Zmiana - rozdział 4


Na przekór tej niezrozumiałej części mnie, która chciała zatrzymać tego mężczyznę na zawsze w moim życiu, przez kolejne dwa dni pobytu w jego mieszkaniu starałem się doprowadzić do pustego, króliczego seksu, kompletnie pozbawionego emocji. Dochodziłem do siebie po chorobie i oberwaniu dwa razy w brzuch a szalona dziewczyna już się nie pojawiła. Przynajmniej na razie. I teraz, w sobotni poranek, przy śniadaniu, postanowiłem działać. Iluzje nie pomagały, kuszenie kończyło się tym, że zostawiał mnie samego, pobudzonego po zaledwie kilku pieszczotach. Zostało mi tylko dobranie się do niego. Gdy więc odłożył talerze do zlewu i poszedł pod prysznic odczekałem, aż zacząłem słyszeć szum wody, odliczyłem do dziesięciu i wszedłem do łazienki. Nie zauważył mnie. Zsunąłem z siebie ubrania i wszedłem do kabiny. Zarejestrował moją obecność dopiero, gdy otworzyłem drzwi od kabiny. Przyjrzał mi się zdziwiony ale w jego oczach było też pożądanie. Nie myliłem się, on mnie chce. Uśmiechnąłem się uwodzicielsko i nim zdążył jakkolwiek zareagować, położyłem dłoń na jego torsie i dopadłem jego ust. Ocierałem naszymi biodrami o siebie i po chwili czułem, jak obaj zaczynamy reagować, chociaż ja byłem twardszy - cała ta sytuacja była dla mnie cholernie podniecająca. W końcu rozłączył nasze wargi i przyszpilił mnie do zimnej szyby kabiny, aż przeszły mnie dreszcze, po czym wziął mojego penisa w dłoń i zaczął mnie masturbować, patrząc mi głodnym wzrokiem prosto w twarz. Kilka sekund później nie byłem w stanie opanować moich jęków i całą łazienkę wypełniły dźwięki tego, jak mi dobrze. W, zdawało mi się, chwilę doprowadził mnie na sam szczyt i wydobył z moich ust swoje imię, gdy dochodziłem. Najlepszy orgazm, jak do tej pory. Spojrzał mi twardo w twarz.

-Nie próbuj znowu. Nie uprawiam pustego seksu. - oznajmił niskim głosem i po umyciu ręki wyszedł spod prysznica. Obmyłem się szybko i zakręciłem wodę, po czym wyszedłem za nim.

-Chodzi o to, że jestem mężczyzną? - zapytałem, gdy się wycieraliśmy. Pokręcił głową.

-Po co ci to? - uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem mu w twarz.

-To bardzo proste. Pożądam cię, więc zrobię wszystko, żebyś mnie przeleciał, a gdy już to zrobisz moje pragnienie dotyku twojej skóry minie i wszystko będzie po staremu. - wyjaśniłem prosto z mostu a w twoich oczach zauważyłem jakby żal? Po prostu wyszedł z łazienki a ja patrzyłem na jego plecy i znów widziałem scenę, gdzie rodzice odchodzą. A potem opiekunki. Przyjaciele. Każdy, kogo kochałem, odszedł w ten sam sposób. Powiedział parę słów i odwrócił się, po czym odszedł, nie oglądając się za siebie i nigdy więcej nie pisząc nawet durnego "co tam?" w komunikatorze. Poczułem, jak robi mi się słabo od tych wspomnień. Nie chciałem ich. W tej chwili zaczął narastać we mnie gniew. Gniew, który chciał ukryć żal i przerażenie, że kolejna osoba, na której wbrew mojej woli zaczyna mi zależeć, odejdzie. Ubrałem się i przeszedłem do mojego tymczasowego lokum, decydując się odejść najszybciej, jak to możliwe. Zacząłem pakować moje rzeczy i gdy byłem mniej więcej w połowie, wszedł do pokoju.

-Co ty robisz? - niski głos rozbrzmiał mi w uszach, a ja spojrzałem ze złością na jego właściciela.

-Wychodzę. - rzuciłem sucho, gniewnie wpakowując do torby ładowarkę od telefonu.

-Nie ma mowy. Wciąż jesteś chory. - zaprotestował spokojnie, a ten spokój tylko mnie rozjuszył. Gdy chwycił moją torbę, chcąc ją postawić na ziemi, puściłem ją i wybuchłem.

-A teraz odwróć się i odejdź! Jak zawsze, jak każdy! Chcę odejść z twojego życia to nie, bo lepiej, żebyś to ty odszedł z mojego, co?! To wypierdalaj! - wrzasnąłem i rzuciłem w niego poduszką, którą złapał, a potem książką, która uderzyła go w ramię. Dopiero, gdy syknął od uderzenia, otrząsnąłem się i spojrzałem na niego łagodniej. Czekoladowe oczy przeszyły mnie.

-Lepiej ci? To się połóż, wciąż jesteś chory i masz obity brzuch. - powiedział tak samo spokojnie, jak przed chwilą, po czym... podszedł i przytulił mnie, widząc, że nie ruszyłem się ani o milimetr. Za to teraz zacząłem panikować, odpychać go od siebie, bo czułem, że zaczyna tworzyć się coś, co może mnie kiedyś zranić. -Spokojnie. - poprosił, wciąż przyciskając mnie do swojego torsu. -Czemu tak reagujesz? O czym mówiłeś? - spytał, ale moje usta tylko zacisnęły się w wąską linię. Nie zamierzałem odpowiadać, bo nie zamierzam się z nim wiązać, bo to oznacza tylko ból. A ja nie chcę już cierpieć. Nie chcę znów patrzeć, jak ktoś odchodzi.

Komentarze

  1. omg omg omg omg, cekam na następny. Czemu w takim momencie i czemu takie krótkie??? Pozdrawiam i weny życzę! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Neko, a liczyłaś słońce w tym swojw własne wyświetlenia (na przykład na innym urządzeniu) jak i ludzi którzy po parę razy wchodzą na twojego bloga sprawdzać, czy rozdział już jest? :D
    Przyznaje się bez bicia, że ja sama wchodzę tak po parę razy...
    Ale tak czy siak, mało komentarzy jak dla tak dobrego bloga, niestety... tak też już czasem jest. (U mnie samej niestety także, jeżeli chodzi o te wyświetlenia).
    Rozdział świetny, ale jakoś tak zbyt krótki..., nie chce się nim wiązać biedak, nie wie co go czeka... :D
    Pozdraaawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekamy ♥
    // Aga

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty