Lodowy książę - rozdział 12

 


Książę w cale nie czuł się lepiej, mimo upływającego czasu. Po kilku dniach wyglądał jak cień dawnego siebie. Bardzo schudł przez to, że nie chciał nic jeść, nawet do napicia się wody ciężko było go zmusić, więc bardzo zmarkotniał a jego policzki się zapadły. Majaki również towarzyszyły mu niemal przez cały czas - nie rozpoznawał swojego pokoju ani nikogo dookoła. W dodatku bardzo często wołał swoją zmarłą matkę, zupełnie jakby był pewien, że kobieta czuwa przy jego łóżku. Choroba powoli wyniszczała jego płuca i nie pozwalała mu złapać normalnego oddechu. Niestety król wydawał się być kompletnie niewzruszony pogarszającym się stanem dziedzica, ciągle powtarzając, że jeżeli jest jego synem, poradzi sobie bez pomocy specjalistów.

-Nic dziwnego, że własne dzieci go nienawidzą.

Mruknął Bakugo wracając do pokoju dzieciaka, którego miał bronić. Był właśnie na audiencji u króla i zdawał relację z tego, jak czuje się jego syn. Chociaż było coraz gorzej, on wydawał się tego kompletnie nie zauważać ani się tym nie przejmować. Wiedział, że znienawidzony król miał wyprawić przyjęcie za trzy dni, na którym miał znaleźć narzeczoną dla Shoto - rządał wręcz, by Mieszaniec był do tego czasu zdrów, co oczywiście było niemożliwe. Chłopak mógłby być już całkowicie zdrowy - albo chociaż o wiele zdrowszy, niż jest - gdyby dopuszczono do niego lekarzy. Głupota króla i nielogiczność jego działań przerażały każdego mieszkańca zamku - nawet słudzy buntowali się przeciwko niemu, chociaż nie okazywali tego otwarcie. 

Blondyn westchnął cicho i usiadł na ustawionym przy łóżku chorego krześle, sprawdzając jego stan. Nie było lepiej i w cale nie podobało mu się to, co się dzieje. Zastanawiał się, co ma zrobić, żeby pomóc temu biało-czerwonemu księciu, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Rozległo się ciche pukanie do drzwi a po chwili do pomieszczenia weszła siostra księcia, pozostając jednak na drugim końcu pokoju. Zgodnie z zaleceniami ochroniarza, nie zbliżała się do swego brata, chociaż bardzo chciała jakoś mu ulżyć w cierpieniach. 

-Jak się czuje?

Zapytała cicho wiedząc, jaką odpowiedź zaraz usłyszy. Taką, jaką słyszała codziennie. W sercach wszystkich kiełkowała coraz głębiej obawa, że chłopak tego nie przeżyje.

-Źle. Jest coraz gorzej.

Odpowiedział, odgarniając pozlepiane włosy z mokrego od potu czoła. Serce ściskało go, gdy widział chłopaka takim. Doskonale wiedział, przez co przechodzi i co ma zrobić, by ten poczuł się lepiej, ale miał związane ręce.

-Mogę jakoś pomóc?

Codziennie słyszał to pytanie z bladych ust księżniczki, codziennie jednak odpowiadał przecząco. Tym razem westchnął cicho i spojrzał na nią uważnie, zastanawiając się o co może ją poprosić. 

-Możesz stworzyć cienką warstwę lodu, którą mógłbym położyć mu na czole? Ręcznik zbyt szybko się nagrzewa.

Poprosił na co białowłosa pokiwała głową i podeszła do stołu. Po chwili leżał tam cienki bloczek lodu, który był lekko zaokrąglony. Blondyn wstal ze swojego miejsca i chwycił okład, niemal odmrażając sobie palce, nim ułożył go na rozgrzanym czole nastolatka.

-On nie umrze, prawda?

Usłyszał niepewne, pełne nadziei pytanie. Nie odwrócił się jednak w stronę młodej kobiety. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak pełne nadziei i prośby oczy wpatrywały się w niego. I doskonale wiedział, że nie mógł jej nic obiecać.

-Nie wiem tego.

Te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. Usłyszał szybkie kroki a potem trzask drzwi i zorientował się, że został sam, więc pochylił się nad leżącą nieprzytomnie postacią.

-Nie waż się umrzeć, cholerny Mieszańcu.

Warknął cicho nim złączył na krótką chwilę ich usta w czułym pocałunku. Zrobi wszystko, by jego pan przeżył to cholerne choróbsko. Wszystko.

Komentarze

Popularne posty