Rette mich - rozdział 11
Yo~
Wracam po dłuższej, przerwie, gomen, za dużo na głowie ;-;
Ale rozdział już jest, więc chyba mi wybaczycie, ne? ^^
Wracam po dłuższej, przerwie, gomen, za dużo na głowie ;-;
Ale rozdział już jest, więc chyba mi wybaczycie, ne? ^^
Zapraszam~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następny dzień był zupełnie zwyczajny, Shizuo obudził mnie trzaśnięciem
drzwi gdy wychodził. Albo spóźnił się do pracy, albo wkurzył się na
Iza-nii. Jedno i drugie jest tak samo prawdopodobne.Przeciągnąłem się i zerknąłem na zegarek. Było zaledwie kilka minut po ósmej. Wstałem z cichym westchnieniem i zszedłem do kuchni zrobić sobie kawy. Miałem przed sobą jeszcze sporo czasu, ale i tak już nie zasnę. Nastawiłem wodę i oparłem się o blat, czekając, aż się zagotuje.
Do kuchni wpadł Iza-nii w świetnym humorze.
-Jak tam, Roppi-chan~?
Wyśpiewał i cicho stęknął, gdy schylił się do lodówki. Czyli Shizuo-kun się wyżył. Może nie rozniesie miasta? Chociaż z tą dwójką to nigdy nic nie wiadomo.
Chwyciłem za czajnik który cicho pstryknął i zalałem przygotowaną wcześniej kawę.
-Zrób mi też.
Poprosił kuzyn siadając przy stole z wyciągniętym z lodówki sushi. Zgadniecie, co jadł? Nie, to nie możliwe. Tak, to było ootoro. Brunet potrafił przez cały tydzień żywić się tylko tym. Ale Shizuo teraz w miarę dba o jego jedzenie. W miarę bo nie było go tu 24 na dobę.
Przygotowałem też drugą kawę i postawiłem przed kuzynem, samemu siadając naprzeciwko.
-Nic nie zjesz?
Zapytał znad swojego ukochanego tuńczyka. Jako dziecko, Psy śmiał się, że kocha ootoro bardziej niż swoich ludzi. Jakoś teraz sobie o tym przypomniałem.
Ogrzewałem jak zwykle zimne dłonie, przykładając je do kubka z gorącym napojem.
-Nie, nie jestem głodny.
Znów zobaczyłem jego trochę zmartwione spojrzenie, jednak zaraz to ukrył.
-No dobrze, ja wracam do pracy~.
Wstał i wyszedł, zabierając ze sobą kubek. Zostałem więc w pomieszczeniu sam. Psyche jeszcze śpi, Hibiya od kilku dni zalega u Delic'a. Rozejrzałem się po kuchni i zobaczyłem nóż leżący na blacie.
Wstałem i chwyciłem go w dłoń, powoli obracając. Po co? Sam nie wiem. Po prostu wpatrywałem się w ostrze, to, jak błyszczy i odbija światło, czując coraz większą chęć na użycie go, w nieodpowiedni sposób.
Byłem jak w transie.
Przyłożyłem ostrze do nadgarstka, na którym są ledwo widoczne, stare blizny. Wzdrygnąłem się, czując zimną stal na skórze. Zrobiłem delikatne nacięcie, przebijając ledwo naskórek. Przycisnąłem odrobinę mocniej i po chwili zobaczyłem kropelki krwi.
Przestraszony odrzuciłem ostrze od siebie i chwyciłem się za nadgarstek. Spoglądałem wystraszonym wzrokiem na ostrze. Zerknąłem na pojedynczą kroplę krwi, która zostawiała delikatny szlaczek na bladej skórze.
Usiadłem pod ścianą, próbując uspokoić rozszalały oddech. Znowu... znowu dałem się mojej masochistycznej stronie. O mało się nie zabiłem. Wiem to, po dłuższym czasie zawsze ciąłem głębiej. Mogłem przeciąć żyłę..
Na samą myśl zadrżałem, chowając twarz w dłonie.
Zaraz jednak wstałem i próbując opanować drżenie rąk umyłem szybko przedramię i nóż, chowając się z powrotem do pokoju. Może Tsuki nie zauważy? Miałem tylko tę cholerną nadzieję, że nie. Nie chcę, żeby cierpiał... ale ta potrzeba bólu była czasem zbyt silna. Nie potrafię tego kontrolować.
Poczułem gorące łzy na chłodnych policzkach. Płakałem. Wtuliłem policzek w poduszkę, spoglądając na nasze wspólne zdjęcie.
-Przepraszam.
Posłałem uśmiechniętej postaci blondyna ciche słowa.
Nie jestem pewien, ile tak leżałem, ale z letargu wyrwało mnie pukanie do drzwi.
-Tak?
Zapytałem. Tsuki już przyszedł? Ale... przecież miał zostać dłużej w pracy. Jednak gdy drzwi się otwarły, zobaczyłem w nich Izayę.
-Zostajesz w domu sam.
Powiedział i podszedł do mnie. Przyłożył dłoń do mojego policzka.
-Płakałeś?
Zdziwił się. Usiadł na skraju łóżka, a ja tylko skinąłem głową.
-Trochę..
Przyznałem w końcu.
-Wszystko w porządku?
Zapytał niepewnie. Pewnie zastanawiał się, czy na pewno może wyjść.
-Tak.. miałem chwilę słabości, to nic.
Zapewniłem. Ciemnobrązowe oczy zmierzyły mnie uważnym spojrzeniem, po czym mężczyzna westchnął i wstał.
-Psyche wyjechał z Tsugaru na tydzień. Ja wrócę jutro. Mam nadzieję, że Tsuki zostanie z tobą na noc? W mojej szafie znajdzie jakieś ciuchy Shizu-chan'a. Pewnie będą trochę przyduże, ale Shizu nie ma nic przeciwko.
Poinformował mnie.
-Na pewno mogę wyjść?
Zapytał jeszcze raz, stając w drzwiach.
-Poradzę sobie.
Kątem oka zerknąłem na zegarek. Dopiero dziesiąta... co ja mam jeszcze robić przez tyle godzin?
-Dobrze, tylko coś zjedz, proszę. Nie chcę zastać trupa jak wrócę.
Poprosił, po czym uśmiechnął się po swojemu i wybiegł z mieszkania, cicho zamykając drzwi.
Zerknąłem za okno. Słonce świeciło jasno, tak, że musiałem przymknąć oczy. Rozejrzałem się po pokoju. Może coś narysuję? Tak, to chyba dobry pomysł. Zajmę się czymś na kilka godzin, a Tsuki pewnie się ucieszy.
Wyciągnąłem kredki i kartki, po czym chwyciłem ołówek, szkicując pierwszy zarys. Chwilę to zajęło. Ciągle coś mi nie pasowało. Ciągle coś poprawiałem.
W końcu uznałem szkic za znośny i zacząłem robić kontury cienkopisem. Zostawiłem na chwilę, żeby wysechł i zmazałem resztki ołówka spod konturów. Przyjrzałem się pracy i zastanowiłem się, jakich kredek użyć. W końcu wybrałem te ołówkowe i zacząłem nadawać pracy koloru. Nie zwracałem uwagi na czas, liczył się dla mnie efekt.
Gdy skończyłem, spojrzałem krytycznie na pracę. Przedstawiała chłopca bawiącego się ze swoją młodszą siostrą. Wyszło... nieźle. Jakieś takie wesołe. Delikatne.
Zerknąłem na zegarek. Tsuki zaraz powinien być, zbliża się czwarta.
Zostawiłem rysunek na stole i zszedłem do salonu, czekając na jego przyjście. To dosyć żałosne. Zachowuję się jak zakochana nastolatka. Albo jak Psyche. Jednak chciałem go zobaczyć.
Gdy usłyszałem skrzypnięcie zamka, poczułem jak serce mocniej zatłukło się w mojej piersi.
Ujrzałem go i już po chwili byłem tu obok niego. Obejmował mnie ciepłymi dłońmi, gładząc moje plecy. Poczułem przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
-Jesteś.
Powiedziałem, zadowolony. Dopiero teraz zauważyłem, że trochę zmężniał odkąd go znam. Zerknąłem w jego oczy.
-Przecież obiecałem.
Odparł cicho i chwycił mnie za podbródek, Już po chwili całował mnie namiętnie ale jednocześnie delikatnie. Zamruczałem cicho, co mnie zdziwiło. Nigdy nie wydawałem takich odgłosów. Drugą ręką objął mnie mocno w pasie, przyciągając bliżej siebie. Czułem ciepło bijące od niego. Jedną dłoń oparłem na jego ramieniu, drugą założyłem na kark. Troszkę dziwnie mi z tym było, ale... coś mi mówiło, że tak właśnie powinno być.
Odsunął się ode mnie dopiero po dłuższej chwili i zerknął mi w oczy. Uśmiechał się.
-Chodź, zjemy coś.
Powiedział, delikatnie ujmując moją dłoń i prowadząc do kuchni. Posadził mnie na krześle i zajął się robieniem obiadu.
-Mogą być omlety?
Zapytał, chociaż zorientowałem się dopiero po chwili.
-Jasne. Pomóc ci?
Zapytałem, i już miałem wstać, gdy pokręcił głową. pozostałem więc na swoim miejscu przyglądając mu się. To prawda, że jesteśmy najmłodsi z rodzin, ale.. aż tak się zmienić? W ciągu kilku miesięcy? Zdecydowanie jest odrobinę wyższy. Ma szersze barki i mocniejsze rysy szczęki. Do tego jego charakter. O tak, nie da się nie zauważyć, że jeszcze do niedawna nieśmiały i rumieniący się przy każdej okazji Tsuki, był coraz odważniejszy. Mówił rozmówcom w oczy, rzadko zdarza mu się zająknąć, jest coraz śmielszy w stosunku do każdego, a chyba w szczególności w stosunku do mnie.
Gdy odkaszlnął zorientowałem się, że patrzy na mnie z rozbawieniem, a ja od dłuższego czasu po prostu się na niego gapię. Chyba się lekko zarumieniłem, sądząc po cieple na policzkach, i szybko spojrzałem za okno.
-No co?
Zapytałem jakby nigdy nic.
-Nic, zdawało mi się że patrzysz na coś interesującego.
Odparł lekko i postawił na stole dwa talerze i sztućce. Usiadł naprzeciw mnie.
-Itadakimasu.
Rzucił i zaczął jeść. Zerknąłem na niego, na jedzenie, po czym chwyciłem sztućce i zabrałem się za obiad.
-Itadakimasu.
Odparłem. Co chwilę na mnie zerkał. Chyba czekał na opinie.
-Dobre. -zdobyłem się na ten komentarz. Tylko na taki. Bo w końcu danie blondyna na prawdę bardzo mi smakowało.
Chyba jednak domyślił się, co chciałem powiedzieć, bo tylko się uśmiechnął i kończył swoją porcję. Zrobiłem z moim posiłkiem to samo i już po chwili chowałem naczynia do zmywarki. Tsuki czekał na mnie przy drzwiach. Idziemy do naszej oazy. Do mojej sypialni.
Wdrapaliśmy się po schodach i weszliśmy do mojego ciemnego pokoju. Słońce już zniknęło za horyzontem. Zasłoniłem okno i zapaliłem światło, byśmy cokolwiek widzieli. Jednak nie ostre światło, a takie delikatne, dające ładny półmrok. Lubiłem to a i Tsukiemu chyba nie przeszkadzało takie oświetlenie.
Przysiadłem na łóżku i obserwowałem, jak blondyn robi swoistą inspekcję. Szukał czegoś, co go zaniepokoi. Robił tak co jakiś czas. Dotarł w końcu do biurka i wziął rysunek w swoje dłonie. Uśmiechnął się lekko i zerknął na mnie. Ciepło zalało powoli moje serduszko, rozgrzewając je.
Dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę z tego, że delikatnie się uśmiecham. Ale.. chyba mogę, nie? To w końcu Tsuki.
Podszedłem do niego i pocałowałem delikatnie. Chciałem to zrobić. Znów poczuć jego wargi.
Pogładził mnie po policzku i objął w pasie, przyciągając do siebie tak, że nie było ani milimetra między naszymi ciałami. Ocieraliśmy się delikatnie o siebie, a blondyn po chwili pogłębił pocałunek. I jeszcze trochę... poczułem jego język w ustach i sapnąłem cicho, jednak... pozwoliłem mu na to.
Jego dłoń zawędrowała pod poły mojej bluzy i zdejmował ją, przejeżdżając po moim prawym nadgarstku. Jego dotyk był delikatny, a zostawiał ogień. Nagle zatrzymał się na moim nadgarstku, i mruknął niezadowolony, przerywając pocałunek.
Rozkojarzony patrzyłem na niego nic nie rozumiejąc. Rozmyślił się? Co się stało? Przyglądał się mojej ręce. Powędrowałem za nim wzrokiem i natrafiłem na świeże nacięcie. Wtedy do mnie dotarło.
Spojrzał mi głęboko w oczy, marszcząc brwi.
-Roppi.. co to ma być?
Komentarze
Prześlij komentarz