Przypadek - Rozdział 13


 BILL

Parę godzin później byłem już w powietrzu na pokładzie samolotu, który miał zabrać mnie do domu. Emily siedziała na miejscu obok mnie z jedną słuchawką w uchu, słuchając jakiejś muzyki ale nie odcinając się ode mnie, mimo że zdecydowanie była na mnie naburmuszona za moje zachowanie. Wciąż nie chciałem pogadać z Tomem i byłem na 90% pewien, że to z tego powodu tak się zachowywała. Może miała rację i byłoby lepiej, żebym pogadał z Tomem twarzą w twarz? W końcu to mój bliźniak, najbliższa mi osoba na świecie.

Drgnąłem z zaskoczenia powracając do rzeczywistości, gdy poczułem coś na swojej piersi. Spojrzałem w dół i zauważyłem układającą się na mnie Emily, która okrywała się też swoim kocem. Nie mogłem się nie uśmiechnąć widząc, jak zachowuje się jak jakiś rasowy kociak. Objąłem ją ramieniem i przytuliłem mocniej do siebie, układając się wygodniej w fotelu. Może ta sytuacja wyjdzie mi na dobre?

Obudziłem się czując, że boli mnie serce. Poderwałem się ze swojego miejsca i czułem, że ledwo mogę złapać oddech. Nie miałem pojęcia, co się w ogóle dzieje i byłem przerażony tym faktem. Czułem czyjeś dłonie na moim ramieniu i słyszałem przejęty głos Emily, jednak za nic w świecie nie byłem w stanie powiedzieć, co mówiła. Próbowałem jakoś uspokoić rozszalały puls, próbowałem zaczerpnąć jakiś normalny wdech a jednak nie pomagała mi żadna technika, której nauczyłem się przez lata.

-Tom.

Sam nie wiedziałem, dlaczego ale miałem silne przeczucie, że chodzi właśnie o mojego bliźniaka i że to on w jakiś sposób doprowadził do mojego stanu. Nie wiem, jakim  cudem miałby to zrobić, skoro wciąż znajdowałem się tak wysoko nad ziemią ale to z pewnością jego sprawka. 

-Nie, musimy wylądować w Los Angeles, tylko jego bliźniak może mu pomóc, rozumie pani?!

Z zaskoczeniem dotarło do mnie, że zrozumiałem każde słowo wypowiedziane przez Emily. Spojrzałem na nią wdzięcznie i pokiwałem głową, ściskając mocniej jej dłoń w swoich palcach. Wiem, że stewardessa coś mówiła i z pewnością zrobiłem niezłą scenę swoim stanem ale mało mnie to teraz obchodziło. Najważniejsze było, żebym jak najszybciej znalazł się przy moim bracie.

-Chce pani być odpowiedzialna za śmierć przynajmniej dwóch osób?! Jeśli nie, to proszę kazać pilotowi wylądować jak najszybciej na lotnisku w Los Angeles i więcej ze mną nie dyskutować!

Po samym tonie głosu Emily wiedziałem, że jest wściekła. Myślałem, że zaraz rozniesie ten samolot na strzępy, jeśli znowu jej się sprzeciwią i nie zrobią tego, o co prosi. Nie miałem pojęcia, skąd tak dobrze wiedziała co ma zrobić i że w tej sytuacji potrzebuję tylko i wyłącznie mojego brata ale to był temat, nad którym będzie czas zastanowić się później.

-Bill, Billy słyszysz mnie? Za czterdzieści minut wysiądziemy w Los Angeles i pojedziemy prosto do Toma, uspokój się, proszę. Oddychaj. 

Wiedziałem, że ma rację i wiedziałem, że nie ma nic lepszego niż wzięcie głębokiego oddechu ale nie potrafiłem. Za każdym razem, gdy próbowałem się uspokoić, nachodziła mnie nowa fala paniki i nie miałem pojęcia, co mam z tym tak właściwie zrobić. Te kolejne pięćdziesiąt siedem minut, zanim znalazłem się w taksówce do domu bliźniaka trwało całą wieczność ale byłem wdzięczny Emily za to, że nie pozwoliła załodze samolotu wezwać do mnie na lotnisko karetkę. Miałem nadzieję, że będąc już w drodze do bliźniaka w jakiś sposób zacznę się uspokajać ale stało się wręcz przeciwnie - zacząłem się czuć jeszcze gorzej i powiedziałbym nawet, że tak właśnie czuje się ktoś, kto umiera.

-Co?! Co ty mówisz... Nie... Przepraszam, proszę pana! Proszę jechać do szpitala USC Medical Center. 

Zerknąłem kątem oka na Emily, która wyglądała na przerażoną i zdawała się być nawet bledsza niż zwykle. Nie miałem pojęcia, co się tak właściwie dzieje ale byłem pewien, że chodzi o mojego brata.

-Będziemy za parę minut... Nie wiem, Heidi, nie mam pojęcia... Ledwo się trzyma, tak... Nie, nie wiem...

-Tom... nie może brać... mo... morfiny ani jej p...

Chciałem powiedzieć, chciałem ich ostrzec ale nie mogłem wydusić z siebie słowa. Zaniosłem się kaszlem w połowie, bo moje płuca nie były w stanie złapać odpowedniej ilości powietrza.

-Ciiś, Bill. Heidi wie. Powiedziała o tym lekarzom, spokojnie.

Poprosiła Emily, gładząc wierzch mojej dłoni. Kuliłem się na tylnym siedzeniu taksówki i czułem się tak okropnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie wiedziałem, jakie będą konsekwencje moich czynów ale wiedziałem, że nie będę w stanie się nigdy od tgo uwolnić. Cokolwiek stanie się mojemu bratu, będzie prześladować mnie do końca życia... O ile to przeżyję.

Droga do szpitala wydawała się trwać całą wieczność. Nie wiedziałem nawet, że czas może aż tak wolno płynąć. Po raz pierwszy nienawidziłem deszczu, który tego wieczora spadł na moje ukochane LA, w którym na powrót odnalazłem z Tomem spokój i anonimowość nie tak dawno temu. Czułem się tak okropnie, że nawet muzyka którą tak kochałem, w tym momencie mnie drażniła. Na szczęście Emily w jakiś sposób o wszystkim wiedziała i nakazała taksówkarzowi wyłączyć radio.

Ledwo zaparkowaliśmy pod głównym wejściem na szpitalny SOR a już znaleźli się przy nas wyciągający mnie z samochodu sanitariusze. Emily krzyczała coś do nich po angielsku ale nie byłem w stanie jej już słuchać. Brakowało mi tchu a uderzające o moją skórę zimne krople deszczu zdawały się być jedyną realną rzeczą istniejącą na tym świecie. Zaraz potem oślepiło mnie światło szpitalnych lamp a ja dalej skręcałem się na łóżku, nie będąc w stanie nawet wyprostować się na łóżku. Wwieziono mnie do jakiejś przyciemnionej sali a gdy w końcu odzyskałem ostrość widzenia, zauważyłem stojące na przeciwko mnie łóżko.

-Tom...

Zawołałem słabo mojego bliźniaka i dopiero po chwili to do mnie dotarło, chociaż ból w płucach i głowie przyćmiewał moją zdolność myślenia. Mój bliźniak leżał nieprzytomny na sąsiednim łóżku, podłączony do jakiś maszyn i z maską na ustach, która dostarczała mu tlen. Wyciągnąłem do niego dłoń ale byłem zbyt daleko, by go dosięgnąć.

-Spokojnie, poczekaj.

Usłyszałem cichy głos i po chwili świat znów zawirował, gdy łóżko znów się ruszyło. Nie minęła minuta, nim moje łóżko z cichym stukiem złączyło się z łóżkiem bliźniaka i w końcu mogłem go dotknąć. Złączyłem palce naszych dłoni i sam nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.


HEIDI

Obserwowałam, jak Bill bierze dłoń Toma w swoją i nagle jakby kompletnie się uspokoił. W jednym momencie odpłynął a aparatura monitorująca czynności życiowe mojego męża wyglądała o wiele lepiej, niż jeszcze chwilę temu. Odetchnęłam z ulgą i opadłam na stojące pod ścianą krzesło czując, że w tym momencie opuszczają mnie wszystkie siły.

-Przepraszam, Heidi.

Usłyszałam cichy głos i spojrzałam na stojącą przy łóżku Billa dziewczynę. Wyglądała na tak okropnie smutną, że aż coś mi się skręciło w żołądku. 

-O czym ty mówisz?

-Mogłam wcześniej zmusić go do przylotu ale liczyłam na to, że w jakiś sposób pójdzie po rozum do głowy i sam się odezwie do Toma. Gdybym zareagowała wcześniej, nie wylądowaliby tu...

Musiałam mieć chwilę żeby dotarło do mnie, co się tak właściwie stało. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie wiem o czym mówi. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do młodszej ode mnie dziewczyny, kładąc jej dłonie na ramionach.

-Nasi chłopcy są cudowni ale to kompletni idioci. Wydaje im się, że sami podejmują najlepsze decyzje ale tak na prawdę bez siebie nawzajem są kompletnie zagubieni. Kiedy zaczęłam spotykać się z Tomem też o tym jeszcze nie wiedziałam. Codziennie dzwonili do siebie a w ciągu dnia wymieniali wiadomości. Znali każdy swój ruch, co wtedy trochę mnie irytowało. Pojechałam z Tomem do Seattle w odwiedziny do moich znajomych. Tom chodził od rana niespokojny i denerwował wszystkich wokoło. Powtarzał, że ma złe przeczucia i coś jest nie tak z Billem. Strasznie się wtedy o to pokłóciliśmy, wytknęłam mu jego nadopiekuńczość. Następnego ranka dowiedzieliśmy się, że Bill jest w szpitalu. Miał niegroźny wypadek samochodowy ale przez to, że jego wyniki nie były najlepsze, został hospitalizowany. Nigdy w życiu nie czułam się tak źle, że nakrzyczałam na Toma o jego obsesję na punkcie Billa. Lekarze nie wiedzieli, co robić, bo jego stan się nie poprawiał. W rekordowym tempie wróciliśmy do Los Angeles. Stan Billa zaczął się poprawiać jak za dotknięciem różdżki w momencie, gdy tylko znaleźli się obok siebie. Od tej pory nigdy więcej nie kwestionowałam ich więzi. Nie sądziłam tylko, że poczucie winy Toma doprowadzi do takiej tragedii...

-Co się tak właściwie z nim stało?

Zapytała Emily po chwili milczenia, odgarniając Billowi włosy z twarzy. Wiedziałam, że w końcu mnie o to zapyta ale wciąż było mi głupio, że nie zareagowałam wcześniej.

-Prawie zapił się na śmierć. Poczucie winy go wykończało, nie dawał sobie rady. Znalazłam go nieprzytomnego na kanapie w salonie. 

Przyznałam w końcu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Emily płacze. Przytuliłam ją do siebie ale doskonale wiedziałam, przez co przechodzi.

Tych bliźniaków nic nie jest w stanie rozdzielić a pośrednio przez nas obaj niemal stracili życia. 

Tego nikt nie jest w stanie zapomnieć.

Komentarze

Popularne posty