Between us - Rozdział 8


 Dopiero kilka dni później miałem okazję znowu porozmawiać sam na sam z Harrym i Merlin mi świadkiem, jak ja się za to nienawidziłem. Westchnąłem cicho, siedząc na tej cholernej Wieży Astronomicznej i wpatrując się w gwiazdy na nocnym niebie. Widziałem, codziennie widziałem z daleka, jak Chłopiec, Który Przeżył coraz bardziej mizernieje i wymyśla niemal na poczekaniu wymówki, żeby zmylić swoich przyjaciół i nauczycieli, przez co chodziłem jeszcze bardziej sfrustrowany i wkurzony. Chciałem w końcu móc mu z tym pomóc, chciałem móc coś zrobić, nie mogłem patrzeć tak po prostu, jak on powoli umiera. Z jakiegoś powodu mi na nim zależało i chociaż ciężko było mi się do tego przyznać samemu przed sobą, to jeszcze ciężej było mi to zaakceptować ale przecież nie mogłem oszukać swoich własnych uczuć. 

-Draco. 

Wzdrygnąłem się, słysząc wypowiedziane słabym głosem moje własne imię i czując czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzałem na ten worek nieszczęścia, który usadził się tuż koło mnie, więc od razu go do siebie przytuliłem i okryłem nas przygotowanym zawczasu kocem - tak, jak się tego spodziewałem, był zimny jak worek lodu a pogoda też stawała się coraz zimniejsza. Westchnąłem cicho i starałem się go jakoś ogrzać chociaż sam nie miałem pojęcia, co mógłbym wreszcie zrobić.

-Musisz mi powiedzieć, o co chodzi. Jak można złamać tę klątwę?

Zapytałem w końcu, na co chłopak wzdrygnął się zupełnie tak, jakbym go wystraszył. Trochę mnie to zaskoczyło ale starałem się nie dać tego po sobie poznać.

-Jak ci powiem, będziesz próbować mi pomóc a to niemożliwe.

-Dlaczego?

-Nie zrozumiesz.

-Więc mi powiedz. Wtedy zrozumiem. Harry, proszę. 

Przez kilka kolejnych minut panowała pomiędzy nami cisza. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy chłopak przypadkiem nie zasnął ale w końcu westchnął i przytulił się do mnie mocniej.

-Aby złamać klątwę, muszę zaryzykować własne życie. Muszę powiedzieć osobie którą kocham, co do niej czuję.

Zaskoczył mnie tym, że w końcu mi o tym powiedział i że tak łatwo było to z niego wyciągnąć. Tylko nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tego nie zrobił, skoro to nic takiego.

-W czym problem?

Harry odsunął się ode mnie, więc spojrzałem mu w twarz a wtedy zobaczyłem ten przeogromny smutek na jego twarzy, który próbował zamaskować lekkim uśmiechem. Nie podobała mi się ta sytuacja.

-Jest jeden haczyk. Jeśli ta osoba cię odrzuci, umrzesz niemal natychmiast.

Chyba zbladłem bo niemal czułem, jak odpływa mi krew z twarzy. Przytuliłem go mocno do siebie i starałem się w tym momencie nie tylko dać mu odrobinę ciepła ale również w jakiś sposób trochę go pocieszyć. Nie wiedziałem, jak mam mu w tym momencie pomóc ale teraz przynajmniej rozumiałem jego obawy. Chociaż jego życie się kończyło, to miał jeszcze trochę czasu. Gdyby został odrzucony po swoim wyznaniu, nie miałby nawet tych kilku tygodni. 

-Moim zdaniem powinieneś za...

Nie dokończyłem, bo chłopak znów zaniósł się kaszlem. Patrzyłem, jak chłopak kuli się na podłodze a jego zmizerniałym ciałem wstrząsa kaszel, podczas gdy ja mogłem tylko głaskać go po plecach żeby mieć nadzieje, że to mu w jakiś niewytłumaczlany sposób pomoże. Z przerażeniem obserwowałem, jak na ziemię skapuje coraz więcej krwi i czułem, jak moje serce ze strachu zaczęło bić 10 razy szybciej niż normalnie. Odetchnąłem głęboko i starałem się nie panikować ale nie było to proste. Po kilku strasznie długich minutach Harry w końcu się uspokoił i mogłem sprawnie uleczyć go jednym zaklęciem. Przynajmniej na ten moment nic mu nie było.

-Harry, musisz zaryzykować. Proszę, może to się okaże dla ciebie dobre.

Dokończyłem moją wcześniejszą myśl a on obdarzył mnie tak dziwnym spojrzeniem zielonych oczu, że aż przez chwilę zastanawiałem się co głupiego palnąłem. Ułożyliśmy się w końcu znowu pod ścianą, otuleni kocem i przytuliłem go do siebie czuwając, żeby nic mu nie przeszkadzało. Tej nocy nie powiedział już nic, po prostu zasnął a mnie zastanawiała kolejna kwestia. Nie wiedziałem, dlaczego nie mógł spać będąc sam ale przy mnie zasypiał snem sprawiedliwych. To było dosyć dziwne, szczególnie że przecież nigdy nie był w dormitorium sam. Nie rozumiałem tego ale nie chciałem zadręczać go pytaniami zaraz po przebudzeniu. 

Spędziliśmy tak razem całą noc - ostatnio też tak było. Zaczęło świtać, gdy obudziłem mojego przyjaciela. Spojrzał na mnie ledwo przytomnym wzrokiem i uśmiechnął się lekko, po czym na powrót położył mi głowę na ramieniu.

-Nie chcę wstawać. 

Mruknął cichym, zaspanym głosem i wtulił się we mnie jeszcze bardziej, zupełnie jakby faktycznie mi ufał. Szczerze mówiąc mnie samemu też nie chciało się iść dzisiaj na zajęcia ale nie mieliśmy zbytnio wyboru, przynajmniej ja.

-Powiedz, że źle się czujesz i zostań dziś w dormitorium. I powiedz dzisiaj tej osobie, co do niej czujesz. 

Rozkazałem i po chwili pomogłem mu wstać. Nim się zorientowałem, zostałem na wieży sam i byłem z tego powodu bardziej nieszczęśliwy, niż kiedykolwiek.

Komentarze

Popularne posty