Zapisane w gwiazdach - Rozdział 21
Słóko wstępu - odpowiedziałam na wszystkie Wasze komentarze, za które bardzo Wam dziękuję <3
Jeśli zadaliście mi jakieś pytanie odnośnie opowiadań to proszę, sprawdźwie komentarze które u mnie zostawiliście. Będę próbować odpowiadać Wam regularnie <3
Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jestem Wam wdzięczna za Wasze wsparcie i komentarze, nawet nie zorientowałam się, kiedy aż tylu Was tu przybyło!
Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!
~Neko
*pov. Bill*
Byłem przerażony, gdy dwa dni później z samego rana w moim pokoju wraz z lekarzem pojawiło się dwóch urzędników państwowych - jak wyjaśnili nam po angielsku a ja musiałem wysilić mój zmęczony chorobą i wykończony samym faktem, że przebywam w szpitalu mózg. Co prawda wiedziałem, że Tom rozmawiał z tą całą urzędniczką i mieli nam oni pomóc ale i tak bałem się, że zaraz zabiorą nas z powrotem do Niemiec, że nas rozdzielą a potem skażą na więzienie za to, że pokochaliśmy się nie wiedząc o naszym pokrewieństwie. Po tej długiej rozłące przed ucieczką byłem już pewien, że bez niego wręcz umrę. I nie chciałem się przekonywać jak długo zajmie mi, nim faktycznie padnę i pochowają mnie w ziemi.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na bliźniaka, który z uwagą przyglądał się mówiącym do nas ludziom i przez cały czas trzymał mnie za rękę. Rozmyślałem nad tym, co teraz w ogóle będzie. Wiedziałem, że może być ciężko i wiedziałem, że jeśli się postaramy do uda nam się przez to wszystko przejść i jakoś to przetrwać, ale jednocześnie z tyłu głowy miałem świadomość, że stojący przed nami urzędnicy mogą nas zniszczyć i zaprzepaścić wszelkie szanse na jakiekolwiek szczęśliwe zakończenie naszej historii. Oni jednak wydawali się być całkie miły i uśmiechali się do nas ciepło, starali się nas do siebie przekonać ale nie byli oni zbyt nachalni. Podobało mi się to, że nie próbowali na siłę wkraść się w nasze łaski.
-And we think that both of you should go to the therapy. /I myślimy, że oboje powinniście pójść na terapię./
Dopiero teraz zacząłem słuchać. Spojrzałem z zaskoczeniem na lekarza, z którego ust wypłynęły te słowa i poczułem że cały drżę dopiero, gdy Tom mocniej ścisnął moją dłoń i przysunął się do mnie. Nie cierpiałem lekarzy i ledwo wytrzymywałem w tym szpitalu - gdyby nie Tom, pewnie już dawno bym stąd uciekł. Nie chciałem jeszcze dodatkowo musieć chodzić na terapię i odwiedzać jakiegoś pożal się lekarza, który gówno wie o mnie i o moim życiu w dość regularnych odstępach czasu. Chyba zauważyli moją reakcję, bo na twarzy urzędniczki - Tom już wyjaśnił mi, że to właśnie ona zgarnęła nas z drogi po środku niczego - pojawił się ciepły uśmiech. Chciałem im zaufać i pozwolić sobie pomóc ale w jakiś sposób kompletnie nie potrafiłem się na to zdobyć. Może po tym, jak prawie zostaliśmy porwani dla... w sumie sam nie wiem, po co konkretnei chcieli nas porwać, ale po tym zdarzeniu chyba kompletnie straciłem zaufanie do ludzi. Co mogłem poradzić, wiedziałem że jakoś to wpłynie na moją kondycję psychiczną i pewnie jeszcze długo prześladować mnie to będzie w moich koszmarach. Tak to już jest.
-We just want to be sure, that you're living a good life here. The therapist will be able to show you a way and give you support, if you need anything. Otherwhise someone from us have to visit you regullary. We want to give you best possible help and be sure, the therapist will inform us how you doing but they won't tell us, what are you talking about during the therapy. You should think about it, it could help you get through this rough time. /Chcemy być tylko pewni, że dobrze wam się tu żyje. Terapeuta będzie w stanie pokazać wam drogę i dać wsparcie, jeśli czegoś będziecie potrzebować. W innym wypadku ktoś od nas będzie musiał was regularnie odwiedzać. Chcemy wam dać możliwie najlepszą pomoc i być pesni, therapeuta będzie informować nas o tym jak sobie radzicie, ale nie będzie nam mówił o czym rozmawiacie na terapii. Powinniście o tym pomyśleć, to może wam pomóc przebrnąć przez ten trudny czas./
Wyjaśniła spokojnie a ja zerknąłem znowu na Toma, który najwyraźniej właśnie rozważał całą tą sytuację i nasze opcje. Wiedziałem, że wybierze najlepszą z nich i wiedziałem, że mogę pozostawić tę rozmowę w jego rękach. Przynajmniej teraz nie czułem się jeszcze na siłach, żeby brać udział w jakiejkowliek konwersacji a tymbardziej decydować o moim dalszym życiu.
-We will think about it, once we'll get out of here. Is it okay? /Pomyślimy o tym, gdy stąd wyjdziemy. W porządku?/
Zapytał w końcu płynnym angielskim a ja byłem mu wdzięczny. Wybrał chyba najlepszą możliwą opcję. Nie odrzucił ich propozycji ale też nie podjął żadnej konkretnej decyzji, dając nam obu czas do namysłu. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo jestem zestresowany tą całą sytuacją, dopóki nie zaczął masować kciukiem wierzchu mojej dłoni i zorientowałem się, jak bardzo spięty jestem.
-That's okay. We would like to ask you to change your clothes, Bill. The doctor said that you're good to go out, so we want to take you both to your new home. /W porządku. Chcielibyśmy prosić, żebyś się przebrał, Bill. Doktor mówił, że możesz już wyjść więc chcemy pokazać wam wasz nowy dom./
Zdziwiłem się, gdy to usłyszałem ale lekarz stał tylko obok i kiwał głową, potwierdzając jej słowa. To była dla mnie ogromna ulga, bo szpitale wysysały ze mnie wszelkie siły witalne. Chciałem jednak jeszcze coś zrobić, zanim stąd wyjdziemy.
-If you'll give us a minute, Tom will help me change. /Jeśli dacie nam minutę, Tom pomoże mi się przebrać./
Odezwałem się po raz pierwszy tego dnia i zobaczyłem, jak wszyscy kiwają głowami. Lekarz podał mojemu partnerowi jeszcze kilka kartek, na których po angielsku było wiele zaleceń i wyjaśnienie, dlaczego w ogóle przebywałem w szpitalu i jakie podjęto środki leczenia, ale teraz o to nie dbałem. Odetchnąłem z ulgą, gdy po chwili zostawili nas samych. Od razu spojrzałem na bliźniaka.
-Tom, muszę porozmawiać z Williamem.
Widziałem, że zrozumiał. Wiedział, że się boję i nie chciał zmuszać mnie do czegoś wbrew mojej woli. A ja po prostu musiałem. Musiałem być pewien. Musiałem wiedzieć, że nic nam nie zagraża.
Ułożyłem się wygodniej na łóżku i skupiłem się na swoim oddechu, powoli zwalniając bicie mojego serca. Już się nauczyłem, że jeśli będę zrelaksowany i będę intensywnie myśleć o Willu, to w końcu się przy nim znajdę i będę mógł z nim porozmawiać. Czasem z tego korzystałem, ale raczej rzadko pojawiałem się w przeszłości z własnej inicjatywy. O wiele częściej to on do mnie przychodził albo ściągał mnie do siebie, nieraz w najmniej spodziewanych momentach.
-Tak sądziłem, że zaraz się tu pojawisz. Czujesz się już lepiej, prawda? Sir Thomas mówi, że Tom się uspokoił. Strasznie szalał, kiedy znajdowaliście się przy tej drodze i mdlałeś mu na rękach.
Uslyszałem spokojny głos mężczyzny i uśmiechnąłem się do niego. Znajdowaliśmy się w sypialni Willa w jego posiadłości w Londynie. On siedział na swoim ulubionym fotelu przy oknie i czytał książkę, w czym mu najwyraźniej przeszkodziłem, a ja znajdowałem się na kanapie naprzeciwko niego. Podniosłem się do siadu i przeczesałem palcami włosy, odgarniając je trochę do tyłu.
-Tak, już mi lepiej, dzięki. Cieszę się, że zawsze ktoś czuwa nad Tomem.
-Nie tylko nad nim. Ja również nad tobą czuwam, ale nie mogę się kontaktować z twoim bratem.
-Wiem. Dziękuję ci bardzo. Podziękuj ode mnie Sir Thomasowi.
-Oczywiście. Domyślam się, że znalazłeś się tu z konkretnego powodu. Chcesz mnie o coś zapytać?
Widziałem, jak mężczyzna powoli odkłada książkę na stojący obok stolik do kawy, uprzednio zaznaczając stronę na której skończył. Westchnąłem cicho i z uśmiechem pokręciłem głową. Czasem zapominałem, że on jest mną z przeszłości i przecież doskonale mnie zna. Nie powinienem więc być zaskoczony, że wie różne rzeczy.
-Tak, chciałem... ci urzędnicy mówią, że chcą nam pomóc, ale trochę się boję. Nie wiem, czy iść z nimi czy zaraz łapać Toma za rękę i znowu uciekać, gdzie pieprz rośnie. Pomyślałem, że może będziesz mógł mi pomóc podjąć decyzję.
William zaśmiał się cicho i pokazał na ogórd, który skąpany był w jasnym świetle poranka. Słońce pięknie oświetlało zroszoną trawę i rozwijające się kwiaty. Zawsze, gdy miałem okazję spojrzeć na ten piękny ogród, zachwycałem się jego barwami i tym, jak bardzo jest zadbany.
-Spójrz, Bill. Jest piękna pogoda. Wiesz, jesteśmy waszymi poprzednimi wcieleniami. Co prawdwa możemy to robić, ale nie obserwujemy was przez cały czas. Wyczuwamy wasze emocje i na tej podstawie decydujemy się was obserwować albo i nie. Jest jednak jeszcze coś. Gdy któregoś z was ma spojrzeć coś złego, zmienia się pogoda. My jesteśmy uwięzieni w historii, we wspomnieniach, które zapisane są w kodzie waszych dusz. Twoja dusza nosi moje ślady, Bill. Dlatego jesteśmy połączeni. Gdyby ci ludzie wam zagrażali, to niebo nie byłoby teraz tak bezchmurne a Słońce nie budziłoby całej natury do życia. Nie masz się czego bać, Bill. Oni na prawdę chcą wam pomóc. W końcu trafiliście do ludzi, którzy są w stanie wam pomóc. Przyjmij ich ofertę, Bill. Jeśli ci się nie spodoba, zawsze możecie spróbować poszukać czegoś innego na własną rękę za jakiś czas. Na razie skup się na powrocie do zdrowia i poukładaniu sobie tego wszytkiego. Obaj z Tomem ostatnio dużo przeszliście i potrzebujecie czasu, żeby się z tym uporać.
Słuchałem jego slów i chłonąłem ich znaczenie, które docierało do mnie bardzo powoli. Wciąż nie do końca rozumiałem reguły rządzące tym światem, ale wiedziałem że mogę zaufać Williamowi. Nigdy by mnie nie okłamał. Nigdy.
-Nie sądziłem, że po tych wiecznych burzach przez ostatni czas ten ogród tak szybko odżyje.
W czasie, gdy byliśmy z Tomem rozdzieleni i nie mieliśmy kontaktu, często nieświadomie znajdowałem się w tym świecie. Pamiętam, że na zewnątrz szalały okropne burze a czasem nawet huragany i byłem tym faktem przerażony, mimo że w posiadłości nic nam nie groziło. Teraz jednak nie było po tym nawet śladu. Tak mi się przynajmniej wydawało.
-Mój ogród, moje ulubione miejsce w tej posiadłości to miejsce, które oddaje stan twojego serca. Teraz mimo niepewności jesteś spokojny i szczęśliwy, dlatego mógł zakwitnąć. Trzymaj się Toma, Bill. Wtedy obaj będziecie w stanie żyć pełnią życia i odnaleźć szczęście, chociaż nie mam pojęcia, gdzie to będzie.
-Tak zrobię. Dziękuję, Williamie.
-Jestem do twoich usług, Bill. Miło jest zobaczyć, że w końcu wam się układa.
-Mam jeszcze do ciebie tak wiele pytań...
-Na to przyjdzie czas, obiecuję. Na razie wracaj do Toma. Pewnie się o ciebie martwi. Powodzenia, Bill.
Dodał jeszcze na odchodne a ja po chwili obudziłem się na moim szpitalnym łóżku. Tom wciąż czuwał nade mną i ściskał w palcach moją dłoń, uśmiechając się czule gdy tylko otworzyłem oczy.
-Chodźmy, Tom. Musimy zobaczyć nasz nowy dom.
*pov. Tom*
Byłem zaskoczony, że Bill tak łatwo zgodził się na przeprowadzkę ale wiedziałem, że była to zasługa Williama. Musiał go przekonać, że ci ludzie po prostu chcą nam pomóc a skoro sam William tak mówił, nie miałem podstaw by w to wątpić. Z resztą ja sam miałem co do tego dobre przeczucia a Sir Thomas nie pojawił się ani razu, aby zaprotestować. Dlatego też piętnaście minut później wyszliśmy ze szpitala, prowadzeni przez dwójkę urzędników do jednego z rządowych aut. Byliśmy ubrani w nowe ale oczywiście nie markowe ciuchy - szpital postarał się o to, żebyśmy dostali dla siebie torbę ubrań na pożegnanie i dobry start w nowe życie. Bill trochę kręcił nosem, bo praktycznie nic w tej torbie nie było w jego stylu i niezbyt uśmiechało mu się noszenie tego, ale ostatecznie coś dla siebie wybrał. Cały czas narzekał, że większość z tych ubrań jest dobra tylko i wyłącznie dla mnie bo jestem jedynym, który może w tym dobrze wyglądać i zastanawiałem się trochę, czy był to szczery komplement czy jakiś zawoalowany przytyk. Wiedziałem, że niedługo będziemy musieli się wybrać na zakupy do jakiegoś ciucholandu albo coś, ale na razie nie chciałem jeszcze o tym myśleć. Na to jeszcze będzie czas.
Droga ze szpitala do naszego nowego mieszkania zajęła nam zaledwie kilkanaście minut, podczas których żadne z nas nie odezwało się nawet słowem. Wiedziałem, że Bill stresuje się obecnością obcych ludzi i widziałem, jak bardzo wyczulil wszystkie swoje zmysły - pewnie dlatego poczułem się trochę głupio gdy zorientowałem się, że na znaczną część drogi odpłynąłem. Wysiedliśmy pod dość niskim, czteropiętrowym blokiem - z resztą wszystkie budynki dookoła miały właśnie cztery piętra. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem kilka typowych dla osiedla mieszkalnego punktów - ławeczka na niewielkim skwerku, dość duży parking, plac zabaw na którym właśnie bawiły się dzieci i altanka, w której znajdowały się kontenery na śmieci. Podeszliśmy do pierwszej klatki a kobieta otworzyła kluczem drzwi, wchodząc przed nami aby poprowadzić nas na odpowiednie piętro.
-Mieszkanie nie jest jakieś luksusowe, ale ma dwa pokoje, kuchnię i wyremontowaną ostatnio łazienkę. Nie możecie wprowadzać jakiś zmian w konstrukcji, ale możecie je przemeblować czy przemalować. Każda zmiana, która będzie permanentna, musi zostać najpierw zatwierdzona przez spółdzielnię i przez nasz urząd. To niecałe czterdzieści metrów kwadratowych, ale to raczej dość miejsca dla dwóch młodych mężczyzn. Możecie tu zostać na kolejne cztery lata, tylko na taki czas możemy w tym momencie podpisać umowę ze spółdzielnią.
Wyjaśniała i w końcu przystanęła na trzecim piętrze, podchodząc do drzwi najbardziej na lewo od niej. Szybko je otworzyła i wpuściła nas do pachnącego środkami czystości i farbą mieszkania. Wpuściłem Billa przede mną a gdy wszedłem, uśmiechnąłem się. Zaraz na wejściu po lewej stronie mieliśmy dużą szafę i już wiedziałem, że wkrótce Bill wypełni ją ubraniami. Zaledwie dwa kroki dalej po prawej stronie znajdowała się niewielka ale nawet przytulna sypialnia. Naprzeciwko drzwi wejściowych widziałem wejście do kuchni, w której szybko znaleźliśmy zmywarkę, piec, mikrofalówkę i płytę. Kierując się korytarzem w lewo znaleźliśmy niewielką łazienkę z pralką i wanną, a kilka kroków dalej znajdował się dość duży pokój, którego przeznaczeniem najwyraźniej było zostanie salonem. Może gdybym miał wybór, nie zdecydowałbym się na to mieszkanie, ale w tym momencie wydawało mi się ono dla nas idealne i byłem pewien, że dobrze sobie poradzimy w stawianiu pierwszych korków w dorosłym życiu, jeśli będziemy mogli wrócić do ciepłego domu gdzie będziemy mogli być sami ze sobą i po prostu odpocząć.
Spojrzałem na Billa i widziałem wyzierające z jego twarzy zaskoczenie. Tak samo jak ja - nie spodziewał się czegoś aż tak miłego od urzędu i od obcych nam ludzi. Podobało mu się może nawet bardziej, niż mnie. Chyba nawet nie zorientował się, że mocno ściskał moją dłoń w swoich długich palcach, ale nie miałem nic przeciwko temu.
-Podoba wam się?
Zapytała w końcu urzędniczka, która wspierała nas od samego początku, odkąd pomogła nam się dostać do szpitala. Już chciałem się odezwać, ale Bill mnie ubiegł.
-Jest idealnie. Dziękuję. Na prawdę, nawet pani nie wie, ile to dla nas znaczy.
Wpatrywałem się w niego i wiedziałem, że właśnie tak myśli. Całe życie spędził w domu dziecka, nie licząc tych kilka tygodni spędzonych w domu moich rodziców. Nic więc dziwnego, że pierwsze własne mieszkanie sprawiło na nim takie wrażenie. Z resztą ja też bałem się, że będzie gorzej albo co więcej - będziemy mieć jakiś współlokatorów. W dodatku dostaliśmy je na całe cztery lata! Mamy więc czas, żeby skończyć szkołę i znaleźć jakąś pracę a potem zadbać o na prawdę własne mieszkanie. Takie, które wynajmiemy za własne pieniądze na własnych warunkach. Może w tym mieście, może zupełnie gdzie indziej. Ale teraz przed nami była nowa przyszłość, której już nikt nie mógł nam odebrać. W końcu po tych przerażających kilku dniach byliśmy bezpieczni. I uczucie ulgi zalało mnie tak nagle, że aż lekko zakręciło mi się w głowie. To jednak Bill oparł się o mnie ciężko, zmęczony tymi wszytskimi wrażeniami i wciąż będąc chory, bo w szpitalu jeszcze nie wyleczyli go do końca, chociaż było z nim już o wiele lepiej. Przytuliłem go do siebie i poprowadziłem do niewielkiej kanapy, na której go posadziłem. W sumie to nawet nie była do końca kanapa. To była tania wersalka, na której można było spać, co było nawet lepsze. Wszystko co tu się znajdowało było dokładnie przemyślane i umożliwiało nam bycie osobno, jak i pozostanie razem i przyjmowanie gości. Przez myśl przeszło mi, że niedługo trzeba będzie zaprosić Martę żeby przekonała się, że jest z nami w porządku i nie musiała się o nas martwić, bo w tym momencie pewnie umiera ze strachu. Będę musiał wykombinować, jak można się z nią bezpiecznie skontaktować - nie skierowując na nas ścigających nas rodziców.
-Zostańcie tu i odpocznijcie. Macie dość wrażeń na dzić. To wasze kieszonkowe. Będziecie je dostawać co miesiąc na wasze konto, jak tylko założycie je w banku. W razie pytań, w kopercie są nasze wizytówki, możecie dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
Powiedziała kobieta, kładąc na stoliku przed nami kopertę. Pokiwałem głową i spojrzałem jeszcze raz na nią widząc, że oboje zbierają się do wyjścia a na stoliku wylądowały dwa komplety kluczy.
-Dziękuję. Za wszytsko.
W odpowiedzi oboje tylko się uśmiechnęli i wyszli, zostawiając nas samych. A my rozpoczęliśmy właśnie nasze nowe, prawie samodzielne życie.
Czekam na kolejne części!
OdpowiedzUsuńKolejny 01/11/2023 - jak zawsze w co drugą środę :)
UsuńJak dla mnie bardzo spokojna ale 'jednak bogata' w informacje część :) bardzo fajnie się ją czytało ❣️ No i urzekło mnie to jak mega zgrabnie ujęłaś wprowadzenie wątku 'nowego życia bliźniaków' - swoją drogą mam nadzieję, że i lepszego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny - ASIA 💋
P. S. skoro tak nas rozpieszczasz ciekawymi historiami to jesteśmy - kupiłaś nas tym, dlatego osobiście mogę zagwarantować, że zostanę z Tobą do końca i jeszcze jeden dzień dłużej 💕
Ooo powiedzonko od WOŚP <3 Jak słodko, dziękuję Asiu <3 Mam nadzieję, że skoro tak bardzo podobają Ci się te historię to będę mogła Cię nimi raczyć jak najdłużej - małe "zza kulis": aktualnie powstaje opowiadanie o tematyce jakiej w świecie TWC jeszcze nie było i sądząc po komentarzach mojej korektorki się na nim nie zawiedziecie <3 Mam nadzieję, że kiedy w końcu wyjdzie (prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku) będziesz równie zadowolona <3
UsuńJeśli masz ochotę to tutaj - https://calendar.google.com/calendar/u/0?cid=MTZmNTcyYTA4Y2ExMjMzZjAwYTlmYjY2Mzk0OGQ5ZGZkNmFiZThmMGFjN2I3MDM2YWY1YzNmMWYxMDhlNTc4ZUBncm91cC5jYWxlbmRhci5nb29nbGUuY29t - są na bieżąco dodawane daty publikacji rozdziałów :)
UsuńNiestety ten kalendarz mi nie działa ale to nie szkodzi :) i tak tu zaglądam regularnie więc na pewno nic mi nie umknie ;)
UsuńNowy TWC z losami naszych bliźniaków?! Ijeee... To mi narobiłaś 'smaka' 😅😂🤣 już nie mogę się doczekać ❣️
I przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale przez kilka dni leżałam 'plackiem' i nawet nie miałam siły kiwnąć palcem - jak to jesień... Czas choroby :(
Tak więc zabieram się za nadrabianie zaległości w czytaniu (bo widzę, że kolejne opko przez moją nieobecność wpadło) 💕 Pozdrawiam cieplutko ASIA 💋