Umieram w ciszy - rozdział 7
Dni mijały, przepełnione moim płaczem i protestami, zmianami w zachowaniu Toma, zmianami w mojej psychice... doktor powiedział, że mój strach przed bratem znika i było to widać po tym, że moje protesty i unikanie kontaktu z nim słabły a ich częstotliwość była mniejsza. Natomiast po dwóch dniach odkąd pierwszy raz powiedziałem, że jestem głodny, znów przestałem jeść. Na początku zaprzestałem jeść zupełnie, a później bywało różnie. Raz jadłem więcej, raz mniej, raz w cale, czasem płakałem, że mam dosyć, że nie chcę, że ich nienawidzę za to, że mnie zmuszają, że jedzenie jest złe itd. Jednak po dwóch miesiącach wrzasków i wahań mój stan się w końcu jako tako unormował i jadłem w miarę normalnie, pomijając to, że w bardzo małych ilościach, ale jadałem z bratem. Pół miski płatków na śniadanie albo jeden tost, zjadłbym jajecznicę, ale jak raz skosztowałem tej szpitalnej... wolę tego nie wspominać, więc to zaczeka aż wyjdę ze szpitala. Na obiad jadłem z Tomem jakieś sałatki i zupy, mój bliźniak oczywiście pożywiał się zdrowiej, ale nie jadł tak długo, aż ja nie siadałem do posiłku, więc był moją motywacją i kartą przetargową w jednym. Co do stosunków moich i mojego brata... chyba... chyba trochę się zmieniało. Wciąż miałem dni, kiedy wpadałem w stan marionetki, jednak trwało to krótko i na tyle rzadko, że zacząłem w miarę normalnie kontaktować ze światem. Mój strach jednak pozostał, ponieważ nie mówiłem bratu o wszystkim, wciąż obawiałem się krzyku i bicia, a on to widział, jednak nie naciskał. Przepraszał mnie swoimi czynami i swoją troską, jednak w moim sercu wciąż było pytanie "Co, gdy wrócimy do domu i zostaniemy sami?" Bałem się tego dnia, ale i on w końcu nastąpił, dwa i pół miesiąca po mojej próbie samobójczej.
-Panie Kaulitz, pana wyniki znacznie się poprawiły. Temperatura w normie, je pan całkiem nieźle i waga poszła w górę, może pan wracać do domu, jednak wszelkie występy radzę ograniczyć jeszcze minimum miesiąc. Mimo wszystko jest pan osłabiony zarówno psychicznie, jak i fizycznie. - oznajmił lekarz, wręczając mi wypis. Przyjąłem go i z uśmiechem spojrzałem na Toma, którego twarz rozjaśniał ten anielski uśmiech, jednak w moich oczach i duszy wciąż czaiła się obawa. Marząc jednak o tym, by nie okazała się prawdziwa, spojrzałem na Toma i podniosłem się, postanawiając spróbować i mu zaufać i zacząłem zbierać moje rzeczy. Bliźniak oczywiście poderwał się i latał po całym pokoju, pakując wszystko, co naznosił tu wraz z the G's podczas naszego pobytu tutaj. Pakowanie zajęło nam niecałe pół godziny, po którym Dredziarz zadzwonił po taksówkę i wyszliśmy, żegnani uśmiechami lekarzy i pielęgniarek. Nie polubiłem ich za specjalnie, ale część z nich była serio miła. Wsiadłem do taksówki i westchnąłem cicho. Po dwóch miesiącach, gdy najdalej chodziłem do łazienki w pokoju, czułem się serio dziwnie, przebywając drogę kilkanaście razy dłuższą. Oparłem głowę o zagłówek fotela i starałem się uspokoić gonitwę myśli. Jedziemy do domu. Co będzie, gdy już się tam znajdziemy? Tom naprawdę się zmienił, czy to tylko idealna gra aktorska? Znów mnie zrani? Powinienem wrócić do mojego małego, wewnętrznego świata? Chyba nie... jeszcze nie teraz. Przynajmniej dopóki Tom nie da mi wyraźnego powodu, by to zrobić. Dotknąłem palcami moich blizn na nadgarstkach i pogładziłem je lekko. Mam wrażenie, jakbym dokładnie pamiętał każdą z sytuacji, w której powstała każda jedna z nich. Łzy zbierały mi się w oczach na samo wspomnienie części z nich. Poczułem ciepłą dłoń na swoim przedramieniu i spojrzałem wprost w czekoladowe oczy. Widziałem w nich troskę i miłość, której się bałem, jednak dla Toma... postanowiłem dać mu szansę robić to, co chce. Uniosłem lekko kąciki ust, a palce jego drugiej dłoni pogładziły mnie po policzku. Nie musiał nic mówić. Czułem wszystko, co chciał mi przekazać werbalnie. Droga do domu minęła szybko. Kiedy stanąłem w drzwiach mojego pokoju poczułem... pustkę. Mój pokój nie wyrażał nic. Był duży, pomalowany na biało, z czarnymi meblami i białą podłogą, a w ognie były czarne żaluzje. Czysto i pusto. Podczas, gdy mój pokój w Loitsche był wypełniony ponaklejanymi na ścianach rysunkami, szczególnie tymi od Toma, i zdjęciami różnych ważnych dla mnie chwil, tutaj ściany i biurko były puste. Łóżko było idealnie zasłane. Totalnie bezosobowe miejsce, pokój bez duszy, nie nastolatka a zombie. Widząc to nie wytrzymałem i... po prostu się rozpłakałem. Zobaczyłem wszystko, co zmieniło się w przeciągu tych lat, gdy zatracałem się w byciu usłużnym, i zabodło mnie to tak mocno, że nie byłem w stanie powstrzymać łez i po prostu dałem im płynąć po moich policzkach. Bliźniak od razu mnie dopadł i przytulił mocno do swojej piersi, w którą wtuliłem się kurczowo, chłonąc jego ciepło i spokój.
-Ciiii... co się stało, Billy? - zapytał, głaszcząc mnie delikatnie po głowie. Przez kilka chwil nie byłem w stanie odpowiedzieć, jedynie otwierając i zamykając usta, aż w końcu wziąłem głęboki oddech.
-Ten pokój... jest obcy. Bezosobowy. - wyszlochałem, zamykając oczy, nie mogąc patrzeć na puste ściany. To nie jest pokój artysty, to jest muzeum. Trwaliśmy w takim uścisku przez jakiś czas, aż w końcu Tom odsunął mnie trochę od siebie i spojrzał mi w oczy, ocierając łzy z moich policzków.
-Hej, chcesz spać dzisiaj ze mną? Jutro tu wrócimy i pomyślimy, jak urządzić twój pokój, okey? - poprosił, uśmiechając się lekko. Gdy pokiwałem pomału głową, pocałował mnie w czoło i objął ramieniem, prowadząc do kuchni, gdzie usadził mnie na krześle przy stole i zaczął tłuc się garnkami. -Dalej masz ochotę na moje spaghetti? - zapytał, zerkając na mnie z uśmiechem, a ja pokiwałem głową i uśmiechnąłem się delikatnie.
-Zawsze. - odparłem trochę entuzjastycznie, co wywołało widoczne zadowolenie u mojego brata. Podczas gdy on gotował, ja rozłożyłem talerze, szklanki i postawiłem na stole butelkę Pepsi. Mój brat pokręcił tylko głową i zastąpił butelkę sokiem pomarańczowym, wywołując moje zaskoczenie. O co chodzi?
-Bill, pamiętasz, że przed wyjściem dostałeś jeszcze leki? - zapytał, na co pokiwałem głową, ale no, dalej kurcze nie wiem, o co chodzi. -No właśnie, a wiesz, że Pepsi plus tabletki równa się reakcja chemiczna? Dwa dni masz szlaban na gazowane napoje. - zarządził a widząc mój wyraz twarzy podszedł do mnie, nim zdołałem cokolwiek powiedzieć i pocałował mnie w policzek, uśmiechając się. -Wytrzymałeś prawie trzy miesiące, wytrzymasz jeszcze dwa dni. - pokiwałem głową bez słowa. Pewnie, że wytrzymam. Gdybyś mi kazał, nie tknąłbym czegoś takiego nigdy więcej. W końcu to Tom, mój brat, mój bliźniak, mój pa... okey, spokój. Miałem z tym skończyć. Tom sam mnie o to prosił. On sam tego nie chce, z resztą ja też nie, dlatego powinienem przestać o nim myśleć i traktować go jak pana i władcę, bo nim nie jest. Prawda? On tylko się o mnie troszczy. Tak się zamyśliłem, że nie zorientowałem się, kiedy spaghetti wylądowało przede mną a bliźniak zasiadł na drugim końcu stołu, przyglądając mi się ciekawie. Uśmiechnąłem się i zaciągnąłem aromatycznym zapachem, od którego w moich ustach pojawiło się więcej śliny. Porwałem widelec i zabrałem się do jedzenia z zapałem, jakiego w życiu bym się po sobie nie spodziewał. Nim się zorientowałem, mój talerz był pusty a żołądek pękał w szwach. Widziałem szeroki uśmiech brata.
-Smakowało? - zapytał rozbawiony. Po co pyta? Przecież widać, że tak! Uśmiechnąłem się do niego.
-Oczywiście! - nie dodałem, że nic nie może się równać z jego spaghetti, które po prostu uwielbiam, ale nie powiedziałem tego na głos. Chyba mimo wszystko zdawał sobie z tego sprawę. Posprzątaliśmy szybko i nawet nie wiem, kiedy, znaleźliśmy się na kanapie w swoich objęciach. Siedziałem bliźniakowi na kolanach i wtulałem się w niego, a w telewizji leciała nowa wersja Spider Man'a. Westchnąłem cicho i wtuliłem się w niego odrobinę mocniej. Nie wiedzieć, czemu, byłem zmęczony, chociaż może to od tego, że ostatnie dwa miesiące jedynie leżałem w łóżku. Ciepła dłoń głaskała mój bok i pewnie mruczałbym jak rasowy kot, gdyby nie klejące mi się powieki. Bliźniak chyba to zauważył, bo wyłączył film i wziął mnie na ręce, niosąc na górę jak księżniczkę. Ułożył mnie u siebie na łóżku i ściągnął moje obcisłe, czarne jeansy, zastępując je swoimi dresami, żebym nie zmarzł. Wtuliłem się lekko w poduszkę i czekałem na brata, który po dwóch minutach znalazł się obok mnie i otulił nas kołdrą, po czym objął mnie ramieniem. Wahałem się, w głowie paliła mi się czerwona lampka, ale ostatecznie wtuliłem się w niego i usnąłem, upojony jego ciepłem i zapachem.
Chciałbym, by tak było już zawsze.
Fajny, miły odcinek :D podoba mi sie i czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjemny rozdział:)
OdpowiedzUsuńTylko mam wrażenie, że zaraz się coś spieprzy...