How does it feel? - Rozdział 4


 BILL 

Przeklinałem się w duchu ale nie potrafiłem skupić się na niczym innym, jak na próbach opanowania tych okropnych zawrotów głowy i mdłości. Co mogłem powiedzieć? Doskonale wiedziałem, z czego wynika mój stan. Ostatnim razem coś konkretnego jadłem jeszcze w hotelu w Pradze. Potem tylko ten jogurt i banan na wieczór przed sesją, wczoraj nie miałem kiedy czegokolwiek zjeść a teraz… teraz moje bagatelizowanie problemu się na mnie mściło. Czułem na sobie spojrzenie bliźniaka i wiedziałem, że się o mnie martwi ale nawet nie mogłem unieść głowy ze stołu. Było mi po prostu cholernie słabo. Zupełnie zapomniałem, że kofeina po tak długim poście powala mnie na łopatki. Modliłem się tylko, żeby mama zaraz przypadkiem nie wróciła i nie zauważyła mnie w takim stanie, bo już kompletnie spanikuje. Do tej pory drży na samą myśl o tym, że mógłbym wrócić do anoreksji, z którą zmagałem się zaraz na początku naszej kariery. Tom był jednak inny. Nie, żeby on się nie martwił ale miałem pewność, że spróbuje absolutnie wszystkiego co mu wpadnie do głowy, zanim wezwie do mnie lekarza i byłem mu za to wdzięczny. Doskonale zdawał sobie sprawę z mojej awersji do lekarzy i szpitali a przede wszystkim do tych cholernych igieł, do których pewnie zaraz by mnie podłączyli. Zebrałem się w sobie i uniosłem trochę głowę, zaraz natykając się na uważne spojrzenie bliźniaka. Uśmiechnąłem się do niego słabo i już chciałem coś powiedzieć, gdy rozdzwonił się jego telefon. Drgnął, ale nie sięgnął po niego.

-Odbierz.

Bardziej wyszeptałem, niż powiedziałem i po chwili wahania Tom odebrał dzwoniące urządzenie, którego dźwięk tylko potęgował u mnie ból głowy

-No hej, co tam? … Nie, dzisiaj odpadam… Tak, ale… Wybacz, może kiedy indziej…

Tom dalej kogoś słuchał po drugiej stronie telefonu a ja wiedziałem, o co chodzi. Chcieli go wyciągnąć na jakąś imprezę albo bóg wie co. Machnąłem ręka i wiedział, że chcę mu coś powiedzieć. Wyłączył mikrofon w telefonie i uniósł brwi, wracając do mnie wzrokiem.

-Idź, jak cię zapraszają. Nie czuję się aż tak źle, położę się do łóżka i mi przejdzie.

Uśmiechałem się lekko mówiąc to ale chyba nie za dobrze mi szło, bo wzrok Toma wciąż był podejrzliwy. Przez chwile jakby trawił moje słowa, po czym włączył mikrofon z powrotem i zwrócił się do osoby, która do niego dzwoniła.

-Wiesz co, w sumie może jednak uda mi się wyrwać z domu… uhm, tak… okay. Jasne. … widzimy się potem.

Rozłączył się a po jego minie już wiedziałem, że zaraz rozpęta się afera. Domyślił się że wiem, dlaczego tak się czuję a ja wiedziałem jak on się zachowa, gdy mu to wyjawię. A ja wiedziałem, że mogę ledwo ujść z życiem po tym wybuchu. Westchnąłem ciężko i czekałem na pytanie które bylem pewien, że padnie.

-Co ci jest?

Zapytał prosto z mostu, co z resztą było dla niego typowe. Tom nigdy nie owijał w bawełnę, co to to nie. Pogratulowałem sobie w duchu tego, jak dobrze go znam, po czym oparłem zdecydowanie zbyt ciężką w tym momencie głowę na ręce i zebrałem ze sobą myśli.

-Byłem zbyt zajęty żeby zjeść a potem wypiłem na raz tyle kawy i masz... zaraz mi przejdzie, więc nie martw się.

Wyjaśniłem powoli, żeby mój głos brzmiał jak najpewniej i odliczałem w duchu. Trzy, dwa, jeden, i... Trzask dłoni bliźniaka o stół sprawił, że aż podskoczyłem. Byłem pewien, że zacznie na mnie wrzeszczeć, będzie robić mi wyrzuty, ale... on tak po prostu wstał i wyszedł, zostawiając mnie w kuchni samego i dodatkowo w kompletnym szoku. Posiedziałem jeszcze chwilę zbierając siły, po czym wziąłem jakieś słone paluszki i colę pod pachę i ostrożnie poszedłem do pokoju. Miałem nadzieję nie zasłabnąć na schodach i jakimś cudem udało mi się dotrzeć do pokoju, gdzie walnąłem się do łóżka i zakopałem się pod kołdrą. Czułem, że muszę to po prostu przecierpieć i pewnie dopiero koło wieczora poczuję się lepiej. Tom kręcił się przez cały dzień od czasu do czasu do domu, budząc mnie z moich drzemek tym, że bardzo wyraźnie manifestował swoją wściekłość ale nie miałem mu tego za złe. Wiedziałem że wkurza się, bo mu na mnie zależy i nie miałem zamiaru się go o to czepiać. Nie mogłem jednak zasnąć, więc odpaliłem laptopa i zalogowałem się na naszego zespołowego maila i zacząłem przeglądać to, co do mnie przyszło. Fani proszeni byli o pisanie w tytule wiadomości imienia osoby, do której kierują swoje słowa, więc nie było trudno wysortować wszystko, co miało być przeznaczone dla mnie.

Nie wiem ile czasu leżałem tak z laptopem przed oczami, czytając maile. Część z nich była miła, kilka było nawet zabawnych ale niestety, jak zawsze zdarzyło sie też kilka nienawistnych mailu, w których nawet życzono mi śmierci. Już dawno przestałem się tym przejmować ale nie potrafiłem przestać ich czytać. Niektóre z nich czytałem wielokrotnie, o innych zapominałem po kilku sekundach. Nie wiem na czym polegała ta różnica, ale w cale na to nie narzekałem. Zasnąłem chyba właśnie w trakcie czytania kolejnego takiego maila. Nie miałem pojęcia, bo po prostu w pewnym momencie odpłynąłem.

***

TOM

Chodziłem po domu wkurzony faktem, że Bill znowu o siebie nie zadbał i doprowadził się do takiego a nie innego stanu chociaż wiedziałem, że pewnie próbuje to przespać. Przez większą część dnia jednak mało mnie to obchodziło, więc ciskałem wszystkim czym się dało. Dopiero, gdy zbierałem się na wyjście ze znajomymi coś mnie tknęło i postanowiłem do niego zajrzeć. Zapukałem cicho, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi co trochę mnie zdziwiło. Otworzyłem cicho drzwi do jego sypialni i wślizgnąłem się do środka, rozglądając się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Niemal od razu zauważyłem go na łóżku. Jego śpiąca, zroszona odrobinę potem twarz oświetlana była przez światło płynące z ekranu włączonego laptopa. Podszedłem obserwując jego oddech i po upewnieniu się, że śpi a nie zemdlał ani nic miałem zamiar zamknąć laptopa i odłożyć go na biurko, ale coś mnie tknęło. Zauważyłem, że czytał maile na naszym zespołowym koncie i zainteresowało mnie to. Nim zdołałem o tym pomyśleć zacząłem czytać treszcz i poczułem, jak jednocześnie ogarnia mnie strach i niezwykła wściekłość. Autor wiadomości nie przebierał w słowach i dobitnie mówił, jak bardzo nienawidzi mojego brata i chciałby widzieć go martwym. Wkurzyło mnie to. Zacząłem przeglądać kolejne maile. Oczywiście większość z nich była pozytywna ale znalazłem jeszcze kilka takich, w których mojemu bratu życzono śmierci. Większość z nich była oznaczona jako przeczytana. Przy starszych z nich zauważyłem, że zostały podane dalej. Sprawdziłem adres na który je wysłano i aż się zapowietrzyłem. Bill wysyłał niektóre z tych okropnych wiadomości na swojego prywatnego maila. Tylko dlaczego? Z pewnością nie pozywał tych ludzi, już dawno bym coś o tym wiedział. Nie był też osobą, która wdawałaby się w dyskusję z takimi ludźmi, w dodatku przez Internet. Jaki więc był powód? Niestety nie wiedziałem. Spojrzałem na pogrążonego w głębokim śnie brata i próbowałem zajrzeć mu w myśli, chociaż oczywiście to było niemożliwe. Zamknąłem laptopa odkładając go na biurko i schyliłem się do odpowiedniej szafki. Wiedziałem, że najlepsze odbicie jego myśli znajdę w jego pamiętniku i doskonale pamiętałem, gdzie go trzymał. Zawsze w tym samym miejscu. Otworzyłem go na losowej stronie i zauważyłem, że wpis był sprzed dwóch tygodni. Może byłem trochę nie fair czytając jego pamiętnik, ale martwiłem się o niego. Nie chciałem, żeby przybierał sobie słowa takich kretynów do serca i musiałem mieć pewność, że nic złego nie chodziło mu po głowie.

Zdziwiła mnie przede wszystkim długość wpisu, jeszcze zanim go przeczytałem. Doskonale pamiętałem, że mój bliźniak potrafił jednym wpisem zapełnić kilka kartek a tymczasem pod tą datą zapisał jedynie kilka zdań. Niezbyt konkretnych zdań. Co się stało z jego rozległymi zapiskami pełnymi myśli i emocji? Nie miałem pojęcia. Przewertowałem na sam początek zeszystu i zauważyłem, że wpisy stawały się coraz krótsze z każdą kolejną datą. Ostatni wpis zaniepokoił mnie nie na żarty. Składały się na niego tylko dwa słowa.

"Mam dość."

-Zamiast szpiegować, możesz mnie zapytać wprost. I tak nic tam nie znajdziesz.

Wzdrygnąłem się, słysząc cichy głos brata. Spojrzałem na niego i zauważyłem, że przygląda mi się już całkiem rozbudzony. Momentalnie zrobiło mi się głupio, że aż tak naruszyłem jego prywatność. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc po prostu stałem tak wgapiając się w niego.

-Wybacz, po prostu...

-Widziałeś maile i chciałeś wiedzieć, co siedzi mi w głowie. Nie martw się, nie mam ciągot samobójczych. 

Zaskoczyło mnie, jak dobrze mnie odczytywał i jak dobrze mnie znał. Co mogłem powiedzieć? Miał w stu procentach rację i chyba było mi przez to jeszcze bardziej głupio. Postanowiłem bronić się w chyba najgłupszy możłiwy sposób - odbijając piłeczkę.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś?

-Bo nie było o czym.

Wiedziałem, że moja taktyka na długo nie zadziała ale trochę liczyłem, że jest jeszcze zaspany i nie zgasi mnie aż tak szybko. Zamknąłem jego pamiętnik i odłożyłem go na biurko obok laptopa, po czym podszedłem do brata i usiadłem przy nim na łóżku. Czułem, że cały czas nie spuszsczał ze mnie wzroku ale ja nie odważyłem się na niego spojrzeć. Było mi po prostu głupio.

-I tak powinieneś był mi powiedzieć. 

Wzruszył w odpowiedzi ramionami, co w sumie bardziej wyczułem i usłyszałem niż zauważyłem, ale dosłownie w głowie miałem pustkę. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć.

-Gdybyś mógł zajrzeć mi do głowy wiedziałbyś wszystko i nie wściekałbyś się tak o każdą rzecz.

Westchnął w końcu Bill, na co poderwałem na niego wzrok. Nigdy nie słyszałem w jego głosie takiego żalu, jak właśnie w tym momencie. Jak wiele przede mną ukrywał i jak wiele nie chciał mi mówić, żeby mnie nie martwić? Nie miałem pojęcia ale czułem że jest tego więcej, niż przypuszczam.

-Więc mi opowiedz. Opowiedz, co siedzi ci w głowie.

Poprosiłem, ale nie odpowiedział. Wiedziałem, że nie będzie mi opowiadał ale liczyłem na jakąkolwiek reakcję. Tymczasem reakcja była dosłownie żadna.

-Widzę, że coś cię dręczy. Chyba dlatego tak się o wszystko ciskam, bo się o ciebie martwię.

Wyznałem wreszcie, próbując go do tego zachęcić. Bill spojrzał na mnie z zaciekawieniem, po czym w zamyśleniu oblizał usta. Nie powiedział do mnie jednak już nic więcej. Wróciłem do siebie do pokoju po kilku minutach i zrezygnowałem z imprezy, na którą kompletnie straciłem ochotę. Zaległem na łóżku i gapiąc się w sufit zacząłem myśleć.

Bill. Czego o nim nie wiem, czego mi nie mówi? Ma dwadzieścia lat, tak jak ja. Ale ile ma na głowie..? Walnąłem się w czoło że wcześniej o tym nie pomyślałem i chwyciłem telefon, włączając kalendarz. Mieliśmy wspólny kalendarz ale nie za często z niego korzystałem. Zaznaczyłem w aplikacji, żeby pokazało mi tylko terminy mojego brata i cofnąłem się o pół roku wstecz, przeglądając dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Byłem zaskoczony tym, jak wypełniony był jego terminarz, nawet podczas trasy miał o wiele więcej terminów niż którykolwiek z nas. Nieczęsto miewał dzień wolny lub taki, w którym miał tylko jedną rzecz do zrobienia. Taki przykład, plan na przyszły tydzień:

PONIEDZIAŁEK 

8:00 - Fryzjer
10:00 - Stylista
11:30 - Sesja
17:00 - Wywiad z Tomem
19:00 - Studio

WTOREK

7:00 - Zebranie
12:00 - Lunch z Natalie
14:30 - Kompletowanie garderoby 
18:00 - Umawianie wywiadów z Jostem
21:00 - Wywiad w radio z Georgiem 

ŚRODA

9:00 - Jost
12:00 - DEADLINE M.I.S.
14:00 - Próba
15:00 - Pomoc w wywiadzie M.I.S.
17:00 - Zebranie 
22:00 - Sesja

Widać było, że ma bardzo napięty grafik a to tylko trzy dni. Co prawda w pozostałe tygodnie miał tego trochę mniej a większość mogł wykonać z domu, ale i tak przerażała mnie ilość jego obowiązków. Mój kalendarz wyglądał przy tym żałośnie. Poza wywiadem w poniedziałek nie miałem absolutnie żadnych planów i zrobiło mi się głupio. Bill naturalnie został przez nas wybrany na przedstawiciela, nawet nie pamiętam w jakich okolicznościach, ale zwaliliśmy wszystko na niego od samego początku. Myślałem tak nad tym gdy mój telefon się rozdzwonił i z zaskoczeniem zauważyłem, że to nasz manager. 

-Halo?

-Hej, Tom, jest obok ciebie Bill?

Zwróciłem uwagę na to, jak bardzo mnie zignorował i od razu pytał o mojego bliźniaka. Nie żeby mnie to jakoś obeszło, ale to było ciekawe.

-Nie, śpi. Rozchorował się, a co?

-Cholera... miał przesłać mi dzisiaj ten plik a dalej nic nie mam... jak go dzisiaj nie dostanę, to leżymy...

-Mogę ci wysłać, jeśli znajdę go na jego laptopie.

-Serio?

-Tak. 

-Świetnie. Będzie się nazywał "M.I.S.", wyślij mi go jak najszybciej.

-Nie ma problemu, już się za to biorę.

-Dzięki, Tom. Ratujesz mi skórę. Życz Billowi szybkiego powrotu do zdrowia, musi być w studio w poniedziałek.

Rzucił szybko i rozłączył się a ja jeszcze przez chwilę leżałem w takim zawieszeniu. Zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodziło. W końcu jednak podniosłem swój królewski zad z łóżka i wróciłem się do pokoju bliźniaka. W cale nie spał ale sądząc po odgłosach w łazience brał prysznic, a to mogło potrwać. Szybko odpaliłem jego laptopa i wyszukałem plik, o którym mówił Jost. Zdziwiła mnie wielkość pliku, ale załadował się całkiem szybko. Wysłałem to do naszego managera i przez chwilę się zastanawiałem, ale... ciekawość zwyciężyła. Wysłałem szbko plik na swojego maila i skasowałem tę wiadomość, żeby Bill się o tym nie dowiedział. Zamknąłem laptopa dosłownie w momencie, gdy mój brat wyszedł z łazienki w dresowych spodniach na tyłku i luźnym t-shirtcie, który zjeżdżał mu z ramienia i odsłaniał bladą skórę, po której płynęły krople wody. Mokre włosy tarmosił jeszcze ręcznikiem ale oczywiście zauważył mnie i to, że grzebałem mu w laptopie. Skwitował to jednak tylko wzruszeniem ramion, nawet nie zapytał. Nigdy nic przed sobą nie ukrywaliśmy ale nie sądziłem, że tak po prostu go to nie obejdzie.

-Jak się czujesz?

-Lepiej.

Powiedział, siadając na łóżku i rozczesując palcami swoje długie włosy. Czułem się cholernie źle i zdenerwowany. Bill jako jedyny z nas zachowywał się naturalnie i chyba to tylko potęgowało moje zdenerwowanie.

-Jost dzwonił, potrzebował od ciebie jakiś plik. Wysłałem mu go.

Zacząłem się tłumaczyć bo czułem, że powinienem mu powiedzieć. Bliźniak spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie, po czym uśmiechnął się lekko a ja czułem, jak moje serce bije jak szalone w mojej piersi.

-Dzięki.

Rzucił tylko i chwycił za telefon, sprawdzając w nim coś szybko, nim dopił resztkę coli z niewielkiej butelki. Czułem się jak skończony kretyn i miałem wrażenie, że mój bliźniak doskonale zdawał sobie z tego sprawę. 

-Bill, powiedz coś.

Brzmiałem cholernie żałośnie ale miałem to w dupie. Wzrok Billa - pełen zaskoczenia, rozczulenia i miłości - dobitnie uświadomił mi jedną rzecz. Po wszystkich naszych kłótniach, to on w końcu do mnie przychodził i wyciągał rękę na zgodę. Dlatego był tak cholernie zdziwiony, że proszę go o coś takiego. Kiedy po raz ostatni poprosiłem go o wybaczenie? Zdecydowanie zbyt dawno temu. 

Czarny w końcu wstał ze swojego łóżka i podszedł do mnie bardzo powoli a ja patrzyłem na niego, jak zahipnotyzowany. Poruszał się bardzo powoli chociaż pewnie, może wciąż było mu nawet trochę słabo, ale mimo tych splątanych mokrych włosów, za dużej bluzki i starych dresów, wyglądał cholernie kusząco. Nie powinienem był tak myśleć, ale dokładnie tak wtedy pomyślałem. Wyglądał jak skradający się do swojej ofiary drapieżnik. W dodatku ten utkwiony we mnie bez przerwy wzrok... aż zaczęło mi się robić gorąco. Po dłuższej chwili pokonał w końcu dzielącą nas odległość i stanął na wyciągnięcie ręki, patrząc na mnie z góry bardzo uważnie i najwyraźniej nad czymś myślał, ale nie miałem zielonego pojęcia o co chodzi. Widziałem, jak w lekko rozchylonych ustach bawi się swoim kolczykiem w języku i nie potrafiłem oderwać wzroku od tego obrazka. Cholera, czy to mnie się zrobiło tak gorąco czy to tutaj nagle temperatura się podniosła?

-Kocham cię, Tom.

Zadrżałem. Z nas dwóch to właśnie Bill o wiele częściej mówił o tym, jak bardzo mnie kochał i nie wyobrażał sobie życia beze mnie. Co nie znaczy, że moje odczucia były jakkolwiek inne - po prostu ja nie byłem aż tak wylewny, jak mój brat. Jednak w tych słowach było zupełnie coś innego. To nie było tak jak wtedy, gdy zazwyczaj mówi mi że mnie kocha. Nie, to brzmiało jak wyznanie miłosne. Dobrze wiem o czym mówię, nigdy się w tej kwestii nie pomyliłem. Nie potrafiłem się poruszyć i nie miałem pojęcia, co miałem mu na to odpowiedzieć. Po prostu siedziałem tak, patrząc głęboko w jego oczy a on nie odrywał ode mnie wzroku. Płonąłem i drżałem z zimna jednocześnie. Przełknąłem ślinę i chciałem jakoś zebrać myśli, ale w tym momencie Bill się delikatnie uśmiechnął i odsunął się, urywając kontakt wzrokowy a ja poczułem, że ta chwila minęła.

Zamrugałem kilkukrotnie próbując wrócić do siebie po tym dziwnym wydarzeniu i obserwując, jak mój braciszek zaczął grzebać za czymś w komodzie i w końcu wyciągnął z niej swoją ulubioną bluzę do spania i coś jeszcze - dopiero po chwili dotarło do mnie, że to leki. Ze skupieniem rozłożył dołączoną do nich kartkę i zaczął się w nią wczytywać, a ja aż podskoczyłem i wyrwałem mu ją z rąk. Widziałem jego głupią minę, gdy killkukrotnie zamrugał. Nie wiedział, co się dzieje.

-Tom, jutro z rana mam telekonferencję, muszę wiedzieć ile mogę wziąć, żeby wstać.

Powiedział o wiele bardziej spokojnie niż się spodziewałem, a ja przebiegłem wzrokiem po ręcznie napisanej kartce. Były tam jakieś tabelki i uwagi, ale nic z tego nie rozumiałem.

-Lekarz wie o moich problemach z wagą. Rozpisał mi system według którego wezmę najbezpieczniejszą dawkę. To tylko tabletki nasenne, nie rób z tego takiego halo.

-Znowu się trujesz tym gównem?

Warknąłem na niego ale widziałem, że mój bliźniak nic sobie z tego nie robił. Wzruszył ramionami i nim mogłem zareagować zażył jedną tabletkę a ja czułem, jak krew się znowu we mnie zagotowuje.

-Nie mogę spać, to biorę. Nie będę chodził niewyspany tylko dlatego, bo ty masz wąty co do tego.

Odpowiedział sucho i poszedł po wodę, którą zawsze miał w swojej szafce nocnej. Wypił od razu pół butelki nim odłożył ją na podłogę obok łóżka i spojrzał na mnie ponownie. Miał rację. Nienawidziłem, gdy truł się tymi cholernymi lekami. Ciągle miałem wrażenie, że coś może mu się stać albo coś mu odwali i już więcej się nie obudzi.

-Są inne metody.

-Jakie?

-Na przykład ja.

Prychnął a ja nie do końca wiedziałem, dlaczego. Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, jakoś tak jego wzrok mówił ni mniej, ni więcej co "Co ty pierdolisz?" i wykonał jakiś nieokreślony gest ręką.

-Na trasie jakoś miałeś to w dupie. Mogłem mdleć na scenie, ale i tak wyciągałeś mnie na imprezy a potem marudziłeś, że jak zwykle jestem niedysponowany. Zapomniałeś już? Nie będę ci się wpraszał do łóżka, skoro masz z tym taki problem. Jak masz w dupie to, czy mogę spać czy nie, to zostaw w spokoju sprawę moich leków.

Warknął a mi zrobiło się tak cholernie głupio, że aż poczułem wpływający mi na twarz krwisty rumieniec. Miał rację i wiedziałem o tym, ale i tak mnie to cholernie irytowało. W końcu to nie tak, że nie obchodziło mnie jego zdrowie. Po prostu chciałem korzystać trochę z życia, to przecież nic złego.

-Dobrze wiesz, że gdybyś cokolwiek powiedział, zostalibyśmy w hotelu.

Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż się zapowietrzyłem. Nie miał nawet zamiaru tego komentować a ja doskonale wiedziałem, dlaczego. Gdyby się sprzeciwił chociaż raz i nie poszlibyśmy na imprezę ze względu na niego to ja byłbym tym, który zacząłby mu najwięcej ciosać kołki na głowie. Wiedziałem, że nie protestował ze względu na mnie.  Tyle rzeczy robił tylko ze względu na mnie, a ja kompletnie tego nie doceniałem. Westchnąłem cicho i cisnąłem tę cholerną kartkę na ziemię, po czym już chciałem wyjść, gdy poczułem impuls. Coś mnie boleśni skręciło w środku i czułem tak cholerny smutek, że aż mi się na moment zrobiło słabo. Odwróciłem się ale widziałem tylko tyle, jak Bill zbierał się powoli do snu. Nie widziałem jego twarzy ale mimo to wiedziałem, że to właśnie jego smutek mnie wypełnia. Podszedłem do niego w dwóch susach i przytuliłem go mocno do siebie. Czułem jak się spiął, ale nie zwróciłem na to w tym momencie uwagi.

-Przepraszam.

Mruknałem mu we włosy, na co kompletnie nie odpowiedział. Po prostu pozwolił mi się tulić tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu zostawiłem go samego i wróciłem do swojego pokoju. To był zdecydowanie zbyt ciężki dzień...

***

BILL 

Kolejnego dnia byłem cholernie nieprzytomny, mimo że przespałem całe osiem godzin dzięki tabletkom. Tom potrafił jednym gestem wyprowadzić mnie z równowagi i oczywiście, że wczoraj wieczorem też mu się to udało. Westchnąłem cicho i przetarłem jeszcze raz twarz, ochlapując ją resztkami zimnej wody którą jeszcze miałem na dłoniach, po czym szybko zrobiłem sobie lekki makijaż. Ułożyłem jeszcze szybko włosy i przebrałem się, po czym poszedłem do pokoju i zerknąłem na zegarek. Miałem jeszcze jakiś kwadrans, zanim będę musiał połączyć się na wideokonferencji z Jostem i kilkoma innymi osobami, więc zszedłem do kuchni zrobić sobie kawy. Zauważyłem, że rodzice od wczoraj nie wrócili ale nie przejąłem się tym zbytnio - domyśliłem się, że skoro nie ma dla nas żadnej karteczki to Tom wie, gdzie są rodzice i nie ma się o co martwić. Dopytam go o to później. Zgarnąłem jeszcze z szafki kilka ciastek i z kubkiem parującej kawy w dłoni wróciłem na górę, oddając się pracy.

Komentarze

Popularne posty