Dla ciebie - alternativ - Rozdział 9
TOM
Moje życie - życie osoby, która nienawidzi przebywać w szpitalach i przebywała w nich najmniej, jak tylko się dało - odbywało się teraz, o ironio, tylko i wyłącznie na terenie szpitala. Nie opuszczałem Billa nawet na moment, dosłownie zamieszkałem w jego szpitalnym pokoju, mimo że po drugiej stronie ulicy czekał na mnie zdecydowanie wygodniejszy i większy pokój w pobliskim hotelu. Mimo to kategorycznie odmawiałem opuszczenia pokoju bliźniaka, i w końcu zarówno wojskowi jak i personel szpitala to zaakceptowali i już nie toczyli ze mną o to bojów. Miałem szczęście bo wiedziałem, że pozwalając mi na to łamali wiele szpitalnych przepisów ale byłem niewypowiedzianie wdzięczny, że nie robili mi z tego tytułu problemów. Chyba bym oszalał, gdybym musiał się dostosowywać do godzin odwiedzin i nie mógł wiedzieć w każdje jednej chwili, co się działo z moim bliźniakiem.
Minęły pierwsze 24 godziny, po których lekarze oświadczyli, że Bill dobrze zareagował na leki i jego stan będzie się teraz prawdopodobnie już tylko poprawiać. Na to oczywiście liczyłem. Potem minęła kolejna doba i kolejna, a mój braciszek kochany dalej się nie budził i nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim sądzić. Co prawda lekarze twierdzili, że stan Billa się poprawia i że jego wybudzenie się to tylko kwestia czasu, jednak nie potrafiłem tak po prostu czekać i nic z tym nie robić. Męczyłem szpitalny personel i łamałem sobie głowę kwestią, jak mógłbym pomóc mojemu jedynemu i najukochańszemu bratu, jednak nikt nie miał dla mnie żadnych odpowiedzi a ja też na nic nie mogłem wpaść. Wszyscy powtarzali mi tylko jedno - miałem czekać i dać mu czas, żeby się zregenerował.
W końcu minął tydzień od operacji ratującej życie mojego bliźniaka, a ja powoli wariowałem, nie widząc żadnej zmiany w stanie mojego bliźniaka. Już nawet nie reagowałem, gdy lekrze wchodzili do pokoju.
-Tom, stan twojego brata od kilku dni jest stabilny. Jeśli nic się nie zmieni, jutro weźmiemy przystosowany do pacjenta samolot i przeniesiemy go do szpitala w Hamburgu, tak jak było w planie.
Te słowa dosłownie trafiły we mnie niczym błyskawica i przez moment myślałem nawet, że się przesłyszałem. Wpatrywałem się w lekarza jak ostatni idiota, jakbym kompletnie nie rozumiał tego, co właśnie do mnie powiedział ale doskonale wszystko rozumiałem. Miałem tylko jedną wątpliwość...
-Ale przecież jego stan się nie poprawia...
Wyszeptałem, bo niemal zrobiło mi się słabo, słysząc to ale lakarz uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
-Co prawda nie widzisz tego po nim, jednak wyniki Billa są coraz lepsze. Wszystko idzie w dobrym kierunku, więc nie ma powodu ani do obaw, ani do odwlekania dłużej powrotu do Niemiec.
-Skoro tak, to dlaczego nie możemy lecieć już dzisiaj?
-Taki samolot przystosowany do medycznych potrzeb, żeby móc przetransportować pacjenta, który musi stale znajdować się pod aparaturą kontrolującą jego parametry, trzeba zamówić z przynajmniej 24-godzinnym wyprzedzeniem, żeby można było go odpowiednio przygotować do potrzeb pacjenta i zebrać załogę. W innym wypadku taki trasport może być zbyt ryzykowny.
Uspokajał mnie lekarz, z anielską wręcz cierpliwością odpowiadając na moje pytania, które pewnie nie koniecznie nalerzały zawsze do najmądrzejszych ale nie miałem teraz ani zamiaru, ani czasu żeby się o to martwić. Westchnąłem cicho i spojrzałem na śpiącego Billa. Tak o tym myślałem, w myślach po prostu mówiłem, że śpi. Leży na szpitalnym łóżku, blady jak ściana z podłączonymi kroplówkami i jakimiś dziwnymi maszynami, ale jego twarzy wygląda zupełnie, jakby spał. Powtarzałem sobie, że musi odespać ten czas, w którym był w niewoli i nabrać sił, żeby móc się obudzić i znowu stawić czoła światu. Oczywiście miałem zamiar przez cały czas trwać u jego boku i pomóc mu w tej walce.
-Aha, jeszcze jedno. Dzwonił niejaki... David? Był całkiem wkurzony, że nie odbierasz telefonu. Może przydałoby się odezwać do waszej rodziny?
Ajć... no cóż, to była jedna jedyna kwestia, której niestety nie byłem w stanie w tym momencie rozwiązać. Jęknąłem cierpiętniczo i spojrzałem na lekarza z miną, którą Bill nazywał "kot ze Shreck'a".
-Telefon mi się rozwalił... wypadł mi z kieszeni jak wysiadaliśmy na lotnisku i wyzionął ducha, nie mam jak do nich dzwonić.
Wyjaśniłem z najbardziej skruszonym głosem na jaki było mnie stać, bo było mi faktycznie strasznie głupio. Wszyscy bardzo zaangażowaliśmy się w akcję ratunkową mojego bliźniaka, Jost dbał o to, żeby nasza kariera jeszcze istniała w momencie, jak wrócimy do zdrowia a Bill wróci do pełni sił a ja nawet nie poinformowałem ich, że odbiliśmy Billa. Czułem się, jak kompletny idiota.
-Powiem Randalowi, może uda mu się zorganizować ci jakiś tymczasowy telefon, żebyś mógł zadzwonić do tego całego Davida. I chyba do jakiejś dziewczyny, bo jakiś damski głos krzyczał w tle kiedy z nim rozmawiałem. Oboje zdawali się nieźle wkurzeni.
Prychnąłem, słysząc wzmiankę o "jakiejś dziewczynie". To była Ria i byłem tego w stu procentach pewien. Kazałem jej się odpierdolić więc bardzo zastanawiało mnie, skąd znalazła się na tyle blisko Josta, żeby było ją słychać przez telefon. To była jednak kwestia do wyjaśnienia na później.
-Jakiś problem?
Zapytał lekarz a ja... sam nawet nie wiem, dlaczego dostałem typowego dla mojego bliźniaka słowotoku. Zawsze wszyscy twierdzili, że Bill jest gadułą ale kiedy wpadałem w swoje fazy, to nikt nie mógł mnie przebić.
-Ta cała sytuacja jest kompletnie popierdolona. Dziewczyna o której mówisz, to Ria. Poznałem ją kilka miesięcy temu i straciłem dla niej głowę. Olewałem dla niej nawet Billa, zespół, moich przyjaciół... Po prostu robiłem dla niej wszystko, co tylko chciała. Ostatnio doszło do tego, że wystawiłem Billa i zespół, bo ona chciała gdzieś ze mną iść, sam nawet już nie wiem, dokąd. Bill się wkurzył i po chwili znalazłem go nieprzytomnego, w szpitalu okazało się, że znowu niewiele je i stąd jego omdlenie. On po prostu nie potrafi pamiętać o jedzeniu, zajmuje się tysiącem innych spraw i nie myśli o tym, że jeśli nie będzie jadł to nie będzie miał sił na zrobienie tego wszystkiego, co sobie zaplanował. Wkurwiłem się strasznie bo z jakiegoś powodu ubzdurałem sobie, że Bill próbował rozwalić mój związek z Rią. Zwyzywałem go i poszedłem do jakiegoś baru, olewając totalnie wszystkich. No co zrobić, taki mam charakter. Nieźle się upiłem ale następnego dnia okazało się, że Bill zniknął. No... nie tak do końca, wykupił sobie wakacje i zostawił mi na biurku informacje odnośnie jego lotów i hotelu oraz bardzo długi list w którym wyjaśnił, że chce się ode mnie odsunać żebym mógł świeżo spojrzeć na sytuację. Czułem się cholernie źle i chciałem od razu z nim porozmawiać ale jego komórka milczała, więc zadzowniłem do hotelu w którym miał być ale okazało się, że nigdy się nie pojawił. Już wtedy czułem się jak skończony skurwiel i podskórnie wiedziałem, że coś mu się stało i że to była moja wina. Ria próbowała mi coś tam wmówić, że chuj z moim bratem i ona powinna być moim priorytetem, nie mogła zrozumieć tego, że nigdy nikt nie będzie wyżej na liście priorytetów niż mój własny brat bliźniak. No więc się na nią wydarłem i kazałem jej wypierdalać, na co wspomniała coś że jeszcze tego pożałuję i no. Niedługo później przyszła pierwsza kaseta z nagraniem tortur Bill'a, po prostu mowę mi odjęło. Wpadłem w taki epizod pracoholizmu, że dzień i noc siedziałem i organizowałem tę akcję ratunkową, pociągnąłem za wszystkie sznurki za które tylko mogłem pociągnąć i organizowałem wszystko to, co mogłem tylko zorganizować. Miałem cholerne szczęście, że tylu ludzi nas lubi i że dzięki naszej karierze poznaliśmy tak wiele osób, które miały ochotę nam pomóc. Ria próbowała w międzyczasie coś tam jeszcze mieszać, ale kazałem naszej ochronie jej nawet nie wpuszczać i zerwałem z tą suką. Jakoś przez to wszystko zauważyłem, że ona leciała tylko na moją sławę i kasę. Nie mam pojęcia, jak mogłem być tak ślepy i nie zauważyłem tego wcześniej. W każdym razie tak to było i ja nie mam zielonego pojęcia, jak ja kiedykolwiek zdołam zapracować sobie na wybaczenie mojego bliźniaka. Jak mam odkupić swoje winy..?
Wyrzuciłem z siebie niemal na jednym tchu i widziałem ogromne zaskoczenie malujące się na twarzy doktorka. Od razu pożałowałem, że tak mu o wszystkim powiedziałem ale nie było już odwrotu.
-Rozumiem. Cóż, nie jest to łatwa sytuacja ale sądząc po tym, jaka dla publiczności wydawała się zawsze być wasza relacja, Bill ci wybaczy. Co do tej dziewczyny to przypuszczam, że jeszcze trochę czasu minie nim to do niej dotrze i zostawi was w spokoju. No i zarówno tobie, jak i Bill'owi przyda się z pewnością terapia, żebyście mogli to wszystko przepracować ale myślę, że razem dacie sobie radę.
Powiedział w końcu a ja musiałem przyznać, że od dawna nie usłyszałem tak pocieszających słów. W końcu ktoś z zewnątrz mógł w jakiś logiczny sposób ocenić tę sytuację i chyba było mi to potrzebne, żeby móc znów jakoś funkcjonować. Teraz musiałem tylko wykombinować co zrobić, żeby mój brat się obudził.
Mhm... Czyli zbliżamy się do momentu wybudzenie Czarnego ❣️❣️❣️ no... Już dosyć tych szpitali i lekarzy 😅😂🤣
OdpowiedzUsuńOjjj... Po takich 'przejściach' to psychika będzie ładnie rozchwiana... No no i tu liczę na jakiś popis Twoich 'skrzywionych' wyobrażeń i umiejętności pisarskich 💟 mmm... Z niecierpliwością czekam na kolejną część 💟 Twoja ASIA 💋💋💋
Nie wiem, czy serio tego chcesz bo to, co mam w głowie może być zupełnie inne od tego, co chcesz haha
UsuńJeszcze pytasz?! 😅😂🤣
UsuńOczywiście, że chcę... Chyba już Ci to nie raz mówiłam 😅😂🤣 ASIA