Rozdział 11 - Wypadek


BILL

Minęły dwa tygodnie odkąd wyruszyliśmy w trasę i właśnie dziś mamy zagrać pierwszy na tej trasie koncert, poza granicami ojczyzny. Nic nadzwyczajnego - nie pierwszy i na pewno nie ostatni. Jedziemy do Holandii, do Arhem, oddalonego od Bonn, w którym daliśmy koncert dwa dni temu o 194 km, tak więc czekają nas jakieś dwie godziny jazdy, jeśli dobrze pójdzie. Po Hanover zdążyliśmy dać koncerty i wywiady już w Bielefeld, Essen i Bonn, a jednak nic więcej się nie stało - nikt nas nie atakował, nie śledził, nie włamywał się do pokoi... nic, cisza. Ja jednak miałem wrażenie, że to cisza przed burzą. Wszyscy przyzwyczailiśmy się już do obecności Abbie i Alice w naszym życiu. Okazało się, że tak na prawdę mają szare oczy, ale Alice lubi zakładać zielone soczewki. Na to bym w życiu nie wpadł! Ale grunt, że nikt nie podejrzewał, że w cale nie jest moją dziewczyną. Obejmowałem ją, trzymałem za rękę, dawałem całusa w policzek, ale nic więcej. Jestem tylko Toma. Za to obie bliźniaczki okazały się być świetnymi przyjaciółkami. Jako, że Abbie także została włączona w naszą ochronę, to są już dwie osoby, które wiedzą, że jestem w związku z bliźniakiem. O dziwo, obie to w pełni akceptują. Jak sobie przypomnę tamtą rozmowę z obiema dziewczynami....

-No... tak, ja i Tom kochamy się, no więc... ee... - kiedy ja próbowałem sklecić jakoś dwa zdania, chociaż wiedziałem, że czarnowłosa już nic do tego nie ma, mój bliźniak ściskał w geście otuchy moją dłoń.

-Tak, i prosimy was o milczenie. Jeśli nie chcecie mieć z nami nic wspólnego, zrozumiemy, ale...
 - nie dane było mu skończyć, bo obie się roześmiały. Było to dla nas na tyle dziwne, że obaj spojrzeliśmy po sobie, milknąc zupełnie.

-Oj, nie potrzebnie się martwicie. Serio, my nie mamy zamiaru komukolwiek o tym wspominać. - dobra, to już wiem, ale czemu się śmieją? Teraz jednak wtrąciła się starsza z sióstr.

-Tak na prawdę to liczy się uczucie, jeśli żadna ze stron nie jest do tego zmuszana, to jest po prostu piękne uczucie. Tylko to się liczy. - zamilkliśmy. Cieszyliśmy się, że mimo to nas akceptują i lubią.

-Nad czym tak myślisz?  - ze wspominek wyrwał mnie głos bliźniaka. Wszyscy już siedzieliśmy w tourbusie, ale jeszcze nie ruszyliśmy w drogę, czekaliśmy na Davida i bliźniaczki. Uśmiechnąłem się do Warkoczyka.

-Nad niczym konkretnym. - pokiwał głową i siadł na kanapie obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy obok siebie, stykając się ramionami. Nie potrzebowaliśmy w tej chwili słów. Po chwili jednak do busa weszła rudowłosa, spoglądając od razu na nas z lekkim uśmiechem. Wtaszczyła jakąś niezbyt dużą torbę.

-Co to? - zainteresował się Geo, a dziewczyna tylko jeszcze szerzej się uśmiechnęła.

-To prezent dla Alice. Pomożecie mi to schować? - poprosiła, na co poderwałem się i zabrałem do swojego pokoju, chowając do szuflady. Obserwowała mnie i kiwała głową, najwyraźniej spodobał jej się ten pomysł.

-Dzięki, u mnie by to znalazła. - roześmiała się i wróciliśmy razem do 'salonu', rozsiadając się.

-Tak właściwie, to z jakiej okazji ten prezent? - spytałem, a wzrok szarych oczu wyrażał tak wielkie zaskoczenie, że po chwili zacząłem się zastanawiać, czy ja nie palnąłem czegoś głupiego.

-Ah, no tak, możecie nie pamiętać z naszych papierów... za tydzień mamy osiemnaste urodziny, 20 kwietnia. - bliźniak spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił dokładnie to, co ja w tej chwili myślałem. 18 urodziny były dla nas symbolem wolności, z resztą każde urodziny traktujemy poważnie.

-Chcecie pewnie się wtedy gdzieś urwać? - zapytał Tom, ale dziewczyna tylko machnęła ręką.

-Nie, no coś ty. Pewnie złożymy sobie życzenia, podarujemy prezenty, może kupimy jakieś ciacho jako tort... Pewnie wieczorem posiedzimy razem, wspominając, marząc... Tak jak zwykle, tylko że oprócz tego będziemy pracować. - roześmiała się, a mi zrobiło się jakoś tak przykro. Urodziny to nie byle co, a one muszą spędzać je w taki sposób. Nawet nie mogą się nacieszyć tym dniem, bo ktoś sobie urządził na nas polowanie. Chyba wszyscy zauważyli mój wyraz twarzy, który do najszczęśliwszych nie należał, bo bliźniak lekko mnie objął. Wiedział, że mam straszny sentyment do takich rzeczy i są dla mnie ważne. -Hej, rozchmurz się. Nie pierwszy i nie ostatni raz tak je spędzamy, odbijemy sobie, jak będziecie bezpieczni. - wyjaśniła, ale to w cale nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Coś im zorganizujemy tego dnia, na pewno. Już ja się o to postaram. Do pojazdu wsiedli Alice z Jostem. Rozmawiali o czymś żywo, dopóki nie rozdzwonił się telefon czarnowłosej. Gdy odebrała, znów zaczęła mówić w tym dziwnym języku. Zapomniałem zapytać, po jakiemu mówi. Usiadła obok siostry a nasz manager zajął miejsce obok kierowcy i ruszyliśmy. Dziewczyna rozmawiała z kimś jeszcze przez chwilę, wymieniając co jakiś czas uwagi z siostrą w tym samym języku. Popatrzyłem z Tomem po sobie. To na prawdę fanie brzmiało, ale w jakim one języku mówią?! Kiedy w końcu rozmowa została zakończona, obie najwyraźniej chciały zająć się sobą, jak to każdy z nas robił w trakcie podróży, ale nie zdążyły, bo je zatrzymałem.

-Po jakiemu wy rozmawiacie? - nie powiem, kojarzyłem ten język, ale nie pamiętam zbyt dobrze, skąd. Spojrzały po sobie, potem po mnie, i w końcu uzyskałem odpowiedź.

-Po polsku. - wiedziałem! Wiedziałem, że kojarzę ten język! Sam umiem ledwie dwa zdania, strasznie ciężki jest. Jak u nas, w niemieckim, są umlauty i tego typu rzeczy, to w polskim mają jakieś u otwarte i ó zamknięte, albo ż czy ź i w sumie nie mam pojęcia, jak to się wymawia, ale no... Skinąłem głową i przez chwilę jeszcze siedziałem, oparty o Toma i pogrążony w swoich myślach. Geo i Gus znów w coś grali, Tom był myślami daleko, Abby rysowała coś a Alice założyła słuchawki na uszy i pisała coś zawzięcie w zeszycie. Co jakiś czas zerkała na rysunek siostry, a ona z kolei zerkała do tekstu bliźniaczki. Nie byłem pewien, co robią, ale wyglądało to dość zabawnie. Ciekawe, czy my z Tomem też tak wyglądamy z boku? Właśnie, odkąd byliśmy w Hanover nie mieliśmy zbytnio czasu dla siebie. Jost tak nas przegonił, że miałem już dosyć, a to dopiero pięć z sześćdziesięciu pięciu koncertów. Cholera. W końcu sięgnąłem do mojego plecaka po książkę i zacząłem czytać. Ostatnio miałem na to mało czasu, nad czym trochę ubolewałem. Tom z kolei zaczął szperać w sieci, wyciągając swojego laptopa, wciąż jednak pozwalając mi się o siebie opierać. Było nam obu wygodnie i to było najważniejsze. Gdzieś po godzinie jazdy usłyszeliśmy nagły trzask a zaraz potem okropny dźwięk metalu ocierającego się o beton, przeklinanie kierowcy i krzyk Josta, byśmy się czegoś trzymali. Tourbus przechylił się, a ja przerażony wczepiłem się w brata, który objął mnie mocno. Po chwili zatrzymaliśmy się. Kierowca wysiadł a nasz manager przyszedł do nas.

