Lód - rozdział 1


Siedziałem na lekcji i jak zwykle wpatrywałem się w okno. Nie obchodził mnie temat lekcji, i tak to umiałem. Standardowo ignorowałem wszystko i wszystkich, próbując zniknąć w moim własnym, małym świecie. Jest poniedziałek. Uda mi się dzisiaj pójść na lodowisko? Będzie tam? Cały czas przypominałem sobie wyraz jego oczu i układ jego pełnych ust, gdy wczoraj pomagał mi wstać. Zadzwonił dzwonek. Miałem dziś do 15, ostatnia lekcja właśnie się skończyła. Sprawdziłem, czy mam swoje łyżwy i poszedłem do łazienki. Skoro wziął mnie za dziewczynę, mogę nią być, i tak zawsze robię makijaż i paznokcie i takie tam inne. Przejrzałem się w lustrze i poprawiłem makijaż, zwilżyłem usta pomadką. Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Czwórka chłopaków z mojej klasy stanęła za mną a ich uśmiechy, które widziałem w tafli lustra, w cale mi się nie podobały. Jeden z nich podszedł, chwycił mocno za ramię i obrócił w ich stronę. Nie odzywałem się i miałem nadzieję, że moja twarz też nic nie wyrażała.

-Hej, frajerze. Znów się tak wystroiłeś jak struś w Boże Ciało. Może ty serio baba jesteś?

Zapytał, jednak nie odpowiedziałem. Po co? Tylko ich to nakręca. W mojej torbie błyszczały śnieżnobiałe łyżwy. Są dość stare, ale dbam o nie. Jeden chyba to zauważył, bo schylił się i wyciągnął je z mojej torby. Przyjrzał się świeżo naostrzonym płozom, po czym podszedł i przejechał jedną z nich po tafli lustra, zostawiając rysę. Uśmiechnął się i przytknął mi zimne ostrze do szyi. Zadrżałem, ale nie pozwoliłem się wyprowadzić z równowagi. Przejechał delikatnie po mojej szyi, zostawiając cienką ranę, po czym rzucił butem przez całą długość łazienki. Płoza... złamała się. Tak po prostu... jak bardzo silny on jest? Jak bardzo ja mam przerąbane?! Czułem spływającą po szyi krew, ale nie miałem odwagi, by ją zetrzeć. Inny chwycił mnie za włosy i uderzył moją skronią o zimną taflę lustra. Coś mówili, ale nic nie słyszałem, przejęty stanem moich łyżew. Od uderzenia aż upadłem na ziemię, a oni zaczęli mnie kopać. Przestali dopiero po kilku minutach, gdy ledwo kontaktowałem.

-Dobra, spadamy.

Rzucił jeden z nich i cała czwórka zostawiła mnie samego. Odczekałem chwilę i powoli się podniosłem, po czym zebrałem swoje rzeczy. Spojrzałem na zegarek w telefonie. 15:30... Cholera! Thomas pojawia się na lodowisku zwykle koło 16:00, a ja mam daleko, jeszcze w tym stanie... założyłem długi do kolan, czarny płaszcz, owinąłem szyję bandażem, który miałem w torbie, a potem zasłoniłem to szalikiem, zakleiłem plastrem rozciętą skroń i założyłem czapkę. Teraz tylko oczy i nos wystawały. Zarzuciłem torbę na ramię i tak szybko, jak mogłem, dotarłem na lodowisko. Był kwadrans po czwartej, ale zobaczyłem go od razu po przystanięciu przy barierce. Nie czułem się dobrze, ale nie było gdzie tutaj usiąść. Jeździł jak zwykle perfekcyjnie i wygłupiał się z chłopakami. Nagle przejechał bardzo blisko mnie i chyba mnie zauważył, bo zawrócił i przystanął obok mnie, opierając się o barierkę.

-Cześć, piękna.

Spuściłem jedynie wzrok na swoje dłonie zakryte rękawiczkami. Co ja poradzę, że ten człowiek mnie peszy? Zaśmiał się cicho na moją reakcję.

-Nie jeździsz dzisiaj?

Na to pytanie przed oczami zobaczyłem moment, gdy jedna z płóz zderzyła się ze ścianą. W oczach stanęły mi łzy, bo wiedziałem, że do następnego sezonu nie pojeżdżę na łyżwach. Wiem, że nie są drogie, ale w chwili, gdy wszystko muszę kupować sam, nie mam na nie pieniędzy. Ostatnie wydałem na naostrzenie płóz wczoraj, bo nie byłem w stanie już na nich jeździć. Pokręciłem powoli głową. Uniósł moją głowę delikatnie chwytając mnie za podbródek. Patrzył mi w oczy z tak bliska,
że aż miałem zawroty głowy. A może to od pobicia? Wszystko jedno.

-Popatrz.

Rzucił tylko i odjechał kawałek. Rozpędził się i podskoczył, robiąc piruet w powietrzu i bezbłędnie wylądował. Zaparło mi dech. Podjechał do mnie i uśmiechnął się, widząc moje zaskoczenie.

-Pracowałem nad tym ostatnio. Podoba się?

Pokiwałem głową. To nie tak, że nie umiem mówić. Po prostu... po moim głosie zorientuje się, że nie jestem dziewczyną, a wtedy przestanie ze mną rozmawiać. Może powinienem pomyśleć nad zmianą płci? Dla niego...

-Wejdziesz na lód? Masz łyżwy przy sobie, widzę w torbie. A lodowisko jest mojego ojca, więc nie musisz płacić.

Zaproponował. Znów spuściłem głowę, co mu się nie spodobało.

-Co się dzieje? Zawsze, jak przychodzisz, jeździsz ile możesz, a teraz co?

Zapytał. Chwyciłem za torbę i zarzuciłem ją na plecy. Spojrzałem mu jeszcze na moment w oczy i wyszeptałem cicho "przepraszam" nim skierowałem się w stronę domu. Nie mogłem się przed nim tłumaczyć. Nie ma opcji. Słyszałem jego wołanie, ale nie odwróciłem się.
Pół godziny później przekręcałem zamek w drzwiach apartamentu, w którym mieszkam z rodziną. Cicho się rozebrałem i czym prędzej przemknąłem do swojego pokoju, nie chcąc przeszkadzać matce czy ojcu. Oboje mnie nie lubią, łagodnie mówiąc. Zamknąłem cicho drzwi i padłem na łóżko. Rana na szyi i skroni pulsowała tępym bólem. Wtuliłem się w poduszkę. Uciekłem. Tak po prostu. Jak tchórz. Jak ja się tam jutro pokażę? W sumie nawet nie jestem do końca pewien, dlaczego uciekłem. Chyba bałem się, że wyda się, że nie jestem dziewczyną, za którą Thomas cały czas mnie bierze. Westchnąłem i zabrałem się do odrabiania lekcji i nauki. W końcu nie mogę przynieść niedostatecznej oceny, zabiją mnie... Zeszło mi tak z trzy godziny, bo ciągle odpływałem myślami. Krótko przed ósmą wieczór spakowałem się na następny dzień w szkole i padłem na łóżko. Byłem wykończony, chyba bardziej psychicznie niż fizycznie. Usłyszałem wściekły krzyk mamy.

-Bill! Do mnie, w tej chwili!

Zawołała a ja z niechęcią, chociaż szybko, podniosłem się z łóżka i przeszedłem do kuchni. Napotkałem wściekłe spojrzenie matki i wzrok ojca wyrażający ni mniej, ni więcej, jak obrzydzenie.

-Czemu nie ma mleka w lodówce? Rano zużyłam do kawy, dlaczego nie kupiłeś? I nie pozmywałeś po nas.

Wyrzucała mi. To była norma. Mama wie, że wstaje dopiero, kiedy ja wyjdę już z domu, więc nie mogę wiedzieć, co ona zużyje, ale każdy pretekst do wlania mi jest dobry.

-Jesteś pierdoloną ciotą.

Stwierdziła i spoliczkowała mnie. Odrzuciło mi głowę w tył, ale nie zareagowałem. To nie ma sensu. Nic nie odpowiedziała, tylko oboje zajęli się swoimi sprawami, więc uciekłem do łazienki w celu umycia się. Zdjąłem opatrunki. Szyja, skroń, lewy nadgarstek. Spojrzałem na blizny i świeże rany. W oczach zebrały mi się łzy. Zacisnąłem dłoń w pięść i wszedłem pod prysznic. Pozwoliłem, by wrząca woda z deszczownicy parzyła moją skórę. Uwielbiałem to uczucie. Zamknąłem na moment oczy i próbowałem zapanować nad szalejącymi myślami. Nie szło mi to. Niezbyt dobrze. Westchnąłem i zacząłem obmywać swoje wychudłe ciało. Przejeżdżając dłońmi po brzuchu przypomniało mi się, że nic dzisiaj nie jadłem. Nie ważne. Jutro coś zjem. Dokładnie się namydliłem, umyłem włosy i zrobiłem peeling na twarzy, po czym dokładnie wszystko spłukałem, co do ostatniej mydliny. Dwie minuty później nakładałem kokosowy balsam na całe ciało, nie omijając miejsc intymnych. Czemu? Jakoś tak. Nie chciałem się masturbować, nie miałem na to ochoty, ale moje dłonie ciągle zahaczały o te miejsca. Dokładnie nawilżyłem ciało, założyłem bokserki, luźny T-shirt i wysuszyłem włosy. Były już całkiem długie, sięgały ramion. Związałem je więc w kitkę i umyłem dokładnie zęby, po czym przeszedłem do mojego pokoju, gdzie założyłem słuchawki i włączyłem muzykę. Położyłem się na łóżku by choć troszkę się zrelaksować. Nawet nie zauważyłem, kiedy odpłynąłem.

Obudziłem się nagle, jakby coś mnie wystraszyło w moim śnie, jednak nie byłem w stanie przypomnieć sobie, co takiego mi się właśnie śniło. Moje serce biło jak oszalałe a oddech przyspieszył - jakbym uciekał. Uciekał od przeznaczenia, nieuniknionej przyszłości, której nigdy nie będę mógł zmienić. Nie mam na tyle sił, by to zrobić i nie mam motywacji. W końcu nie ma nawet jednej osoby dla której coś znaczę, która troszczyłaby się o mnie, która by się o mnie martwiła, czy po prostu od czasu do czasu mnie przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze, lepiej... Nie mam nikogo takiego. Spojrzałem na kalendarz wiszący na ścianie. 22 stycznia. To już dziesięć lat, gdy straciłem ostatnią taką osobę. Był nią rok starszy ode mnie chłopak z apartamentu piętro niżej. Kevin. Byliśmy jak bracia - zawsze razem, zawsze zgrani. Znaliśmy się odkąd skończyłem 3 lata. A potem, gdy miałem 6, on się wyprowadził z rodzicami. Nigdy więcej o nim nie słyszałem ani go nie widziałem. Jakby zniknął z powierzchni Ziemi. Bardzo przeżyłem to rozstanie, bo był jedyną osobą, która wywoływała uśmiech na mojej twarzy, bo mimo wszystko - rodzice zawsze pałali do mnie niechęcią. Nie rozumiałem tego jako dzieciak, ale czułem, że coś jest nie tak i było mi przykro. Jednak nigdy nie próbowałem tego zmienić. Zawsze byłem inny od chłopców w moim wieku i chyba to im najbardziej przeszkadzało. Oprócz tego, że matka mi raz wykrzyczała w twarz, że nigdy nie chcieli mieć dziecka a ja jestem ich "popierdoloną wpadką" i piła alkohol i paliła przez całą ciążę mając nadzieję, że poroni i pozbędzie się problemu. Miałem wtedy 10 lat. Popłakałem się i przez trzy dni nie wychodziłem z pokoju, ale nikt się tym nie przejął. Po tych trzech dniach wróciłem do szkoły a starsi uczniowie uznali mój jeszcze gorszy stan psychiczny, a przy okazji fizyczny, bo brak jedzenia i snu przez te trzy dni dał mi się we znaki, za świetny moment, by dopiec mi jeszcze bardziej. W następnym roku zmieniłem szkołę na tę w której jestem do dzisiaj. Ale mimo moich szczerych życzeń znaleźli się nowi prześladowcy, którzy lubowali się w moim cierpieniu dzień po dniu, aż do dzisiaj. W przyszłym roku zaczynam na szczęście ostatni rok szkoły, a jednak nie wiem, czy dożyję.

