I'm sorry - Rozdział 1
To, co działo się tej nocy, było przerażające. Mama Izuku otworzyła mi kompletnie zaspana i nie mająca pojęcia, co się dzieje za drzwiami pokoju jej jedynego syna. Nic jej jednak nie wyjaśniałem, nie było na to czasu, tylko w panice wpadłem szturmem do pokoju zielonowłosego, żeby zobaczyć go leżącego na ziemi a obok jakieś opakowanie po lekach. Za plecami słyszałem przerażony krzyk jego mamy i wiedziałem, że ona mi nie pomoże. Nie potrafiła zachować zimnej krwi i właśnie po raz kolejny byłem tego świadkiem. Całe szczęście gdy tu biegłem zadzwoniłem już po karetkę. Nie wiem, czy znajdując się w jego pokoju i widząc bladą skórę i zanikający oddech byłbym w stanie to zrobić.
Deku dosłownie gasł w oczach. Był blady i zimny, w dodatku delikatnie się trząsł i z każdą chwilą uchodziło z niego życie a ja nienawidziłem tych ciągnących się w nieskończoność sekund, zanim przyjachali ratownicy i zabrali go ode mnie. Nie rozumiałem tego, co w sobie czułem. Smutek, żal i poczucie winy były czymś, czego do tej pory nigdy nie zaznałem. A jednak teraz było to realne i tak bardzo prawdziwe, że aż wręcz namacalne. Bałem się tego, co będzie dalej. Co, jeśli nie uda im się go uratować? Wiedziałem tylko jedno.
To przeze mnie Deku próbował się zabić.
Wróć, on ma na imię Izuku. Nie Deku, Izuku.
To moja wina, że Izuku chciał się zabić.
Gdy przyszedłem kolejnego dnia do szkoły, wszyscy już o tym wiedzieli i rzucali mi nienawistne spojrzenia, chociaż nikt nie odważył się do mnie podejść i coś mi na ten temat powiedzieć. Wszyscy za bardzo się mnie bali a ja również przez to nie byłem w stanie zweryfikować posiadanych przez nich informacji, co jeszcze bardziej mnie frustrowało. Jednak uczucia, które nie opuszczały mnie odkąd odebrałem połączenie od Izuku, skutecznie zajmowały moje myśli. Ta dziewczyna od lewitowania wyglądała, jakby przepłakała całą noc i była w totalnej rozsypce, chociaż nawet nie widziała i wątpie, by potrafiła sobie wyobrazić, jak przerażającym było czuwanie przy gasnącym w oczach chłopaku, czekając na tę cholerną karetkę. Shitty Hair i Pikachu nie odzywali się ani słowem, nawet się nie uśmiechali. Zupełnie jak nie oni. Mieszaniec wyglądał, jakby próbiwał mnie właśnie nie zabić, chociaż chyba nawet w sumie nie odważyłby się spróbować. W sumie to nie jestem pewien, cholera jedna go wie. Reszta klasy patrzyła na mnie spod byka a w ich oczach błyszczały łzy. Jakby ktokolwiek mógłby nienawidzić mnie w tej chwili bardziej, niż ja samego siebie.
W końcu od tych nieznośnych spojrzeń wybawił mnie dzwonek oznajmiający rozpoczęcie lekcji i do sali wszedł nasz wychowawca, który spojrzał na nas poważnie, podchodząc do biurka. Rzadko mu się to zdarzało, ale ja doskonale wiedziałem, jaki jest powód jego zachowania.
-Dostaliśmy przed chwilą telefon ze szpitala. Izuku przeżył ale nie wiemy, czy w ogóle wróci do szkoły.
Atmosfera momentalnie się zmieniła. Wciąż była nieznośna ale było lepiej. Wszyscy jakby na raz odetchnęli z ulgą. I ja też. Przynajmniej wiedziałem, że będzie żyć.
-Bakugo, jeśli chodzi o ciebie... całą noc dyskutowaliśmy, co z tobą zrobić. Ustaliliśmy, że jeśli uda ci się zdobyć szczere przebaczenie od Midoriyi, będziesz mógł dalej uczyć się na bohatera. Mamy nadzieję, że coś zrozumiałeś, chociaż osobiście w to wątpię. Doskonale zdaję sobie sprawę, że już od dziecka wmawiano ci, że jesteś cudowny i takie tam bla bla bla, jednak tak nie jest a twoja arogancja i nieumiejętność odpuszczenia czy pogodzenia się z tym, że inni również się zmieniają i są tak samo dobrzy a może nawet lepsi zdecydowanie cię zgubiła i nie sądzę, żebyś z takim podejśćiem mógł zostać dobrym bohaterem. Niemniej rada to zatwierdziła, więc jeśli Midoriya ci nie wybaczy, wylatujesz z UA. Mam nadzieję, że to dla ciebie jasne.
Zmroziło mnie, ale nic nie powiedziałem, chociaż miałem wrażenie, jakbym wylądował nagle w samym środku lodowej ściany Mieszańca i nie potrafiłem się ruszyć a czas dookoła mnie się zatrzymał. Jednak wiedziałem, że mają rację i chociaż niezmiernie mnie to wnerwiało, zdawałem sobie sprawę, że zasłużyłem. Przesadziłem i zasłużyłem na karę. Wątpiłem jedynie, czy w ogóle uda mi się uzyskać przebaczenie Deku... W końcu jak zdobyć przebaczenie kogoś, kogo doprowadziło się do próby samobójczej? To jest w ogóle możliwe? W dodatku najwyraźniej wnioskując z słów Aizawy musiałbym spokornieć a w moim wypadku raczej nie jest to możliwe. Chociaż obraz umierającego Deku przed oczami wciąż nie chciał zniknąć i napawał mnie rozgoryczeniem i żalem, sam nie wierzyłem w to, że potrafiłbym się zmienić i zasłużyć sobie na jego wybaczenie.
Cały dzień zastanawiałem się nad tym, w jakim stanie jest zielonowłosy. Nauczyciele jednak nie chcieli mi nic więcej powiedzieć, niezależnie od tego, jak bardzo ich o to prosiłem, co doprowadzało mnie do istnej furii. Nie mogłem jednak znowu wybuchnąć i ledwo się powstrzymywałem przed typową dla mnie, gwałtowną reakcją. Chyba trochę zdziwiłem wszystkich, że byłem dzisiaj nad wyraz spokojny, ale mało mnie to obchodziło. Po szkole prosto prułem do szpitala, do którego w nocy zabrano Deku. Serce podchodziło mi coraz bardziej do gardła z każdym krokiem z którym zbliżałem się do tego wielkiego, białego budynku. Zastanawiałem się, co zobaczę po wejściu do jego pokoju? Jak zareaguje, gdy mnie zobaczy? Będzie płakał, krzyczał, robił pretensje? Zasłużyłem na wszystkie z tych reakcji a nawet na więcej. Chyba najbardziej sprawiedliwie byłoby, gdyby pobił mnie niemal na śmierć, żebym znalazł się w podobnym stanie jak on.
-Mogę jakoś pomóc?
Z rozmyślań wyrwał mnie uprzejmy głos rejestratorki, która patrzyła na mnie z uroczym uśmiechem na twarzy. Z pewnością nie wiedziała, kto przed nią stoi i z kim ma do czynienia. Nie wiedziała, co zrobiłem, co wydało mi się bardzo dziwne. Poniekąd miałem wrażenie, że na moim czole widnieje wielki napis "MORDERCA". Przynajmniej tak się czułem.
-Szukam pokoju De... Izuku Midoriyi. Jestem jego kolegą z klasy.
Ostatnie zdanie ledwo przeszło mi przez gardło. Tak, jakby coś nie chciało mi pozwolić na wypowiedzenie tych słów. W napięciu czekałem, jak kobieta wystukała jego nazwisko na klawiaturze komputera i po chwili spojrzała na mnie ze współczującym wyrazem twarzy, co niezmiernie mnie irytowało. To nie mnie powinna współczuć.
-Drugie piętro, oddział ogólny, pokój numer 212.
Powiedziała w końcu na co skinąłem w podziękowaniu i ruszyłem w odpowiednim kieurnku. Ciężko mi się szło. Każdy krok zdawał się być wyzwaniem tak ogromnym, jakiego jeszcze nigdy nie musiałem się podjąć. Miałem wrażenie, jakby moje ciało było z ołowiu i ledwo potrafiłem zmusić swoje nogi do ruszenia się, żeby iść coraz dalej. W końcu jednak, po czasie zdecydowanie za szybkim a jednak zbyt długim jak dla mnie, przystanąłem przed odpowiednimi drzwiami, jednak nie wszedłem do środka. Wahałem się. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Jak mam się zachować, co mam powiedzieć, kiedy już go zobaczę? Te pytania krążyły mi po głowie a poczucie winy ciążyło bardziej niż kiedykowliek. Deku...
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana co u Ciebie słychać, mam nadzieję że nic złego się nie dzieje bo jednak martwi mnie ta dłuższa cisza...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nie mam kontaktu do autorki więc piszę tutaj
OdpowiedzUsuńZdrowych Świąt i Normalnego Nowego Roku
nie typowe dlatego że okazało się że córeczka mojego brata i Brat ma cowida więc Święta "rozbite "
Droga Joanno,
Usuńmam nadzieję, że mimo tych nietypowych, rozbitych Świąt spędziłaś miło czas w gronie bliskich Ci osób
Jeśli chodzi o kontakt to mnie, serdecznie zapraszam:
Facebook - https://www.facebook.com/lifewithneko
Twitter - @Neko_blogger
Pozdrawiam i jeszcze raz Wesołych Świąt!
Neko