Umieram w ciszy - rozdział 8
TOM
Obudziły mnie dziwne odgłosy, tuż przy mojej głowie, a jednak nie do końca wyraźne. Przetarłem jedną ręką zaspane oczy, drugą obejmując mocniej śpiącego bliźniaka. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to on wydaje te odgłosy, mówiąc przez sen. Spojrzałem na niego. Po jego policzkach spływały pojedyncze łzy. Wsłuchałem się w jego słowa.
-Bitte, Tom... lass mich nicht alleine! Ich will das nicht, bitte.../Proszę, Tom...nie zostawiaj mnie samego! Nie chcę tego, proszę.../ Nie zostawiaj mnie... kocham cię, dlaczego mi to robisz? - nie wiedziałem, że Bill mówi przez sen. Kiedy byliśmy dziećmi mówił tylko, gdy targały nim stres lub smutek... Boże, Bill... Z jego gardła wydarł się szloch. -Nie rób tego... dlaczego tak mówisz? Jesteś dla mnie wszystkim... zrobię dla ciebie wszystko... umrę dla ciebie, Tom. - nagle stał się cichszy, co trochę mnie zaniepokoiło. Ścisnął mocniej moją koszulkę w łapkach. -Kocham cię... proszę, wróć. Tom, wróć! Proszę! - serce mi się krajało, gdy go takim widziałem. Przytuliłem go mocno i pocałowałem w czoło.
-Ciii, Billy, jest dobrze. Jestem tutaj. Kocham cię. Wszystko jest w porządku. - szeptałem do jego ucha. To chyba w tym momencie tak boleśnie uświadomiłem sobie, jak mocno go skrzywdziłem, i żałowałem tego tak bardzo, że mógłbym wydrzeć sobie bijące serce z piersi. Po raz kolejny tego dnia obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by odkupić swoje winy. Jakim idiotą trzeba być, żeby tak bardzo skrzywdzić osobę, którą się kocha najbardziej? Bo... ja świata poza nim nie widzę. Już od dawna. Ale podsycany zazdrością i niepewnością, zmanipulowany, nie widziałem tego i zapomniałem o tym, jak bardzo go kocham. Nigdy więcej... umrę, byleby tylko przywrócić go do stanu sprzed naszej wieloletniej kłótni. Przytuliłem go mocno i zasnąłem z powrotem, gdy miałem już pewność, że śpi spokojnie.
BILL
Obudziły mnie promienie Słońca wpadającego przez niezasłonięte okno i jakiś zapach. Przyjemnie nęcący. Przez chwile docierało do mnie, co to za zapach. To jajecznica na pomidorach! Momentalnie poderwałem się z łóżka i wręcz pobiegłem do kuchni, co poskutkowało tym, że wywaliłem się na schodach i obiłem sobie tyłek, jęcząc z bólu. Tom wyszedł z kuchni i spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
-Spadłem ze schodów. - wyjaśniłem, a on pomógł mi wstać i dotrzeć do kuchni. Pocałował mnie w policzek i wrócił do patelni z lekkim uśmiechem.
-Ciamajda. - skomentował krótko i odwrócił się do mnie plecami. Spojrzałem na niego i sięgnąłem na stół po szklankę soku, która tam stała. Sączyłem go powoli, kompletnie nie przejmując się moim wyglądem, chociaż na sto procent moje włosy wyglądały okropnie. -Od kiedy mówisz przez sen? - padło pytanie a ja omal nie udławiłem się sokiem. Spojrzałem na niego.
-Co mówiłem? - odwrócił się z patelnią w ręce i wskazał na mnie szpatułką.
-Nie odpowiedziałeś. - westchnąłem i spuściłem wzrok na stół.
-Jakoś od koncertu w Paryżu półtora roku temu.
-Nic, po prostu mruczałeś coś pod nosem przez kilka minut.
-Przepraszam, pewnie cię obudziłem.
-I tak nie spałem jeszcze. - wiedziałem, że nie chce mi powiedzieć, co mówiłem, ale nie miałem mu tego za złe. Podszedł i wziął moje dłonie w swoje i spojrzał mi w oczy.
-Billy.... jest mi bardzo przykro. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję wszystkich krzywd, które ci wyrządziłem. Ale jedno się nie zmieniło, nawet przez te lata. Kocham cię. Kocham cię jak szaleniec. Po prostu cię kocham, Billy. Nie zapomnij o tym nigdy więcej, dobrze? - poprosił a mi w oczach zakręciły się łzy. Chciałem rzucić mu się na szyję ale... nie byłem w stanie.
-Też cię kocham. - powiedziałem, spuszczając wzrok. Pocałował mnie czule w czoło i siadł naprzeciw mnie, po czym nałożył mi jajecznicy. Starłem łzy z kącików oczu i po głębokim wdechu znów spojrzałem na niego. Zaskoczył mnie. Mile. Naprawdę nie spodziewałem się takiego wyznania od niego, ale to serio miłe i... czułem, że mówi szczerze. Dlatego tym bardziej się cieszyłem, bo jeśli mówił szczerze, to... to będę się bardzo cieszył. Uśmiechnąłem się sam do siebie i spojrzałem na niego a potem na talerz i zabrałem się za jedzenie. Niebo w gębie. Dlatego to Tom gotuje w domu, a nie ja. Jak raz próbowałem, to spaliłem trzy garnki. Jadłem z zapałem, dopóki mój żołądek nie powiedział "STOP", a mimo wszystko dopchałem ostatni widelec jajecznicy. Zdziwiłem się, bo porcja była dużo mniejsza niż wczorajsze spaghetti, dlatego nie miałem pojęcia, dlaczego mój żołądek zaprotestował, jednak czując, że jeśli coś jeszcze zjem to zwymiotuję, odsunąłem od siebie talerz i spojrzałem na uśmiechającego się brata. Był w dobrym humorze i to aż od niego biło, szczególnie, że ostatnie miesiące głównie się martwił, a teraz na jego twarz powrócił uśmiech.
-Po śniadaniu zabieramy się za twój pokój? - zapytał. Pokiwałem głową i skrzywiłem się na myśl o bezosobowej przestrzeni na piętrze. Po szybkim uprzątnięciu wszystkiego poszliśmy do piwnicy i wynieśliśmy, no dobra, Tom wyniósł, dla mnie były za ciężkie, kartony z naszymi zdjęciami i rysunkami, a muszę powiedzieć, że było ich sporo. Wywaliłem wszystko z pierwszego kartonu i zacząłem oglądać. To był czas, gdy jeszcze byliśmy dziećmi, od narodzin do piątych urodzin. Nasze prace plastyczne były wtedy okropne, ale mama i tak zawsze mówiła, że nigdy nie widziała nic ładniejszego. Znalazłem nawet mój pierwszy, bardzo krótki z resztą, wiersz, który napisałem dla Toma na urodziny. Straszne badziewie, miałem wtedy cztery lata. Tom wyrwał mi kartkę z ręki i zaczął czytać na głos.
-Twoje oczy jak tabliczka czekolady a uśmiech powoduje zazdrość u niejednej żaby. Łapaj wszystkie gwiazdy prędko, nim znikną na dobre, bo wtedy już nigdy ich nie znajdziesz. Bądź grzeczny i nie rozrabiaj, bo mamusia i tatuś będą smutni. No i ja też nie chcę, żebyś miał kłopoty, ale dalej będę ci pomagał w psikusach. Chodź, idziemy zjeść tę czekoladę, co mama kupiła. Bill. - spojrzał na mnie z rozczuleniem w oczach i uśmiechem na ustach.
-Pamiętam ten wiersz. Zastanawiałem się, gdzie zniknął. Zawsze go lubiłem. - wyznał, a mi zrobiło się jakoś cieplej na sercu. Odłożył kartkę na biurko, najwyraźniej mając zamiar wziąć go potem ze sobą. Z tego kartonu wybrałem jedynie dwa zdjęcia ze mną i z Tomem, w pierwsze urodziny i w pierwszy dzień w przedszkolu, oraz jedno z mamą i tatą, nim się rozwiedli. Wziąłem te dziwną białą plastelinę i przykleiłem zdjęcia do ściany obok okna. Zabrałem się za drugi karton. Wiek: 5-10 lat. Super. Wtedy było ciekawie. Rodzice się rozwiedli i pojawił się Gordon, napisałem moją pierwszą piosenkę, Tom zaczął grać na gitarze a ja śpiewać... z tego kartonu znalazło się sporo zdjęć. Tom ze swoją pierwszą gitarą. Nasz pierwszy dzień szkoły. Nasz występ na szkolnym konkursie talentów. Nasze wycieczki do lasu. Zdjęcia z DOM'u, o których tylko my wiemy. Nasze szóste urodziny. Wszystkie ważne dla mnie momenty. Tom kończył przeglądać resztę, podczas gdy ja przyklejałem zdjęcia do ściany. Zapatrzyłem się na jedno. Przedstawiało Toma i mnie po konkursie w szkole, gdy objęliśmy się i uśmiechaliśmy się. Byliśmy tacy szczęśliwi... Poczułem obejmujące mnie w pasie ramiona i zostałem przyciągnięty do ciepłego torsu. -Jeszcze tak będzie. - obiecał mi do ucha, a ja uśmiechnąłem się i ścisnąłem jego dłoń. Wierzę mu. Co innego mi pozostało? Nic, oprócz wtulenia się w jego ramiona i ofiarowania mu swojego jestestwa. Urządzanie mojego pokoju, by chociaż przypominał pokój nastolatka, którym z resztą wciąż przecież byłem, zajęło nam prawie cały dzień. To było jak powrót do przeszłości - siedzieliśmy pośród setek zdjęć, przypominaliśmy sobie każdą sytuację, śmialiśmy się do rozpuku... dawno się tak nie śmiałem. Dawno nie byłem szczęśliwy. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy i nawet wtedy, gdy już sprzątaliśmy wszystko z powrotem i szturchaliśmy się, byłem szczęśliwy jak głupi. Uśmiechałem się, jak idiota, nawet wtedy, gdy obiłem lekko ramię o biurko. Cieszyłem się, bo widziałem, jak mój bliźniak się cieszy, a jego szczery, ciepły uśmiech, skierowany prosto i tylko do mnie był najwspanialszym, o co mogłem prosić wszystkie świętości tego świata. Dosłownie, moje serce topniało pod wpływem spojrzenia jego oczu o odcieniu prawdziwej czekolady i jego szczerego uśmiechu. Gdybym miał umrzeć, to właśnie w takim stanie, właśnie teraz, szczęśliwy, jak dawno nie byłem.
-Bill? - zapytał Tom w pewnym momencie. Spojrzałem na niego. -Co chciałbyś dostać na nasze urodziny? Są za tydzień. - no tak! Zupełnie o tym zapomniałem, przez ten pobyt w szpitalu. Spuściłem wzrok.
-Nic. - uniósł mój podbródek bym na niego patrzył.
-Oj, musi być coś, czego chcesz. - naciskał, patrząc mi prosto w oczy. Była tylko jedna rzecz, której chciałem...
-Jedyne, czego pragnę, to żebyś był szczęśliwy. - odparłem z uśmiechem. Na pewno jednak widziałeś, że kłamię. Bo to nie jedyne moje pragnienie. Chciałbym też, żebyś był ze mną, żeby między nami było, jak wcześniej, żebyś był szczęśliwy, żebym ja był szczęśliwy, i żebyśmy byli parą. -A ty? O czym marzysz? - zapytałem. Spojrzał na mnie poważnie, a jego spojrzenie złagodniało.
-Chciałbym odzyskać ciebie. Dobrze wiesz, że nie jesteś dla mnie tylko bratem. A ja dobrze wiem, że to spieprzyłem. Ale chciałbym chociaż odzyskać ciebie takiego, jakim jeszcze byłeś w nasze piętnaste urodziny, cztery lata temu. To jedyne, czego pragnę. Billa, którego znałem. - wyszeptałeś cicho, po czym powoli zbliżyłeś nasze twarze do siebie i złączyłeś nasze wargi w pocałunku. Delikatnie, niepewnie, muskałeś je swoimi ustami, po chwili poczynając coraz śmielej, aż w końcu rozchyliłem wargi a twój język wdarł się w moje usta. Położyłeś mi dłoń na policzku. Ten pocałunek był inny od wszystkich, jakimi do tej pory mnie obdarowałeś. Był czuły, delikatny a jednocześnie namiętny, pełen emocji... aż przeszły mnie dreszcze. Było czuć, że mnie kochasz. Przelałeś na mnie całą swoją miłość, strach i skruchę tym jednym pocałunkiem. Gdy odsunąłeś się, pomiędzy naszymi ustami zawisła stróżka śliny, która szybko się urwała. Patrzyłeś mi w oczy a potem odchrząknąłeś i najwyraźniej niepewny, jak się zachować, wyszedłeś zakłopotany z pokoju, a ja nie ruszając się z miejsca uniosłem dłoń do ust i opuszkami palców przejechałem po nich. Zamknąłem oczy. Zdecydowanie podobał mi się ten pocałunek. Oby było takich więcej. Uśmiechnąłem się. Kocham cię, Tom. Czuję, że idziemy w dobrą stronę.
Wszystko idzie ku lepszemu:D czekam na jakis zwrot akcji :3 Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńWe wtorek :) @
UsuńJuż środa... :/
OdpowiedzUsuńJuż piątek a odcinka brak ;(( czekam !! ;))
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kolejny odcinek?
OdpowiedzUsuńCześć, kochani~!
OdpowiedzUsuńChcę tylko powiedzieć, że jest mi okropnie przykro! Niedawno się przeprowadziłam i firma, z którą podpisała umowę obiecała przyjść w zeszły wtorek, ale w ostatniej chwili odwołali i Internet zainstalują mi dopiero we wrześniu! ;-;
Na szczęście jeden z miłych sąsiadów pozwolił mi korzystać ze swojej sieci, więc lecę skończyć rozdział dla Was.
Jeszcze raz przepraszam,
Neko