Rebeliant - Rozdział 3

 


Minął tydzień odkąd zaczęliśmy wdrażać nasz plan stłumienia rebelii w życie i sytuacja w kraju wyglądała coraz gorzej. Udawało mi się w mniejszym lub większym stopniu sabotować po kryjomu działania policji, moi przełożeni darli włosy z głów nie wiedząc, co mają robić a mnie zastanawiało jedno - gdzie się podział lider rebeliantów?

Nie zrozumcie mnie źle - Bill zawsze był w tej największej grupie. Po tym, jak zajęli ratusz, zaledwie w ciągu tygodnia udało im się opanować 90% miasta a rebelianci z północy kraju niemal całkowicie przejęli władzę na terenie od północnej granicy aż do stolicy i wiedzieliśmy, że niedługo rebelianci będą mieć pod kontrolą niemal połowę kraju. Cieszyłem się, chociaż w trakcie służby musiałem zachowywać się tak, jakby mnie to złościło i odgrażałem się nawet "tym durnym rebeliantom". Jednak ani razu w ciągu tego tygodnia nie udało mi się go zobaczyć a sam nie wiem, dlaczego starałem się go wypatrzyć w tym tłumie rebeliantów. Słyszałem jego głos - gdy śpiewał i gdy nawoływał rebeliantów do działań, gdy przypominał im o nie zabijaniu nikogo - mało tego, skubaniec ukrywał się w tłumie tak, że gdy były jakieś problemy on sprawnie zestrzeliwał tego kogoś z ukrycia zgrabnie zadając tym ludziom rany co prawda bardzo bolesne ale w żaden sposób nie zagrażające życiu. W jakiś sposób lubiłem ten jego sposób działania a nawet byłem z niego dumny, bo bardzo widocznie trzymał się swoich zamierzeń i z rąk rebeliantów do tej pory nikt nie zginął. Rebelianci z całego kraju słuchali go i traktowali jak swojego lidera a ja ledwo mogłem powstrzymać uśmiech gdy widziałem, jak bardzo złości to moich przełożonych.

-Hej, Tom, co jest z tobą tak właściwie? Jakaś laska wpadła ci w oko?

Zagadał do mnie Andreas, gdy właśnie całą grupą czyściliśmy i odkładaliśmy nasz ekwipunek na miejsce. Służba na dziś całe szczęście dobiegła końca i mogłem zbierać się do domu a muszę przyznać, że byłem wykończony bardziej, niżbym się spodziewał. Rola podwójnego agenta nie jest w cale taka prosta.

-Chciałbym. Toczę w domu walki z bratem, bo chciałby się przyłączyć do tej rebelii. Wiesz, jakie są nastolatki, za dużo grają w strzelaninki a potem chcą tego samego w prawdziwym życiu.

Skłamałem i miałem tego pełną świadomość. Mój brat co prawda był bardzo zafascynowany postacią Billa i rebeliantami ale już pierwszego dnia wyperswadowałem mu jakiekolwiek samodzielne działania. Użyłem naszego tajnego słowa by wiedział, że ja się tym zajmuję ale by nikt, ktokolwiek mógłby nas usłyszeć mógł się domyślić, co mu powiedziałem. Całe szczęście Matt zrozumiał i jedyne co robił to siedział ciągle z nosem w Internecie, śledząc wszystkie wydarzenia.

-No cóż, trudno mu się dziwić. Na całym świecie w grach i filmach postacie rebeliantów są najlepsze, nic dziwnego że fascynują młodzierz.

Zażartował mój przełożony po czym pożegnał się z nami i wyszedł, więc szybko sam poszedłem w jego ślady. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu a nie było to proste, bo przez rebelię ulice były kompletnie nieprzejezdne i musiałem iść spory kawał na nogach do domu. Nie byłoby tak źle gdyby nie fakt, że akurat dzisiaj musiało się rozpadać i miałem nawet wrażenie, że w ciągu ostatniej godziny deszcz jeszcze się wzmocnił. Zarzuciłem więc kaptur na głowę i poszedłem w swoją stronę modląc się, żeby jak najszybciej wrócić do domu. Po drodze jak zawsze przyglądałem się nowej twórczości rebeliantów. Zauważyłem w niej pewien schemat - na budynkach państwowych lub zabytkach jedynie wieszali plakaty. Graffiti można było zauważyć tylko na ulicach lub budynkach prywatnych i to w dodatku najczęściej tylko tych osób, które były stosunkowo bogate i odmalowanie tego nie stanowiło dla nich większego wydatku. Ciekawiło mnie, czy to też zasługa Bill'a.

-No proszę, mój ulubiony policjant.

Usłyszałem czyiś rozbawiony głos, gdy przechodziłem przy opuszczonych dawno temu budynkach - był to najlepszy skrót do mojego domu a policja już kilkukrotnie je przeszukała, jednak nie znalazła żadnych śladów po rebeliantach. Zatrzymałem się w pół kroku i spojrzałem w tamtym kierunku ale było ciemno a deszcz nie ułatwiał widoczności. Dopiero po chwili usłyszałem ciche kroki i za moment ujrzałem postać lidera - który w zarzuconym na ramionach płaszczu z kapturem wyglądał jak jakaś zjawa. Przyglądał mi się z rezerwą w oczach i lekkim uśmiechem na twarzy.

-Co ty..?

Chciałem zapytać, jednak uniósł palec do ust nakazując mi milczenie a ja z jakiegoś powodu go posłuchałem. Gestem kazał mi wejść do luki pomiędzy budynkami w której sam stał, a gdy to zrobiłem wyciągnął coś ze swojej kieszeni, co wyglądało na broń. Sam chwyciłem za swoją, na co się zaśmiał cicho. Nie rozumiałem jego zachowania ale coraz bardziej miałem wrażenie, że znalazłem się w jakiejś pułapce. Uniósł urządzenie do góry i nacisnął coś na nim, przez co zaczęło delikatnie świecić. Spojrzał mi prosto w oczy a ja z jakiego powodu zaufałem mu na tyle, by pozwolić mu tego użyć. Używał tego urządzenia tak jak by używamy ręcznych wykrywaczy metalu ale wiedziałem, że to było coś innego. Odetchnął i oparł się plecami o ścianę dopiero, gdy skończył.

-Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. To urządzenie niszczy od środka wszelkie kamerki i urządzenia podsłuchujące. Jeśli mamy porozmawiać to muszę mieć pewność, że nie dotrze to do osób trzecich.

Wyjaśnił i uśmiechnął się przyjaźnie, po czym podał mi dłoń.

-Wiem, że już się znamy ale oficjalnie się sobie nie przedstawiliśmy. Jestem Bill, Bill Wald.

-Tom Kaulitz, młodszy aspirant.

Przedstawiłem się i uścisnąłem jego dłoń. Była zimna i chuda ale uścisk Bill'a był równie pewny, co jego strzały snajperskie.

-Chodź. Musimy porozmawiać.

Poprosił i nie czzekając na moją odpowiedź, ruszył w głąb ruin. Zawahałem się tylko przez chwilę ale ciekawość i zafascynowanie jego osobą zwyciężyło. Poszedłem za nim wbrew wszelkim instynktom, jakie mogłem sobie wyobrazić. Gdyby mama o tym wiedziała, pewnie właśnie by mnie za to nieźle ochrzaniła a moi przełożeni wywaliliby mnie z pracy za nie zatrzymanie lidera rebeliantów od razu. Przeszliśmy parenaście metrów, nim zatrzymaliśmy się w jakimś pomieszczeniu. Bill od razu oparł się nonszalacko o ścianę i przyglądał mi się uważnie ale miałem wrażenie, że jest gotów do ucieczki a nawet do walki w każdej chwili. Nie dziwiłem mu się, pewnie sam był się tak zachował na jego miejscu. Sam ustawiłem się niedaleko wyjścia bo nie wiedziałem, czego mogłem się po nim spodziewać. To równie dobrze mogła być pułapka i za chwilę jego koledzy mieli mnie napaść czy coś.

-Nie ma żadnej zasadzki, jeśli tego się boisz. Jesteśmy tu sami, rebelianci są aktualnie kilka bloków dalej. I zauważ, że nie odebrałem ci broni ani nic. Chcę tylko z tobą pogadać i nie myśl, że nie potrafię się obronić, jeśli spróbujesz mnie aresztować lub zaatakować.

Zaskoczył mnie po raz kolejny w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Najwyraźniej ten chłopak jest jak coś w rodzaju jajka niespodzianki - nigdy nie wiesz, co trafisz. 

-W porządku. O czym chcesz rozmawiać?

Nie mogłem domyślić się, o co mu chodziło i co mam o tym wszystkim sądzić ale w jakiś sposób cieszylem się, że mogłem byź z nim przez chwilę sam na sam. To jest zupełnie nielogiczne i powinienem od razu go aresztować. Bill zdjął czapkę i poprawił sobie włosy, po czym osunął się plecami po ścianie i rozsiadł się wygodnie. Wyglądał na... smutnego i zmęczonego. Inaczej, niż na tych wszystkich filmikach w Internecie.

-Wiem, co dla nas robisz. Chciałem ci podziękować. Dobrze mieć takie niespodziewane wsparcie.

-Co... Skąd... Jak..?

Dosłownie zabrakło mi języka w gębie. Miałem to robć po kryjomu, żeby nikt się nie dowiedział a jednak... najwyraźniej mi się to nie udało.

-Obserwuję cię, Tom. Od samego począrku. Widzę, jak sabotujesz działania policji i ułatwiasz nam drogę. Jestem ci za to wdzięczny. Nie lubisz nowej władzy?

-Nie lubię, kiedy ktoś odbiera mi wolność.

Bill zaśmiał się cicho ale przyjacielsko. W jakiś sposób czułem do niego sympatię i sam nawet się uśmiechnąłem.

-Mamy więc coś wspólnego. Zastanawiałem się przez cały ten czas, dlaczego nie rzucisz pracy w policji i się do nas nie przyłączysz, skoro sam jesteś rebeliantem ale... widziałem twojego brata. Masz o co walczyć, Tom. Masz rodzinę i chcesz ją chronić, prawda?

I znów ten cały lider rebeliantów zaskoczył mnie na całego. Zastanawiałem się, gdzie mógł mnie widzieć razem z moim bratem ale... w ciągu ostatniego tygodnia były setki takich miejsc. Nie było sensu się nad tym zastanawiać.

-Tak. Nie chcę ich narażać. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby cokolwiek im się stało.

-Rozumiem. Serio. Doskonale cię rozumiem.

-Przez ten napad w restauracji?

Bill gwałtownie uniósł głowę i spojrzał na mnie a w jego oczach coś niebezpiecznie zabłysło. Mimo to uśmiechnął się asymetrycznie.

-Więc już mnie skontrolowałeś, co? Owszem. Wcześniej też miałem ludzi, na których mi zależało. Za późno znalazłem się w tamtej restauracji, nie mogłem ich obronić. Straciłem wszystko, co miałem. Najlepszego przyjaciela, dziewczynę i nasze dziecko. Dziwisz mi się, że nie boję się teraz postawić wszystkiego na jedną kartę?

-Ta dziewczyna... ona była z tobą w ciąży?

-Nie mówi się o tym w mediach ale znalazłem potem w jej rzeczach USG i pozytywny test ciążowy a do tego w SMS'ach pisała z Robinem, że chce mi o tym powiedzieć wtedy w tej restauracji i stresuje się, jak zareaguję na bycie tatusiem. A wiesz co jest najgorsze? Wciąż gdy zamykam oczy mam przed oczami ich ciała. Blade, zimne z kulami po postrzale. Najgorszy widok jaki można sobie wyobrazić.

Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym, co ten biedny chłopak musiał przeżyć a był przecież w moim wieku. Co on musiał przejść, najpierw sierociniec a potem to...

-Dlatego nie chcę, żebyś się dłużej narażał. Rebelianci? Oni doskonale wiedzą, co im i ich rodziną może za to grozić. Wiele członków ich rodzin ukryła się na czas rebelii. Ale ty nie masz pojęcia, co może się stać gdy zdezerterujesz z policji albo gdy domyślą się, że sabotujesz ich działania. Nie powineneś tak narażać ani siebie ani swojej rodziny, rozumiesz? Musisz przestać nam pomagać.

Zamrugałem szybko nie mogąc uwierzyć w to, co mi właśnie powiedział. On... odrzucał moją pomoc? Nie to, żebym nie rozumiałem jego powodów, ale...

-Bill, nie wygracie tego sami. Musicie mieć kogoś wewnątrz.

-Nie wygramy tej rewolucji, Tom. Teraz czekam już tylko na widowiskową śmierć za to, w co wierzę.

Komentarze

  1. Hm... Coś czuję, że Tom i tak zrobi 'po swojemu' 😈
    A to, że Bill chce go uchronić to tylko utwierdza mnie w tym, że on wie 'coś więcej', wie że jest jego bliźniakiem (?) i w tym momencie zgrabnie wkręcisz w to opko TWC?!
    Tak tak wiem... Uśmiech złoczyńcy, nic nie powiesz, mamy czekać 😅😂🤣
    Co nie zmienia faktu, że możemy sobie 'gdybać' w komentarzach 🤫
    Kochana życzę weny - Twoja ASIA 💋💋💋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) - uśmiech złoczyńcy

      Usuń
    2. Oh... znowu?!
      Naprawdę?! 😅😂🤣
      ASIA 💋

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty