Dla Ciebie - Alternativ - Prolog
Cześć :)
Jak powiedziałam - zaczynam publikować tutaj alternatywną wersję "Dla Ciebie" co pierwotnie pisałam z Azusą tutaj Świat według czarnych róż
Jak powiedziałam - zaczynam publikować tutaj alternatywną wersję "Dla Ciebie" co pierwotnie pisałam z Azusą tutaj Świat według czarnych róż
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu - będzie zupełnie inna :)
Publikacja w każdy piątek i okazjonalnie w poniedziałki (jak dzisiaj) :)
Publikacja w każdy piątek i okazjonalnie w poniedziałki (jak dzisiaj) :)
Zapraszam
~Neko
~Neko
BILL
-Tom? Jesteś gotowy? Za chwilę musimy wyjść.
Zapytałem bliźniaka, wchodząc do jego pokoju i przystając w drzwiach. Odgarnąłem z twarzy kilka niesfornych kosmyków czarnych włosów, które opadały mi na oczy i mnie denerwowały przez to. Mam nadzieję, ze szybko urosną, bo chyba je zetnę - są za krótkie! Wróciłem spojrzeniem na bliźniaka. Grzebał za czymś w szufladach swojego biurka, a mnie powoli zaczynała ciążyć wypchana po brzegi torba wisząca na moim wątłym ramieniu. Ktoś mi powie, czemu mój braciszek aż tak się stroi do studia?
-Nie. Nie wiesz może, gdzie zostawiłem perfumy? Te, co dostałem od mamy na urodziny.
Zapytał, przetrząsając kolejną szufladę w biednym meblu. Dosłownie mnie zamurowało. Stroi się, perfumuje... tego nie robi normalnie. Chyba, że chce wyrwać jakąś laskę. Ale przecież ostatnio jest w związku, więc po co?
-Stroisz się dla Geo czy co?
Roześmiałem się. Ja rozumiem, że ja, no wiem, stoję w łazience godzinę i robię sobie makijaż i się perfumuję. Dziś co prawda zrezygnowałem z makijażu, ale się wyperfumowałem i uczesałem ładnie włosy. Oparłem się w końcu o futrynę. Nie powiem, nie czuję się zbyt dobrze, szczególnie ostatnio. Zwyczajnie jednak to ignoruję, jak z resztą większość rzeczy, które składają się na moje złe samopoczucie. Jednak w chwili, gdy czekoladowe oczy spojrzały na mnie z jawną złością, zamarłem. O co on tak się denerwuje? Nie poznaję go. Zawsze raczej śmieje się z takich rzeczy.
-Jasne. Zakochałem się w nim na zabój i zamierzam dziś wyznać mu miłość.
Warknął, a ja nie wiedziałem, jak mam zareagować, co odpowiedzieć. To wszystko jest takie dziwne... co się dzieje? W głowie przeglądałem tysiące możliwości i gdy znalazłem tę właściwą, zwiesiłem ramiona pozwalając, by ciężka torba upadła na ziemię z cichym plaskiem. Milczałem przez chwilę zawiedziony. Błagałem, bym się pomylił.
-Spotykasz się z Rią.
Powiedziałem cicho, ale bardzo wyraźnie było to słychać w ciszy, jaka w tym momencie zapanowała w domu. Po wyrazie jego twarzy dobrze wiedziałem, że trafiłem. Uśmiechnął się.
-Bingo.
Rzucił i w końcu chwycił w dłonie buteleczkę, której tak długo szukał. Spryskał się a we mnie wzrastała złość przemieszana z gorzkim rozczarowaniem. Jak on mógł? Tak mnie wystawić? Nas! Cały zespół! Na prawdę, Tom... nie mam siły się kłócić a ostatnio ciągle to robimy. Zachciało mi się płakać. Ja już siadam psychicznie...
-Obiecaliśmy... zapewniałeś Josta, że będziemy... chociaż mnie podrzuć...
Nie to, że nie umiem prowadzić, ale nie lubię, a nie miałem już zupełnie sił by się z nim kłócić. Ból głowy rósł a w moich oczach wciąż wzbierały łzy, które cudem tylko nie popłynęły jeszcze po policzkach. Odkąd Ria pojawiła się w naszym życiu, ciągle się kłócimy. Oddaliliśmy się od siebie. Nie ma już "nas". Tak, jakbyśmy nigdy nie istnieli. A ja... potrzebuję cię. Jesteś mi najdroższą osobą, w której na dodatek się zakochałem. Nie ważne, że nigdy nie będziemy w taki sposób razem, ja po prostu chcę odzyskać brata. Nie patrzyłem już na ciebie, ale wiedziałem, że ty na mnie tak.
-Zadzwoń do chłopaków, zabieram samochód.
Znieruchomiałem. Nawet oddychać przestałem. W tym momencie od bólu głowy niemal nie zgiąłem się wpół. Po prostu hamowałem łzy i starałem się nie oszaleć z bólu, który odbierał mi resztki sił. Sięgnąłem po torbę i bez słowa wycofałem się, zbiegając po schodach, chociaż z każdym krokiem widziałem coraz gorzej. Nie zatrzymałem się i to był błąd. Będąc już prawie przy drzwiach straciłem równowagę. Kompletnie straciłem zmysł wzroku i nim zdążyłem zacząć panikować, uderzyłem głową w drewniane panele, tracąc przytomność.
TOM
Prychnąłem cicho, gdy wybiegł z mojego pokoju, a zaraz potem po raz drugi, gdy usłyszałem huk z przedpokoju. Oby tylko nie odwalił czegoś głupiego w ramach protestu, ale w sumie jest dorosły, więc o co ja się martwię? W głowie już układałem plan popołudnia i wieczoru z Rią. Nie zamierzałem jej dzisiaj oszczędzić. Nie usiądzie przez dobry tydzień. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Kocham ją, pożądam jej, to chyba dobrze, nie? A Bill... Bill powinien zrozumieć. W końcu to on zawsze chrzanił o miłości i gdy mi się przytrafiła, stroi fochy. Nie rozumie, że to Ria? Moja ukochana? Świadomie ignorowałem narastający we mnie niepokój, odbierając go za konsekwencję kolejnej kłótni z bliźniakiem. Codziennie się kłócimy, odkąd zacząłem spotykać się z Rią tak na poważnie. Co ja poradzę? Nic.
Stwierdzając, że w końcu jestem gotowy, zszedłem na dół, jednak z każdym krokiem byłem coraz bardziej zaniepokojony i nie potrafiłem nawet powiedzieć, dlaczego. Gdy stanąłem u szczycie schodów dotarło do mnie, skąd to uczucie. Przy drzwiach leżał nieruchomo mój bliźniak w nienaturalnej pozycji. Czując przypływ paniki zbiegłem po schodach i klęknąłem przy nim, pierwsze co, dotykając dłonią jego bladego policzka. Jego cienka jak bibuła, biała jak kreda skóra była tak różna od mojej, czarne włosy odcinały się od niej, jakby ktoś je namalował na jego cerze... Nie zareagował nawet na klepanie po policzku. Z każdą sekundą mój strach rósł. Nie mogę go stracić. Wziąłem go ostrożnie na ręce i zdziwiłem się, jak lekki i bezwładny jest. Bezwładność mogłem zrozumieć, ale lekkość? Z miesiąc temu zasnął w samochodzie i zanosiłem go do łóżka - był lekki, ale nie aż tak! Ile on znów schudł?
-Billy? Bill, proszę, otwórz oczka. Nie strasz brata.
Prosiłem, chociaż wiedziałem, że to nie ma sensu. Ułożyłem go delikatnie na kanapie w salonie i będąc już na granicy obłędu wyciągnąłem telefon, wybierając pierwszy lepszy numer. Wpatrywałem się w jego idealną, spokojną twarz. Dostrzegałem zapadłe policzki i podkrążone od braku snu oczy.
-Tom? Gdzie jesteście?
Usłyszałem przyjaciela po drugiej stronie, ale zupełnie zignorowałem jego pytanie.
-Bill umiera...
Powiedziałem słabo, trzymając go za dłoń. Poczułem panikę i ból straty tak dotkliwy, że aż zachciało mi się płakać. Westchnąłem cicho, chcąc opanować drżenie głosu, bo już słyszałem kolejne pytanie.
-O czym ty mówisz?
Zacisnąłem palce na jego delikatnej dłoni. Chcę wciąż czuć jego ciepło...
-Gus... on jest nieprzytomny.
Nie wiem, jakim cudem udało mi się zachować taki spokój. Moje żyły płonęły bo czułem, że go tracę, ale na zewnątrz pozostałem spokojny, jedynie delikatne drżenie ciała dawało znać o moim stanie.
-Spokojnie. Sprawdź mu puls. To tam, gdzie kończy się linia szczęki, wyczujesz małą gulkę. My już jedziemy a Geo dzwoni po karetkę.
Poinstruował mnie perkusista a ja wykonałem jego polecenie. Moje serce było jak szalone. Panikowałem. Już myślałem, co zrobię, jeśli go stracę. Nie chcę żyć bez niego, jest mną... Jednak w momencie, gdy nic nie wyczułem pod opuszkami palców, zupełnie straciłem zmysły. Rozpłakałem się jak małe dziecko.
-Bill! Błagam cię, nie możesz, nie umieraj.
Łkałem, patrząc mu w twarz. Nie może mnie opuścić...
-Tom, uspokój się. Jesteśmy już pod waszym domem, Jost jechał jak idiota. Uwierzysz? Wyobraź sobie, zawsze mówisz, że taki z niego staruszek.
Usłyszałem jeszcze oburzone "Co?!" naszego managera, ale to tylko wzmogło moją rozpacz.
-Ty się nabijasz, a mój brat umiera! Lepiej od razu daj mi pistolet, nie będę żyć bez niego!
Wykrzyczałem i odrzuciłem telefon, wtulając się w klatkę piersiową brata. Czułem pod palcami każdą kosteczkę, ale byłem zbyt zrozpaczony, by się tym przejąć. Coś do mnie mówili, aż w końcu zakończyli połączenie a mój telefon umilkł, ja z kolei wciąż ściskałem jego dłoń i zrozpaczony błagałem, by się obudził. Nagle obok mnie pojawiło się mnóstwo ludzi. Ratownicy odciągnęli mnie od niego mimo moich wszelkich protestów i zabrali, a ja mogłem jedynie płakać, że ma mnie nie opuszczać. Następnym, co poczułem, były ramiona Georga, który próbował mnie jakoś uspokoić.
-Tom? Jesteś gotowy? Za chwilę musimy wyjść.
Zapytałem bliźniaka, wchodząc do jego pokoju i przystając w drzwiach. Odgarnąłem z twarzy kilka niesfornych kosmyków czarnych włosów, które opadały mi na oczy i mnie denerwowały przez to. Mam nadzieję, ze szybko urosną, bo chyba je zetnę - są za krótkie! Wróciłem spojrzeniem na bliźniaka. Grzebał za czymś w szufladach swojego biurka, a mnie powoli zaczynała ciążyć wypchana po brzegi torba wisząca na moim wątłym ramieniu. Ktoś mi powie, czemu mój braciszek aż tak się stroi do studia?
-Nie. Nie wiesz może, gdzie zostawiłem perfumy? Te, co dostałem od mamy na urodziny.
Zapytał, przetrząsając kolejną szufladę w biednym meblu. Dosłownie mnie zamurowało. Stroi się, perfumuje... tego nie robi normalnie. Chyba, że chce wyrwać jakąś laskę. Ale przecież ostatnio jest w związku, więc po co?
-Stroisz się dla Geo czy co?
Roześmiałem się. Ja rozumiem, że ja, no wiem, stoję w łazience godzinę i robię sobie makijaż i się perfumuję. Dziś co prawda zrezygnowałem z makijażu, ale się wyperfumowałem i uczesałem ładnie włosy. Oparłem się w końcu o futrynę. Nie powiem, nie czuję się zbyt dobrze, szczególnie ostatnio. Zwyczajnie jednak to ignoruję, jak z resztą większość rzeczy, które składają się na moje złe samopoczucie. Jednak w chwili, gdy czekoladowe oczy spojrzały na mnie z jawną złością, zamarłem. O co on tak się denerwuje? Nie poznaję go. Zawsze raczej śmieje się z takich rzeczy.
-Jasne. Zakochałem się w nim na zabój i zamierzam dziś wyznać mu miłość.
Warknął, a ja nie wiedziałem, jak mam zareagować, co odpowiedzieć. To wszystko jest takie dziwne... co się dzieje? W głowie przeglądałem tysiące możliwości i gdy znalazłem tę właściwą, zwiesiłem ramiona pozwalając, by ciężka torba upadła na ziemię z cichym plaskiem. Milczałem przez chwilę zawiedziony. Błagałem, bym się pomylił.
-Spotykasz się z Rią.
Powiedziałem cicho, ale bardzo wyraźnie było to słychać w ciszy, jaka w tym momencie zapanowała w domu. Po wyrazie jego twarzy dobrze wiedziałem, że trafiłem. Uśmiechnął się.
-Bingo.
Rzucił i w końcu chwycił w dłonie buteleczkę, której tak długo szukał. Spryskał się a we mnie wzrastała złość przemieszana z gorzkim rozczarowaniem. Jak on mógł? Tak mnie wystawić? Nas! Cały zespół! Na prawdę, Tom... nie mam siły się kłócić a ostatnio ciągle to robimy. Zachciało mi się płakać. Ja już siadam psychicznie...
-Obiecaliśmy... zapewniałeś Josta, że będziemy... chociaż mnie podrzuć...
Nie to, że nie umiem prowadzić, ale nie lubię, a nie miałem już zupełnie sił by się z nim kłócić. Ból głowy rósł a w moich oczach wciąż wzbierały łzy, które cudem tylko nie popłynęły jeszcze po policzkach. Odkąd Ria pojawiła się w naszym życiu, ciągle się kłócimy. Oddaliliśmy się od siebie. Nie ma już "nas". Tak, jakbyśmy nigdy nie istnieli. A ja... potrzebuję cię. Jesteś mi najdroższą osobą, w której na dodatek się zakochałem. Nie ważne, że nigdy nie będziemy w taki sposób razem, ja po prostu chcę odzyskać brata. Nie patrzyłem już na ciebie, ale wiedziałem, że ty na mnie tak.
-Zadzwoń do chłopaków, zabieram samochód.
Znieruchomiałem. Nawet oddychać przestałem. W tym momencie od bólu głowy niemal nie zgiąłem się wpół. Po prostu hamowałem łzy i starałem się nie oszaleć z bólu, który odbierał mi resztki sił. Sięgnąłem po torbę i bez słowa wycofałem się, zbiegając po schodach, chociaż z każdym krokiem widziałem coraz gorzej. Nie zatrzymałem się i to był błąd. Będąc już prawie przy drzwiach straciłem równowagę. Kompletnie straciłem zmysł wzroku i nim zdążyłem zacząć panikować, uderzyłem głową w drewniane panele, tracąc przytomność.
TOM
Prychnąłem cicho, gdy wybiegł z mojego pokoju, a zaraz potem po raz drugi, gdy usłyszałem huk z przedpokoju. Oby tylko nie odwalił czegoś głupiego w ramach protestu, ale w sumie jest dorosły, więc o co ja się martwię? W głowie już układałem plan popołudnia i wieczoru z Rią. Nie zamierzałem jej dzisiaj oszczędzić. Nie usiądzie przez dobry tydzień. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Kocham ją, pożądam jej, to chyba dobrze, nie? A Bill... Bill powinien zrozumieć. W końcu to on zawsze chrzanił o miłości i gdy mi się przytrafiła, stroi fochy. Nie rozumie, że to Ria? Moja ukochana? Świadomie ignorowałem narastający we mnie niepokój, odbierając go za konsekwencję kolejnej kłótni z bliźniakiem. Codziennie się kłócimy, odkąd zacząłem spotykać się z Rią tak na poważnie. Co ja poradzę? Nic.
Stwierdzając, że w końcu jestem gotowy, zszedłem na dół, jednak z każdym krokiem byłem coraz bardziej zaniepokojony i nie potrafiłem nawet powiedzieć, dlaczego. Gdy stanąłem u szczycie schodów dotarło do mnie, skąd to uczucie. Przy drzwiach leżał nieruchomo mój bliźniak w nienaturalnej pozycji. Czując przypływ paniki zbiegłem po schodach i klęknąłem przy nim, pierwsze co, dotykając dłonią jego bladego policzka. Jego cienka jak bibuła, biała jak kreda skóra była tak różna od mojej, czarne włosy odcinały się od niej, jakby ktoś je namalował na jego cerze... Nie zareagował nawet na klepanie po policzku. Z każdą sekundą mój strach rósł. Nie mogę go stracić. Wziąłem go ostrożnie na ręce i zdziwiłem się, jak lekki i bezwładny jest. Bezwładność mogłem zrozumieć, ale lekkość? Z miesiąc temu zasnął w samochodzie i zanosiłem go do łóżka - był lekki, ale nie aż tak! Ile on znów schudł?
-Billy? Bill, proszę, otwórz oczka. Nie strasz brata.
Prosiłem, chociaż wiedziałem, że to nie ma sensu. Ułożyłem go delikatnie na kanapie w salonie i będąc już na granicy obłędu wyciągnąłem telefon, wybierając pierwszy lepszy numer. Wpatrywałem się w jego idealną, spokojną twarz. Dostrzegałem zapadłe policzki i podkrążone od braku snu oczy.
-Tom? Gdzie jesteście?
Usłyszałem przyjaciela po drugiej stronie, ale zupełnie zignorowałem jego pytanie.
-Bill umiera...
Powiedziałem słabo, trzymając go za dłoń. Poczułem panikę i ból straty tak dotkliwy, że aż zachciało mi się płakać. Westchnąłem cicho, chcąc opanować drżenie głosu, bo już słyszałem kolejne pytanie.
-O czym ty mówisz?
Zacisnąłem palce na jego delikatnej dłoni. Chcę wciąż czuć jego ciepło...
-Gus... on jest nieprzytomny.
Nie wiem, jakim cudem udało mi się zachować taki spokój. Moje żyły płonęły bo czułem, że go tracę, ale na zewnątrz pozostałem spokojny, jedynie delikatne drżenie ciała dawało znać o moim stanie.
-Spokojnie. Sprawdź mu puls. To tam, gdzie kończy się linia szczęki, wyczujesz małą gulkę. My już jedziemy a Geo dzwoni po karetkę.
Poinstruował mnie perkusista a ja wykonałem jego polecenie. Moje serce było jak szalone. Panikowałem. Już myślałem, co zrobię, jeśli go stracę. Nie chcę żyć bez niego, jest mną... Jednak w momencie, gdy nic nie wyczułem pod opuszkami palców, zupełnie straciłem zmysły. Rozpłakałem się jak małe dziecko.
-Bill! Błagam cię, nie możesz, nie umieraj.
Łkałem, patrząc mu w twarz. Nie może mnie opuścić...
-Tom, uspokój się. Jesteśmy już pod waszym domem, Jost jechał jak idiota. Uwierzysz? Wyobraź sobie, zawsze mówisz, że taki z niego staruszek.
Usłyszałem jeszcze oburzone "Co?!" naszego managera, ale to tylko wzmogło moją rozpacz.
-Ty się nabijasz, a mój brat umiera! Lepiej od razu daj mi pistolet, nie będę żyć bez niego!
Wykrzyczałem i odrzuciłem telefon, wtulając się w klatkę piersiową brata. Czułem pod palcami każdą kosteczkę, ale byłem zbyt zrozpaczony, by się tym przejąć. Coś do mnie mówili, aż w końcu zakończyli połączenie a mój telefon umilkł, ja z kolei wciąż ściskałem jego dłoń i zrozpaczony błagałem, by się obudził. Nagle obok mnie pojawiło się mnóstwo ludzi. Ratownicy odciągnęli mnie od niego mimo moich wszelkich protestów i zabrali, a ja mogłem jedynie płakać, że ma mnie nie opuszczać. Następnym, co poczułem, były ramiona Georga, który próbował mnie jakoś uspokoić.
Zawsze tak jest, że jak pojawia się ktoś trzeci któraś z osób na tym cierpi, w tym wypadku jest Bill. Już nie wspomnę o tym, że zdaje sobie sprawę z tego, że kocha Toma.
OdpowiedzUsuńIii.. teraz nie jestem w stanie wywnioskować, czy Ci się podobało czy było do kitu :/
UsuńPo pierwszym odcinku ciężko jest mi się ustosunkować czy mi się podoba, czy nie. Czekam na następne odcinki, wtedy konkretniej napisze :)
Usuń