Rette mich - prolog

Okey, okey, na początek parę słów wyjaśnienia.
Więc tak, tytuł po polsku oznacza "uratuj mnie" czego pewnie można się domyślić...
Ale wolę napisać bo nie wszyscy muszą rozumieć czy umieć niemiecki ;)
Tytuł wyraża całe opo, które sądzę że będzie dość długie. W moim zamyśle Roppi niemo prosi o pomoc. 
Drugą sprawą jest to, że tak jak zgodnie z propozycjami, opowiadanie zaczyna się gdy nasi Roppi i Tsuki jeszcze się nie znają. 
Jest jeszcze jedna kwestia: 17 lipca wyjeżdżam do Niemiec na 5 tygodni. Będę mieć ze sobą laptopa ale internet będę mieć tylko w telefonie, więc nie będę wstawiać niczego zbyt często. Jak mi się uda co jakiś  czas coś wstawić to to zrobię. Ale niczego nie obiecuję tak, więc najwięcej możecie się spodziewać dopiero mniej więcej w ostatnim tygodniu sierpnia. 
Tak, więc to chyba tyle.
Ahm, no i strasznie się boję jak to opowiadanie się przyjmie ale... trzeba spróbować c:
Zapraszam do czytania i miłych wakacji~!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zimno…
Wszędzie ciemno. Cicho. Jest mi po prostu zimno. Zamarzam, siedząc na krawężniku. Noc jest zimna, podejrzewam, że temperatura spadła poniżej zera. Trzęsę się, a obok mnie przechodzą jeszcze ostatni ludzie, spieszący się na spotkania, imprezy lub wracający do domu z pracy. Obrzucają mnie karcącymi spojrzeniami. To nie tak, że nie mam gdzie iść i się ogrzać. Mam dom. Mimo, iż mam tylko 17 lat, mieszkam wraz z kuzynami w apartamencie, niedaleko stąd. W każdej chwili mogę tam iść. Tylko że…
ten chłód nie bierze się z temperatury powietrza.
Nie. Tak naprawdę, moja skóra zawsze jest zimna i nawet tak bardzo nie odczuwam tej ujemnej temperatury. To zimno jest we mnie i zżera mnie od środka. Ściska moje czarne, zgniłe serce, które ostatnio czuje tylko to przejmujące zimno, tłumiąc nienawiść i obrzydzenie do świata. Dlaczego tak się dzieje? Nie mam pojęcia. To nie tak, że jestem samotny. Mam kilka… bliskich osób które toleruję. Są to moi kuzyni. Ale co w tym złego? Reszty ludzkości nienawidzę. Z całego serca. Napawają mnie obrzydzeniem. Co prawda, moja kochana rodzinka też nieraz to robi, ale ich jestem w stanie tolerować. Jednak uczucia takie jak miłość czy przyjaźń, są mi obce. Czytam o nich tylko w książkach.
Kolejny człowiek zmierzył mnie wrogim spojrzeniem. Odwrócił wzrok gdy tylko spostrzegł moje krwistoczerwone oczy, które były jak u lalki. Sztuczne. Bez życia. Bo i po co żyć, na tym świecie? Nie ma osoby innej niż te, które mijam. Osoby niewinnej. Nie. Nie ma osoby, dla której mógłbym żyć. Więc po co dalej tu jestem? Nie potrafię tego wyjaśnić.
Ulica pustoszała, a ja znów rozcinałem sobie rękę. Od nowa, dodając kolejne blizny. Kolejny raz pokazuję, jaki jestem słaby, beznadziejny i żałosny. Czuję wibrację telefonu, ale nie reaguję. Dopiero gdy kończę znęcać się nad sobą, zerkam na telefon.
Wiadomość od: Psyche
Temat: Dom
Treść: Roppi-kun, wracaj już, proszę, do domu. Jest już ciemno i późno a goście przychodzą z samego rana. Martwię się. Gdzie jesteś?
No tak, kochany, słodki, naiwny Psyche. Ale nawet on nie jest niewinny. Szokujące, prawda? A jednak prawdziwe. Znów spoglądam w niebo i obserwuję gwiazdy. Nie chcę jeszcze wracać. Nie chcę mi się ruszyć. Głowa mnie boli. Ciekawe, od czego? Może się przeziębiłem? Ach, nawet jeśli to co z tego? Nic mi nie będzie. 
Oparłam się o murek, a pod krzyżem poczułem zimny beton. Przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa, ale zignorowałem to i uparcie wpatrywałem się w niebo, które powoli zasnuwało się chmurami. Popadłem w swego rodzaju stan otępienia. Myślałem, zupełnie nie odnotowując tego, co się dzieje obok mnie. Nie wiem, ile tak siedziałem na ziemi, wpatrując się w chmury, które zdążyły już napłynąć. Po pewnym czasie zaczął padać śnieg. Z początku delikatnie, a później coraz mocniej. Moje ciało drżało. Nic dziwnego, miałem na sobie tylko cienką bluzę. Nie jestem normalny. No bo kto przy zdrowych zmysłach zakłada zimowego dnia TYLKO ciepłą bluzę? Hm? No kto? Właśnie. Nikt. Tylko ja.
Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś dłoń na moim ramieniu. Lekko jeszcze zdezorientowany popatrzyłem najpierw na trzymającą moje ramię dłoń, a potem na postać stojącą przede mną. Chłopak odziany na czarno uśmiechał się do mnie.
-Roppi, chodź do domu. – poprosił cicho. Brązowe oczy wpatrywały się we mnie przenikliwie, jakby chcąc przejrzeć mnie na wykot. On zawsze ma takie spojrzenie, czym nieraz przeraża ludzi.
-Izaya, skąd wiedziałeś gdzie będę? – zapytałem. Nigdy wcześniej tu nie przysiadałem, nie mógł więc mieć tego miejsca oznaczonego na swojej mapie ‘ulubione miejsca Roppi’ego’ . Spodziewałem się co prawda odpowiedzi, ale chciałem usłyszeć jej potwierdzenie.
-Mam swoje sposoby. – mruknął wywracając oczami i odsunął się kawałek. - Idziemy. – zarządził i ruszył w stronę apartamentu. Nawet nie obejrzał się czy za nim idę. Wiedział, że tak. Ale nie było mi łatwo.
Czułem się co najmniej dziwnie. Nogi miałem jak z waty, a świat wirował jak na karuzeli. Nie wspomniałem jednak o tym ani słowem i starając się iść normalnie kroczyłem za moim kuzynem. 
Doszliśmy do domu po około 15 minutach. Zdjąłem buty i wchodząc do salonu zerknąłem na zegar. Pierwsza w nocy. Psyche już spał, dlatego w domu było tak cicho.
-Idź od razu do łóżka, zrobię Ci herbaty. Tylko się przebierz. Jak się na jutro pochorujesz to Psy-chan się chyba załamie. – westchnął ciężko Izaya i wszedł do kuchni. Nim zniknąłem w łazience usłyszałem jeszcze, jak nalewa wody do czajnika.
W pomieszczeniu zamknąłem się na klucz i zdjąłem szybko przemoczone i zimne ubranie. Popatrzyłem na ranę na ręce. Na oko… 4 cm. Obmyłem ją tylko woda i odczekałem aż krew przestanie się lać, po czym nawinąłem bandaż byle jak i ubrałem ciepłą piżamę, tak wyraźnie kontrastująca z moją skórą. Wygramoliłem się z pomieszczenia zostawiając ciuchy byle jak, na ziemi i wszedłem po schodach na piętro. Gdy wszedłem do pokoju była tam już ciepła herbata i dzbanek wody, a obok niego szklanka i karteczka.

Gdybyś czegoś potrzebował to zastukaj w ścianę.
Z tym chorowaniem to wytrzymaj, chociaż, jeden dzień.
Chyba że chcesz sprawić przykrość Psy-chan i by ten potem był smutny.
Wiem, że tego nie lubisz.
Dobranoc~
Chłopak nie musiał się nawet podpisywać, bym wiedział, że to on. Psyche już śpi a Hibiya… nawet jeśli nie śpi to na pewno nie zaprząta sobie mną tej królewskiej główki. W sumie to z całej rodziny Hibiyę lubię najmniej…
Usiadłem ciężko na łóżku i opierając się o zagłówek, podniosłem kubek z parująca herbatą do ust. Upiłem łyk, parząc przy tym wargi, ale niezbyt się przejąłem. Piłem dalej, aż nie dotarłem do mniej więcej połowy. Wtedy odstawiłem napój i położyłem się. Chciałem tylko spać… powieki miałem ciężkie, jakby były zrobione z ołowiu, a w dodatku dalej mi było zimno. Otuliłem się szczelnie kołdrą i zwinąłem w kłębek, ale nawet to nie osłabiło tego wewnętrznego zimna. Mimo, że bardzo chciałem, to nie mogłem zasnąć.

W pewnym momencie pomyślałem, że ten pokój jest strasznie duży, zimny i pusty. A przecież był zawalony książkami, płytami i zeszytami, zapisanymi przeze mnie, czasami poznaczonymi krwią. Nie miałem gdzie tego wszystkiego trzymać. Jak mogę twierdzić, że ten pokój jest pusty? Nie rozumiem. Jedyne, co zrobiłem, to skuliłem się trochę bardziej i zacisnąłem powieki oczekując, aż zmorzy mnie upragniony sen, chociaż nadchodził bardzo powoli…
Nadszedł dopiero, gdy już nie wierzyłem, że zasnę. Ale nie był to sen spokojny. Co chwilę budziłem się zlany potem. Nie pamiętam by śniły mi się koszmary, a mimo to było mi gorąco, duszno, a moje gardło płonęło ogniem i już o 4 rano dzbanek z wodą był pusty, a wszystkie okna w pokoju pootwierane na oścież. Wtedy zasnąłem tylko półsnem. Moja podświadomość rejestrowała, że ktoś wszedł, wyszedł a potem znów wrócił. Pokrzątał się chwilę po pokoju i jego dłoń spoczęła na moim czole. Otworzyłem oczy i popatrzyłem na postać siedzącą przede mną. Była wyraźnie niezadowolona.
-Co się stało? – zapytałem, zdzierając sobie gardło. Izaya pomógł mi usiąść i napić się wody. Wcisnął mi do ręki jakieś tabletki.
-Zażyj. – dopiero gdy połknąłem leki kontynuował. – Masz gorączkę. Załatwiłeś się, brawo. A dziś przychodzi Tsugaru. Psyche nakręca się tym od tygodnia. Tak strasznie chce, aby jego ukochany nas poznał, byśmy mieli dobre relacje. Dziesięć razy zmieniał plan spotkania, organizował je i odwoływał na zmianę. Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby spotkanie się nie odbyło? – zapytał. 
Ani on nie musiał mi tego mówić, ani ja nie musiałem odpowiadać. Oboje wiedzieliśmy. Psyche rozpłakałby się, ale jak tylko odzyskałby zdolność mówienia upierał by się, że wszystko jest w porządku i nic się nie stało. Potem chodziłby taki smętny po domu przez pewien czas. Nie lubiłem tego, jaki wtedy był. Zupełnie jak ci zepsuci ludzie. Ale co poradzić? Po prostu postaram się do tego nie dopuścić.
Ułożyłem się wygodniej w łóżku.
-Śpij. Powiem Psy-chan i Hibi-chan że jesteś zmęczony i żeby Ci nie przeszkadzali. Może do wieczora zbijemy tę gorączkę na tyle, byś normalnie funkcjonował przy chłopaku Psy. Śpij. – rozkazał jeszcze i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Nie wiem, czy to za pomocą tabletek czy też wielu nieprzespanych poprzednich nocy, ale szybko zasnąłem. Na szczęście już się nie budziłem co chwilę….

Komentarze

Popularne posty