Rette mich - rozdział 5

Faktycznie wyszedłem ze szpitala już następnego dnia. Psyche i Hibiya przyjechali po mnie punkt 12:00, ani minuty później. Różowooki z wielkim uśmiechem na twarzy zdawał się siłą zmuszać małego księcia by nie uciekł z budynku. Tak, zdecydowanie chłopiec z kompleksem boga nie znosił takich miejsc. Według niego śmierdziało tu trupem, chorobą i smutkiem, a to były dla niego najohydniejsze odory. Ze skwaszoną miną stał obok naszego kuzyna, czekając na mnie. Pewnie chciał w końcu odprowadzić tę dwójkę „dzieciaków” jak nas nazywał do domu i pojechać do galerii, by wybrać prezent dla Delica. Tak mówił Izaya. "To nie tak że on coś do niego czuje. Po prostu stwierdził że raz na jakiś czas można nagrodzić swojego najlepszego podwładnego." I w sumie jedynego który naprawdę traktował go jak księcia. Brązowooki chłopiec w koronie był zadowolony z tego powodu a jego władczość zdawała się ani trochę nie przeszkadzać różowookiemu Heiwajimie. Co więcej, zdawał się być zadowolony i bez słowa skargi wykonywał wszystkie rozkazy. Ale nie tylko rozkazy. Nie należy zapomnieć, że wykonywał też więcej prac niż Hibiya od niego wymagał. Takie, przez które chłopak rumienił się i tracił całą pewność siebie. Jak pocałunki lub dotykanie swojego ciała nawet pod ubraniem, co blondyn lubiący amerykańskie seriale nazywał pettingiem. W sumie było to przyjemne, ale książę Orihara nie przyznałby się że to lubi, bo poczułby, że wtedy zniża się do poziomu swoich podwładnych.
Niesamowite, jak wielu rzeczy może się dowiedzieć Izaya.
Wyszedłem z sali w swojej ukochanej kurteczce, którą Izaya przyniósł mi wcześnie rano z pralni i z drobną, leciutką torbą w ręku, w której były jego ubrania, żebym miał w czym wracać do domu. Oczywiście radosny Psyche zaraz wcisnął torbę zamyślonemu księciu, a sam porwał mnie za dłoń i jakby ciągnąc nas na parkiet tanecznym krokiem wyszedł ze szpitala, wsiadając w pierwszą lepszą taksówkę i ruszając w drogę powrotną do domu. Miał do zrobienia ciasteczka.  Jutro Tsugaru ma jakieś zawody i ubrany na różowo-biało chłopak był pewien, że jego mężczyzna wygra. Oczywiście chciał mu zrobić niespodziankę przychodząc z pysznymi, własnoręcznie zrobionymi ciasteczkami. Wiedział że chłopak lubi jego wypieki i z chęcią zje trochę. Ale o dziwo nie chciał, aby Psyche przyszedł na te zawody. Zmartwiony żalił się nam, ale nas nie bardzo obchodziły obawy krewniaka. Wpatrywałem się w mijane miejsca i w końcu z cichym westchnięciem przerwałem  ciągłą paplaninę różowookiemu.
-Psyche. Tsugaru ćwiczy sztuki walki. A Ty nie lubisz przemocy. To normalne że nie chce, abyś przyszedł. Obiecał się spotkać z Tobą po zawodach, Ne? Więc przestań się zamartwiać, idioto. – skwitowałem sucho i znów zamilknąłem , nie odrywając wzroku od świata za szybą samochodu. To nie tak, że mi się podobał. Po prostu nie miałem ochoty patrzyć na tę wręcz obrzydliwie uszczęśliwioną twarz różowookiego.
-Ah.. no tak. Dziękuję, Roppi~! – wykrzyknął chłopak tak przesłodzonym głosem, że nienawidzącego wszystkiego mnie aż zemdliło. Jednak nic nie odpowiedziałem. Po prostu siedziałem, ignorując nawijanie kuzyna. Zastanawiałem się, czemu książę jest taki nieobecny, ale widząc jego zamyślony wyraz twarzy stwierdził, że tylko rozdrażni go jakimś pytaniem.
Po już dość niedługim czasie dojechali do domu. Hibiya jednak nie wysiadł z taksówki.
-Muszę coś załatwić. Nie wiem kiedy wrócę. Nie pozabijać się. – oznajmił wyniośle i podał kierowcy adres. Roppi powoli wlókł się za wesoło skaczącym kuzynem. Weszliśmy do apartamentu i od razu skierowałem się do swojego pokoju.
-Ne, Roppi~? – wesoły głosik zatrzymał się w połowie drogi do schodów. Odwróciłem się i obojętnym wzrokiem zmierzyłem kuzyna.
-Tak? – zapytałem, byleby mieć to wszystko jak najprędzej za sobą. Jego twarz jak zwykle rozjaśniał szeroki uśmiech.
-Izaya zostawił Ci jakąś kopertę w pokoju~. Powiedział że to ważne i powinieneś to odczytać jak tylko przyjedziesz~. – wyśpiewał i powędrował do kuchni, po drodze związując swój fartuszek na szyi.
-Tak, tak. – mruknąłem obojętnie i odszedłem do swojego pokoju. Gdy tylko się w nim znalazłem, zerknąłem na biurko. Faktycznie, znajdowała się tam koperta. Niechętnie sięgnąłem po nią i otworzyłem, wyciągając z niej karteczkę. Odczytałem zapisane starannie litery.
Roppi~!
Tutaj masz numer Tsuki’ego~!
Obiecałeś że się z nim spotkasz jak wyjdziesz ze szpitala, więc trzymam Cię za słowo~!
Zdrowiej, kuzynie~!
Izaya~
Faktycznie, na odwrocie znalazłem zapisany numer telefonu. Zerknąłem na zegarek. 13:17. Wyciągnąłem komórkę i wstukałem numer. Po dwóch sygnałach usłyszałem niepewny głosik w słuchawce.
-H-h-halo?
-Orihara Hachimenroppi. Miałem do Ciebie przedzwonić. – przedstawiłem się jak należy i czekałem na reakcję blondyna.
-R-roppi-san! Jak się cz-czujesz? – zapytał wyraźnie przejęty. Ale czym się tu tak przejmować? To tylko ja.
-Już znacznie lepiej, dziękuję Ci, Tsukishima.
-Proszę, mów mi Tsu-tsuki. – wyjąkał prosząco. Westchnąłem cichutko.
-A więc dobrze, Tsuki. Mieliśmy się spotkać, prawda? – zapytałem po prostu. Nie zamierzałem udawać, że jest mi przykro iż tak się nie stało, skoro tak nie było.
-T-tak. Roppi-san.. – w tym momencie mu przerwałem.
-Bez ‘san’. Po co? Nie jestem niewiadomo kim byś to dodawał. – warknąłem lekko zirytowany. Nienawidzę jak ktoś tak do mnie mówi. Nie jestem nikim ważnym by dodawać mi końcówkę ‘san’.
-Do-dobrze, Roppi. Yhm… kiedy by Ci pa-pasowało? Jeśli naprawdę masz o-ochotę… - to w pewnym sensie było urocze. Starał się coś zrobić ale na końcu robił się niepewny i w końcu się wycofywał.
-Może być jutro. Dzisiaj chciałbym jeszcze odpocząć. O której Ci pasuje? – zapytałem. Mam cały dzień wolny, w końcu nie pracuję, więc nie robiło mi to zbytniej różnicy.
-Ko-koło 17 Ci pasuje? – zapytał już troszkę pewniej, co wyraźnie dało się wyczuć.
-Jasne. A więc do jutra, Tsuki. – skwitowałem.
-Do jutra, Ro-roppi. – pożegnał się i po chwili usłyszałem przeciągły pisk w słuchawce, oznaczający zakończenie połączenia.
Taa… naprawdę, w co ja się wpakowałem? Eh… będzie ciężko. Ale obiecałem, ne?
Zmęczony położyłem się na łóżko. Wszystko mnie bolało a mój materac był wyjątkowo miękki. Zatopiłem się w nim i okryłem kocem. Czułem się lepiej niż wczoraj, to fakt, ale przez serię badań, twardy materac i stukot butów na korytarzu nie zmrużyłem oka. Przez to byłem niewyspany i pewnie troszkę bardziej nieznośny niż zwykle. Zamknąłem oczy i pomyślałem o ostatnich wydarzeniach.
Ostrzeżenie Izayi, pobicie, ratunek od Tsuki’ego, szpital, wiadomość że człowiekiem z którym miałem się dzisiaj spotkać jest Tsuki, obietnica dana Izayi i umówione spotkanie z Tsuki’m…. Trochę mi to wygląda na plan Izayi. Co za człowiek… Ale równie dobrze to może być przypadek.
Postanowiłem dowiedzieć się czegoś o tym niezbyt pewnym siebie chłopaku, więc niechętnie wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do pokoju Izayi. Psyche był w kuchni, dzięki czemu miałem pewność, że nie zorientuje się, że nie jestem u siebie. Słyszałem jeszcze, jak coś nucił uradowany. Otworzyłem laptopa Izayi leżącego na łóżku. Miałem podać hasło. Łatwe. Były tylko dwie opcje. Shizu-chan albo KochamLudzi. Okazało się że to drugie. Proste. Włamanie się na cokolwiek co należy do Izayi dla większości ludzi jest nie do zrobienia. Ja jednak nie miałem z tym problemu. Otworzyłem jeden z folderów, zatytułowany jakże twórczą nazwą F-J. Szybko znalazłem folder zatytułowany Heiwajima Tsukishima. Otworzyłem go i znalazłem multum zdjęć i filmików. Ale był tylko jeden plik pisemny. Otworzyłem go. Pominąłem jego podstawowe informacje i od razu przeszedłem do czytania nawyków i ulubionych.

Najbardziej lubi jeść truskawki. To zabawne bo sam często rumieni się jak truskawka. Z czasów dzieciństwa pozostało mu ciągłe jąkanie się. Prawdopodobnie spowodowane jest to jakąś traumą. Zawsze był pilnym uczniem. Pracował w antykwariacie, ale obecnie jest bezrobotny. Lubi słodkie rzeczy, szczególnie lubi je jeść. Jest jedynym z całej rodziny który nie pali. Lubi spoglądać na świat. Widzi w nim jasne barwy, chociaż wie, że nie zawsze jest kolorowo. Stara się dostrzegać tylko jasne strony życia. Nie lubi gorzkich rzeczy. Uwielbia słoneczną pogodę. Z zaciekawieniem obserwuje świat i stara się pomagać innym jak może. Jest niewinny i nigdy nie skłamał.
Zdziwiłem się. Naprawdę? Jest on taki czysty i niewinny jak w swoim sprawozdaniu twierdzi Izaya? Patrzyłem niepewnie jak otwierają się drzwi i do sypialni wchodzi brązowooki brunet ze swoją kurteczką z białym futerkiem w dłoni.
-Oh, tu jesteś, Roppi. A ja się zastanawiałem, gdzie Cię wywiało~! – uśmiechnął się radośnie i podszedł do mnie, zaglądając mi przez ramię. – Czytasz o Tsuki’m~? To dobrze~! – uśmiechnął się radośnie i rzucił kurtkę na krzesło przy biurku, samemu rzucając się na łóżko, przez co aż podskoczyłem. Przytrzymałem laptopa by nie spadł i spojrzałem na leżącego przede mną bruneta. Wzruszyłem ramionami.
-Chcę coś wiedzieć zanim się z nim spotkam. Muszę wiedzieć, z kim się spotkam, chcę wiedzieć czego się po nim spodziewać. – wyjaśniłem obojętnie i wróciłem do czytania. – Czy Ty tu aby nie przesadzasz? – zapytałem. Odwrócił twarz w moją stronę i spojrzał zdziwionym wzrokiem.
-O co Ci chodzi? – zapytał zaciekawiony.
-„Z zaciekawieniem obserwuje świat i stara się pomagać innym jak może. Jest niewinny i nigdy nie skłamał.” Czy aby nie przesadzasz troszeczkę? W końcu nikt nie jest niewinny jak łza. – spytałem, na co kuzyn tylko się roześmiał.
-Nie. On naprawdę taki jest~! – zapewnił gorąco. – Przejrzałem wszystko, spytałem każdego. Choćby to była najgorsza prawda, nigdy nie skłamał~! – oznajmił patrząc na mnie poważnie. Wzruszyłem ramionami. Skoro tak twierdzi, to może tak jest. Chociaż dalej było to dla mnie wątpliwe. Dokończyłem czytanie i zamknąłem komputer.
-Idziesz juuuuż? – spytał smutno Izaya gdy wstałem. Skinąłem głową i wyszedłem z pomieszczenia, w akompaniamencie niezadowolonego pomruku kuzyna. Zszedłem na dół. Po całym domu rozchodził się słodki zapach ciastek. O dziwo był całkiem przyjemny.
-Roppi~! Skosztujesz ciasteczek~? Nie wiem czy są dobre… - różowooki kuzyn od razy do mnie przypadł z talerzykiem pachnących, przyozdobionych lukrem ciasteczek.
-Nie, Psyche. Nie lubię słodyczy. – zaoponowałem i sięgnąłem do lodówki po wodę.
-No ale poroooooszę! – jęczał mi do ucha dzieciak, próbując przekonać mnie do skosztowania jego wypieków.
-Psyche. Słuchaj co się mówi. Nie lubię słodyczy. Co słodkiego bym nie zjadł, dla mnie będzie obrzydliwe. Nie rozumiesz? – zapytałem lekko zirytowany tym, że przez niego wylałem trochę wody ze szklanki. Wytarłem to i wypiłem resztę napoju po czym odłożyłem naczynie do zlewu.
-Ale… - chłopak miał łzy w kącikach oczu, co jednak ani trochę mnie nie ruszyło.
-Nie. – uciąłem krótko i przeszedłem do salonu, włączając telewizję. Trafił mi się jakiś czeski serial. Może być. Westchnąłem i skuliłem się w rogu kanapy, jak zawsze podciągając kolano pod brodę i oplatając je rękami a drugą nogę spuszczając z kanapy na ziemię. Wbiłem wzrok w ekran telewizora i próbowałem ogarnąć o co chodzi. (ad. Oglądałam wtedy jakiś czeski serial na polonii i jakoś tak wyszło, że wpasował mi tutaj c: ) Jakiś szpital… ludzie się rozstają… o co tu chodzi? Zrobił kobiecie dziecko i odchodzi? Bo ona ma kogoś innego? Eh… zupełnie nie rozumiem tego typu problemów. Starałem się ignorować kuzyna.
-No weź, Roppi! – jęknął niezadowolony, a po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy. Wtedy usłyszeliśmy obaj zgrzyt zamka w drzwiach i chwilę później do salonu wszedł blondyn odziany w tradycyjny, japoński strój.
-Pukałem ale nikt nie… Psyche, co się stało? – przerwał, gdy zobaczył zapłakaną, bliźniaczo podobną do mojej twarz. Chłopak podbiegł do niego odstawiając uprzednio tacę na stół i wtulił się w pierś blondyna.
-Tsuugaaruu! – wypłakał. – To miała być niespodzianka! Zrobiłem Ci ciasteczka na jutro. Chciałem, aby ktoś ich skosztował, ale nikt nie chciał! I Roppi mi odmówił! – rozpłakał się już w najlepsze. Duże dłonie gładziły go po plecach.
-Już, już, spokojnie. – łagodny głos blondyna rozbrzmiewał w salonie. Głowa Izayi wychynęła z jego sypialni.
-Oh, Tsugaru~! Przyszedłeś? Jak miło~! – ucieszył się. Czyli to on po niego zadzwonił. Najwyraźniej miał dość płaczu i niezadowolonego jęku naszego przesłodzonego kuzyna. Zadowolony zbiegł po schodach i wcisnął mu jedno z ciastek do ust. – Zrób mi tę przyjemność i zajmij się Psyche. Ja muszę pracować~! – zawołał jeszcze i zniknął w swoim gabinecie. Ja sam skierowałem się do swojego pokoju. Nie będę przeszkadzać tej parce. Czasem aż mnie od nich mdli.
Wszedłem na górę i zamknąłem się u siebie. Postanowiłem coś poczytać, więc wziąłem pierwszą lepszą książkę King’a i otworzyłem na przypadkowej stronie. Wszystkie książki miałem przeczytane, więc była to bardziej forma zabicia czasu niż poznawanie nowego świata. Z książek i z Internetu miałem naprawdę sporą wiedzę. Nawet znałem sporo sposobów by zabić siebie lub innych. Powinienem je kiedyś wypróbować.

Czytałem tak do wieczora. Wiem, moje życie jest nudne. Z westchnieniem odłożyłem książkę i stwierdzając, że i tak cały dzień przeleżałem, umyję się rano przed wyjściem, wkopałem się pod kołdrę i poszedłem spać. Szczęściem miałem dość spokojne sny.

Komentarze

Popularne posty