How does it feel? - Rozdział 5


 TOM

Bill nie spał. Wiedziałem to a mimo to i tak nie potrafiłem się przemóc, żeby do niego pójść i pogadać albo zaproponować mu wspólne spędzenie czasu. Nie był głośno, w sumie ledwo można było stwierdzić jego obecność a mimo to miałem świadomość, że od rana był na nogach. Jedno po drugim odhaczał w swoim kalendarzu zadania, które już wykonał. Westchnąłem cicho i zaobserwowałem, jak kolejne zostało zaznaczone jako wykonane. 

Chociaż dochodziła dopiero 15, Bill zdołał już mieć całkiem produktywny dzień. W trakcie tej jego wideokonferencji bóg wie z kim, wykonał najwyraźniej jeszcze dwa inne zadania zaplanowane na inne dni, po czym wykonał już całą listę na dziś. Wyglądało na to, że zajmuje się pracą głównie z nudów. Niby był wykończony po trasie i wczorajszej niedyspozycji i pewnie marzył o odpoczynku, a jednak nie potrafił sobie wrzucić na luz. Widziałem, że ten tydzień jest ostatnim. Potem Bill miał dosłownie pusty kalendarz na kolejne cztery miesiące, co oznaczało ni mniej ni więcej, co zasłużony urlop. Zastanawiałem się, ile czasu będzie mógł tak jeszcze pociągnąć? I chyba ściągnąłem go tymi myślami do siebie, bo pojawił się w moim pokoju kilka sekund później. Nie pukał, bo po co? Wiedział, że nie śpię. Grzebiąc w telefonie podszedl do mnie i podał mi plik wydrukowanych kartek, na co uniosłem brwi.

-Twoje rozliczenie. Przelew dostaniesz do końca tygodnia.

-Myślałem, że potrwa to jeszcze tydzień.

Naprawdę się zdziwiłem, ale mój bliźniak jedynie wzruszył ramionami. Wziąłem dokumenty do ręki ale nim zdołałem coś jeszcze powiedzieć, Bill zniknął, na powrót zostawiając mnie samego. Westchnąłem cicho i zacząłem to przeglądać. Oczywiście musiał tu być bardzo dokładny wykaz, Bill zawsze bardzo tego pilnował. Miałem wyszczególnione, ile zarobiliśmy za każdą jedną najdrobniejszą pierdołę i byłem w szoku, że aż tyle ich jest. O części z nich w ogóle nie słyszałem, gdy ustalaliśmy trasę. Zdziwiony dotarłem do końca dokumentu i aż zakrztusiłem się własną śliną. Zarobiliśmy ponad dwa razy tyle, co szacowaliśmy? Przecież to było bez sensu, nigdy się coś takiego nie wydarzyło. Wpadłem do pokoju bliźniaka jak burza, przerywając mu pisanie na komputerze.

-To na pewno jest poprawnie?

-Uhm.

Nie spojrzał nawet, o co chodzi - doskonale się domyślał, i chyba tak samo domyślił się, że czekam na dalsze informacje bo w końcu zaczął mówić dalej. 

-Kasa za koncerty i merch została podzielona po równo. My dwaj mieliśmy więcej wywiadów i sesji zdjęciowych, więc dostaliśmy więcej niż chłopaki. Zrobiłem jeszcze kilka rzeczy z własnej inicjatywy i nagle zarobiliśmy krocie. Ciesz się a nie narzekaj.

Kilka dodatkowych rzeczy? Coś mi się tu nie zgadzało. Wiedziałem jednak, że nic więcej od niego nie wyciągnę. Juz miałem wyjść z jego pokoju, gdy zatrzymał mnie.

-Annie pyta, czy weźmiesz ze mną udział w kolejnej sesji w piątek. Nie musisz ale to propozycja.

-Jasne, czemu nie.