Spojrzałem na zegarek. 5:00. I tak już nie zasnę, więc uspokoiłem oddech i wstałem, zgarniając z krzesła przygotowane wcześniej ubranie i przeszedłem do łazienki. Gorący prysznic pomógł mi się do końca uspokoić, chociaż wewnętrznie drżałem na myśl o dzisiejszym dniu. Nakremowałem dokładnie całe ciało i zabandażowałem szyję, po czym opatrzyłem skroń. Bolało przy dotykaniu, ale na szczęście ból nie trwał już po. Ubrałem czarny, gładki T-shirt z krótkim rękawem, zabandażowałem nadgarstek, bo dwie z ran zaczęły mi krwawić, ubrałem czarny sweter z szarym krzyżem z przodu i białym zarysem skrzydeł na plecach. Zerknąłem do lustra i westchnąłem. Znów schudłem, ten sweter jest na mnie za duży. Zrzuciłem go wraz z butami i wyciągnąłem wagę spod półki. Ostatnio ważyłem 57 kg przy wzroście 180 cm. Wszedłem na wagę i obserwowałem przesuwające się cyfry. 54 kg. Świetnie. Przy dobrych wiatrach zagłodzę się na śmierć. Westchnąłem i schowałem urządzenie, po czym z powrotem ubrałem sweter, potem czarne, dopasowane bokserki, czarne jeansy z szarymi przetarciami na kolanach i czarne skarpetki. Umyłem dokładnie ząbki, nałożyłem podkład, puder, pomalowałem oczy na czarno, założyłem kolczyki, które zdjąłem wczorajszego wieczora. Zerknąłem na zegarek. Zeszło mi 55 minut na toaletę. Za długo. Wróciłem do pokoju i chwyciłem plecak i komórkę, po czym przeszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie szybkie śniadanie składające się z jabłka i serka, po czym wpakowałem butelkę wody do plecaka i skierowałem się do wyjścia. Czarny szalik? Jest. Czarny płaszcz? Jest. Rękawiczki? Oczywiście czarne. Są. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu na temperaturę. Nie potrzebuję czapki. Wszyscy są przyzwyczajeni do widoku mnie z ranami na ciele. Wyszedłem cicho z domu i ubrałem buty, sięgające mi do połowy łydki, oczywiście czarne. Dlaczego wychodzę z domu o wpół do siódmej mimo, że powinienem dopiero brać prysznic? To chyba oczywiste - skoro to możliwe, wolę uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami. Postanowiłem powłóczyć się po mieście i jakoś zaszedłem na lodowisko. Stałem tak, przyglądając się gładkiej tafli lodu i myśląc. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i położył mi dłonie na ramionach, na co niemal pisnąłem, ale za to podskoczyłem i odsunąłem się od tej osoby, obracając się do niej. Przede mną stał Thomas, we własnej osobie.

-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć, ale na wołanie nie reagowałaś.

Powiedział. Pech chciał, że będąc jeszcze na wpół przytomny nie zdążyłem się ugryźć w język.

-Nie reagowałeś. Jestem Bill.

Zobaczyłem zdziwienie malujące się na jego twarzy, ale zaraz potem się roześmiał. Podał mi dłoń z szerokim uśmiechem na ustach.

-Witaj, Bill. Jestem Tom.

Powiedział a w jego głosie wciąż pobrzmiewała nutka rozbawienia. Chwyciłem jego dłoń i uścisnąłem ją delikatnie. Zaraz jednak zmarszczył delikatnie brwi.

-Co tutaj robisz o tak wczesnej porze?

Zapytał. Spuściłem lekko głowę, na co po kilku sekundach złapał mnie za ramię i poprowadził gdzieś. Widząc mój zdezorientowany wzrok, uśmiechnął się ciepło.

-Idziemy do kantora, tam jest cieplej.

Wyjaśnił. Po dwóch minutach byliśmy w małym, przytulnym pomieszczeniu, gdzie faktycznie było przyjemnie ciepło. Zdjąłem kurtkę, rękawiczki i szalik, tak samo, jak Tom i usiadłem na wskazanym przez niego krześle.

-Kakao czy herbata?

Zaskoczył mnie tym pytaniem. Głównie dlatego, że nikt mnie nigdy o to nie pytał - sam sobie wszystko przygotowywałem. Przez chwilę się nie odzywałem a jego brew powędrowała w górę.

-Kakao.

Odparłem w końcu. Uśmiechnął się i chwilę słyszałem tylko dźwięk kubków i łyżeczek, ale mój wzrok utkwiony był w stojących na stole ciasteczkach. Rodzice nie pozwalają mi jeść tego, co oni kupują, w sumie nic mi nie kupują i dają mi 200 euro miesięcznie, za które muszę kupić kosmetyki i jedzenie, czasem kartę autobusową i książki. To nie starcza na nie wiadomo co, więc nie kupuję słodyczy ani nic nadprogramowego, co nie jest mi niezbędne. Oderwałem od nich wzrok dopiero, gdy spoczął przede mną kubek parującego kakao, który objąłem dłońmi i zacząłem się ogrzewać. Tom siadł na przeciwko a ja zauważyłem, że ma czarne warkoczyki. Pasowały mu. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, ciepło.

-Częstuj się. Chyba, że wolisz coś innego.

Wskazał dłonią na ciasteczka. Pokręciłem powoli głową i porwałem jedno, jedząc je powoli. Dawno nie jadłem czekolady, a jej kawałki rozpuszczały się teraz na moim języku. Musiałem wyglądać komicznie.

-Co ci się stało?

Ciszę przerwał brązowooki chłopak. Spojrzałem na niego. Wskazywał na moją szyję i skroń. Dotknąłem tych miejsc i skrzywiłem się lekko. Nie mogę powiedzieć mu prawdy, nie jest moim przyjacielem.

-Uhm... wywróciłem się i przywaliłem głową w lustro. Jeden z odłamków wbił mi się w szyję.

Wymyśliłem na poczekaniu. Pokiwał głową i złapał jedną z moich dłoni, całując jej wierzch. Zamurowało mnie. Przecież wie, że nie jestem dziewczyną...

-Co ty robisz?

Zapytałem, na co spojrzał na mnie pytająco. Po chwili jakby zrozumiał i pokiwał głową.

-Chodzi o to, że z tobą flirtuję mimo, że nie jesteś dziewczyną, za jaką cię brałem? Mimo wszystko mi się podobasz. Zawsze określałem się jako biseksualnego.

Wyjaśnił, na co serce mi szybciej zabiło, ale skarciłem się za to. Od dziesięciu lat nie było osoby, która by mnie pokochała, i on też nie musi nią być. Upiłem trochę kakao. Po kilku minutach rozmowa rozkręciła się. Nawet nie zorientowałem się, kiedy zegar wybił 12:00. Zaskoczony spojrzałem na wskazówki zegara. Dowiedziałem się tyle ciekawych rzeczy o Tom'ie, głównie to on mówił a ja słuchałem. On również spojrzał na zegar.

-Wybacz, chyba miałeś iść na lekcje.

Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się lekko. To najlepiej spędzony dzień od kilku lat. Nie żałuję.

-Nie szkodzi.

Odparłem. Wiedziałem, że mogę jeszcze zostać. Na zewnątrz słyszeliśmy przytłumiony ruch, ale nie przeszkadzało nam to.

-Uprawiałeś kiedyś seks?

Zapytał Warkoczyk akurat, gdy piłem wodę. Zakrztusiłem się i przez chwilę kaszlałem, a on się roześmiał.

-Twoja reakcja mówi wszystko. To dobrze. Twój pierwszy raz będzie wyjątkowy.

Puścił mi oczko. Czemu mam wrażenie, że on chętnie by mnie teraz przeleciał na tym stole tutaj? Otarłem łzy z kącików oczu i usiadłem wygodniej.

-Bill, pojeździmy? Koło 16:00 z reguły jest mało ludzi. Masz ochotę?

Zapytał w pewnym momencie, przerywając znów rozmowę. Chciałem już odpowiedzieć, że z przyjemnością, ale... nie mogłem. Spuściłem lekko głowę.

-Niestety. Moje łyżwy są zniszczone.

Pokiwał powoli głową, podszedł do mnie, uklęknął przede mną i ujął moje dłonie w swoje.

-Chyba zapomniałeś, że mój tata tu rządzi, a co za tym idzie ja też i możemy je wypożyczyć za free.

Uśmiechnął się i pocałował wierzch mojej dłoni. Zerknął na zegarek.

-Ale najpierw coś zjemy. Na co masz ochotę? Stawiam!

Powiedział radośnie, ale ja kazałem mu samemu wybrać. Po godzinie stała przede mną parująca paczka chińszczyzny. Miała być mała, ale raczej była z tych dużych wersji.  Spojrzałem cosik niepewnie na Tom'a. Miał dokładnie tą samą wielkość.

-Ja tego wszystkiego nie zjem.

Powiedziałem zasmucony. Jestem straszny, jeśli chodzi o wyrzucanie jedzenia. Uśmiechnął się radośnie.

-Najwyżej zostanie ci na potem, nie ma problemu.

Odparł i zabrał się do jedzenia. Nie widziałem jednak nigdzie widelca, tylko pałeczki. Patrzyłem w nie jak zaklęty, myśląc, jak się zabrać za jedzenie. Nigdy nie miałem pałeczek w ręce, nie umiem nimi jeść. Tom chyba to zauważył. Wstał, podszedł, z łatwością mnie podniósł i posadził sobie na kolanach, po czym jedną ręką objął mnie w talii. Prawą pomagał mi chwycić odpowiednio pałeczki i pomagał mi jeść. Czułem się strasznie skrępowany jego zachowaniem, ale jednocześnie nie chciałem, by przestawał, dlatego westchnąłem cicho, gdy zostawił mnie samego na krześle i wrócił do jedzenia swojej porcji. W końcu nie może przeze mnie głodować. O dziwo szło mi całkiem nieźle i zjadłem więcej niż połowę, resztę pakując do plecaka. Uśmiechnął się na ten widok i uniósł kciuk w górę.

-Tak w ogóle to wyglądasz na wychudzonego. Masz jakieś 180 cm wzrostu, nie? Ile ty ważysz?

Zapytał a ja pobladłem. Zawahałem się przez moment.

-57 kg.

Odpowiedziałem w końcu. Było widać, że niespecjalnie mi uwierzył, ale nie skomentował tego. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jeszcze kilka godzin, po czym poszliśmy na lodowisko. Uczył mnie jeździć, tańczyć na łyżwach i robić różne triki. Byłem zachwycony. Gdy o 20 wróciliśmy roześmiani do kantorka, zacząłem zbierać swoje rzeczy.

-Przyjdziesz jutro?

Zapytał. Nie powiem, trochę się zdziwiłem.

-Jutro?

Powtórzyłem, chcąc być pewien, że on chce mnie widzieć.

-Uhm.

-Przyjdę.

Zapewniłem i odszedłem z uśmiechem na ustach. To był świetny dzień.

Komentarze

  1. Hejka~
    Szczerze powiem, że bardziej spodziewałam się kolejnego rozdziału zamiast nowego opowiadania, ale podoba mi się. Historia ciekawa i uuroocza <3
    Co prawda gryzło mnie kilka błędów stylistycznych, ale to moje zboczenie zawodowe ;)
    Czekam na kolejne rozdziały każdego opowiadania
    Dużo weny (bo jej nigdy dość :P)
    Emila

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty