Wall between us - Rozdział 12
Minął tydzień. Potem dwa, potem kolejne i w końcu minęło pół roku mojej pracy jako podnóżek młodego dziedzica. Miałem tego serdecznie dość ale z drugiej strony udało mi się już do tego przyzwyczaić - w końcu. Rano wstawałem o piątek trzydzieści, brałem szybki prysznic po czym ubierałem się w jeden z uszytych mi na miarę garniturów i wychodziłem z domu, by dojechać do pracy - czasem do posiadłości a czasem do ratusza, zależnie od tego gdzie aktualnie przebywał Otabek. W piątki wychodziłem piętnaście minut wcześniej, aby po drodze zajechać do pralni i oddać do niej brudne już garnitury. Za to również płacił mój właściciel. Pojawiałem się w pracy o szóstej czterdzieścipięć i przygotowywałem śniadanie dla niego. Potem chodziłem za nim przez cały dzień jak cień i robiłem to, co mi kazał. Nie był dla mnie jakoś niemiły ale nie traktował mnie też tak dobrze jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Jeśli w ciągu dnia miał jakieś spotkania, czekałem na niego przed drzwiami aż skończy. Jeśli był na oficjalnym posiłku, ja siedziałem w samochodzie i jadłem przygotowany w posiadłości przez przemiłą Celeste lunch. Kiedy mówił w lewo, szedłem w lewo. Kiedy mówił skacz, skakałem. Istna przyjemność, z pewnością wielu ludzi chciałoby się znaleźć na moim miejscu.
Podszedłem do szklanego stolika znajdującego się przy oknie w czytelni i nalałem zapażonej zaledwie parę minut temu herbaty do filiżanki, po czym dodałem do niej kostkę cukru i plasterek cytryny. Postawiłem drogą porcelanę na równie drogim, porcelanowym spodku i podałem ją siedzącemu przy stole na samym środku czytelni paniczowi, bez słowa stając z powrotem za jego plecami po jego lewej stronie.
-Nalej sobie też i usiądź naprzeciwko mnie.
Powiedział to bez odrywania wzroku od czytanej przez niego książki, więc przez chwilę nie byłem nawet pewien, czy tak właściwie to powiedział. W końcu jednak ruszyłem się i zrobiłem, co kazał. Byłem zdziwiony, bo żadna tego typu prośba nigdy wcześniej nie wyszła z jego ust. Siedziałem więc naprzeciw niego ze stojącą przede mną, parującą filiżanką herbaty i czekałem... sam nie wiem na co.
-Pracujesz dla mnie już od pół roku. Dzisiaj wybiło dokładnie sześć miesięcy. Jak się czujesz?
Patrzyłem na mojego wlaściciela w tak ogromym szoku, że nie potrafiłem nawet zrozumieć jego pytania a co dopiero odpowiedzieć. On z kolei zamknął książkę i spojrzał mi prosto w twarz, po raz pierwszy odkąd oznajmił mi, że jestem jego własnością.
-Proszę wybaczyć, obawiam się że nie zrozumiałem, o co mnie panicz pyta.
Odpowiedziałem w końcu i tak, mam świadomość że to cholernie dziwne ale bardzo pilnowałem się z tym, jak się do niego zwracam. Raz już spotkała mnie za to kara i nie chciałem powtórki.
-Zostaw ten oficjalny ton. Pytałem, jak się czujesz.
-Wciąż nie rozumiem pytania. Jak się czuję... ale z czym?
-Z pracą dla mnie.
Rzucił w końcu z irytacją a ja poczułem się nad wyraz idiotycznie. Nie czułem się tak głupi od czasu, jak oblałem egzamin z chemii w czwartej klasie.
-Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
-Nie?
-Nie.
To była prawda. Nie potrafiłem odpowiedzieć, bo tak właściwie nie czułem kompletnie nic. Dopiero gdy zadał mi to pytanie zdałem sobie z tego sprawę. Straciłem jakikolwiek szacunek do samego siebie i starałem się nie patrzeć na siebie w lustrze. Nie byłem nawet u fryzjera, przez co teraz musiałem wiązać swoje dużo za długie włosy w kucyk, żeby nie przeszkadzały mi w pracy. Myśląc o tym dopiero po chwili zorientowałem się, że Otabek intensywnie mi się przygląda.
-Zaciągnąłem cię tutaj, bo chciałem żebyś mnie poznał. Przesunąłem rozpoczęcie twoich studiów tanecznych, żebyś mógł być ze mną przez cały czas. Chcesz mi powiedzieć, że kompletnie nic nie czujesz?
-Jeśli chciałeś żebym cię poznał, to wybrałeś na to dość dziwny sposób.
Wytkąłem mu, nim zdołałem ugryźć się w język. Chłopak pokiwał powoli głową, po czym upił łyk herbaty i wrócił do przerwanej lektury.
-Od jutra idziesz na studia. Będziesz towarzyszył mi tylko wieczorami i w weekendy. Dzisiaj możesz wrócić do domu. Lepiej przygotuj się na jutro.
Rozkazał tym samym tonem, co zawsze. Wiedziałem, że dyskusja jest zakończona. Wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem, chociaż to dziwne uczucie nie chciało opuścić mnie nawet na chwilę. Czułem, że coś się skończyło i coś już do mnie nie wróci. Nie wiedziałem jeszcze tylko, co takiego.
Komentarze
Prześlij komentarz