Mruknąłem i wróciłem do siebie. Od razu zalogowałem się na konto bliźniaka, bo miałem wszystkie jego dane bankowe. Przez ostatnie miesiące widziałem tylko przychodzące przelewy, nie wydał ani jednego euro. Mimo że jeszcze nie dostaliśmy wypłaty za trasę, najwyraźniej dostał zapłatę za inne sesje zdjęciowe o których niekoniecznie pamiętałem. Jego zarobki były kolejnym dowodem na to, ile ten człowiek zapierdalał i to dosłownie. Nie tylko miał napięty terminarz, ale jego saldo dobitnie świadczyło o tym, ile udało mu się na tym ugrać. Wielu ludzi sądziło, że kiedy już odniesie się sukces to można spocząć na laurach i nic nie robić. Tymczasem przynajmniej w branży muzycznej musieliśmy ciągle się rozwijać i udowadniać, że jesteśmy dobrzy - inaczej zupełnie wypadlibyśmy z obiegu i już nie byłoby tak łatwo z powrotem wzbudzić zainteresowanie fanów. W każdym razie, każdy z nas musiał dalej pracować i zapierdalać po równo - wiedziałem, że chłopaki inwestowali swój czas i pieniądze w rozwój na różnego typu płaszczyznach, ja ciągle uczyłem się produkcji muzyki i tworzyłem nowe piosenki nie tylko dla nas, ale również dla wytwórni która już sama decydowała, kto i kiedy je dostanie a Bill... Bill najwyraźniej miał w cholerę dużo na głowie i zarabiał, gdzie mógł. Trochę mi to nie pasowało bo wyglądało na to, że od Nowego Roku nie kupił sobie nawet jednej, nowej rzeczy. Ciekawość zwyciężyła i po chwili znów stałem w jego pokoju, zaskakując tym bliźniaka. 

-Powiedz, na co tak uparcie zbierasz kasę?

Zapytałem i widziałem niezrozumienie na jego twarzy. Wyglądał, jakbym przyszedł i zapytał się o coś jak kosmici albo coś w tym stylu, ale co mogę poradzić - tak na niego działałem! 

-Przejrzałem twoje konto, nie wydałeś ani centa od Świąt a saldo ciągnie rośnie. Chcesz gdzieś uciec czy co?

Dopiero, gdy o tym powiedziałem, w oczach mojego bliźniaka pojawiło się zrozumienie i zaczął powoli kiwać głową, jakby musiał to sobie wszystko najpierw przeanalizować. Westchnął ciężko i uciekł w bok wzrokiem jakby zastanawiał sie, co w ogóle ma mi powiedzieć. 

-Ja... kiedyś zrozumiesz.

Żadne zdanie wypowiedziane przez mojego bliźniaka jeszcze nigdy nie wywołało takiego przerażenia w moim sercu, jak właśnie te niewinne dwa słowa. 

***

BILL

Widziałem jawny strach na twarzy mojego bliźniaka i wiedziałem, że moja odpowiedź była powodem tego strachu. Nic jednak nie mogłem na to poradzić - nie kłamałem. Jakiś czas temu miałem cholernie dziwne przeczucie. Już od początku naszej kariery zapierdalałem dużo więcej od nich, ale wtedy równie dużo wydawałem i imprezowałem, ile tylko mogłem. W tym momencie bardzo się uspokoiłem. Nie musiałem wydawać wielu pieniędzy, bo ubrania i kosmetyki często dostawałem od firm w ramach umowy - ja je prezentowałem, oni mi je dawali za darmo i dorzucali parę groszy z uwagi na moje nazwisko i sławę. Miałem jednak przeczucie, że niedługo stanie się coś okropnie złego - a jak bardzo bym nie chciał, moje przeczucia nigdy się nie myliły. Chciałem więc zabezpieczyć zespół, Toma i siebie i odkładałem każdy jeden cent, jaki tylko mogłem - w dodatku specjalnie zostawiałem na wierzchu zeszyt, w którym miałem jeszcze trochę nowych piosenek i w którym zapisywałem każdą, która znowu przyszła mi do głowy. Wstałem z łóżka i podszedłem do bliźniaka, patrząc mu prosto w wykrzywionej przerażeniem twarz. Przyglądał mi się tak, jakbym zaraz miał mu zniknąć sprzed oczu.

-Co to znaczy, Bill?

Wiedział. On wiedział, że ja wiem o czymś, o czym on nie ma zielonego pojęcia i cholernie go to niepokoiło. Byłby w stanie zrobić teraz wszystko żeby się dowiedzieć, o co może chodzić. Położyłem mu dłoń na policzku i pogładziłem go lekko a Tom kurczowo chłonął moje ciepło, którego sam niewiele miałem. Uśmiechnąłem się lekko i odsunąłem rękę całując go po chwili w miejsce, które kilka sekund temu dotykały moje palce. 

-Muszę jechać do studia. Jestem pod telefonem, gdybyś czegoś potrzebował. 

-Po co do studia?

-Muszę coś obgadać z Jostem. To nie rozmowa na odległość. 

-Pojadę z tobą.

-Nie musisz. Lepiej napisz jakąś nową muzykę, mam kilka tekstów nad którymi chciałbym popracować.

Mówiąc to podałem bliźniakowi zeszyt, który doskonale znał. Był gruby i od lat zapisywałem w nim pomysły na piosenki, więc był cały pokreślony. Wątpię, żeby któryś z naszych fanów zwrócił na niego uwagę gdyby przypadkiem go gdzieś znalazł, ale właśnie tu znajdowała się cała nasza kariera. Tom spojrzał na mnie cosik niepewnie. Wiedział, że coś przed nim ukrywam i nie zamierzał się z tym kryć, ale ja również nie zamierzałem mu nic mówić. Westchnąłem cicho i w końcu położyłem zeszyt na biurku, po czym podszedłem bliżej bliźniaka i zerknąłem mu z bliska w twarz, układając mu dłoń na policzku. 

-Wrócę wieczorem. Kocham cię, Tom.

Widziałem zmieszanie w jego oczach. W jego mózgu trybiki próbowały połączyć fakty i zdecydować, co powinienen mi tak właściwie na to odpowiedzieć. Niepokoił się i nie chciał, żebym jechał sam do studia - nie miał jednak wyboru, nie był tam zaproszony a ja nie chciałem wciągać go w sprawy, o których nie miał zielonego pojęcia. Wyszedłem z domu zostawiając bliźniaka w moim pokoju i wsiadłem do auta. Przede mną była długa droga.

***

TOM

Bill oczywiście napisał do mnie, jak tylko dotarł do studia. Nawet w trakcie tego jego spotkania z Jostem pisał do mnie od czasu do czasu, chcąc mnie jakoś uspokoić i rozładować napięcie, ale to w cale nie pomagało. Czułem wewnętrzny niepokój i nie był on spowodowany tylko i wyłącznie dziwnym zachowaniem i słowami mojego brata. Coś jeszcze mnie niepokoiło a ja nie wiedziałem, co konkretnie. 

O 22 dostałem od Billa ostatnią wiadomość, że wraca do domu. Minęły już dwie godziny a ja czułem wręcz rosnący niepokój. Gdzieś pół godziny po jego wiadomości nagle nie mogłem przez moment oddychać, ale to szybko minęło. Mimo to zastanawiałem się, czy bliźniakowi nic się nie stało. Do studia miał mniej więcej dwie do dwóch i pół godziny drogi, zależnie od warunków. I chociaż strach narastał, nie chciałem do niego jeszcze dzwonić. Wiedziałem, że Bill nienawidzi rozmawiać przez telefon w trakcie jazdy a ode mnie na 100% by odebrał, wolałem więc poczekać. Nie wytrzymałem jednak nawet do pierwszej w nocy, nim wybrałem jego numer. Operator próbował wykonać połączenie, ale po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa. Zakląłem na głos i wybrałem jeszcze raz ten sam numer, na próżno. Teraz serce podeszło mi już do gardła i miałem wrażenie, że zaraz zwariuję. Zastanawiałem się nawet, żeby wziąć samochód Gordona i pojechać trasą do studia - zobaczyć, czy nie znajdę go gdzieś na drodze z zepsutym autem. Zanim jednak zdążyłem podjąć decyzję, ktoś zapukał do drzwi. Zapomniał kluczy? To mu się raczej nie zdarzało, poza tym prędzej by do mnie zadzwonił z prośbą o otwarcie drzwi - stare nawyki, żeby nie budzić mamy i Gordona. Zbiegłem na dół prawie potykając się na schodach. Niemal zemldałem, widząc za drzwiami dwóch policjantów. 

-Dobry wieczór. Czy mieszka tutaj pan Bill Kaulitz?

Zapytali chociaż byłem niemal pewien, że mnie rozpoznali. Wiedzieli więc - albo przynajmniej się domyślali - że jestem jego bratem i że tak, tutaj mieszka właśnie Bill Kaulitz. Zauważyłem, jak mama stanęła tuż obok mnie - wciąż zaspana, zawiązując szlafrok w pasie i ziewając przeciągle.

-Tak, to mój syn. Coś się stało?

Zapewne w tym momencie myślałem o tysiącach rzeczy, a potem nie mogłem sobie żadnej przypomnieć. Może Bill został złapany przez drogówkę, albo nie był w stanie dalej jechać? Ja jednak podskórnie wiedziałem, że stało się coś złego i myślałem, że zaraz serce wyskoczy mi z piersi. 

-Przykro mi pana o tym informować, ale Bill brał udział w wypadku samochodowym. Trafił w stanie ciężkim do szpitala uniwersyteckiego w Hamburgu, nie zdążył wyjechać na autostradę. 

Grunt osunął mi się spod nóg - po prostu opadłem na ścianę i czułem, jak miękną mi nogi w kolanach. Wiedziałem, że mój bliźniak nie za bardzo lubi prowadzić ale wiedziałem też, że dzięki temu jest bardzo uważnym kierowcą - tylko z nim za kierownicą czułem się bezpiecznie i pozwalałem mu się wozić, gdy akurat była taka potrzeba lub po prostu chciał wyjątkowo poprowadzić. Jak na mój gust jeździł nawet zbyt ostrożnie. To niemożliwe, żeby ten wypadek był jego winą.

-Co się stało?

Zapytałem słabo czując, jak zaschło mi w ustach i miałem wrażenie, że zaraz zemdleję z tego wszystkiego. Miałem tylko nadzieję, że nic wielkiego mu się nie stało i niedługo będę mógł zabrać go do domu. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo Bill nienawidzi szpitali. Mimo to wiadomość o "stanie ciężkim" nie wróżyła nic dobrego.

-Porachunki kartelu narkotykowego. Bill jechał tuż za zaatakowanym samochodem, nie zdołał wyhamować, nikt by nie zdołał. Kierowca sąsiedniego pojazu wymierzył jeden strzał w kierowcę jadącego przed Billem, mężczyzna zmarł momentalnie. Przez to Bill wpadł na jadący przed nim samochód przy prędkości niemal 100 km na godzinę.

Z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez policjantów czułem sie coraz gorzej. Chyba nawet pakałem. Myślałem, że zaraz sam wsiądę w samochód i spowoduję jakiś wypadek, byleby być przy bracie. Potrząsnąłem gwałtownie głową gdy uświadomiłem sobie, o czym właśnie pomyślałem i wziąłem głębszy wdech, próbując się uspokoić.

Wiedziałem jedno - teraz muszę walczyć o mojego brata i muszę znaleźć wszelką siłę, jaką w sobie mam, żeby za niego walczyć. Nie wiedziałem co prawda jeszcze, w jakim on jest stanie ale to nie zmieniało faktu, że będę musiał się postarać i o niego powalczyć. Będę musiał coś wymyślić, żeby o niego powalczyć. 

Mama nic nie wiedziała, Gordon też nie. Oboje nie będą mogli się pozbierać a to tylko dodawało mi pewności, że ja sam będę musiał zatroszczyć się o Billa i o siebie. Będę musiał zatroszczyć się o jego zdrowie i naszą przyszłosć. Zgarnąłem kluczyki do auta z szafki obok i wyminąłem w drzwiach policjantów którzy powiedzieli mi, gdzie dokładnie znajduje się mój bliźniak. 

Droga do szpitala bardzo mi się dłużyła, chociaż pokonałem ją w rekordowym tempie jednej godziny i dwudziestu trzech minut. Westchnąłem cicho jeszcze w aucie i będąc pewnym, że nie rozniosę nikogo na strzępy z tych wszystkich nerwów - wysiadłem z auta i ryszyłem do wejścia szpitala. Największy szpital uniwersytecki w Hamburgu. Miałem nadzieję, że będą mogli należycie zatroszczyć się o życie mojego bliźniaka. Nie potrafiłem wtedy jeszcze tego nazwać ale podskórnie czułem, że tu już nie chodzi tylko o jego zdrowie - tu chodziło o walkę o życie mojego brata, ale wtedy jeszcze nie miałem pewności ani świadomości tego wszystkiego.

Wszedłem do szpitala i od razu skierowałem się do recepcji, gdzie pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie miło. Ona też jeszcze wtedy nie wiedziała, po co się tutaj tak właściwie znalazłem i jaką walkę będę musiał stoczyć. 

-Mój brat, Bill Kaulitz, został tutaj przewieziony. Gdzie mogę go znaleźć? Co z nim?

Kobieta wstukała nazwisko mojego brata w system i z każdą sekundą jej uśmiech bledł a ja wiedziałem, że to w cale nie oznacza nic dobrego. W końcu spojrzała na mnie z pewnym niepokojem i odetchnęła głęboko, nim w ogóle cokolwiek mi powiedziała.

-Pana brat znajduje się w stanie krytycznym na OIOM'ie. Jeśli pan tam zapyta, wskażą panu pokój i jego lekarza prowadzącego. Radziłabym się jednak przygotować na najgorsze. 

"Nie." Tylko to jedno słowo brzmiało w mojej głowie. Pobiegłem we wskazanym kierunku najszybciej jak mogłem i dopadłem do recepcji na OIOM, gdzie mogli mnie poinformować w jakikolwiek bardziej szczegółowy sposób o moim bracie. Czułem, że za chwilę zemdleję, jeśli czegoś nie zrobię ale nie wiedziałem, co w ogóle powinienem zrobić.

-Bill Kaulitz, mój brat, on...

Pielęgniarka spojrzała na mnie współczująco, po czym zajrzała szybko do systemu. 

-Lekarz właśnie u niego jest, pokój numer 03...

Nie wiem czy jeszcze coś mówiła, bo byłem już w drodze do wskazanego przez nią pomieszczenia. Wpadłem do niego jak burza ściągając na siebie uwagę lekarza, jednak miałem to teraz gdzieś. Mój wzrok przykuł mój bliźniak - cały we krwi, popodpinany do wielu urządzeń i z rurką w ustach, która wtłaczała do jego płuc powietrze. W oczach stanęły mi łzy i poczułem, jak robi mi się słabo.

-Boże, Billy...

Jęknąłem i dopadłem brata, chwytając go za dłoń. Była ciepła, ale zupełnie bezwładna. Nie potrafiłem nawet określić, czy wyczuwam jakikolwiek puls na jego nadgarstku. Po prostu się rozpłakałem i ukryłem twarz w dłoniach, nie mogąc już dłużej wstrzymywać łez.

-Jest pan jego rodziną?

Usłyszałem lekarza ale minęła chwila, nim byłem w stanie mu odpowiedzieć. Niewidzialna dłoń zacisnęła się na moim gardle i miałem wrażenie, że zaraz sam się zabiję - bo w tym momencie byłem niemal pewien, że mój bliźniak tego nie przeżyje.

-Bratem, bliźniakiem. Co z nim?

Zapytałem słabo, spoglądając bliźniakowi w twarz. Lewy policzek został rozcięty, prawdopodobnie przez rozbitą szybę, ale rana została już ładnie zaszyta i pewnie miało nie być po niej śladu. Poza tym widziałem tylko ten cholerny respirator...

-Nie jest w stanie samodzielnie oddychać. Jego mózg został mocno uszkodzony nie wiem, czy ani kiedy ewentualnie się obudzi. Poza tym jest cały posiniaczony i ma zwichnięte biodro, ale już je nastawiliśmy. Jego stan jest bardzo ciężki, jeśli nie obudzi się w ciągu kolejnych 24 godzin, będzie trzeba zawyrokować o jego śpiączce i podjąć decyzję, co dalej.

Na moment oderwałem wzrok od bliźniaka, zaskoczony patrząc na majstrującego coś przy kroplówce lekarza.

-Co dalej?

Zapytałem ponaglając go chociaż widziałem, że mężczyzna czuł się cholernie niezręcznie mówiąć o tym. Nie mógł jednak zignorować zadanego przeze mnie pytania.

-Jeśli Bill zapadł w śpiączkę to z tymi uszkodzeniami mózgu polecałbym dotację narządów...