-Wszystko w porządku? - zapytał, a ja rozejrzałem się po innych. Geo i Gus uspokajali przyśpieszone oddechy. Mnie samemu serce waliło jak oszalałe a oczy miałem rozszerzone. Tom wyglądał na przerażonego, słyszałem, jak szybko bije mu serce, w dodatku trochę zbladł. David był blady i lekko zdenerwowany. Abby próbowała uspokoić rozszalałe serce zamykając na chwilę oczy. Za to Alice wyskoczyła z pojazdu jak oparzona, aż wszyscy się za nią obejrzeli. Była bledsza, niż zwykle, jeśli coś takiego w ogóle można było osiągnąć. Wszyscy poszliśmy w końcu za nią, gdy się już uspokoiliśmy.

TOM

Zdziwiła mnie reakcja naszej ochroniarki. Gdy wyszliśmy za nią, zobaczyliśmy, jak chodzi w kółko obok naszego kierowcy, Bawiła się nerwowo dłońmi, ale wyglądała spokojnie, chociaż zaciskała zęby. Coś takiego tak mocno ją zdenerwowało? Zdążyliśmy się już zorientować, że poszła nam opona, ale dlaczego tak gwałtownie zareagowała? Cóż, rudowłosa najwyraźniej wiedziała dlaczego, bo podeszła do niej i mocno przytuliła. Z dziewczyny jakby nagle całkowicie uszło powietrze. Wczepiła się w nią i zaczęła płakać, aż mnie wmurowało. Chwilę tak stały, nasza ochrona przyszła do nas, a one stały obok tej nieszczęsnej opony. Alice powoli się uspokajała i w końcu usiadła na brzegu drogi, a jej bliźniaczka spojrzała na nas przepraszająco i usiadła koło niej. Teraz młodsza z nich tylko lekko się trzęsła. Spojrzałem na Billa. Był równie zdezorientowany, co ja. Reszta też. Bliźniak trzymał się mojej ręki, jakby chciał mieć pewność, że ciągle tu jestem. Tylko Jost wydawał się nie być zaskoczony zachowaniem swojej krewnej. Wzięliśmy go z Czarnym na bok.

-O co chodzi, David? Dlaczego tak zareagowała? - zapytałem bez ogródek. Mężczyzna spojrzał w stronę dziewczyn i westchnął ciężko.

-Kiedy miały chyba z jedenaście lat, pojechały wraz z kuzynem na misję. Ochraniały rok starszą dziewczynkę i jej mamę. Ojciec nie chciał dać im spokoju, nie wiem, co chciał osiągnąć, chyba chodziło o pieniądze i, jak twierdził, honor. - zmarszczyłem brwi, czekając na dalszą część tej historii. -Dziewczynki szybko się zaprzyjaźniły i były praktycznie nierozłączne. Pewnego dnia jednak ktoś naciął im oponę, przez co pękła w trakcie jazdy tak, jak teraz. Zaliczyli ogromną kraksę, jechały jakimś stromym poboczem, takie przechylenie wystarczyło, by samochód wpadł do rowu. Zaczęły dachować i gdy w końcu wylądowały na tym dachu, były przerażone. Ich kuzyn był ciężko ranny, one nie zwracały na nic uwagi, wyciągnęły koleżankę z samochodu. Alice miała z nią zostać, ponieważ była słabsza, a Abby miała pomóc wydostać się Michaelowi, bo już wiedziały, że matka dziewczynki nie żyje. - usłyszałem, jak Bill wciąga gwałtowniej powietrze. Przeraziło go to. Mnie z resztą też. -Obie bliźniaczki są sprytne i czujne, ale jako dzieci nie miały broni. Kiedy zostały same, parę metrów od samochodu, który mógł w każdej chwili wybuchnąć, podszedł do nich jakiś mężczyzna. Alice chciała ochronić dziewczynkę, ale była ranna i słaba. Sprawca wypadku szybko rzucił nią o jakieś drzewo, ogłuszając i strzelając do dwunastolatki. Zabił ją. Abbie, jak tylko pomogła ich kuzynowi, wróciła biegiem do siostry, ale mężczyzny już nie było. Ich kuzyn wezwał pomoc, ale miał złamanie otwarte lewej nogi i nie mógł zbyt szybko do nich dotrzeć. Alice straciła przytomność, nie tylko z szoku i uderzenia w drzewo, ale też dlatego, że traciła dużo krwi. Abby była w podobnym stanie, ale zachowała świadomość, mimo przerażenia. Od tej pory Alice panicznie boi się takich wypadków i właśnie tak reaguje. - wyjaśnił, ale ja chciałem poznać ciąg dalszy tej historii.

-Co było dalej? - spytałem. Czarny ściskał mnie za rękę. Wiedziałem, że wczuwa się w ich emocje z tamtej chwili, wyobraża to sobie. Jost westchnął, ale kontynuował.

-Cóż, stan całej trójki był ciężki, nawet bardzo. Gdy przyjechała pomoc, od razu zabrali je do szpitala. Mitchel, ich kuzyn, miał złamaną lewą nogę, zwichnięty nadgarstek i wstrząs mózgu. Abby straciła dużo krwi, miała mnóstwo ran i złamaną rękę, czego przy pomaganiu nie czuła, ze względu na adrenalinę krążącą w jej żyłach. W dodatku połamało jej kilka żeber. Za to była strasznie niespokojna, bo to Alice oberwała najbardziej, przez to, że ten mężczyzna ją zaatakował. Była nieprzytomna trzy dni, straciła dużo krwi, miała wstrząs mózgu i złamaną rękę. Niby oberwała najmniej, ale to nie znaczy, że było jej łatwiej. Budziła się długi czas z krzykiem. Znowu widziała śmierć na własne oczy i była przerażona, a Abby razem z nią, bo czuła dokładnie to samo, tylko że mniej to okazywała, lepiej sobie z tym radziła. Stąd taka reakcja. Pół roku do siebie dochodziły. - to, co nam powiedział, wstrząsnęło nami. Boże, przecież one mają niespełna osiemnaście lat, a widziały już niejedną śmierć i na pewno nieraz niewiele dzieliło je od śmierci. Spojrzałem na nie. Najwyraźniej czarnowłosa już się uspokoiła, bo opierała głowę na ramieniu siostry i patrzyła gdzieś w dal. Abby obejmowała ją, także nad czymś rozmyślając. Pokręciłem głową i spojrzałem na Billa. Widziałem w jego oczach łzy, więc mocno go przytuliłem. Był roztrzęsiony, ten wypadek i jeszcze ta historia... Nic dziwnego, że tak zareagował. Nasz manager położył mi dłoń  na ramieniu.

-Dlatego prosiłem, byście się nią zajęli. Są takie sytuacje, które odciskają piętno na naszej psychice. Teraz proszę was, żebyście opiekowali się także Abby. Ona, chociaż tego nie widać, też bardzo to przeżywa. - skinąłem głową, a mój bliźniak potwierdził to cichym "Dobrze" i gdy się uspokoił, wróciliśmy do reszty. Rozłożyliśmy się z nimi na trawie i czekaliśmy, aż będziemy mogli ruszyć w dalszą drogę, chociaż razem z Czarnym myślami byliśmy daleko stąd. W końcu wsiedliśmy z powrotem do busa i każdy zachowywał się, jak gdyby nic się nie stało. Tyle że my wiedzieliśmy, że stało się. Ta opona to nie był przypadek. Byliśmy niemal pewni, że stoi za tym ta sama osoba, która chciała przejechać Billa. Po kolejnej półtorej godziny dotarliśmy do Arnhem, ale z powodu opóźnienia musieliśmy zrezygnować z odpoczynku i od razu zrobić próbę dźwięku a zaraz potem rzucić w wir przygotowań. Szybki prysznic, ubrać się i pójść do pokoju wspólnego, gdzie każdy się rozluźni, podczas gdy Natalie zrobi mojemu bratu makijaż. Obserwowałem ją, gdy nakładała cień na powieki bliźniaka. Był już spokojny, odpłynął, Był teraz w swoim wewnętrznym świecie, przygotowywał się na najbliższe kilka godzin. Odetchnąłem i oparłem głowę o zagłówek kanapy, chcąc jeszcze przez chwilę odpocząć. Poderwałem się, gdy poczułem dotyk na ramieniu. Nade mną stał już gotowy do występu Czarny z kubkiem pachnącej kawy w dłoni. Uśmiechnął się i podał mi do połowy pełne naczynie, zakładam, że sam już wypił połowę.

-Masz, napij się, bo mi tam zaśniesz. - zaśmiałem się, ale chwyciłem kubek i upiłem kilka łyków kofeiny. Bliźniak usiadł koło mnie, relaksując się jeszcze chwilę. Objąłem go ramieniem. -Czym zaczynamy? - zapytałem, chcąc wiedzieć, jaką piosenką powitamy fanów, nim Geo i Gus do nas dołączą. Zamyślił się i wiedziałem, co to znaczy. Miał coś zaplanowane, ale pewnie chciał to zmienić. Westchnął cicho.

-Może być "Geh"? - zapytał, na co skinąłem głową. Dobrze pamiętam dzień, w którym napisaliśmy tę piosenkę. To było po którejś z naszych kłótni. Nie wiem nawet, o co nam poszło, ale mieliśmy wtedy po szesnaście lat.

Przechodziłem obok pokoju bliźniaka, gdy usłyszałem ze środka szloch. Wiedziałem, dlaczego płacze. Ledwie chwilę temu powiedziałem mu kilka przykrych słów. Nie wiem, dlaczego tak się zdenerwowałem, ale nieźle mu nawtykałem. Teraz poczułem się z tym źle, ale nie na tyle, by iść od razu do niego i przepraszać. Odetchnąłem głęboko i wróciłem do siebie. Chwyciłem gitarę i zacząłem grać, zapisując jednocześnie melodie w zeszycie nutowym. Minęła godzina, może dwie, gdy cała złość ze mnie wyparowała. Wstałem i z gitarą w ręce podążyłem do pokoju bliźniaka. Nie pukałem, z resztą, my nigdy nie pukamy. Siedział skulony na łóżku z zeszytem w jednej i długopisem w drugiej dłoni i poprawiał coś zawzięcie. Spojrzał na mnie lekko zapuchniętymi oczyma, ale szybko spuścił wzrok. Odłożyłem gitarę obok jego łóżka i przysiadłem na jego brzegu.

-Billy, przepraszam. Zbyt żywiołowo zareagowałem. - wyznałem, próbując patrzeć mu w oczy. Spojrzał na mnie, po czym uniósł lekko kąciki ust. Rzucił się na mnie i mocno wtulił we mnie, a ja zakleszczyłem go w uścisku, nie chcąc już wypuszczać.

-Kocham cię, Tommy. - wyznał, a ja szepnąłem mu to samo. Gdy się uspokoił, pokazał mi swój tekst, ja mu zagrałem melodię. Kilka godzin zajęło nam dogranie tego tak, by było idealnie, ale w końcu się udało. Całe zdarzenie z tego dnia zeszło z nas, było za nami i czuliśmy to. Byliśmy jeszcze silniejsi.

-Jasne. - odparłem z lekkim uśmiechem. Wiem, że pomyślał o tym samym, bo na jego twarzy też kwitł uśmiech. Operator zawołał nas, więc stanęliśmy za kulisami i kilka minut później weszliśmy na scenę, zaczynając koncert.

Komentarze

Popularne posty