Trust me - rozdział 11

Hej :)
Wybaczcie tak długą przerwę w tym opowiadaniu - ostatnio jestem totalnie zakręcona ^.^"
Coś czuję, że niektórzy z Was mnie zabiją za przerwanie "Zmiany" w takim momencie. Uhm... ups?
Ale mogę Wam obiecać, że blog pociągnie jeszcze na prawdę długo - oprócz poprawiania i dokańczania "Ludzkiej maszyny" oraz pisania na bieżąco, realizuję powoli pomysł na "Nowe życie" i mam jeszcze z... 6 pomysłów na nowe opowiadania, więc nudzić się nie będziecie :)
Przepraszam, za przerwanie "Zmiany" w takim momencie.
*Opowiadania z konkursu są w trakcie realizacji*
Przepraszam, że nie odpowiadałam na komentarze, ale na prawdę przeprowadzka i nie mam czasu :/
Niemniej już jest <3
Pozdrawiam~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Stałeś przy stole w czarnych, nieco węższych niż z reguły spodniach i białej, eleganckiej koszuli i z ciepłym uśmiechem na ustach. Odsunąłeś krzesło, gestem zapraszając mnie do stołu. Usiadłem, wciąż patrząc na ciebie. Byłem zdziwiony ale i.. oczarowany. Usiadłeś naprzeciw mnie i spojrzałeś mi w oczy. Zegar wskazywał 22:03. Dopiero jutro mamy urodziny, o co chodzi? Przed nami stały talerze z parującym jeszcze kurczakiem zapiekanym z serem mozzarella i pomidorem a obok ryż. Kieliszki wypełnione były delikatnym, słodkim winem. Uniosłeś kieliszek, więc powtórzyłem gest i stuknęliśmy się.

-Billy, chcę wejść z tobą w nasz kolejny rok życia. Kocham cię. - powiedziałeś cichym, niskim głosem. Uśmiechnąłem się i poczułem narastające wzruszenie.

-Kocham cię. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. - wyznałem cicho i upiłem niewielki łyk lekko cierpkawego napoju. Zjedliśmy kolację, jak zwykle rozmawiając na różne mniej lub bardziej ważne tematy. Czułem się przy Tobie jak zwykle świetnie i nie chciałem, by to się kiedykolwiek skończyło. Gdy kolacja zniknęła z naszych talerzy, wino wyparowało z naszych kieliszków a deser, którym okazało się ciasto kakaowe z masą czekoladową, która wręcz rozpływała się w ustach, przenieśliśmy się do salonu. Siedzieliśmy, wciąż rozmawiając i powoli zaczynając grę wstępną. Twoje ciało blisko mojego ciała tak, że czułem ciepło bijące od Ciebie, Twoja dłoń błądziła po moim udzie a nasze oczy nie odrywały od siebie wzroku, przeczesywałem Twoje dredy palcami i muskałem Twoją twarz palcami. Nasze wargi nie zetknęły się ani razu, aż zegar wybił północ. Wtedy druga z Twoich dłoni spoczęła na mojej szyi, a ja zamruczałem. Przymknąłem oczy, chłonąc Twoje ciepło i gdy znów je otwarłem, zamilkliśmy a Twoje głodne spojrzenie przeszywało mnie na wylot, wywołując dreszcze na moim ciele. W końcu odgarnąłeś włosy z mojej twarzy a ja wtuliłem policzek w Twoją dłoń, po czym pocałowałeś mnie, powoli, mocno, namiętnie. Pożar w jednej chwili zaczął palić mnie od środka, jakbyś nigdy nie zetknął naszych warg. Ale to było inne. Poprosiłem niemo o więcej, ale Ty się odsunąłeś, badając kciukiem strukturę moich warg.

-Tom... - szepnąłem, ale Ty pokręciłeś głową, przerywając mi.

-Chodźmy na górę. - poprosiłeś i wstałeś, chwytając mnie za dłoń. Podążyłem za Tobą po schodach na górę wprost do Twojego pokoju. Pchnąłeś mnie delikatnie na łóżko i posadziłeś na nim, sam siadając obok mnie i gładząc wewnętrzną, górną stronę mojego uda, całując mnie niespiesznie, namiętnie. Poddawałem się temu, drapiąc Cię delikatnie po karku. Drugą dłonią badałem Twoje mięśnie na ramieniu, niemo błagając wręcz o więcej. Podniecenie i ogień szalały w moim ciele, wciąż rosnąc i doprowadzając mnie do szaleństwa. Ty jednak nie dawałeś mi zakosztować więcej, wciąż mnie powstrzymując. Po kilku minutach pchnąłeś mnie znów, kładąc mnie na samym środku łóżka. Zawisłeś nade mną, kładąc dłoń na miejscu, gdzie biło moje serce. Spojrzałeś mi w oczy, na ten moment przestając mnie całować.

-Kocham cię. - szepnąłem, kładąc Ci dłoń na policzku. Uśmiechnąłeś się i ucałowałeś mnie w pokaleczony nadgarstek.

-A ja ciebie, Billy. - odpowiedziałeś, po czym wsunąłeś dłoń pod moją czarną, dopasowaną koszulę i zacząłeś rozpinać powoli guziki, sunąc palcami po moim ciele i zostawiając za sobą ogień. Sapnąłem lekko, ale nie pozwoliłeś mi zrobić tego samego. Bandaną, która leżała na szafce nocnej, związałeś mi ręce nad głową i nie pozwoliłeś się dotknąć. Niecierpliwie powoli zdjąłeś ze mnie cienki materiał. Językiem zacząłeś kreślić znaczki na moim torsie, dookoła sutków i pępka, jeździłeś po żebrach, wyrywając jęki z moich ust. W końcu wsunąłeś dłoń w moje spodnie. Sapnąłem znów, wypychając lekko biodra, ale je przytrzymałeś w miejscu. Mój członek był już pobudzony, ale nie stał jeszcze w pełni. Do czasu, aż zacząłeś masować moją męskość, wyrywając co rusz jęki z moich ust. Biodrami poruszałeś jak podczas seksu, ocierając się nabrzmiałym Tommym o moje udo. Czułem, jak bardzo Cię pociągam i jak bardzo mnie pragniesz, aż w końcu ściągnąłeś ze mnie spodnie wraz z bielizną i lustrowałeś dolną partię mojego ciała. Czułem się lekko skrępowany, ale podniecenie brało górę i malowało znaczne rumieńce na bladej cerze. W końcu wróciłeś spojrzeniem do moich oczu i uśmiechnąłeś się ciepło. Pogłaskałeś mnie po policzku i wstałeś, po czym powoli się rozebrałeś, patrząc mi w twarz. Oblizałem wargi, obserwując, jak uwalniasz swoje ciało spod niepotrzebnych nam teraz ubrań. Twój penis był już praktycznie gotowy do penetracji, duży i... szczerze troszkę bałem, jak się we mnie zmieścisz. Ale czułem zbyt wielkie podniecenie i pragnienie, by się tym martwić. Sięgnąłeś po coś na szafkę nocną i po chwili klęczałeś między moimi rozchylonymi nogami z żelem intymnym w dłoni. Wylałeś trochę na dłoń i ogrzałeś chwilę, patrząc mi w oczy i przygryzając powoli i delikatnie wnętrze jednego z moich ud. Wzdychałem cichutko, pragnąc wszystko przyspieszyć, ale nie miałem jak. W końcu roztarłeś żel przy mojej dziurce i powoli zacząłeś mnie rozciągać, wkładając najpierw jeden palec i nim poruszając, potem dodając powoli drugi, a gdy byłem już całkiem rozluźniony, dołożyłeś jeszcze trzeci. Jęczałem cichutko, rozkładając nogi szerzej z każdym palcem, który mnie rozciągał. Po długim czasie one zniknęły, zostawiając po sobie uczucie pustki. Spojrzałem na Ciebie zdezorientowany ale Ty po chwili