-Nie ma mowy!

W jednej chwili podjąłem decyzję. Nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że Bill mógłby być martwy. On nie może być martwy, nie może...

Sam nie wiem, ile tak siedziałem w szpitalu u mojego bliźniaka ale ocknąłem się dopiero wtedy, gdy pielęgniarka dotknęła mojego ramienia i zwróciła uwagę, że mój telefon nie przestaje dzwonić. Przy odbieraniu kolejnego połączenia od mamy zerknąłem na godzinę. Dochodziła piąta nad ranem. 

-Tom, nareszcie! Kochanie, co z Billem?

Zapytała od razu a ja... rozpłakałem się. Kompletnie się rozkleiłem. Musiała dostać telefon od policji. Wiedziałem, że nie jestem w stanie funkcjonować bez mojeg bliźniaka, nawet nie zamierzałem z tym dyskutować. Bill był moją siłą. Co prawda to on zajmował się podejmowaniem większości decyzji - zrzuciliśmy to na niego lata temu, zawsze był w tych kwestiach najbardziej odpowiedzialny - ale musiał czuć, że jestem przy nim i go wspieram, że ktoś stoi za jego plecami. Ja z kolei potrzebowałem czegoś zgoła innego. Mimo, że kochałem swoją niezależność i nie chciałem się przyznawać, że nie jestem tak niezależny jak myślałem ale taka była prawda - bardzo polegałem na zdaniu bliźniaka i bez niego nie ruszałem się nawet na krok. Musiałem zawsze mieć pewność, że moje działania nie odbiją się na nim negatywnie. Dbałem o niego bardziej niż o siebie czy o kogokolwiek innego na tym cholernym świecie, a teraz... zostałem sam. 

-Tom? 

Po roztrzęsionym głosie mamy domyślałem się że wie, że dzieje się coś bardzo złego. Wiedziałem, że nie dam rady tego przed nią wiecznie ukrywać. O ile byłem całkiem niezły w ukrywaniu swoich emocji to to wszystko brało w łeb, gdy w grę wchodził mój bliźniak. Westchnąłem ciężko i spróbowałem się jakoś opanować, co jednak niewiele mi pomogło. 

-Mamo, Bill... nie wiem, czy się obudzi.

Nie chciałem tego przyznawać. Nie chciałem, ale nie miałem innego wyboru. I chociaż rozpacz mamy po drugiej stronie telefonu i ból, który czułem w całym moim ciele były tak niewyobrażalne, że z trudem mogłem oddychać - rzeczywistość w cale nie chciała na mnie czekać, aż się pozbieram. Chwilę po godzinie 8, telefon Billa rozdzwonił się i znalazłem go w jego szafce nocnej. Nie patrząc na ekran po prostu odebrałem, przykładając telefon do ucha.

-Bill, gdzie jesteś?

Usłyszałem czyiś głos, którego w cale nie znałem. Zdziwiłem się trochę bo wydawało mi się, że znam wszystkich jego przyjaciół. Odblokowałem swój telefon i wszedłem w kalendarz nim odpowiedziałem chcąc sprawdzić, o co w ogóle chodzi. W kalendarzu było zaznaczone spotkanie na godzinę 07:30 - M.I.A. Oczywiście nie miałem pojęcia, co to oznacza.

-Hej, tu brat Billa, Tom. Bill... nie jest w stanie podejść teraz do telefonu. Mogę ci pomóc?

Zaskoczyło mnie to, jak bardzo potrafiłem się opanować w tej sytuacji mimo, że była ona tak cholernie ciężka. Po drugiej stronie na moment zapadła cisza i miałem wrażenie, że nie wezmą mnie na poważnie.

-Och... Coś się stało? Bill miał dzisiaj nam przedstawić nowe teksty...

Dziewczyna wydawała się być zawiedziona, nawet nie zaskoczona. Zmarszczyłem brwi próbując sobie przypomnieć cokolwiek na ten temat, ale na próżno. Nie wiedziałem nic o tym, żeby Bill pisał teksty dla kogokolwiek innego, poza Tokio Hotel. Najwyraźniej wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiem. A wydawać by się mogło, że skoro jesteśmy razem całe życie to znam go jak własną kieszeń.

-Nie da rady. Sprawdzę, czy coś uda mi się znaleźć w jego pokoju i podeślę wam wieczorem, dobrze?

Miałem nadzieję zagrać na czas. Czym bardziej wpatrywałem się w nieprzytomnego bliźniaka, tym mniej zdawało mi się czuć. Popadałem w coś na kształt apatii i myślałem, że jeśli nie odetnę się od tego wszystkiego to dosłownie oszaleję. Musiałem jakoś sobie z tym poradzić a ignorowanie emocji wydawało mi się w tym momencie najlepszą z opcji.

-Jasne, mamy czas do końca tygodnia, więc spokojnie. Pozdrów ode mnie Billa, dobrze?

-Oczywiście.

Sam nie wiem, dlaczego po prostu nie powiedziałem tej dziewczynie, jak wygląda sytuacja. Czułem się jednak nieswojo z tym, że mój bliźniak był z jakąś dziewczyną na tyle blisko, by pisać jej teksty piosenek. Nie chciał tego robić nawet dla naszych znajomych, dlaczego więc zdecydował się pomóc jakiejś lasce, której nawet nie znałem i w dodatku nic mi o tym nie powiedział? To zdecydowanie coś, co będę musiał sobie z nim wyjaśnić.

Po tym, jak pielęgniarka wyrzuciła mnie z sali po porannym obchodzie, wróciłem do domu i od razu dopadła do mnie zapłakana mama, jednak nie potrafiłem czuć dla niej współczucia. Czułem się tak cholernie pusty i nie potrafiłem nic na to poradzić. 

-Tom, synku, co z Billem?

Zapytała mnie zachrypniętym głosem. Wiedziałem, że całą noc przepłakała. Nie miałem jednak ani siły ani ochoty, żeby teraz ją przytulić. Odsunąłem się nawet kawałek, gdy wyciągnęła w moją stronę ręce.

-Jest nieprzytomny. Trzeba czekać. Nawet nie biorę pod uwagę opcji odłączenia go od respiratora i dania jego narządów innym. Będzie żył, tylko dajcie mu czas.

Chociaż mój głos brzmiał pewnie, ja sam tej pewności absolutnie nie czułem. Chociaż może czułem ale nie miałem pojęcia, dlaczego miałbym to czuć. Lekarze nic nowego mi na razie nie powiedzieli. Nie chciałem jednak nad tym myśleć, więc po prostu pobiegłem na górę i wpadłem do pokoju bliźniaka. Musiałem w końcu zatroszczyć się o jego interesy, więc zacząłem szukać. Przetrzepałem całe biurko, nim w końću w dłoniach wylądował mi zeszyt z podpisem M.I.A. Domyśliłem się, że to właśnie o te teksty chodzi, jak tylko zacząłem je przeglądać. Były dobre, ale zupełnie nie w naszym stylu. Bardziej dziewczęce, romantyczne. 

Zeskanowałem wszystkie teksty na komputer i zadzwoniłem na numer, który wcześniej dobijał się do Billa. Całe szczęście, że zabrałem ze sobą jego komórkę. Nie musiałem długo czekać.

-Halo?

-Hej, tu jeszcze raz Tom. Chyba mam te teksty, o które wam chodzi. Gdzie wam je wysłać?

-Podam ci maila.

Wpisałem w poczcie adres, który mi podała - oczywiście był zapisany pod imieniem Marie-Ann Elisabeth ale nie wpadłem na to, żeby po prostu sprawdzić to w wysłanych - i wysłałem jej wszystkie pliki, które udało mi się zeskanować.

-Dziękuję ci, Tom. Ratujesz nam życie. 

-Nie ma sprawy. Powodzenia.

-Dzięki.

Rozłączyłem się i z jakiegoś powodu spojrzałem za okno na krajobraz, który mój bliźniak od zawsze miał na wyciągnięcie ręki i w który pewnie nie raz wpatrywał się godzinami. Zastanawiałem się, co się teraz z nami stanie. Z nim... Nie zamierzałem się poddać. Zamierzałem zrobić wszystko, żeby się obudził. Już ja tego dopilnuję. Bill, nawet nie myśl, że się gdzieś przede mną ukryjesz. Nigdy w życiu!

Komentarze

Popularne posty