Umieram w ciszy - rozdział 10 + info

Ostatni odcinek był napisany w całości z perspektywy Tom'a, a nie tak, jak to do tej pory było - pół na pół (mniej więcej). Nie wiem, czy Wam się to spodobało, bo piszę to zaraz po napisaniu poprzedniego odcinka... hehe.
Więc tak, nowy rok szkolny = nowe plany. I faktycznie, siedzę teraz z kalendarzem i planuję - przeznaczyłam jeden kalendarz szkolny w całości na blogi, by móc mieć wszystko pod kontrolą.
Do końca roku zostało nam 125 dni.
W zeszłym roku opublikowałam 114 rozdziałów.
W tym roku jedynie 42 rozdziały, co daje różnicę 72 rozdziałów.
Do Sylwestra chciałabym jednak dobić do 115 odcinków minimum, dlatego zabieram się do ciężkiej pracy!
Teraz ogarnijmy mniej-więcej terminarz...
Nie jestem w stanie powiedzieć, ile odcinków jeszcze będzie mieć "Umieram w ciszy". Całkiem dobrze pisze mi się to opowiadanie i jak na razie jestem z niego zadowolona. Ten odcinek na pewno pojawi się 29 sierpnia. Pomyślmy więc dalej...
11 rozdział mam zamiar opublikować 30 sierpnia.
12 rozdział - 31 sierpnia.
Po doprowadzeniu "Umieram w ciszy" do końca zajmę się dokończeniem "Ludzkiej maszyny", w międzyczasie mam zamiar dokańczać "Dla Ciebie - Alternativ". Po LM nadejdzie czas na "Zmiana". "Seit unsere Schulzeit" pozostaje póki co zawieszone. "Lód" powróci do nas w grudniu a następne w kolejce będzie "Nowe życie". Po nowym roku zajmę się jeszcze nierozpoczętymi opowiadaniami, takimi jak "Wirus", "Brat", "Przypadek", "Rewolucja", "Suprise", "Tęsknie" i "Wo bist du?". Zakładam, że w międzyczasie powstaną jeszcze nowe pomysły, ale będą publikowane w późniejszej kolejności.
Piszcie, czy macie jakieś pytania bądź propozycje.
Na święta chciałabym przygotować konkurs, ale do Mikołajek chcę mieć listę osób chętnych do wzięcia w nim udziału, bo jeśli ZNOWU nikt ma się nie zgłosić, nie będę nawet myśleć o jakimś konkursie dla Was. Proszę się zgłaszać w komentarzach lub wiadomościach <tutaj>. 
Przypomnienie o konkursie zostanie opublikowane 01 grudnia 2017.
A teraz pozdrawiam i zapraszam do czytania :) 

TOM

Mijały dni.
Mijały tygodnie.
Mijały miesiące.
A ja miałem wrażenie, że się cofamy. Albo co najmniej stoimy w miejscu. Bill ani trochę się nie otworzył i ani trochę mu się nie poprawiło, wręcz przeciwnie, stał się antyspołeczny, przestał rozmawiać z kimkolwiek oprócz mnie i chłopaków z zespołu, no i Josta, z lekarzami nie chciał rozmawiać. Przytył kolejne pięć kilo, co mnie cieszyło, bo jego zdrowie fizyczne się poprawiło, ale mimo wszystko z jego psychiką było coraz gorzej. Jadł niewiele, ale jadł. Czasem bywał wesoły, czasem był smutny, czasem miał wahania nastrojów. Nieraz przyłapywałem go na samotnym płakaniu w kącie pokoju. Nie mógł spać sam, ale przy mnie zasypiał jak dziecko. Raz się pociął i kilka razy przyłapałem go znowu na myśleniu z żyletką. Poza tym tworzył i czytał, a ja niepokoiłem się coraz bardziej. Czułem się, jakbym nie miał brata. Minęły nasze urodziny, w które leżeliśmy cały dzień razem przed telewizorem i jedliśmy ciastka, a poza tym raczej niewiele robiliśmy. Minęły święta Bożego Narodzenia, które wyglądały jak nasze urodziny, bo nawet nie wychyliliśmy nosa z naszego domu. Nie przypominało to w żaden sposób świąt, które mieliśmy do tej pory. Ale nie przeszkadzał mi brak mamy czy Gordona. Mieliśmy choinkę i spędziliśmy dzień razem, nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. W takich dniach i takich chwilach odżywała w nim nadzieja i życie, dlatego starałem się najlepiej, jak mogłem. Dzisiaj jednak, dwunastego marca, ktoś w końcu musiał pojechać do studia nagrać riffy gitarowe do nowych piosenek, Bill nagrał wokale już kilka dni temu i dzisiaj został w domu. Nie zajęło mi to długo, bo tylko trzy godziny, co nie jest mega długim czasem, zagrałem wszystko idealnie, bo ćwiczyłem to non stop przez kilka ostatnich tygodni. Na tej płycie zdecydowaliśmy, że każdy nagrywa swoje partie osobno, bo Bill zaczynał panikować, gdy nie było mnie w domu zbyt długo, a nagranie jeszcze drugiej gitary i klawiszy zajmie kolejne sześć godzin, mam to wyćwiczone, ale muszę to dograć, więc zrobię to dopiero w kolejnych dniach, w międzyczasie na komputerze nakładając na siebie bas, perkusję, gitarę akustyczną oraz wokal. Było wczesne popołudnie, gdy wyszedłem ze studia i wsiadłem do auta, patrząc na telefon. Miałem wiadomość od bliźniaka, o dziwnej treści.

Od: Bill
Treść: Uważaj na siebie. Mam dziwne przeczucia.

Niby wiedziałem, że możemy przeczuwać takie rzeczy względem siebie nawzajem, ale nie rozumiałem, czemu akurat teraz ogarnęły mojego brata. Między studiem a sklepem, do którego miałem jechać po drodze, jest sześć kilometrów, a ze sklepu do domu kolejne dziesięć, drogę znam na pamięć i dotarłbym nawet pijany do domu, ale mimo wszystko trochę się zaniepokoiłem i ostrożnie ruszyłem do sklepu. Wszystko szło jak z płatka i podczas buszowania między regałami w supermarkecie złe przeczucia zaczęły mnie opuszczać. I wtedy, kiedy stałem w kolejce do kasy, mężczyzna przede mną wyciągnął broń.

-Oddawaj mi wszystkie pieniądze! - wrzasnął, gdy kasa otworzyła się i wycelował lufą pistoletu w kobietę. Zamarłem na chwilę. To jest... napad? Ludzie zaczęli się denerwować a kasjerka patrzyła na pistolet jak zaczarowana.

-Nie, ja nie...

-DAWAJ TE CHOLERNE PIENIĄDZE! - ryknął mężczyzna i wystrzelił w sufit, aż się tynk posypał a ludzie zaczęli krzyczeć i chować się, gdzie się dało. Światła zaczęły migać i dało się słyszeć alarm. Kasa zamknęła się i kobieta uniosła ręce do góry. Podszedłem powoli do złodzieja.

-Hej, stary, uspokój się. Odłóż tę broń bo narobisz sobie większych problemów. - mówiłem spokojnie ale głośno, chcąc, żeby się opamiętał. Lufa została wycelowana we mnie.

-Odsuń się. - nie wystraszyłem się, ale przystanąłem w miejscu.

-Opuść broń. Jak chcesz, to znajdziemy jakiś sposób, żebyś zarobił pieniądze na co tam potrzebujesz. Znam się trochę na finansach. - na ustach mężczyzny wykwitł kpiący uśmiech, a mnie przeszedł dreszcz.

-Tak, wiem, że się znasz, Tom. Wiem, że masz górę pieniędzy. Nie zrozumiesz kogoś takiego, jak ja. I nie będziesz mieć już szansy zrozumieć. - powiedział i pociągnął za spust. Najpierw usłyszałem huk. Potem krzyk. Dopiero następnie poczułem przeszywający ból w okolicach brzucha. Zaraz po tym upadłem na ziemię i czułem, jak ból promieniuje po moim ciele i krwawię. Pomyślałem o Bill'u, który będzie się martwił. Słyszałem policję i krzątających się obok mnie lekarzy. Spojrzałem na jednego z sanitariuszy.

-Powiedz Billowi. - poprosiłem i wyciągnąłem w jego stronę dłoń, w której trzymałem telefon. Stojąc w kasie odpisywałem na wiadomości od Georga, więc cały czas miałem go w dłoni. Sanitariusz przytrzymał mój kciuk przy klawiszu odblokowania i gdy lecieliśmy do karetki, wybrał numer do bliźniaka. W karetce poprosiłem, by dał na głośnomówiący.

-Tom? Tom, mam złe przeczucia, powiedz, że wracasz już do domu. - usłyszałem jego wystraszony głos. Uśmiechnąłem się lekko a pozostali sanitariusze podłączali mi coś. 

-Chciałbym. - powiedziałem słabiej, niż chciałem. Zapadła na chwilę cisza.

-Tom? Dlaczego słyszę cię jakby z daleka? Wszystko dobrze? - zapytał. Wtedy spojrzałem na mężczyznę obok mnie i zrozumiał, że teraz on ma mówić.

-Pański brat został postrzelony. Jedziemy do UKE*, mógłby pan przyjechać.

-Będę za kwadrans. Tom, nie waż mi się umierać. Tom nie ma żadnych alergii, ale woli aspirynę od paracetamolu, który słabiej na niego działa. Gdy przyjadę oddam krew i każdy narząd, który trzeba. Jego ubezpieczenie zdrowotne jest na jego nazwisko, kartę zdrowia będzie miał w portfelu w wewnętrznej kieszeni kurtki. Proszę go pilnować. - powiedział nad wyraz opanowanym głosem i rozłączył się. Westchnąłem cicho i spojrzałem w sufit a sanitariusz w tym czasie znalazł moją kartę zdrowia i zajechaliśmy do szpitala. Przewieziono mnie na salę operacyjną a ja z każdą chwilą odpływałem, dlatego nie musiałem dostać zbyt dużej ilości środków nasennych. Nim się zorientowałem, odpłynąłem.

BILL

Serce mi zamarło, gdy usłyszałem słowa sanitariusza. W pierwszej chwili przestałem oddychać, a potem... po prostu schowałem twarz w dłoniach i rozpłakałem się. Nie mogłem opanować łez i po prostu siedziałem tak i płakałem ze strachu i z niepewności. Tom został postrzelony. Co prawda zachował przytomność przez jakiś czas, ale to jeszcze nie znaczy, że nie jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W tym momencie ważyły się losy tego, czy mój brat przeżyje, czy obaj przejdziemy na tamten świat. Otarłem policzki i z oczami pełnymi łez zszedłem na dół, po drodze dzwoniąc po taksówkę. Nie mogę prowadzić w takim stanie, bo mogę spowodować wypadek, a nie chcę, żebyśmy obaj wylądowali w szpitalu. Boże, dlaczego on a nie ja? Przecież cztery dni temu to ja byłem w studiu i robiłem zakupy w tym supermarkecie. Ale nie... musiał to być Tom. Wychodząc z domu wleciałem do kremowego samochodu i szybko podałem adres. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do przyjaciela. Odebrał po trzecim sygnale.

-No co tam, Bill? - usłyszałem wesoły głos basisty i otarłem z łez policzek, przy okazji rozmazując maskarę, ale się tym nie przejąłem.

-Geo, przyjedź, proszę! Tom jest w szpitalu. Postrzelili go. - wypłakałem w słuchawkę, a po drugiej stronie połączenia zapadła cisza.

-Przyjadę z Gusem tak szybko, jak się da. Który?

-UKE. - rozłączyłem się i zacząłem grzebać w kieszeni za dwudziestką, by podać ją kierowcy i jeszcze nim na dobre się zatrzyma wyskoczyć z auta. Po moich policzkach ciurkiem ciekły łzy ale mój głos i ciało pozostawały opanowane, mimo burzy w moim umyśle. -Przepraszam, gdzie znajdę Toma Kaulitza? To mój brat. - powiedziałem cicho a kobieta wystukała coś na komputerze.

-Aktualnie ma operacje. Drugie piętro, może pan zaczekać przed blokiem operacyjnym. - oznajmiła, ale nie słyszałem już końcówki jej wypowiedzi, pędząc po schodach na drugie piętro. Prawie rozkwasiłem nos na szklanych drzwiach, kiedy z rozpędu na nie wpadłem. Spojrzałem na świecący się nad drzwiami napis "NIE WCHODZIĆ". Usiadłem na plastikowych krzesełkach i schowałem twarz w dłoniach, kuląc się na niewygodnym krzesełku. Nie mogłem przeboleć tego, co się wydarzyło. Nie wiem, czy odpłynąłem, czy przysnąłem, ale ocknąłem się, gdy ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Poderwałem wzrok i spojrzałem wprost w twarz zmartwionego przyjaciela. Nie powiedział ani słowa, po prostu usiadł obok mnie i był przy mnie. Nie mam pojęcia, ile trwałem w takim letargu, zanim z sali wyszedł lekarz. Poderwałem się z siadu ale zachwiałem się od bólu głowy. Spojrzałem na niego oczami pełnymi nadziei i strachu. Mężczyzna przetarł zmęczoną twarz.

-Pan Kaulitz?  - kiedy pokiwałem głową, kontynuował.

-Przykro mi, ale nie możemy nic powiedzieć o stanie pańskiego brata, nim się obudzi. Jednak potrzebuje on transfuzji krwi, stracił sporo krwi i pół litra pozwoli mu szybciej się zregenerować. - pokiwałem głową i otworzyłem usta, ale głos uwiązł mi w gardle, więc jedynie wyjąłem ramię przed siebie. Z sytuacji uratował mnie Georg.

-Bill chce oddać krew bratu. - powiedział a ja pokiwałem głową. Lekarz spojrzał na mnie ciekawie po czym pokiwał głową i wskazał dłonią na korytarz.

-Drugie drzwi po lewej i gdy pan odda krew może pan wejść do brata,  to drzwi naprzeciwko. Pielęgniarka zaraz przyjdzie. - powiedział i położył mi dłoń na ramieniu. -Proszę mieć nadzieję. - powiedział cicho i odszedł, zostawiając mnie ze łzami płynącymi cicho po policzkach. Zaraz jednak się otrząsnąłem i gdy tylko zobaczyłem pielęgniarkę, wpadłem do pokoju jak burza i usiadłem na krześle. Zaczęła mierzyć mi tętno i jak dla mnie, robiła to o wiele za wolno. -Proszę się tak nie denerwować. - poprosiła. Spojrzałem na nią zdezorientowany.

-To nie pani brat leży w szpitalu z kulą w ciele! - krzyknąłem tracąc cierpliwość i wyciągając do niej ramię i kładąc je na podłokietniku.

-Robimy co możemy. - obiecała i wbiła igłę  w moją żyłę. Otarłem policzki i westchnąłem cicho.

-Przepraszam. Po prostu... to mój bliźniak i nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie dam rady żyć bez niego. - wyznałem cicho, podkulając nogi i patrząc na przelewającą się krew.

Błagam, Tom. Nie opuszczaj mnie.

*UKE = Univaersitaet Krankenhaus Eppendorf - jeden ze szpitalu w Hamburgu w dzielnicy Eppendorf. 

Komentarze

Popularne posty