Papieros - rozdział 17-2




Siedzieliśmy w restauracji dosyć długo i po pewnym czasie zauważyłem, jak Damian zaczął czuć się coraz gorzej. Widziałem, jak oddycha przez lekko rozchylone usta i coraz ciężej jest mu zapanować nad jego wampirzą formą. Z przerażeniem wciągnąłem powietrze, gdy jego oczy na kilka minut stały się fioletowe. Przeciągnąłem się i ziewnąłem, zwracając na siebie ich uwagę.

-Adam, nie wiem, jak ty, ale ja już jestem zmęczony. Możemy wracać?

Poprosiłem, a w jego oczach zobaczyłem błysk zrozumienia. Skinął na kelnera i poprosił o rachunek.

-Jeśli chcesz, podwieziemy cię dokąd zechcesz.

Powiedział, patrząc na Adama, który pokręcił głową i uśmiechnął się.

-Przejdę się po rynku. Dzięki za dzisiaj.

Szybko wyszliśmy z restauracji i pożegnaliśmy się z moim bratem, po czym wsiedliśmy do auta, jednak kilka ulic dalej kazałem mu się zatrzymać i wysiąść z auta.

-Chodź.

Zarządziłem, ciągnąc go w stronę coraz węższych uliczek, aż weszliśmy w ślepy zaułek i oparłem się o ścianę, patrząc na niego. Jedno z jego oczu było fioletowe i część jego włosów pokrywała się bielą.

-Pij.

Rozkazałem po raz kolejny i rozpiąłem bluzę, odsłaniając szyję. Przełknął ciężej ślinę i nachylił się, biorąc mnie w ramiona bym nie upadł. Pocałował mnie w szyję i przejechał językiem w miejscu, gdzie zamierzał mnie ugryźć, po czym w końcu zatopił we mnie zęby. Jęknąłem cicho i odchyliłem głowę w tył, dając mu do siebie lepszy dostęp i czując to błogie uczucie, od którego miękły mi nogi. Niemal odpływałem, czując to cudowne uczucie, w którym zatopiłem się całkowicie. Gładziłem jego plecy i pozwalałem mu pić, ile potrzebował, aż w końcu odessał się ode mnie i przytulił mocniej do siebie. Pocałował mnie w czubek głowy i przycisnął do swojej piersi.

-Dziękuję.

Szepnął, po czym chwycił mnie za podbródek i pocałował mnie w usta. Uśmiechnąłem się lekko i odgarnąłem jego ciemne włosy z jego twarzy.

-Nie ma za co. Ale powinieneś regularniej jeść. Inaczej się zagłodzisz.

Skarciłem go z uśmiechem na twarzy, gdy szliśmy już do samochodu, trzymając się za ręce. Zaśmiał się cicho i otworzył przede mną drzwi.

-Wybacz, ale nie miałem kiedy. Pracowałem dzień i noc by wrócić jak najszybciej.

Wyznał, zajmując miejsce za kierownicą i ruszyliśmy w drogę do jego domu. Tam zacząłem niemal od razu krzątać się po kuchni, przygotowując dla siebie herbatę a dla niego kieliszek wytrawnego, czerwonego wina, które tak uwielbiał.

-Mark, mam coś dla ciebie.

Odwróciłem się w jego stronę, spoglądając na jego uśmiechniętą twarz i skierowałem wzrok na rękę, w której trzymał komplet kluczy. Podszedł i wręczył mi je, a ja przyglądałem im się ciekawie.

-Żebyś mógł tutaj mieszkać nawet, gdy nie ma mnie w mieście.

Wyjaśnił, a ja pocałowałem go w usta i wręczyłem mu wino, chowając klucze do leżącej na krześle przy kuchennym stole torby.

-Dzięki. Swoją drogą nie wiem, co zrobię z mieszkaniem po mamie, gdy ją zabiorą.

Przyznałem, czując niejaką ulgę. Może mama kiedyś wyjdzie na prostą, jeśli dobrze się nią zajmą, ale teraz to niemożliwe.

-Tak właściwie, za dwa miesiące piszesz maturę, prawda?

Skinąłem głową, wyrzucając torebkę herbaty do odpowiedniego pojemnika na śmieci i wsypując do niej dwie łyżeczki cukru. Usiadłem naprzeciw niego i wyciągnąłem nogi na stojące obok mnie krzesło.

-Jakie masz plany po maturze?

No tak, rozmowa o przyszłości. Nie miałem pojęcia, co mu odpowiedzieć. Westchnąłem i podparłem głowę na dłoni, bawiąc się łyżeczką w kubku.

-Nie mam żadnych. Chciałem iść razem z Kamilą na turystykę albo na językoznawstwo, ale na ten moment nie wiem, co chcę robić.

Przyznałem z lekkim zażenowaniem, nie patrząc na niego. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy a ja bawiłem się metalową łyżeczką, spoglądając na malujące się na ciepłym napoju kręgi.

-Wiesz... pomyślałem o tym już jakiś czas temu, ale może chciałbyś podróżować ze mną po świecie?

Uniosłem na niego zaskoczone spojrzenie, słysząc jego propozycję.

-Mam znajomości, mogę załatwić, byś studiował przez Internet i będziemy podróżować po świecie, od czasu do czasu wracając tu, byś odwiedził swoich przyjaciół. Zrozumiem, jeśli odmówisz.

Powiedział z lekkim uśmiechem, patrząc na mnie spokojnie. Czy on zwariował? Miałbym odmówić spełnienia mojego marzenia?

-Jadę z tobą!

Krzyknąłem będąc przeszczęśliwy i nie mogąc uwierzyć, że moje marzenie w końcu się spełni. Czasem jednak może być dobrze.

Komentarze

Popularne posty