przystawiłeś swojego podnieconego do granic możliwości członka. Sam nie byłem lepszy - moja męskość stała na baczność, duża, jak jeszcze nigdy. Wsunąłeś się we mnie, sprawiając mi tym duży ból, ale i równie wielką przyjemność. Gdy wszedłeś cały, zastygłeś w bezruchu. Pochyliłeś się tak, by nasze twarze były na tej samej wysokości i uwolniłeś moje dłonie. Z jedną z nich od razu splotłeś swoje palce, drugą pozwalając mi się objąć za szyję. Twoja wolna dłoń gładziła mój tors i bok, zahaczając o moje sutki i wyrywając ciche jęki z mojego gardła. W końcu powoli zacząłeś się poruszać - spokojnie, mocno, głęboko, wypełniając mnie całego i uderzając w mój magiczny punkt. To nie było takie, jak sobie wyobrażałem - szybie, burzliwe, bolesne. Nie. Początkowy ból szybko minął. To było powolne, spokojne, delikatne, mocne, głębokie... wywoływało coraz silniejsze jęki i podniecenie. Szczególnie dziwnym i silnym odczuciem, było czucie także Twojego podniecenia i przyjemności. Obaj czuliśmy, że to nas dopełnia, połącza nas, jako istoty ludzkie, jako parę, jako braci, jako kochanków. Doprowadzałeś mnie na szczyt, by po chwili z niego zejść i tak w kółko. Błagałem Cię o koniec, chociaż moja druga połowa ciała i duszy krzyczała, że chce więcej. W końcu, gdy obaj byliśmy wykończeni i na skraju, przyspieszyłeś ruchy i ścisnąłeś moją dłoń, za którą cały czas mnie trzymałeś. W kilkanaście sekund doprowadziłeś do tego, że doszliśmy obaj, brudząc mnie od środka i od zewnątrz a pokój wypełnił dźwięk Twojego imienia, które wyrwało się z moich ust w chwili osiągnięcia orgazmu. Drgałem niekontrolowanie jeszcze chwilkę czy dwie, w ciągu której pocałowałeś mnie czule i wyszedłeś ze mnie powoli, głaszcząc po policzku. Byłem jak sparaliżowany, gdy wycierałeś mnie mokrymi chusteczkami i chowałeś dowody naszej kazirodczej zbrodni. W końcu opanowałem ciało i duszę, uspokoiłem się i gdy wszedłeś do łóżka i okryłeś nas kołdrą, mimo rosnącej senności byłem w stanie się w Ciebie wtulić i wdychać Twój przyjemny zapach. Objąłeś mnie, mocno przyciągając do siebie i całując w czubek głowy.

-Śpij, Billy. - szepnąłeś a ja spojrzałem Ci z dołu w oczy.

-To było... - nie byłem w stanie wyrazić, jak wspaniałe to było. Po prostu... "podobało mi się" lub "bardzo mi się podobało" to niewystarczające. Uśmiechnąłeś się ciepło i ucałowałeś moje wargi.

-Wiem. - odparłeś i pozwoliłeś mi wtulić się w swoją pierś, a ja, ukojony Twoim ciepłem i zapachem, zmęczony, odpłynąłem, nie mogąc dłużej walczyć z sennością.

Komentarze

  1. Kurde... to było mocne.
    Nie spodziewałam się tak dobrego opisu sceny intymnej jak powyżej, w ani jednym małym wyrazie. Piękne. Niesamowicie dobrze udało ci się napisać ten rozdział, najprawdopodobnie jest on jednym z lepszych, jakie tu się znajdują. Super.
    Pozdrawiam, życzę dużo weny (której najwyraźniej już masz) i czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co znaczą te znaki zapytania, ale oki :P

      Usuń
    2. To są uśmiechy . nie wiem czemu nie odczytuje tych emotikon

      Usuń
  3. Czekam!!! :-)

    // Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny
    Kolorada

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty