszałem dobiegające z tego rozlatującego się budynku strzały i chociaż nie trwało to długo i ostrzegali mnie, że cała akcja może trochę potrwać - dla mnie zdecydowanie trwała już zbyt długo. Niecierpliwiłem się a z nerwów robiło mi się słabo od tgeo stopnia, że w pewnym momencie miałem wrażenie, że zwymiotuję. Krążyłem po pomieszczeniu, w którym byłem razem z kilkoma wojskowymi i chciałem wybuchnąć, jednocześnie nie mając na to sił.

-Przyślicie medyków.

Rozbrzmiał nagle trochę zagłuszony przekaz z leżącej na środku stołu krótkofalówki a ja spojrzałem z niepewnością na komendanta, pod którego opieką zostałem. Podniósł urządzenie do ust i nacisnął guzik. Rzucił jednemu ze swoich podwładnych spojrzenie nim odpowiedział, a ten w jednej chwili zniknął za drzwiami.

-Zrozumiałem. Znaleźliście BK?

Serce niemal mi stanęło przez te kilkanaście sekund, gdy czekaliśmy na odpowiedź a ja wpatrywałem się w tę cholerną krótkofalówkę, jakbym miał tym coś zdziałać.

-Czekamy na medyków.

Padła odpowiedź a ja poczułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch. No bo co taka odpowiedź może oznaczać? Że go nie znaleźli albo, że znaleźli go martwego. Nie widziałem żadnego innego wytłumaczenia, Po prostu osunąłem się po ścianie i siedziałem tak zastanawiając się, co teraz będzie.

Nie mam pojęcia, ile czasu minęło nim z krótkofalówki padł kolejny rozkaz.

-Zejdźcie na dół. Z TK.

Nadzieja na moment znów we mnie ożyła gdy to usłyszałem, jednak od razu przypomniałem sobie o procedurach medycznych. Ten rozkaz wcale nie musiał oznaczać, że znaleźli Billa. Mógł oznaczać, że mam przyjść zidentyfikować jego zwłoki.

Niemniej podniosłem się z ziemii i zwlokłem się na dół razem z mundurowymi, gdzie od razu zobaczyłem, jak ładują wszystkich na samochody wojskowe - ranni na tyły, gdzie lekarze próbowali się nimi zajmować. Od razu wyłapałem w tłumie Randala, stojącego przy jednym z samochodów. Wpatrywał się we mnie aż miał pewność, że go widzę po czym gestem nakazał mi podejść. Serce podeszło mi do gardła, nogi miałem jak z waty i nie byłem ani trochę pewien, czy zdołam zapanować nad odruchem wymiotnym ale zrobiłem to, co mi kazał i podszedłem do nich. Bałem się spojrzeć na osobę, przy której krzątali się medycy.

-Zabieramy go do miejscowego szpitala, personel jest już poinformowany. Zakładam, że chcesz jechać z nim?

Zaskoczenie wzięło mnie na tyle, że przez moment po prostu wpatrywałem się w Randala zastanawiając się, czy właśnie rzeczywiście powiedział to, co powiedział czy też to sobie uroiłem. Jednak jego poważna mina nie dawała mi absolutnie żadnej wskazówki w tym temacie. Zebrałem w sobie całą swoją odwagę i w końcu uniosłem wzrok na postać na przyczepie wojskowego samochodu. Aż jęknąłem, gdy rozpoznałem w niej Billa. Jednak nie takiego Billa, jakiego pamiętałem.

Twarz miał brudną i zapadniętą, przy ustach wyraźnie widziałem krew, ciemne cienie pod oczami mocno odcinały się od bledszej niż zwykle skóry, brudne włosy lepiły się do jego czoła i kołtuniły na końcach, limo pod okiem było aż nazbyt widoczne... Jednym słowem horror, który odebrał mi mowę i oddech a kolejnym, co pamiętam było to, jak klęczałem na piasku i płakałem, chowając twarz w dłoniach. Randal i jakiś żołnierz zmusili mnie, bym usiadł w aucie mrucząc coś o tym, że nie mamy czasu do stracenia i po chwili już gnaliśmy do pobliskiego szpitala, jednak ja wciąż nie potrafiłem się uspokoić. Nie wierzyłem w to, żeby Bill miał przeżyć. Nie po tym, w jakim jest stanie.

-TOM.

Mocny głos Randala i ucisk na ramionach zmusił mnie, bym niemal przestał płakać i uniósł wzrok na siedzącego obok mnie mężczyznę. Niewiele dało się wyczytać z jego twarzy ale czekałem, co powie.

-Udało nam się odbić Bill'a. Żywego. Jest pokiereszowany ale niejedno widziałem, ludzie z gorszych stanów wychodzili. Nie poddawaj się, bo go stracisz.

Powiedział to tak stanowczym tonem, że aż poczułem się głupio. Spojrzałem przez tylną szybę na czubek głowy mojego bliźniaka i na medyków, którzy się nim zajmowali. Przecież Bill jeszcze żyje, dlaczego... dlaczego w niego zwątpiłem?

Miałem się jednak niedługo przekonać o tym, że najgorsza walka dopiero była przed nami...

Komentarze

  1. Ale super że nowy odcinek już jest 🤩 nie mogę się już doczekać kolejnego 😊 super opisana była ta akcja 😊 pozdrawiam Ania W😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało <3

      Usuń
    2. No i jest moje 'mniamuśne' opko ❣️
      To jest to co ASIA lubi najbardziej xD hahaha
      Tak jak pisałam gdzieś wcześniej, ta pierwsza wersja opka była od drugiej połowy trudna do czytania, za to TA obecna, aż boli jak się czyta to co czuł i widział Tom... Serce się kraja...
      Mam wielkie oczekiwania co do tego opowiadania, bo wiem, że potrafisz je pociągać w bardzo fajnym kierunku - pytanie do jakiego stopnia puscisz wodze fantazji i do którego lekarza będzie trzeba Cię skierować 😅😂🤣 Gdzieś pisałaś że Twoja wyobraźnia nie zna granic - więc teraz liczę na to, że nie będzie tu żadnych hamulców tylko pokażesz nam 'na co Cię stać' ❣️ Co jak co, ale na alternativ czekam z wielką niecierpliwością (aż mnie nosi)❣️
      Twoja ASIA 💋💋💋

      Usuń
    3. oj Asiu Asiu, żebyś tylko wiedziała...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty