Wo bist du? - Rozdział 2


 Siedziałem nad podstawionymi mi przez nos papierami i starałem się odczytać znajdujące się na nich litery, jednak rozmazywały mi się przed oczami i nie potrafiłem nic z tego zrozumieć. Domyślałem się, że muszę to podpisać bo tuż obok mnie leżał długopis ale nie wiedziałem, o co w tym wszystkim tak właściwie chodzi.

-Tom, musisz to podpisać. Pierwszy dokument jest z policji, jako bliźniak i partner biznesoyw Billa musisz to podpisać, żeby policja miała pełne prawo do wszystkich możliwych środków, żeby móc go szukać. Kolejne dokumenty to między innymi scedowanie waszych ubezpieczeń, nie wiemy co się stało z Billem i w jakim stanie go znajdziemy, w ten sposób będziemy mogli ciąć koszty jeśli będzie musiał przejść jakieś leczenie i zezwolenie na zwiększeniu waszej ochrony. Póki nie wiemy, czy Bill zniknął samodzielnie czy nie nie możemy ryzykować, że coś się stanie jeszcze któremuś z was. Ostatnie dokumenty to odwołanie wszelkich prób, nagrywek i koncertów do czasu odnalezienia Billa. Nie ponosicie za to żadnych kosztów ze względu na okoliczności ale to ważne. Proszę cię, Tom, weź się w garść. Jak się rozsypiesz nie będziesz w stanie szukać brata.

Walnąłem pięścią w stół. Miałem świadomość, że Jost ma rację ale i tak czułem się cholernie sfrustrowany i denerwowało mnie to wszystko. Chciałem, żeby Bill znowu był w domu i żebym był pewien, że nic mu nie jest i że jest bezpieczny. Chciałem tylko, żeby mój brat wrócił.

-Tom...

-Uspokój się, wiesz jaka jest ich więź. Tom jest mega wkurwiony tą sytuacją i denerwuje się, że Billowi mogło się coś stać. Nie dziw się, że tak reaguje...

-Wiem!

Wrzasnąłem i doskonale czułem na sobie wzrok ich wszystkich, dokładnie to chciałem osiągnąć. 

-Cholera jasna, wiem, że to ważne i że muszę coś zrobić, żeby znaleźć Billa ale... Nie potrafię się uspokoić ani nic z tym zrobić. Wariuję, bo nie wiem co się stało ani czy nic mu nie jest. Przepraszam, ale nie potrafię inaczej. 

Poczułem silny uścisk czyiś palców na ramieniu a gdy tam spojrzałem, zauważyłem stojącego nade mną ze zmartwioną twarzą Josta.

-Wiemy, Tom i rozumiemy. Wszyscy się martwimy ale nie potrafię sobie wyobrazić, co musisz czuć ty. Bill nigdy tak po prostu nie zniknął... prawda?

Zamurowało mnie. Pytanie Josta sprawiło, że dosłownie spadł na mnie grom z jasnego nieba. Zerwałem się z krzesła jak poparzony i rzuciłem się w stronę salonu.

-MAMO! TATO!

Wrzeszczałem jak opętany wiedząc, że wszyscy w tym domu mają mnie w tym momencie za wariata ale nic mnie to w tym momencie nie obchodziło. Miałem olśnienie i musiałem to jak najszybciej sprawdzić. Może jeszcze będzie dobrze. Może być dobrze, prawda?

-Tom? Kochanie, co się stało?

Mama była nie mniej roztrzęsiona niż ja, jednak starała się jak najlepiej trzymać i aż żal mi było, jak to wszystko przeżywa ale to teraz nie było na pierwszym planie.

-Musimy jechać do Loitsche.

-O czym ty mówisz, synku?

-Tom, przyszło ci coś do głowy?

Usłyszałem za sobą Josta i odwróciłem się. Wiedziałem, że muszę im wszystko wyjaśnić ale irytowało mnie, że opóźni to nasz wyjazd no ale... jak mus to mus.

-Kiedy mieliśmy siedem lat, dzieciaki strasznie się znęcały nad Billem i nade mną. Pamiętasz, mamo? Jednego dnia Bill nie wytrzymał i zniknął w trakcie długiej przerwy. Szukałem go całe popołudnie i w końcu znalazłem go w jednej z jego kryjówek, którą odkryliśmy podczas jednego ze spacerów. Mówił wtedy, że czuje się tam spokojnie i bezpiecznie, jakby zniknął z powierzchni ziemi. Potem chował się tam jeszcze kilka razy. Może teraz też tam jest?

Widziałem błysk nadziei w oczach mamy i wiedziałem, że serce jej pęknie jeśli nie znajdziemy tam Billa ale musiałem chociaż sprawdzić. Skoro była możliwość, że go tam znajdziemy, to musiałem chociaż spróbować.

-Sprawdzę każdą kryjówkę, którą znam w Loitsche. Może coś znajdę... albo znajdę Billa.

-Saki pojedzie z tobą. Ma nie odpuszczać cię na krok. 

-W porządku. Dam znać, jeśli czegoś się dowiem.

Obiecałem i po chwili wypadłem z mieszkania w towarzystwie naszego osobistego ochroniarza. W samochodzie towarzyszyła mi tylko jedna myśl. "Billy, błagam, znajdź się... szybko, proszę." 

Droga do Loitsche chociaż nie jest długa, to tym razem wyjątkowo mi się dłużyła i miałem wrażenie, że zaraz wylezę ze zniecierpliwienia ze skóry. Wierciłem się niepomiernie i wiedziałem, że irytuję swoim zachowaniem Sakiego ale tym razem ze względu na sytuację nie chciał mi zwracać uwagi. Byłem mu wdzięczny za to, że nie próbował wciągnąć mnie w rozmowę, bo nie byłbym w stanie się na niej skupić. Po prostu próbował po cichu mnie wspierać - tak, jak robił to już tysiące razy odkąd został naszym ochroniarzem osiem lat temu. Wiedziałem, że zawsze stoi za nami murem nie tylko jako nasz ochroniarz, ale również jako nasz przyjaciel.

W końcu dotarliśmy na miejsce a ja niemal wystrzeliłem z samochodu ale opanowałem się i poczekałem, aż Saki do mnie dołączy i ruszyliśmy w drogę. Do lasku nie mieliśmy daleko a stamtąd już prosta droga do każdej jednej kryjówki, którą kiedykolwiek z Billem odkryliśmy. Mijały minuty, każdą z kryjówek przeszukiwałem bardzo dokładnie ale... nie znalazłem kompletnie nic. W końcu zmęczony i zrezygnowany opadłem na ziemię i oparłem się o drzewo nie wiedząc, co mam zrobić. Siły kompletnie mnie opuściły i nie miałem już nadziei. Nie znajdę dzisiaj Billa, nie mam pojęcia, gdzie mam to szukać. To uczucie było tak okropne i przytłaczające, że aż się rozpłakałem. Od dziecka ni płakałem tak bardzo, jak teraz. Rzadko zdarzało mi się aż tak bardzo płakać i nie potrafiłem się uspokoić. Saki nie próbował mnie pocieszyć ani zabrać z powrotem. Po prostu usiadł obok mnie i przy mnie był, wspierając mnie bez ani jednego słowa. I byłem mu za to cholernie wdzięczny.

Wróciłem do domu kompletnie przytłoczony i wykończony tym wszystkim. Nie wiedziałem, jak mam powiedzieć rodzicom o tym, że nie udało mi się znaleźć ani Billa, ani żadnej wskazówki o tym, co się z nim dzieje. Wiedziałem, że to złamie im serca - z resztą moje też było złamane na miliard kawałków. Ignorowałem wszystkie wiadomości w momencie gdy orientowałem się, że nie były one od mojego bliźniaka. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezradnie i beznadziejnie.

Wszedłem do salonu i oczy wszystkich skierowały się na mnie. Starałem się powstrzymać zy, co niezbyt mi wychodziło. Nie potrafiłem jednak spojrzeć im w oczy, żadnemu z nich, więc wbiłem wzrok w podłogę i wziąłem głęboki oddech.

-Nie udało mi się. Bill zniknął.

Oznajmiłem cicho. Słyszałem szloch mamy, pocieszające słowa Gordona i przekleństwa Josta. Geo i Gus jak zawsze nic nie mówili, jednak wiedziałem doskonale, co siedzi im w głowach. Żadne z nas nie martwiło się w tym momencie o losy zespołu. Wszyscy byli skupieni na Billu i na tym, żeby się odnalazł. To mogło potrwać a ja nie wiedziałem, ile uda mi się to wytrzymać. Ile uda mi się przeżyć bez mojego bliźniaka? Nie miałem pojęcia.

Z czarnymi myślami i ciężkim sercem poszedłem do swojego pokoju i padłem do łóżka. Najchętniej nigdy już bym z niego nie wyszedł...

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty