Doki-Doki - rozdział 12

Dwa miesiące do zakończenia roku na szczęście minęły mi zaskakująco szybko. Noya-senpai wraz z Tanaką-senpai bardzo starali się, bym jak najmniej odczuwał wszystkie nieprzyjemności związane z moją odmienną orientacją. Śmiechy, groźby, próby pobicia czy gwałtu w cale nie ucichły, a ja powoli załatwiałem wszystkie sprawy związane z przeniesieniem się do nowej szkoły. Złożyłem papiery do Nekomy, podpisałem umowę z najemcą mieszkania, w którym zamieszkam wraz z Kenmą-kun już w połowie sierpnia. Szkoła bez problemu przyjęła mnie, a nawet dostałem od nich propozycję dołączenia do drużyny siatkarskiej, ale... na razie nie mam do tego serca. Może kiedyś. Rodzice założyli mi konto w banku i będą mi przesyłać regularnie pieniądze. Cieszyłem się ale i smuciłem za razem. Nie chciałem opuszczać tej szkoły i tych ludzi. Bardzo się z nimi zżyłem przez te kilka miesięcy i było mi żal, że muszę się z nimi rozstać, szczególnie z takiego powodu, jak to, kto się w kim zakocha. Na prawdę, nie rozumiem, kogo to obchodzi, czy ktoś woli chłopców czy dziewczynki? Przecież w tym nie ma nic złego, a jak to się mówi - serce nie sługa! Zaraz... Sługa... Sługa... brzmi podobnie jak Suga. Więc byłoby... Serce nie Suga? Suga-senpai, ratuj, mam jakieś dziwne myśli!

W każdym razie stałem w swojej ławce, ściskając świadectwo w dłoni i czekając tylko, aż nasz wychowawca skończy swoją nudną i przydługą przemowę, że mamy na siebie uważać w trakcie wakacji itd. (Ja wiem, że w Japonii jest inny podział roku szkolnego itd, ale ze względu na to, że ciągle mi się to myli, a że i Wam będzie łatwiej, używam tego, jaki mamy w Polsce :) ) W końcu, po niezmiernie długich 20 minutach, nauczyciel pożegnał nas i pozwolił wyjść. Umówiłem się z resztą chłopaków pod bramą szkoły i tam też ich wszystkich zauważyłem.

-No nareszcie! Ileż można czekać?

Zaśmiał się Tanaka-senpai, a reszta również roześmiała się na jego słowa. Odwróciłem się i zobaczyłem Kageyamę-kun, którego też wszyscy witali. Czeli że on idzie z nami? O matko... zginę dzisiaj. Marnie. To mój koniec, tak? A miałem nadzieję pożyć jeszcze trochę.

Komentarze

Popularne posty