Rette mich - rozdział 1

Hej c:
Widzę, że poprzedni rozdział całkiem się Wam spodobał (chyba).
Łapcie kolejny~!
Zapraszam~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdy się obudziłem, czułem się już o niebo lepiej. Obok stała letnia już herbata. Zapewne Psyche ją przyniósł. Westchnąłem i usiadłam na łóżku, opierając się o zagłówek. Wziąłem naczynie w ręce i upiłem łyk napoju. Zielona. To dobrze. Przymknąłem jeszcze oczy by powoli dojść do siebie. W tym momencie do pokoju wszedł Izaya, jednak nawet nie zwróciłem na to uwagi.
-O, Roppi, już nie śpisz. To dobrze. Miałem Cię właśnie budzić. Już 15. Za godzinę przyjdzie Tsugaru. Ma przyprowadzić jeszcze jednego krewniaka, chyba ma na imię Tsuki… - rozgadał się i przysiadł na skraju mojego łóżka, cały czas mówiąc. – Z tego co wiem to ten chłopak jest chorobliwie nieśmiały~! Ciekawe, jak on się tu pojawi. Jest inny niż reszta ludzi. Z resztą, każdy Heiwajima jest wyjątkowy, dokładnie tak jak każdy Orihara~! – zachichotał. W tym momencie rozległa się wesoła melodyjka. Odebrał komórkę z wesołym głosikiem. – Shiki-san~! Witaj~. Tak, tak. Jutro aktualne. Papa~! – rozłączył się, chociaż zapewne Shiki chciał coś jeszcze powiedzieć. No cóż, już chyba się przyzwyczaił. W końcu znali się nie od dziś.
Westchnąłem i wcisnąłem mu w ręce pusty już kubek.
-Odnieś go. – powiedziałem i wstałem, podchodząc do szafy. Powinienem się jakoś ubrać, co? Nie mam zamiaru potem się przebierać, bo Psyche będzie marudził że jestem źle ubrany.
Wyciągnąłem czarną koszulę z jakimś czerwonym wzorkiem po lewej stronie i czarne, troszkę za luźne na mnie spodnie. W zamyśle miały to być rurki, ale trochę schudłem. Ignorując wzrok brązowych oczu na sobie przeszedłem do łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. Nie mogłem na siebie patrzeć. Skrzywiłem się i zacząłem myć zęby. Odrobiną korektora zakryłem cienie pod oczami. Jeszcze się przerażą jak zobaczą takiego trupa…
Gdy wyglądałem już w miarę jak przysłowiowy człowiek, zszedłem na dół, gdzie Psyche wykłócał się o coś z Hibiyą.
-Nie, Hibiya-kun, nie możesz! Jak to będzie wyglądać? – dzieciak był na skraju płaczu, było to słychać w jego głosie.
-Zrobisz nowe. – usłyszałem odpowiedź księcia. Zmarszczyłem brwi. Znów chce coś narozrabiać.
-Nie mam już czasu, zaraz przyjdą! – wykrzyknął niemal płacząc różowooki. Wszedłem do kuchni i omiotłem pomieszczenie wzrokiem. Psyche błagał Hibiyę, aby odłożył nóż, który wisiał niebezpiecznie nad ciastem, przygotowanym dziś rano. Oczy dwójki kuzynów spojrzały na mnie.
-Roppi-kun! Powiedz coś Hibiyi-kun! – wrzasnął prosząco chłopiec, poprawiając różowe słuchawki na głowie. W oczach już miał łzy. Książę natomiast uśmiechał się złośliwie i niedbale trzymał nóż nad ciastem. Zerknąłem na zegarek. 14:43. Mamy 17 minut.
-Hibiya, nie znęcaj się dzisiaj nad Psyche. Przecież wiesz, że to dla niego bardzo ważne. – powiedziałem obojętnie. Po pomieszczeniu rozniósł się szyderczy śmiech.
-Po pierwsze, dla Ciebie ‘Hibiya-sama’ prostaku. Po drugie, należy mi się. Jestem waszym władcą. Mogę robić co chcę. – powiedział z wrednym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wtedy do pomieszczenia weszła postać w czarnych rurkach i czerwonej koszuli.
-Oi, co tu się dzieje? Krzyk Psy-chan’a słychać w całym domu! – wykrzyczał wyraźnie zirytowany obecną sytuacją. - Hibiya, idź się ogarnij i zostaw ciasto, albo zamknę Cię w pokoju i nic dzisiaj nie dostaniesz. – zagroził. Wiedział, że akurat z naszym kuzynem nie można się bawić, bo to nic nie da. Chłopak pokręcił nosem, ale w końcu odłożył nóż i wyszedł z pomieszczenia, poprawiając swoją koronę. Usłyszeliśmy głośny tupot i trzaśnięcie drzwiami. Tak naprawdę to żadne drzwi w tym domu, oprócz wejściowych nie miały zamków. Było to zabezpieczenie, gdybym znów targnął się na swoje życie. Wyprostowałem rękawy koszuli, by być pewnym, że nie widać blizn. Brązowooki podszedł do naszego kuzyna i pogłaskał go po włosach.
-Spokojnie, Psy-chan~. – wyśpiewał. Chłopak miał na sobie białe spodnie i różową koszulę. Wyglądał jak zwykle uroczo. Ponieważ obiecałem dzisiaj być grzeczny, postanowiłem nie komentować nikogo. Rozległ się dzwonek do drzwi. Różowooki poleciał otworzyć drzwi. Zażyłem jeszcze szybko leki przeciwgorączkowe i dołączyłem do wszystkich w salonie.
-Hej, chłopaki~. To jest Tsu-chan, a to jest Delic-kun~. Ne, Tsu-chan, co się stało z Tsuki-kun’em~? – zapytał. Nie było to zbyt taktowne, ale to w końcu Psyche. Trzymał chłopaka za rękę.
-Powiedział że boli go głowa, więc wziąłem ze sobą Delic’a. – wyjaśnił mężczyzna ubrany w biało-błękitną yukatę i o intensywnie niebieskich oczach. Jego spojrzenie na moment spoczęło na mnie, gdy kuzyn nas przedstawiał. Patrzyła na mnie, wtedy też jeszcze jedna para oczu, jednak tylko przez chwilę. Te oczy były tak różowe, jak mojego krewniaka. Miał na sobie różową koszulę w czarne, pionowe paski, na to biała marynarka a do tego białe spodnie. Też miał na uszach słuchawki a do paska przyczepiony był odtwarzacz. Jego spojrzenie spoczęło na naszym księciu. Zainteresował go czy ten już zdążył być niemiły? Nie wiem, nie zwracałem na to uwagi. Poszedłem za nimi do jadalni niemal machinalnie. Izaya pomagał zdenerwowanemu Psyche w przynoszeniu wszystkiego, ponieważ chłopak prawie wypuszczał wszystko z rąk. Widać było, że jest zdenerwowany. Śmiał się nerwowo, trzęsły mu się ręce, a do tego cały czas miał czerwone policzki. Hibiya musiał to wykorzystać, jednak różowooki Heiwajima hamował go na tyle, na ile mógł. Książątko oczywiście co chwilę się obrażało, ale na krótko, a Delic’owi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Dziwny człowiek, doprawdy…


Wieczór minął mi trochę jak we mgle. Zjedliśmy, na deser przeszliśmy do salonu. Wszyscy rozmawiali, a potem blondyni zniknęli. Było wtedy już dobrze po jedenastej w nocy. Tak długo siedzieliśmy? Nawet nie zarejestrowałem, kiedy ten czas upłynął. Zamknięty w swoim świecie nie uczestniczyłem tak naprawdę w tym spotkaniu. Równie dobrze mogło mnie tam w ogóle nie być. Westchnąwszy poszedłem pod prysznic zaraz po ich wyjściu. Psyche mówił coś do mnie, ale totalnie go zignorowałem. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy zdecydowanie za zimna woda zaczęła spływać po moim ciele. Uregulowałem temperaturę i szybko się umyłem. Moja głowa znów była ciężka. Jeszcze nie wyzdrowiałem. Jutro chyba nie ruszę się z łóżka, tak źle się czuję.
Że mam rozpalone ciało poczułem dopiero, gdy dotknąłem czoła dłonią. Naprawdę było za ciepłe. Wgramoliłem się do łóżka i jak poprzedniej nocy zwinąłem w kłębek. Puściłem jeszcze wieżę, aby jakaś muzyka grała w tle, po cichu. W rytm muzyki, moim ciałem targały dreszcze. Czy w ciągu spotkania tego nie czułem? Ale wtedy nie było mi tak zimno…
Poczułem jak ktoś siada obok mnie na łóżku i przykłada przyjemnie zimną dłoń do czoła.
-Wiedziałem, że jedna noc to za mało byś wyzdrowiał. Masz, zażyj. – Izaya poczekał aż siądę i podał mi tabletki  i wodę. Dzbanek, pełny, stał znowu na szafce nocnej. Gdy zażyłem tabletki z powrotem zwinąłem się w kłębek na łóżku, zajmując na nim jeszcze mniej miejsca niż zwykle.
-W czasie spotkania też się tak zachowywałeś. Co prawda oni niczego nie zauważyli, Psy i Tsugaru byli zbyt zajęci sobą, tak samo jak Hibiya i Delic. Ale prawie nie tknąłeś jedzenia, byłeś ledwo przytomny i na twarzy miałeś delikatne wypieki. Ale wytrwałeś. Brawo. Zasłużyłeś na nagrodę. – wyczułem bardziej niż zobaczyłem, że się uśmiechnął. Ale nie był to zły uśmiech. O nie, o nas umiał zadbać, dla nas uśmiechał się szczerze… czasami. Głaskał mnie po głowie, cudownie chłodząc moją rozpaloną, trawioną gorączką skórę. Nie wiem kiedy odpłynąłem. Wydawało mi się, że słyszałem jeszcze, jak powiedział „A Twoją nagrodą będzie pewien zagubiony kotek.” Nie przejąłem się tym jednak i spokojnie zasnąłem.

Komentarze

Popularne posty