Sekret - 10
Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali, kiedy młody bohater w końcu się obudzi. Niepokoili się, że mimo upływu czasu wciąż nie mają żadnych nowych informacji. Nikt nie wiedział, czy i kiedy chłopak się obudzi. Wszystko było zapisane w starych zwojach, które dawno temu przepadły bezpowrotnie.
Szczupły blondyn siedział obok jedynego zajętego w sali łóżka. Trzymał za dłoń Chłopca, Który Przeżył, spoglądając na niego niepewnym, a jednak z nieukrywaną tęsknotą.
-Potter... mam tyle pytań. Obudź się wreszcie. Proszę.
Wyszeptał, sam nie wiedział, po raz który. W pewnym momencie wrota do sali szpitalnej otwarły się, a do pomieszczenia weszły dwie, dobrze znane mu osoby, z którymi w ostatnich tygodniach spędzał wiele czasu.
-Nic już nie rozumiem. Przeczytałam już wszystko, co tylko mogłam, ale dalej nie wiem, jak obudzić Harry'ego.
Westchnęła, siadając po przeciwnej stronie łóżka i kładąc sobie ogromną książkę na kolanach. Rudowłosy młodzieniec przystanął przy oknie i obserwował całą salę, jakby wciąż miało im coś zagrażać.
-Hermiono, co ja mam zrobić? Wiem, że to ode mnie zależy, czy Potter żyje czy nie. Ale jak mam pomóc mu się obudzić? Minęły już prawie trzy miesiące...
Spytał, spoglądając z nadzieją na twarz okalaną burzą brązowych loków. Dziewczyna zamyśliła się i spojrzała bystrymi oczami na złotowłosego.
-Nie wiem, Draco. Przykro mi, ale nie wiem. Gdyby to było tak, jak w ludzkich bajkach, wystarczyłby pocałunek. Ale to nie jest bajka.
Odparła, opierając podbródek na dłoni.
-Właśnie! Może tego też spróbujemy?
Ron nagle się ożywił a w jego oczach można było dostrzec jakiś błysk. Oczy obojga przyjaciół spojrzały na niego.
-Żartujesz sobie? Ronald, to się nie uda, to nierealne. Jakim niby sposobem pocałunek ma kogokolwiek obudzić?
Oczy gryfonki spojrzały karcąco na piegowatą twarz. Nie ma przecież żadnych dowodów, że pocałunek może złamać jakąkolwiek klątwę, a wszystkie znane czarodziejom sposoby zawiodły.
-Pomyśl, to klątwa z czasów Sheakespeara, tego całego romantyka. Może zdjęcie klątwy też jest romantyczne?
Stwierdził, spoglądając na twarze swoich towarzyszy. Zaskoczenie powoli zanikało, a na ich obliczach pojawiało się zrozumienie.
-Możliwe... ale to Draco musi zdecydować. To od niego zależy.
Stwierdziła w końcu Hermiona. Teraz oczy dwójki uczniów domu lwa spoglądały na spokojną wciąż, chociaż wyraźnie zmęczoną twarz dziedzica rodu Malfoy.
-Zrobię to.
Odezwał się po raz pierwszy odkąd przyjaciele weszli do pomieszczenia. Jednak nie odrywał swoich oczu od zastygłej w spokojnym wyrazie twarzy jego wybawiciela. Wstał i pochylił się nad łóżkiem pacjenta, a ich twarze dzieliły milimetry, gdy się zawahał. Przez chwilę przypatrywał się chłopcu z bliska, spoglądając na jego twarz i badając stalowymi oczami fakturę jego skóry. Ale w końcu złączył ich usta w delikatnym, czułym pocałunku.
-Proszę, Harry, obudź się.
Wyszeptał, rozłączając ich wargi i wracając na swoje miejsce. Przez moment nic się nie działo. Gdy zaczęli tracić nadzieję, powieki drgnęły i odsłoniły szmaragdowe oczy. Zapadła cisza, podczas której czarnowłosy chłopak podniósł się do siadu i spojrzał po oszołomionych twarzach.
-Wow... nie sądziłem, że to się uda.
Stwierdził Wesley, nie odrywając wzroku od przyjaciela, którego wzrok utkwiony był w blondynie.
-Cześć. Jestem Harry. Harry Potter.
Powiedział, wyciągając dłoń w jego stronę. Czas jakby się zatrzymał. Nikt nie wiedział, jak zareagować.
-Harry, ty... nic nie pamiętasz?
Wydukała Hermiona, zwracając na siebie uwagę najlepszego przyjaciela.
-Pamiętam tylko moje imię.
Odparł chłopak, uśmiechając się lekko niepewnie.
-Nie....
Oczy wszystkich zwróciły się na Ślizgona. Patrzył w podłogę a jasne włosy zasłaniały jego twarz. O tym, że płacze, zorientowali się przez dźwięk rozbryzgujących się o posadzkę łez. Jego dłonie zaciskały się w pięści a klatka piersiowa unosiła się szybciej niż zwykle. Wszyscy byli w szoku, ale to on poczuł najmocniejszy cios.
-Draco...
Nim ktokolwiek zdążył powiedzieć coś więcej, chłopak podniósł się i wybiegł z sali, zostawiając oszołomionych przyjaciół w sali.
-Zaczekaj!
Krzyknął za nim Ronald, jednak nie ruszył się z miejsca, widząc łzy na licu przyjaciela.
-Przepraszam. Nie wiem, co zrobiłem, ale mi przykro.
Wyznał, zatapiając się w żelaznym uścisku przyjaciółki.
Komentarze
Prześlij komentarz