Bez nadziei - rozdział 7
Czarnowłosy mężczyzna ledwie powstrzymywał emocje. Już, już chciał go przytulić, ale się opanował i zamiast tego oparł się o framugę drzwi.
-Co się stało? Strasznie się tłukłeś.
Stwierdził chłopak i podrapał się po karku, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Z kolei brunet przyglądał mu się uważnie.
Nie wygląda jakby coś sobie zrobił...
pomyślał w końcu z ulgą.
-Dlaczego nie otwierałeś? Martwiłem się.
Spytał w końcu.
-Spałem.
Brązowooki jakby na zawołanie, by udowodnić szczerość swoich słów, ziewnął.
-Rozumiem...
-Następnym razem nie krzycz tak. Ściany są cienkie i przeszkadzasz sąsiadom.
Skarcił go Nez.
-Wybacz, nie będę. Pójdę już.
Brunet zaczął się wycofywać, gdy zatrzymało go wołanie.
-Ruki?
Padło z bladych ust. To sprawiło że zielone oczy powędrowały na drobną postać stojącą w drzwiach.
-Przyszedłeś bo Akira do ciebie zadzwoniła?
Zapytał cicho. Niechętnie, ale brunet musiał przyznać mu rację skinieniem głowy.
-Tak. Pójdę już.
-Jeśli chcesz.
To sprawiło że Sora nie odszedł ani na krok. Wprost przeciwnie, w dwóch susach doskoczył zamykających się drzwi. Pamiętał, że Nez miał już taki nawyk w dzieciństwie, jeśli chciał by ktoś przy nim został ale nie widział ku temu konkretnego powodu, który mógłby przedstawić, albo jeśli po prosty potrzebował tego kogoś przy sobie, zawsze odpowiadał "jeśli chcesz". Dlatego Ruki nauczył się mówić zawsze gdy się z nim żegna "Pójdę już" lub "To może lepiej pójdę" albo też "Nie będę ci dłużej przeszkadzał".
-Mogę zostać?
Zapytał zaskoczonego chłopaka który tylko skinął głową i przepuścił go w drzwiach.
-Rozgość się, pójdę po coś do picia.
Powiedział i zniknął w kuchni, zostawiając swojego gościa w salonie. Yuki nigdy wcześniej nie miał okazji przyjrzeć się mieszkaniu byłego chłopaka, więc teraz z zaciekawieniem je oglądał. Na półce z książkami znacząco odznaczał się stary, poniszczony, obity skórą zeszyt. Już chciał po niego sięgnąć by go przejrzeć, gdy usłyszał cichy głos za plecami.
-Nie dotykaj go, proszę.
Na stole wylądowały ciastka z nadzieniem czekoladowym, karton soku jabłkowego i dwie szklanki. Nezumi usiadł po jednej stronie kanapy, Ruki zaraz dosiadł się na drugim końcu. O czym mieli rozmawiać? Sam nie wiedział od czego zacząć. I wtedy go olśniło.
-Haruki, opowiesz mi o czymś, co wydarzyło się w ciągu tych kilku lat?
Zapytał, przykuwając ciekawe spojrzenie brązowych oczu.
-W ciągu ostatnich lat, mówisz...
Chłopak zastanowił się chwilę.
-Pamiętam, że jakieś dwa lata temu miałem okres, kiedy nosiłem na obu nadgarstkach całe naręcza rzemyków, we wszystkich możliwych kolorach. Wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli, ale nie przeszkadzało mi to. Szedłem sobie przez park i nagle podbiegł do mnie mały chłopiec, miał może 9 lat. Złapał mnie za rękę i najpierw smutno popatrzył na moje nadgarstki i przeguby, a potem spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: Proszę, nie umieraj. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałem tego chłopca. To było na prawdę dziwne.
-No cóż, chyba był moim aniołem stróżem.
Odparł całkowicie poważnie mężczyzna, patrząc w zdziwioną twarz szarowłosego.
-Bo chyba bym zwariował gdybyś umarł.
Dokończył niskim głosem, niemal szepcząc. Jednak te słowa odbijały się echem w sercu Nez'a.
-Może.
Przyznał z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie mógł się powstrzymać. Dawniej zawsze uśmiechał się w towarzystwie Kuro, teraz mu to wracało. Ale nie specjalnie się tym przejął. Na razie.
Nagle zadzwonił telefon czarnowłosego.
-Eh, przepraszam, to z agencji.
Model wstał i odebrał.
-Halo? Tak... Ej no, serio? Ale miało być za tydzień! No tak, tak, dobra, rozumiem. Będę. Cześć.
Rozłączył się z cichym westchnieniem i wrócił do salonu.
-Haruki, przepraszam, muszę jechać pilnie do agencji. Zdzwonimy się jutro, co ty na to?
Zapytał chłopaka z ciepłym uśmiechem.
-Jutro idę do pracy. Możemy się spotkać jak skończę.
Odparł szarowłosy i zerknął na materiały, które musiał dzisiaj wysłać autorowi.
-Okey, to zadzwoń do mnie jak wyjdziesz z redakcji. Muszę lecieć, cześć!
Rzucił Ruki i zniknął za drzwiami mieszkania. Nez zajął się swoją robotą po czym zaczął sprzątać. Spomiędzy starych książek i zeszytów, wypadło nagle zdjęcie. Podniósł je i uśmiechnął się. Jego 19 urodziny. Ruki i on. Razem. Szczęśliwi. Trzymający się za ręce. Wtedy życie było wspaniałe. Miał wszystko, bo miał kogoś, kogo kochał i kogoś, kto kochał jego. Wtedy wydawało mu się że to wszystko, czego potrzeba mu do szczęścia. W sumie chyba dalej tak jest, jak się nad tym zastanowić. Chciałby odzyskać to szczęście,
~*~
Rozzłoszczony czarnowłosy wszedł do agencji i zmierzył wrogim spojrzeniem szatyna w okularach i garniturze, stojącego z plikiem papierów w ręce. Ten tylko uśmiechnął się beztrosko.
-Oj no weź, nie kręć nosem. Zadzwonili do nas dzisiaj że albo teraz albo w cale, no co miałem zrobić? Okazało się że konkurencyjna firma ma ten sam termin, więc chcą być pierwsi. A co, przerwałem ci randkę? Z jakąś fajną laską? Albo z jakimś innym modelem?
Zapytał, sugestywnie unosząc brwi.
-Pff, chciałbyś. Można powiedzieć że przerwałeś mi randkę. A co, zazdrosny? Masahi, dziewczyna zostawiła cię po dwóch latach związku, wiem, że cię to boli, ale nie niszcz mojej szansy, co?
Odparł z zadziornym uśmiechem na ustach.
-Nie dokuczaj mi! Nie moja wina że poleciała na kasę tego gościa.
Burknął szatyn.
-Nie wiem, co ona w nim widzi oprócz kasy. Przecież jest stary i brzydki. Co, kasa najważniejsza czy jak?
-Najwyraźniej, stary, najwyraźniej. Witaj, Yuriko.
Do mężczyzn podeszła drobna brunetka o kocich oczach i perfekcyjnym makijażu i ubiorze.
-Cześć, Ruki. Chodź, umaluję cię do zdjęć. Zażyczyli sobie krwi...
Westchnęła wywracając oczami.
-I muszę zrobić ci jeszcze bledszą skórę. Nie wiem, czemu nie mogą cię dać do innych zdjęć. Ty masz perfekcyjną twarz, najmniej roboty mamy przy charakteryzowaniu ciebie, ale nieee, oni chcą wampira i koniecznie ciebie. Co za ludzie.
Marudziła jak zwykle, prowadząc do fotela przed ogromnym lustrem.
-Zrobić cię bladego to pięć minut, ale muszę jeszcze dokleić ci sztuczne kły i dać soczewki... tak, tak, wiem, że ich nie lubisz, ale to konieczne, i muszę posmarować ci usta i podbródek krwią, ale to może jak już się przebierzesz. Będziesz pozować z Mi-san. Oh, no i jeszcze zgubiłam paletę z cieniami! Mizumi, gdzie jest twoja paleta cieni?! Mogę się pożyczyć? Dzięki.
Odebrała paletę od koleżanki i zabrała się za dalszą część swojej pracy, cały czas gadając.
-Jeszcze sobie wymyślili, że tu ciemniej, tu jaśniej, tu tak, tu siak, nie tak jak ja uważam że jest dobrze, bo dla nich to źle. Bo tutaj ma być czarny, tutaj kobaltowy a tu jeszcze inny. A i jeszcze mam ci włosy ułożyć, żeby były rozwiane bez wiatraka, bo oni NIE CHCĄ wiatraka.
Gadała jak najęta.
-Gotowe. Idź się przebież i dodamy krew.
Oznajmiła w końcu. Znudzony Ruki wstał i poszedł do przebieralni. Ubrał się w wyjęte rodem z dziewiętnastego wieku ubrania i wrócił do swojej stylistki. Ubabrała go całego w sztucznej krwi i wypchnęła za drzwi na plan, gdzie czekała już Mi. Mi jest piękną modelką, początkująca ale już zyskała ogromną popularność. Ubiera się w stylu gyaru i ma rozjaśniane włosy do blondu, zawsze nosi powiększające oko soczewki. Jest miła ale Sora jakoś niespecjalnie mógł się z nią dogadać.
-Cześć, Mi.
Przywitał się i niczym dziewiętnastoletni mężczyzna skłonił się przed dziewczyną w zwiewnej sukni.
-Witaj, paniczu Ruki.
Uśmiechnęła się i dygnęła elegancko. Przyszedł fotograf...
~*~
-Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie.
Powiedział, jakby przekonując sam siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz